Trzeba pytać o wszystko: czy mogę wyjść do miasta, wyjechać do rodzinnego domu, pójść do kina, na basen. Siostry zakonne nie prowadzą życia niezależnego, ale jak najbardziej zależne. Tylko warto ze świeckiej perspektywy zastanowić się, co to właściwie znaczy — mówi Justyna Dżbik-Kluge, autorka książki „Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic”.

Justyna Dżbik-Kluge: Denerwują mnie takie pytania, które dosyć często się zresztą pojawiają również w wyszukiwarce Google’a, kiedy ludzie szukają treści na temat sióstr zakonnych. Najczęstsze to: „Jak zakonnica radzi sobie z popędem seksualnym?”, „Jak zarabiają zakonnice?”. Moim celem przy pisaniu tej książki nie było szukanie odpowiedzi na takie pytania, bo uważam je za trywialne i gubiące sens opowieści o istocie pójścia do zakonu, która mnie zainteresowała. Sprowadzanie życia zakonnic do pytań, czy mogą się malować albo jak sobie radzą z seksem, jest dosyć krzywdzące. Chciałam wejść na wyższy poziom opowieści o nich.

– Mam wrażenie, że dominują dwa nurty pisania o zakonnicach. Pierwszy to książki o ich powołaniu, życiu duchowym w rodzaju „Dzięki Bogu jestem zakonnicą!”. Drugi skupia się na tym, co nie działa w tym systemie, wypowiadają się tam kobiety, które odeszły z życia zakonnego. Przełomową książką o tej tematyce była „Zakonnice odchodzą po cichu” Marty Abramowicz. Ja starałam się w swojej książce zmieścić oba światy – zakonnic obecnych i byłych.

— Odpowiedź jest bardzo prosta: kobiety bardzo głęboko wierzące, które poczuły powołanie. Z mojego doświadczenia wynika, że w każdej rozmowie z zakonnicą w którymś momencie pada zdanie: „pamiętaj, że u podstaw tego wszystkiego jest wiara”. Ale też jedna z zakonnic z wieloletnim doświadczeniem opowiadała, że pamięta zakony z czasów PRL. Warunki były bardzo skromne, ale stabilne. Dla wielu kobiet wybór zakonu był wówczas rodzajem stabilizacji, pomysłu na życie. Dawał też unikalną możliwość zobaczenia świata, bo siostry wyjeżdżały często na misje zagraniczne. Teraz, kiedy świat daje wiele możliwości, do zakonu trafiają osoby, które naprawdę bardzo głęboko wierzą w Boga.

Kiedyś do zakonu najczęściej szły też bardzo młode dziewczyny. Dzisiaj decyduje się na to coraz więcej dojrzałych kobiet: już po studiach albo nawet 30-letnich. Rozmawiałam z takimi dziewczynami, które są właśnie w formacji. Zanim poszły do zakonu miały, powiedzielibyśmy „normalne”, życie zawodowe, chłopaka, kredyt, mieszkanie… Żadnych zaburzeń ani niedostatków, traum. Mimo wszystko czuły, że czegoś im w życiu brakowało. Jedna przez rok jeździła po różnych zakonach i dowiadywała się o charyzmaty, czyli na jakiej działalności skupia się dana wspólnota: ewangelizacja, pomoc ubogim, praca… Trafiła do wspólnoty Karmel Ducha Świętego i poczuła się wreszcie spełniona w życiu. Znalazła modlitwę, obecność Boga, rozmowy o nim, bliskość sióstr.

– Formacja, która trwa od sześciu do dziewięciu lat, nie odbywa się w seminarium, jak w przypadku księży, ale w wybranym zakonie. Przyszłymi zakonnicami opiekuje się mistrzyni nowicjatu – duchowa opiekunka, która wspiera siostry w wyborze takiej a nie innej drogi życiowej. Formacja dzieli się na kilka etapów: nowicjat, postulat, juniorat. Po każdym kolejnym składają częściowe śluby, aż wreszcie wieczyste.

