Prawa strona polityczna zaproponowała, by w momencie wejścia w życie ustawy, zakazane było otwieranie kolejnych ferm. Jednocześnie te, które by działały, a obecnie jest ich 845, miały 15 lat, by przebranżowić się, a dotychczasową działalność w międzyczasie wygasić.
Jak podaje serwis gazeta.pl, „w PiS można nieoficjalnie usłyszeć, że na opcję 15 lat skłonny jest przystać prezes Jarosław Kaczyński”. Jednak spora część polityków ma pomysłu nie popierać z kilku powodów.
Nie o „ochronę zwierząt” tu chodzi?
Minister rolnictwa za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy – Anna Gembicka – mówiąc o projekcie, wskazywała, że okres 15 lat pozwoliłby właścicielom ferm m.in. pospłacać kredyty, a państwo nie musiałoby wypłacać im odszkodowań. Tu warto wspomnieć, że nieco wcześniej Koalicja Obywatelska złożyła własny projekt ustawy, który spowodowałby nakaz wygaszenia istniejących hodowli do 2029 roku, ale w zamian za odszkodowania – tym większe, im szybciej dany właściciel zdecyduje się zamknąć swój biznes.
Projektami Sejm zajmie się we wrześniu. Wewnątrz PiS-u nie ma jednak jednomyślności ws. założeń wersji „15-letniej”. Choć prezes Kaczyński prawdopodobnie poprze projekt, to jednak część parlamentarzystów mówi „nie”. Niewymieniony z imienia i nazwiska poseł prawicy nieoficjalnie komentuje, że za osobami, które „forsują ustawę”, stoi, jak uważa, Szczepan Wójcik. Wątpi on ponadto, że rzeczywiście chodzi tu o „ochronę zwierząt” i ma za złe Kaczyńskiemu, że rzekomo „ugiął” się pod naciskiem.
Ustawa futerkowa podzieli PiS jak „piątka dla zwierząt”?
Podobna sytuacja miała miejsce w 2020 roku, przy okazji ogłaszania tzw. „piątki dla zwierząt”. Wówczas partia podzieliła się na dwa obozy. Ostatecznie zdymisjonowano ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. W pewnym momencie wysłał on do polityków Prawa i Sprawiedliwości list, w którym ostrzegał ich przed możliwymi negatywnymi skutkami wprowadzenia nowego prawa.
Były minister otwarcie wystąpił przeciwko ustawie, którą firmował Kaczyński. „Zdaniem rolników PiS zdradza wieś, przestaje być jej obrońcą, a deklaracje składane przez najważniejszych polityków przed wyborami były tylko hasłami propagandowymi i elementem walki o elektorat wiejski. Straty wizerunkowe Prawa i Sprawiedliwości będą trwałe i bardzo trudne do odwrócenia, niemożliwe do zrekompensowania jakimikolwiek środkami przed następnymi wyborami” – brzmiała treść pisma, które opublikował wówczas portal Onet.