Kto stoi za Trzaskowskim, a kto za Sikorskim. Czy przegrany w prezydenckim wyścigu w KO może się obrazić? I w ogóle, po co Donaldowi Tuskowi ten prawyborczy wist?

Jeśli jesteś za Trzaskowskim, wyślij SMS z numerem 1. Wolisz Sikorskiego, naciśnij 2 – taką wiadomość dostanie w piątek każdy zweryfikowany członek Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Zielonych i Inicjatywy Polska. Trudno się pomylić w odpowiedzi. O tym, że Trzaskowski dostał jedynkę, a Sikorski dwójkę, zdecydowało losowanie. W komisji liczącej głosy są przedstawiciele obu kandydatów i wszystkich czterech partii koalicyjnych.

– Chcieliśmy to po prostu zrobić jak najszybciej, a firma, która ma przeprowadzić wybory, będzie gotowa już w piątek. Do środy wszystkie dane z partii mają być przekazane firmie. Ale tylko numery telefonów, bez nazwisk, żeby nie było problemów z danymi osobowymi. O godzinie 8 rano wszyscy dostaną SMS-y z treścią pytania i do godziny 24 mogą głosować. Następnego dnia do południa będą już znane wyniki prawyborów i frekwencja – tłumaczy zasady Dorota Niedziela, wicemarszałkini Sejmu, która od dawna jest szefową komisji wyborczych w Platformie. Jest też jedną z najbardziej zaufanych osób Donalda Tuska.

Ogłoszenie, że Koalicja Obywatelska jednak zdecyduje się na prawybory, chyba najbardziej zaskoczyło kandydatów na kandydatów i ich otoczenie. Jeszcze rano w sobotę 9 listopada do mediów przeciekały informacje, że Rafał Trzaskowski może spodziewać się nominacji albo przynajmniej wskazania, że to na pewno on będzie reprezentował Koalicję Obywatelską w prezydenckim wyścigu.

– Te przecieki chyba miały sprawić, że Radek po prostu się wycofa. Policzy, na kogo może liczyć, i uzna, że po co mu kolejna porażka w prawyborach [w 2010 r. przegrał w PO z Bronisławem Komorowskim – red.] – mówią nam osoby, którym zdecydowanie bliżej do szefa MSZ niż prezydenta stolicy.

Wybór dokonywany przez całą partię – a raczej wszystkie cztery wchodzące w skład Koalicji Obywatelskiej – jest znacznie mniej przewidywalny, niż gdyby robił to zarząd czy nawet Rada Krajowa PO. O ile da się policzyć, jak rozłożą się głosy w 35-osobowym zarządzie, czy nawet w liczącej około 500 osób Radzie Krajowej, o tyle poparcie w całej partii może rozłożyć się bardzo różnie.

– Oczywiście mamy swoje rekomendacje, mniej więcej wiadomo, kto kogo popiera, ale jak człowiek zostaje sam ze swoim głosem, to już nie mamy takiej pewności, co zrobi – mówią z kolei ludzie zbliżeni do Rafała Trzaskowskiego.

Przecieki do mediów o tym, że Trzaskowski jest pewniakiem, miały chyba sprawić, że Radek po prostu się wycofa – mówią nam ci, którym zdecydowanie bliżej do szefa MSZ

Niby wiadomo, na kogo można liczyć, ale dopiero po ogłoszeniu prawyborów partyjne sympatie zaczęły naprawdę wychodzić na światło dzienne. Do soboty ludzie Trzaskowskiego ironizowali, że Sikorski ma w swojej drużynie wyłącznie Romana Giertycha, teraz spoważnieli. Sam Giertych nie ma w partii żadnego znaczenia. Klub parlamentarny za nim nie przepada, a że nie jest członkiem PO ani żadnej partii do KO należącej, nawet nie odda głosu na swojego przyjaciela. Ale wpływowy mecenas ma swoją Sieć na Wybory utworzoną na portalu X, a tam jest sporo szeregowych członków partii. Nie tych z pierwszych stron gazet – działają bardzo lokalnie albo wręcz wirtualnie, ale jeśli zapłacili składki na partię, mają prawo głosu i każdy głos jest tak samo ważny.

W „stajni” Sikorskiego są też jednak politycy rozpoznawalni, jak Marcin Bosacki, jego dawny rzecznik, Joanna Kluzik-Rostkowska, Arkadiusz Myrcha. Za szefem MSZ zagłosują też dawni schetynowcy Andrzej Halicki czy Mariusz Witczak oraz sam Grzegorz Schetyna. Za Sikorskim są także senator Barbara Zdrojewska i jej mąż europoseł Bogdan Zdrojewski, a także senator Stanisław Gawłowski. To mocne karty.