Formacja zakonna nie przypomina wyższych studiów. Kobiety przede wszystkim zgłębiają charyzmat, a więc charakter i misję, danego zakonu. Proszę pamiętać, że te wszystkie zakony (benedyktyni, dominikanie, karmelici) to są stare zakony średniowieczne, zbudowane na regułach, konstytucjach, zasadach. Tam wszystko jest jasno określone i przećwiczone przez wieki.

— Spotkałam się z obiegową opinią, że początek życia w zakonie to dla siostry przede wszystkim „wiadro, szmata, woda”. W mediach zdarzają się relacje byłych zakonnic, które skarżą się, że starsze siostry wykorzystywały je do ciężkiej fizycznej pracy. Nie neguję, że takie przypadki się niestety zdarzają. Niemniej moje rozmówczynie nie czuły się wykorzystywane. Wiele z nich powtarza: ten etap był potrzebny, to była dla mnie lekcja pokory.

Siostra Benedykta Karolina Baumann mówi wręcz, że do zakonu trafiła z ogromnymi, niezbyt realnymi ambicjami. Chciała od razu pisać książki, robić doktorat. Ale pierwsze lata formacji, wspominane „wiadro, szmata, woda” dały jej możliwość poznania pracy fizycznej, innego aspektu życia, którego nie znała. Pozwoliły jej złapać dystans. I wiele sióstr tak patrzy na ten etap.

– Kiedyś była to rzadkość, ale obecnie studia są raczej standardem, również ze względów zawodowych. Bez nich siostry np. nie mogą uczyć w szkole katechezy, prowadzić przedszkoli, placówek opiekuńczych. Wszystkie siostry, z którymi rozmawiałam, są po studiach. Często po psychologii, pedagogice jako uzupełnieniu studiów teologicznych. Oczywiście, nie twierdzę, że nie zdarzają się sytuacje, że matka przełożona blokuje zakonnicy studiowanie, ale to nie jest normą.

– Nie pokusiłabym się ani o postawienie tezy, że zakonnice są zawsze dla siebie życzliwymi i wspierającymi siostrami, ani z drugiej strony, że są zawsze samotne. Zupełnie inna jest perspektywa siostry, która odeszła z zakonu: ona będzie pewnie częściej wspominać samotność. Inny punkt widzenia ma ta, która we wspólnocie czuje się dobrze. Samotność i wiele innych problemów natury psychologicznej są wyzwaniami dla zakonów. Z tego powodu uruchamiane są telefony zaufania dla zakonnic, w wielu zakonach są siostry psycholożki, terapeutki, pojawia się coraz więcej pomocy dla tych, które jej potrzebują z różnych powodów.

W moich rozmowach pojawiały się opowieści o samotności. Ale czy czasami człowiek i poza zakonem nie jest samotny? Ważniejsze jest pytanie: czym jest ona spowodowana? Czy wynika z nieufności do instytucji zakonu, matki przełożonej czy z cech charakterologicznych? To są dwie zupełnie różne sytuacje.

Zgromadzeń żeńskich jest ponad 100, prawie dwa razy więcej niż męskich. Myślę zatem, że co zakon, to inna historia. Dużo zależy od matki przełożonej, która – jak twierdzą niektórzy moi rozmówcy i rozmówczynie — powinna traktować zakonnicę jak córkę, a jednocześnie być dobrym szefem, prowadzić wspólnotę, rozstrzygać spory.

– Siostry używają czasami eufemizmu: „problemy relacyjne”. Wiele się pod tym hasłem może kryć. To oczywiste, że problemy relacyjne występują również w tradycyjnych rodzinach: ktoś się z kimś nie dogaduje, kłóci się, można mieć różne zdania, nie lubić się. Takie napięcia nie omijają grupy kobiet zamkniętych na ograniczonej przestrzeni. Pytanie, jak siostry te napięcia rozwiązują. Jakie mają narzędzia do rozwiązywania problemów, jakie wsparcie? Zwykle trzeba pójść ze sprawą do matki przełożonej. A co jeżeli to ona generuje napięcie? To bywa trudne.

