Przez lata podejmowała wiele prób schudnięcia, ale każda kończyła się powrotem do początkowej wagi. — Przerobiłam chyba wszystkie gotowe diety z internetu, ale zawsze co sobie schudłam, to sobie przytyłam — wspomina Kinga Połetek, która znalazła sposób, by skutecznie zrzucić zbędne kilogramy i cieszyć się życiem.

Kinga w wieku 29 lat ważyła ponad 100 kg. Stroniła od towarzystwa, nie miała ochoty na spotkania ze znajomymi. Po pracy wracała do domu i zajmowała się dziećmi. — Wstydziłam się tego, jak wyglądam, nie chciałam, żeby ludzie na mnie patrzyli, a dom był moją bezpieczną przystanią.

Zmęczona dietami i swoim samopoczuciem postanowiła podjąć jeszcze jedną próbę zmiany stylu życia.

— Przeczytałam, że najskuteczniejszą metodą na zrzucenie wagi jest liczenie kalorii i wprowadzenie deficytu kalorycznego. Spodobało mi się, że mogę jeść to, na co mam ochotę konkretnego dnia, o ile mieści się w ustalonym limicie — tłumaczy. Do diety dołączyła aktywność fizyczną. Zaczęła od biegania. — Na początku było ciężko, ale z czasem złapałam zajawkę. Widząc, że waga leci w dół, miałam jeszcze większą motywację. Zależało mi na tym, żeby skóra nie wisiała, dlatego postanowiłam zbudować masę mięśniową. Do biegania dołączyłam ćwiczenia siłowe.

W ciągu roku i pięciu miesięcy Kinga schudła 50 kg. Jak przyznaje, czuje się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. — Wiesz, zmiana fizyczna oczywiście jest najbardziej widoczna, ale to, jak zmieniło się moje samopoczucie, jest niesamowite. Mam więcej energii, jestem bardziej radosna. I otworzyłam się na ludzi. Zmieniłam pracę, jestem team leaderką w restauracji. Jasne, czasami do życia wkrada się chaos, mam w końcu dwójkę dzieci, ale trzymam się nawyków, które są dla mnie dobre i zdrowe — zaznacza.

Poniedziałki, środy i piątki do dla Kingi niemal święte, treningowe dni. Tak, jak codzienna spontaniczna aktywność — spacery i wchodzenie po schodach. — Każdy ma 24 godziny na dobę, wszystko zależy od tego, gdzie w hierarchii stawiasz swoje zdrowie. Zmiana nawyków przełożyła się na każdą płaszczyznę mojego życia. Jestem z siebie dumna. I z tego, jak wyglądam — przekonuje.

— Praktycznie całe swoje nastoletnie życie byłem osobą otyłą, borykałem się z tym obciążeniem, od kiedy tylko pamiętam. Wpływało to na moją psychikę, bo widziałem, że odstaję od kolegów. Bardzo mi to siedziało w głowie i ciążyło — przyznaje Michał Malecki. Nie unikał sportu, wręcz przeciwnie. Grał ze znajomymi w piłkę, czasami w siatkówkę. — Tylko że nie jadłem dobrze. Miałem 17 lat, kiedy jednego dnia stwierdziłem, że muszę coś zmienić, że już nie chcę czuć się inny od rówieśników i muszę wziąć się za siebie — wspomina. Zaczął od jazdy na rowerze, w którą bardzo szybko się wkręcił. — To było świetne cardio. Wprowadziłem regularną aktywność, kilogramy zaczęły lecieć w dół, a sylwetka zaczęła się zmieniać — tłumaczy. Z czasem kolarstwo zamienił na trening siłowy. — I tak krok po kroku masa mięśniowa się rozwijała, ciało się rzeźbiło i zaczynałem się sobie podobać.

Michał zaczął na własną rękę dokształcać się na temat zdrowego odżywiania. — Wpadłem w obsesję, czytałem blogi, oglądałem filmiki. Na początku przeszedłem na zbyt restrykcyjną dietę, która poskutkowała efektem jojo. Musiałem znaleźć plan żywieniowy, który będzie dawał rezultaty, ale także taki, który będę w stanie utrzymać — zaznacza.

Po wielu próbach się udało. Michał w pierwszych latach swojego nowego życia schudł 40 kg. Jak mówi, w całym procesie najtrudniejsze było podjęcie decyzji. — I znalezienie motywacji, a moją był wygląd. Potem już się potoczyło. Ale schudnąć to jedno, drugie to utrzymać wagę i motywację. Mnie udaje się od dziesięciu lat, dlatego, że traktuję to jako zdrowy styl życia, a nie chwilową dietę — tłumaczy.

Odżywia się zdrowo, chociaż czasem pozwala sobie na małe odstępstwa. Dba o sen i nawodnienie. Trenuje trzy razy w tygodniu, pamięta o regeneracji. — Trening jest wryty w moje życie, jest nawykiem. Ciężej mi nie iść na siłownię, niż iść. Wysiłek jest dla mnie mentalną przerwą, sposobem na relaks. Po nim czuję się lepiej, mam lepszy humor i samopoczucie.

Sport tak bardzo wsiąkł w jego życie, że stał się sposobem na zarobek. — Zaczęło się naturalnie. Dodawałem fotki na Instagrama ze swoją przemianą, dokumentowałem to, jak mi idzie. A ludzie, widząc moją przemianę, sami z siebie do mnie pisali. Po jakimś czasie zostałem trenerem personalnym — opowiada.