Rafał Trzaskowski ma po swojej stronie jeszcze potężniejszych sojuszników. Może liczyć na Sławomira Nitrasa i stojących na czele partii koalicyjnych Barbarę Nowacką i Adama Szłapkę. Do tego dochodzą popularny wiceszef MON Cezary Tomczyk, Paweł Olszewski, Agnieszka Pomaska, obaj panowie Truskolascy (poseł i prezydent Białegostoku) czy były prezydent Sopotu Jacek Karnowski.

Obaj kandydaci na kandydata mają więc w swoich frakcjach sporo postaci medialnych umiejących narzucać swoją narrację. Radosław Sikorski nie czekał jednak na wsparcie sojuszników i ruszył do mediów z impetem, jaki nie zdarzał mu się do tej pory. Stronnicy Trzaskowskiego uważają nawet, że Radka jest za dużo i że zbyt często i ochoczo łamie ustalenia o nieagresji, które zapadły na partyjnym spotkaniu.

– Miało nie być osobistych wycieczek, ataków, insynuacji, a Radek co chwila wbija Rafałowi szpile. Nie taka była umowa. Mieli zająć się swoimi sprawami w MSZ i w warszawskim ratuszu, a tu kampania pełną parą – denerwują się stronnicy Trzaskowskiego, nie dostrzegając chyba, że liczne wycieczki po Polsce prezydenta stolicy też nie są najlepiej odbierane w partii i w mieście. Trzaskowski robi to po godzinach pracy i w weekendy, ale czy w odczuciu głosujących ma to znaczenie?

Obóz Trzaskowskiego ma też za złe ludziom Sikorskiego powtarzanie w mediach, że „Rafał był świetnym kandydatem na 2020 r., ale teraz jego kompetencje są trochę bez znaczenia, bo kampania będzie o bezpieczeństwie i granicy”.

– To jest nie fair. Takie gadanie, że póki był spokój, to Rafał by sobie poradził, ale jak jest wojna, to potrzebny jest większy miś. Rafał zdobył 10 mln głosów, jest większym misiem – irytują się ludzie prezydenta stolicy.

Zdenerwowanie Radosława Sikorskiego sięgnęło zenitu, kiedy w TVN24 padło pytanie o pochodzenie jego żony. Prowadząca program Monika Olejnik powołała się na cytat w prasie (błędnie podając, że informacja pochodziła z „Tygodnika Powszechnego”), który donosił, że w Platformie pojawiają się wątpliwości, czy korzenie Anne Applebaum nie będą problemem dla przyszłego prezydenta.

– Ja bym powiedział, że jest już świecka tradycja, iż pierwszymi damami powinny zostać osoby pochodzenia żydowskiego – odpowiedział minister, nawiązując do Anny Komorowskiej i Agaty Kornhauser-Dudy i niemal natychmiast wyszedł ze studia.

Pytanie było nie na miejscu, bo tematem kampanii są kompetencje Radosława Sikorskiego, a nie czy jego żona jest amerykańską Żydówką. Znacznie więcej sensu miałyby pytania, czy jej publicystyka z czasu kampanii prezydenckiej w USA nie zaważy na stosunkach polsko-amerykańskich.

– Dajmy spokój. Radek i Tusk też Trumpowi nigdy nie żałowali, więc w ogóle nie ma o czym rozmawiać. Jest też przykład J.D. Vance’a, który powiedział o Trumpie „America’s Hitler”, a teraz jest wiceprezydentem. Naprawdę w polityce wszyscy rozumieją narrację kampanii – wzruszają ramionami politycy z otoczenia Sikorskiego.

Jednak plotki o tym, że w KO jest pewna grupa polityków rozważająca, czy pochodzenie Anne Applebaum będzie miało w kampanii znaczenie, musiały do szefa MSZ dotrzeć, bo poruszył sam ten temat na spotkaniu zarządu partii.

Jeśli prawybory wywołują w KO tyle emocji, dlaczego Donald Tusk się na to zdecydował? Pieczeni, które upiekł przy prawyborczym ogniu, jest kilka. Po pierwsze, decyzja o wyborze kandydata przestała być oczywista i zmieniło się to dosłownie w ciągu kilku ostatnich tygodni. Od czterech lat wiadomo, że Rafał Trzaskowski jest kandydatem na prezydenta i partia była pewna, że to się nie zmieni.

– To dla wielu osób w partii i w Polsce jest taka nasza uśmiechnięta, znajoma twarz, ale jednocześnie wielu ludzi mówi, że nic nowego już nie pokaże, nie zaskoczy wyborców w kampanii. Radek pokazuje ambicję i świeżość. Jemu bardzo się chce – opowiadają politycy PO, prosząc, żeby nie ustawiać ich po żadnej stronie barykady.