Słyszałam, że w niektórych zakonach konfliktowe sprawy są omawiane na otwartych spotkaniach. Takie grupowe dyskusje mogą być zarówno pomocne, jak i rodzić patologie. Jedna z byłych zakonnic opowiadała, że na podobnych spotkaniach matka przełożona kazała każdej z sióstr usiąść na środku, a pozostałe miały jej powiedzieć, co im się nie podoba w jej zachowaniu. Miały punktować jej złe cechy. To była taka nietypowa metoda kształtowania charakteru.

– Oczywiście, że nie – każdy ma jakiegoś przełożonego nad sobą, nawet ona. Jeśli na przykład jakaś zakonnica chce odejść z zakonu, to najpierw idzie rzecz jasna do matki przełożonej, ale później sprawa trafia do biskupa, a potem aż do Watykanu. Zdarza się, że matka przełożona jest osobą zaburzoną, konfliktową, ale tak samo może się zdarzyć w rodzinie, że mąż okazuje się psychopatą. Takie rzeczy się zdarzają.

W wielu zgromadzeniach zakonnych siostry mają głos przy wyborze matki przełożonej.

– Trzeba pytać o wszystko. Czy mogę wyjść do miasta, wyjechać do rodzinnego domu, pójść do kina, na basen, dać wypowiedź do mediów. Siostry nie prowadzą życia niezależnego, ale jak najbardziej zależne. Tylko chyba warto ze świeckiej perspektywy zastanowić się, co to właściwie znaczy. Często wydaje nam się, że zakonnica jest jak dziecko, że jest ubezwłasnowolniona i o wszystko musi pytać. Nie do końca o to chodzi. Siostry tłumaczyły mi, że jeśli decydują się na tworzenie wspólnoty, to ustalają razem wszystkie sprawy. To normalne – mówią jednym głosem, więc muszą się ze sobą konsultować, porozumiewać.

– Spotkałam się z takimi opiniami moich rozmówczyń, że posłuszeństwo dla kobiet w zakonie jest wyzwaniem. Kilka sióstr powiedziało, że największym. Może to kwestia tego, że są to kobiety światłe, samodzielnie myślące i obdarzone poczuciem wartości?

Pamiętajmy jednak, że posłuszeństwo zakonne ma różne poziomy. Wszystkie zakonnice w pierwszej kolejności są posłuszne Bogu. Siostry rozmawiają z Bogiem jak z realnym człowiekiem, mają z nim relację. Siostra Anna Bałchan mówi o nim: „mój szef”. Tak jak katolicy wierzą, że papież jest namiestnikiem Boga na Ziemi, tak zakonnice zakładają, że przez tę matkę przełożoną przemawia wola boża i muszą być jej posłuszne.

– Owszem. Była zakonnica Iza Mościcka ex siostra Nazaria mówi, że wyrażenie „wola boża” bywa nadużywane, wykorzystywane do manipulacji siostrami. Ale pamiętam też rozmowę z siostrą Ireną Karczewską, wywiad z nią nazywa się „Jestem osobą wolną”. Pytam ją: jak to? Siostra jest zamknięta w klasztorze, musi pytać o zgodę w codziennych sprawach, prosić o pieniądze? A ona ze spokojem odpowiada, że dla niej takie życie jest wolnością, a nie zniewoleniem. Bardzo trudno mi to zrozumieć i choć do końca mi się to na pewno nie udało, to szanuję, że ktoś może tak się czuć.

Z moich rozmów wynika, że jednak czasy absolutnego posłuszeństwa matce przełożonej już minęły, dzisiaj mówi się o „posłuszeństwie dialogowanym”.

– Chcesz jechać na misję do Afryki, a przełożona przydziela cię gdzieś indziej w świecie i kończy dyskusję – tak było kiedyś. Dzisiaj jednak taka rozmowa potoczyłaby się inaczej, choć nie wiem czy w każdym przypadku. Z założenia zakony próbują dopasowywać się do czasów, kobiet, które do nich wstępują, i są już nieco innymi instytucjami niż 30-50 lat temu.

