O zbrodniach i okrucieństwach II wojny światowej od samego początku mówiono i pisano dużo i chętnie. O tej jednej milczano. I trudno się dziwić
Kiedy sowieccy żołnierze zbliżają się do ich schronu w berlińskiej piwnicy, mieszkańcy proszą młodą kobietę, by wstawiła się za nimi u dowódców. Ona zna rosyjski, ma szansę się dogadać.
Początkowo oficer wzrusza tylko ramionami, ale w końcu schodzi do piwnicy i każe podwładnym odpuścić. Wtedy jeden z czerwonoarmistów traci nad sobą panowanie. „O co chodzi? – krzyczy. – A co Niemcy zrobili z naszymi kobietami?! Zabrali moją siostrę i…”.
Mimo wszystko sytuację udaje się opanować, żołnierze wychodzą ze schronu. Młoda kobieta sprawdza, czy na pewno odeszli, i wtedy zostaje przez nich pochwycona i brutalnie zgwałcona. Przerażeni mieszkańcy schronu zatrzaskują tylko drzwi, by choć symbolicznie odciąć się od koszmaru.
Tak swoje przeżycia w oblężonej, a później okupowanej stolicy Niemiec opisuje anonimowa autorka dziennika, który ukazał się w 1959 r. pod tytułem „Kobieta w Berlinie”. Scena z berlińskiej piwnicy doskonale ilustruje okrucieństwo, cierpienia, bezwzględną żądzę zemsty, demoralizację i strach ostatnich lat II wojny światowej. Zwłaszcza na froncie wschodnim możliwa jest w zasadzie każda potworność.
W ostatnich miesiącach przed kapitulacją III Rzeszy ofiarami gwałtów padły setki tysięcy, jeśli nie miliony kobiet. Głównie Niemek, ale też Ślązaczek, Polek, Węgierek… Tę listę można ciągnąć długo. Trauma towarzyszyła im często przez dziesięciolecia. Kiedy niemal 15 lat po wojnie opublikowano „Kobietę w Berlinie”, autorce zarzucano, że jej szczera opowieść kala dobre imię niemieckich kobiet. Choć na historie o wojennych cierpieniach było miejsce, to o gwałtach ofiary milczały bardzo długo, często do późnej starości. Milczano też oczywiście w ZSRR, gdzie na szczerą opowieść o czerwonoarmistach, nie tylko ich bohaterstwie, ale i zbrodniach, długo nie było miejsca. Nie ma go zresztą i w dzisiejszej Rosji, która buduje swoją tożsamość na heroicznym micie wielkiej wojny ojczyźnianej.
Gwałt, podobnie jak śmierć, zniszczenie, choroby, głód i niedostatek, towarzyszy wojnie od niepamiętnych czasów. Nie było jednak w dziejach konfliktu, w którym zjawiska te wystąpiłyby na tak masową skalę, jak w II wojnie światowej. I to miało znaczenie.
W tym wydaniu „Newsweeka Historii” historyk zimnej wojny Siergiej Radczenko opowiada, że wojenne doświadczenia sowieckich przywódców odegrały ogromną rolę w kluczowych momentach zimnej wojny. Kiedy stawka była zbyt wysoka, unikali oni konfrontacji. Wiedzieli, że wojna na dużą skalę oznacza powtórkę okropności, które widzieli na własne oczy. I nie chcieli tej powtórki.
Radczenko zwraca też uwagę, że pierwszym rosyjskim przywódcą, który wojnę zna tylko ze spreparowanych przez propagandę opowieści i z filmów, jest Władimir Putin.