Kiedy pytam Michała, jak czuje się po zmianie swojego stylu życia, bez wahania odpowiada, że diametralnie lepiej i pewniej. — Mam teraz dużo lepszy wygląd, jestem facetem i jestem dumny ze swojej przemiany, że postawiłem sobie cel i go osiągnąłem. Ale moje samopoczucie jest znacznie lepsze, mam dużo więcej energii w ciągu dnia i lepsze zdrowie — dodaje.

Oliwia Glenc od najmłodszych lat była wysportowana. Trenowała sztuki walki, trzymała odpowiednią dietę, wygrywała zawody. Niespodziewana kontuzja wszystko przekreśliła. — Potem zaszłam w ciążę i uznałam, że to jedyny czas, w którym mogę odpuścić trzymanie diety i wagi do zawodów. Utrzymywanie wagi było bardzo obciążające psychicznie.

Dlatego, kiedy tylko odpuściła, zaczęła pozwalać sobie na wszystko, na co miała ochotę. — Popadłam ze skrajności w skrajność. Cztery miesiące po porodzie ważyłam 99 kg. To była już otyłość — zaznacza.

Czuła się źle psychicznie i fizycznie. — Dobijało mnie to, że doprowadziłam się do otyłości. Najbardziej doskwierały mi jednak bóle: kręgosłupa, kolan, no i słaba odporność. Wszystkie dolegliwości przekładały się na złe samopoczucie psychiczne. Miałam już tego dość — wspomina.

Chciała wrócić do zdrowia, ale jak podkreśla, najtrudniej było zacząć tę drogę.

— Sporo myślałam, zanim decyzja zapadła. I nagle, jednego dnia wieczorem zaczęłam pić więcej wody. Ułożyłam sobie plan na kolejne dni. I poszło — opowiada. Do zbilansowanej diety dołączyła aktywność fizyczną trzy lub cztery razy w tygodniu.

— Założyłam Instagram i zaczęłam relacjonować swoje poczynania. Najpierw zaczęłam dietę redukcyjną, potem proces utrzymywania sylwetki i powrotu do wysportowanego ciała — relacjonuje.

Z każdym tygodniem Oliwia czuła się coraz lepiej. Fizycznie i psychicznie. — Byłam szczęśliwa, zaczęłam odzyskiwać siebie. Otyłość odbiła się na mojej psychice, miałam stany depresyjne. Redukcja wyznaczyła mi cel, do którego dążyłam. W półtora roku schudłam 40 kg.

Sportowy styl życia na nowo stał się jej codziennością. — Poczułam, że tym chce się zajmować zawodowo, skończyłam kilkanaście kursów, poszłam na studia dietetyczne. Przygotowuję diety i plany treningowe dla osób, które chcą schudnąć. Wiem, z czym się zmagają, bo to przeszłam. Rozumiem ich demotywację, brak wiary w to, że się uda. Nie wszyscy chcą chodzić na siłownię, ale jestem przykładem na to, że tkankę mięśniową da się zbudować w domu. Proces odchudzania był trudny, ale cieszę się, że podjęłam walkę — zapewnia.

— Ważyłem 120 kg i z każdym dniem czułem się coraz gorzej. Byłem w ostatniej klasie liceum, kiedy postanowiłem, że muszę coś zmienić — wspomina Michał Tkacz. Dzieciństwo upłynęło mu pod znakiem piłkarskich treningów. Potem boisko zamienił na komputer i popularną grę „FIFA”. — Różne życiowe trudności i zawirowania rodzinne spowodowały, że zaciąłem się w tym wirtualnym świecie. Po lekcjach wracałem i siadałem do komputera. Odżywiałem się bardzo źle, w szkole przez wiele godzin nie jadłem nic, a po powrocie do domu nadrabiałem ponadprogramowo — opowiada.

Tak funkcjonował przez kilka lat. Niedługo przed studniówką poczuł, że potrzebuje zmiany.

— Na nowo wprowadziłem aktywność fizyczną. Trenowałem kilka razy w tygodniu. Zmieniłem nawyki żywieniowe i tego się trzymałem — opowiada. Waga zaczęła spadać i to bardzo szybko. — W ciągu pół roku schudłem 50 kg. Na szczęście nie zniszczyłem sobie organizmu, chociaż zmiana była szybka i dosyć duża.

Na początku Michał nie był zachwycony swoją sylwetką, dlatego postanowił zbudować masę mięśniową. A to, jak zaznacza, był proces. — Przechodziłem różne etapy. Podnosiłem duże obciążenia, potem zainteresowałem się olimpijskim podnoszeniem ciężarów, ale najbardziej spodobało mi się okresowe wchodzenie na większe obciążenia — tłumaczy. Sport na stałe zakorzenił się w życiu Michała. Stał się nie tylko dodatkiem do codzienności, ale i sposobem na życie. — Zostałem trenerem personalnym. Przeszedłem kursy, certyfikacje i zacząłem pomagać ludziom w podobnych sytuacjach. Potem pracowałem ze sportowcami, przygotowywałem ich motorycznie, a w pandemii wspólnie z żoną otworzyliśmy własne studio treningowe, które prowadzimy do dziś.

Od lat waga Michała się nie zmienia. Podobnie jak samopoczucie psychofizyczne. — Miałem momenty, kiedy przesadzałem z „cheat mealami”, zmieniałem je w „cheat weekendy”. Potem powroty do zdrowego odżywiania były wyjątkowo trudne. Teraz codziennie staram się jeść zdrowo i nie przesadzać. Oprócz tego wplatam trzy, cztery aktywności fizyczne w ciągu tygodnia. Mamy małe dziecko, biorę więc pod uwagę rzeczywistość. A kiedy już trenuję, intensywność treningu dostosowuję do dyspozycji danego dnia — dodaje.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version