— Nie wiem. Kryzys powołań jest niepodważalny. Pytanie tylko, czy dla zakonnic to realny problem. Siostra Małgorzata Borkowska z Opactwa Benedyktynek w Żarnowcu z właściwym sobie spokojem i dystansem mówiła mi: „Pan Bóg jak będzie chciał mieć zakony, to sobie siostry powoła. W historii zakonów ciągle się mówi o jakichś kryzysach powołań”.

– Oczywiście. Tyle że zakon to praca i życie w jednym. Więc matka przełożona wyda zgodę na wyjazd, kiedy siostra nie będzie potrzebna na miejscu. I raczej będzie wiedziała, gdzie jedzie. Nie sądzę, żeby jeździły na Seszele, nie mają na to funduszy. Pytanie też, dokąd i czy jeździć chcą same siostry. Gdy odwiedziłam benedyktynki w Żarnowcu, byłam zdziwiona, że siostry nie jeżdżą sobie na wycieczki do Dębek czy Białogóry – to bardzo niedaleko, wydawałoby się, że wakacje nad morzem są na wyciągnięcie ręki. Jedna z sióstr odpowiedziała, że jest w zakonie od 20 lat i nigdy nie nadarzyła jej się okazja do takiego wyjścia.

Charakter tego zgromadzenia sprawia, że wiele sióstr z wyboru nie opuszcza klasztoru, nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie w każdym zgromadzeniu są takie ograniczenia. Zadałbym to pytanie inaczej – czy zakonnice na wakacje jeździć chcą i na jakie?

– Zakonnice składają śluby ubóstwa, tym samy decydując się na proste i skromne życie. To jeden z ważniejszych elementów życia zakonnego – poświęcenie dóbr doczesnych. Zasada jest taka, że zarobione pieniądze oddają zakonowi. W niektórych wspólnotach siostry dostają kieszonkowe na przykład na opłacenie rachunku za telefon komórkowy, ale to nie jest reguła. Proszę pamiętać, że siostra w zakonie powinna mieć zapewnione wszystko: jedzenie, ubranie, środki higieny. Tym ma się zajmować matka przełożona.

– Ona się pojawia, kiedy matka przełożona nie zapewnia tych wszystkich potrzebnych rzeczy albo nie radzi sobie z gospodarowaniem i ignoruje potrzeby sióstr. Kiedy jest problem z zakupem butów, ciepłych ubrań, to można mówić o przemocy ekonomicznej. Do takich sytuacji nie powinno dochodzić.

— Te, z którymi rozmawiałam, nie miały takiego poczucia, ale od razu muszę uzupełnić, że nie rozmawiałam z zakrystiankami, które są oddelegowane przez zakon do pomocy w prowadzeniu parafii. I potencjalnie są najbardziej narażone na takie praktyki.

Znamy ten stereotyp, jak starsza zakonnica wnosi trzęsącymi się rękami na tacy herbatę, a ksiądz siedzi rozparty na fotelu jak basza. Takich sytuacji nie widziałam, choć o nich słyszałam. Natomiast mam wrażenie po rozmowach z siostrami, że coraz częściej zakonnice się na takie rzeczy nie zgadzają. Siostra Małgorzata Borkowska napisała parę ładnych lat temu dowcipną, a jednocześnie inteligentnie zaczepną książkę „Oślica Balaama, czyli apel do duchownych panów”, w której kulturalnie, ale z ironią wytyka księżom uleganie stereotypom, że zakonnice są mniej wyedukowanie i wiedzą mniej o świecie od nich.