To „chcenie” Sikorskiego przyniosło efekty i o ile w czerwcu, kiedy w „Newsweeku” pisaliśmy o tej kandydaturze pierwszy raz, była to dla wielu naszych rozmówców political fiction, o tyle w październiku stała się jak najbardziej realna. W dodatku wielu polityków mówi: „Rafał to jest świetny kandydat, ale jeśli PiS wystawi Czarnka, to sobie nie poradzi”.

Trzaskowski ma za sobą doświadczenie kampanii wyborczej sprzed czterech lat. Wie, jak ostro może być. Tyle tylko że kampania 2020 r. była zupełnie inna, bo Andrzej Duda prezentował się jako oaza łagodności i uśmiechów, cały atak na przeciwnika szedł z ówczesnej TVP. Trzaskowski mógł odmówić debaty na antenie tej telewizji i jego wyborcy doskonale to zrozumieli. Teraz może odmówić TV Republika, ale co na przykład z popularnym Kanałem Zero, który będzie zapewne chciał takie starcie zorganizować? Debata z Przemysławem Czarnkiem może być dla Rafała Trzaskowskiego bardzo trudnym doświadczeniem.

– Jest w partii niemało głosów, że gdyby PiS wystawiło Czarnka, to Radek po prostu weźmie go na rogi i będzie się z nim bił bez skrupułów – opowiadają nasi rozmówcy.

Ponieważ decyzja przestała być oczywista i co chwila pojawiają się nowe badania, które to jednemu, to drugiemu dają szansę na większą mobilizację wyborców w drugiej turze (właśnie to, a nie poparcie w I turze jest najważniejsze), to Donald Tusk odsunął od siebie decyzję. Wybór kandydata nie będzie jego osobistą odpowiedzialnością, tylko całej partii. Wygodne, choć ewentualna porażka i tak spadłaby na lidera.

Jednocześnie Tusk uspokaja nastroje. Wojna między dwoma obozami toczona pod dywanem (pisaliśmy o tym dwa tygodnie temu) doszła do takiego momentu, że zaczęła bardzo mocno chwiać partyjną łódką. Wzajemne oskarżenia, wyciąganie spraw z przeszłości, plotki, pranie brudów… Przewodniczący doskonale wie, że znacznie lepiej, kiedy taka wojna toczy się jawnie, bo jest bardziej cywilizowana. Co prawda od czasu do czasu niektóre oddziały szarżują na pole przeciwnika, ale przy okazji muszą głęboko, szczerze i przede wszystkim publicznie zapewniać, że szanują się, darzą sympatią i nie ma tu wyboru między lepszym a gorszym kandydatem, tylko jest dwóch doskonałych.

Nie dość, że Tusk tonuje emocje, to zmusza partię do całkowitego poświęcenia w kampanii, bo nikt nie może się obrazić na demokratyczny wybór i wszyscy bez utyskiwania mają pracować na wybrańca.

Dodatkową pieczenią Tuska jest to, że gdyby Prawo i Sprawiedliwość nie woziło się tyle czasu z decyzją i nie doszło do wniosku, że prawybory się u nich nie sprawdzają, pomysł KO nie byłby zapewne aż tak atrakcyjny. A tak lider pokazał, że Koalicja Obywatelska jest strukturą demokratyczną także dla koalicjantów, którym on jako hegemon nie narzuci swojego kandydata i też mają wpływ na decyzję. No i przykuł uwagę opinii publicznej, która od miesięcy słyszy o tym, co dzieje się w PiS, a teraz dostała igrzyska w KO.

Nie można zapomnieć o jeszcze jednym. Platforma ma ponad 20 tys. członków. W powszechnych prawyborach w partii głosuje niewiele więcej niż połowa. Nowoczesna miała dwa lata temu niewiele ponad 1200 członków, Inicjatywa Polska 69, a Zieloni około 750. Od razu widać, kto tu ma siłę. To głosowanie pozwoli Donaldowi Tuskowi nie tylko policzyć głosy, ale także wprost powiedzieć swoim koalicjantom: kochani, najwyższa pora, żebyście poważnie przemyśleli wasze istnienie poza PO.

Prawybory to pierwszy krok do zjednoczenia Koalicji Obywatelskiej. Zresztą takie sugestie ze strony premiera już w rozmowach z partnerami padały. Z jednej strony koalicjanci mają kilka atutów i wyrazistych polityków, których Tusk docenia (Barbara Nowacka czy Adam Szłapka), a z drugiej koalicja to dodatkowe problemy, bo nie tylko trzeba się użerać z koalicjantami z Trzeciej Drogi i Lewicy, ale także wewnątrz własnego obozu. Premier zdecydowanie wolałby mieć wszystko pod jednym dachem.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version