– Różnie bywało z kontaktem. Wysłałam maila z prośbą o rozmowę do 80-letniej siostry bez większej nadziei na szybką odpowiedź, a dostałam ją następnego dnia. A odmawiały mi siostry, które są aktywne w mediach społecznościowych (może im się nie chciało, może nie miały czasu, może się bały). Stosunkowo najłatwiej zaprosić do rozmowy byłe zakonnice, ale zdarzały się i takie, które nie chciały się wypowiadać, żeby nie zaszkodzić współsiostrom, które w zakonie zostały.

Generalnie wszystkim mówiłam, że jestem osobą niewierzącą i o co chcę pytać. Grałam w otwarte karty i wszystkie siostry dostały wywiady do autoryzacji. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich lat zaufanie środowisk kościelnych do mediów spadło. Siostry boją się, albo nie chcą się wypowiadać, bo wiedzą, że usłyszą jedynie atakujące pytania o pedofilię w Kościele, albo przemoc w zakonach. Ja również poruszam te kwestie w książce, ale bez tez. Robię zakonnicom przestrzeń na ich punkt widzenia.

– Nie spotkałam się z siostrami, które chodziłyby po mieście w dresie. Habit w życiu zakonnicy odgrywa kluczową rolę.

Mam wrażenie, że siostry niechętnie go zdejmują, nawet w sytuacjach prywatnych. Jest symbolem wyzbycia się potrzeb doczesnych, łączności z Bogiem, przynależność do wspólnoty. I ja to rozumiem. Słyszałam opowieści o siostrach, które nawet w swoich pokojach siedzą w habitach i nie pokazują się innym siostrom bez nakrycia głowy.

Była zakonnica – Iza Mościcka ex siostra Nazaria – opowiadała, że kiedy sprzątała i zdejmowała habit w zamkniętej części zakonu, były siostry, które mówiły jej wtedy ostentacyjnie „dzień dobry”, a nie „szczęść Boże”. W jej opowieści to same siostry kontrolują się, narzucają tak ostre zasady, utrudniają sobie życie.

– Nie pytałam, czy któraś chodzi na aerobik albo jogę. Raczej większość sióstr nie ma na to czasu, wiele sióstr jest też po prostu leciwych. Sport nie jest najważniejszym zakonnym zajęciem… Siostra Nazaria opowiadała, że dostała pozwolenie na chodzenie na basen, ale wśród jej sióstr było to uznawane za dziwactwo, siostry nawet młodsze od niej mówiły, że nie wyobrażają sobie tego, bo musiałyby zdjąć habit.

Niemniej nawet rygory związane z chodzeniem w habicie zmieniają się na przestrzeni lat. W wielu zakonach kiedyś było określone szczegółowo, jaki rodzaj bielizny, z konkretnego materiału, siostra może mieć pod habitem i szyto koszule oraz bieliznę. Teraz siostry w wielu zgromadzeniach mogą nosić pod habitem zwykłe wygodne ubranie.

– Zanim się odejdzie, można zrobić sobie „wolne”. Istnieje formuła eksklaustracji. To roczne odejście ze zgromadzenia, z możliwością powrotu. Siostry mogą jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję. Ale jeśli zakonnica decyduje się odejść z zakonu, zaczynają się schody. Procedura nie jest skomplikowana, ale jak opowiadała mi była zakonnica Izabela Mościcka, zgromadzenie nie zaznajamia z nią i nie pomaga. Siostry zostają z tym same. Wiele nawet z tego powodu decyduje się jednak w zakonie pozostać, bo perspektywa odejścia jest obarczona stresem, ostracyzmem. Myślę, że Iza nie bez powodu założyła Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym.

– Dla mnie ciekawe było to, czy siostry ze swoimi życiowymi decyzjami, wyborami i ich konsekwencjami naprawdę tak diametralnie różnią się od nas – kobiet świeckich, a nawet takich jak ja, czyli niewierzących. Tytułowe posłuszeństwo jest tematem ogólnokobiecym. Nie tylko zakonnicom trudno jest go dotrzymać. Myślę, że jesteśmy sobie bliższe, niż mogłoby nam się wydawać.

Książka „Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic” Justyny Dżbik-Kluge ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.ZFzabur

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version