Polscy uczniowie nie chcą ćwiczyć na lekcjach WF. PiS chciało z tego powodu kontrolować zwolnienia, skończyło się na cyfrowej platformie dla łowców sportowych talentów.

Szesnastoletnia Aśka wchodzi na WF – nowe tipsy, makijaż. Już po niemieckim i matematyce, w planie ma jeszcze chemię, godzinę wychowawczą i informatykę. Pod koszem w tej samej sali jedna klasa ćwiczy rzuty, jej grupa ma grać w siatkę. – Proszę pana, źle się czuję – mówi Aśka.

Nauczyciel pozwala jej usiąść na ławeczce. – Jeszcze mi tymi pazurami piłkę przedziurawisz – żartuje. Przynajmniej ominie ją mycie pod pachami w umywalce i tuszowanie rozpuszczonego make-upu.

Polscy uczniowie nie chcą ćwiczyć na lekcjach WF. Według MEN prawie co trzeci przynosi zwolnienia od lekarzy lub rodziców. PiS chciało z tego powodu kontrolować zwolnienia, skończyło się na cyfrowej platformie dla łowców sportowych talentów i masowych testach sprawnościowych. Właśnie wchodzą w życie.

– Jednym z zadań edukacji jest zadbanie o dobre zdrowie i sprawność ruchową dzieci i młodzieży – przekonuje dzisiaj ministra edukacji Barbara Nowacka. Każdy uczeń w Polsce – od klasy czwartej aż po maturę – musi sprawdzić swoją szybkość i siłę w testach sprawnościowych rządowego programu Sportowe Talenty.

Testy zaczęły się z początkiem marca. Rodzice muszą dostarczyć informację o wadze i wzroście dziecka. A na WF uczniowie sprawdzą się w kilku konkurencjach: bieg 10×5 m, beep-test, czyli 20 m biegu wahadłowego (tam i z powrotem), podpór przodem na przedramionach, czyli tzw. deska, oraz skok w dal z miejsca.

www.instagram.com

Ten program nowy rząd odziedziczył po PiS. Żeby się z niego wycofać, trzeba by zmienić kilka ustaw, m.in. o sporcie, o zdrowiu publicznym i prawo oświatowe, bo do nich został dopisany obowiązek przeprowadzenia testów sprawnościowych. Minister sportu Sławomir Nitras i ministra edukacji Barbara Nowacka robią więc dobrą minę do złej gry i zachęcają uczniów do udziału w testach. Na krótkim wideo promującym akcję Nitras skacze w dal, Nowacka biegnie, a potem wspólnie wykonują „deskę”. Mogłoby to zachęcić do uprawiania sportu, gdyby nie była to jedynie zachęta do wykonania testów. – Ten test nie jest na ocenę, jest po to, by sprawdzić wasze postępy i to, jakie postępy robi nauczyciel w uczeniu was – podkreśla ministra edukacji. Nauczyciele nie mogą jej darować, że podsuwa uczniom pomysł na sprawdzanie skuteczności pracy wuefistów.

– Uczeń się uczy, a nauczyciel naucza. To elementarz współczesnego spojrzenia na edukację – przypomina znany pedagog Jarosław Pytlak, dyrektor szkół STO w Warszawie, pod jednym z postów na temat akcji. I jest to łagodna wersja nauczycielskiej reakcji na słowa ministry.

„Zróbcie dzieciom wreszcie fajny WF, który je zaangażuje, a nie taki, gdzie ktoś będzie oceniał i porównywał!” – piszą z kolei pod promocyjnym filmem rodzice. Podkreślają, że dzieci lubią się porównywać, a stąd tylko krok do prześladowań rówieśniczych.

– Nie lubię WF, bo jestem za słaba. Źle serwuję, dziewczyny się na mnie drą, chłopaki głupio się gapią – mówi mi Aśka. Brzydzi się szatnią, bo jest za ciasna, a dziewczyny komentują jej bieliznę. Wkurza ją, że podłoga w hali sportowej jest brudna. – Wychodzę spocona, ręce czarne, skarpety mokre. Nie mam się gdzie umyć, jedzie ode mnie. Jak mam iść na następne lekcje? – pyta dziewczyna.

Już w 2020 r. Główny Inspektorat Sanitarny alarmował, że w szkołach nie ma warunków do utrzymania higieny, zwłaszcza w związku z lekcjami WF. Inspektorzy sprawdzali m.in., czy uczniowie mają dostęp do prysznica. Na 12 tys. skontrolowanych szkół zaledwie 148 udostępniało wówczas natrysk po zajęciach sportowych – podawał „Dziennik Gazeta Prawna”. Od tamtej pory kontroli GIS już nie było – przerwała je pandemia.

– W mojej szkole są prysznice, przedzielone ścianką, bez zasłonek. Dzieciaki wstydzą się tam kąpać – opowiada Igor, który uczy WF w podstawówce na Wybrzeżu.

– W szatni są dwie klasy naraz: ta, która skończyła zajęcia, i ta, która zaczyna. Tłok i duchota, zero intymności – opowiada Maciek, nauczyciel WF z liceum w mieście w centralnej Polsce. W jego liceum pryszniców brak. – Uczniowie myją się w umywalkach, wycierają podkoszulkami – mówi.

Maciej odpuszcza zajęcia tym, którzy nie chcą brać w nich udziału. Nie muszą nawet mieć usprawiedliwienia od rodziców. – Nie będę ich dręczył, bo szkoła dla nich to i tak za dużo stresu. Wolę zachęcić do zajęć – mówi. Jaką ma strategię? – Pozwalam ćwiczyć z muzyką. Zrezygnowałem ze sprawdzianów, nie oceniam za wyniki, wyłącznie za aktywność podczas lekcji. Nie przychodzisz wcale – masz jedynkę. Bierzesz udział – dostajesz oceny pozytywne. Uczniowie sobie obliczają, co im się opłaca, i nawet ci najbardziej niechętni czasem przychodzą poćwiczyć – mówi nauczyciel.

Trudno mi znaleźć wuefistę, któremu podoba się program Sportowe Talenty.

– Oduczyliśmy się sprawdzianów na WF. Właśnie po to, żeby dzieci się nie stresowały i nie porównywały ze sobą – przyznaje Krzysztof, wuefista w podstawówce w Gorzowie. Na jego zajęciach zamiast rywalizacji są teraz gry i zabawy. – Dzieciaki dzisiaj nie chcą się ruszać, staję na głowie, żeby wykonały jakieś ćwiczenie pod pretekstem zabawy. Nie pojadę już z najbardziej nawet sprawnymi uczniami na zawody w siatkówce. Na to jest miejsce już tylko w klubach sportowych, po lekcjach. Na wuefie w klasie walczę teraz o to, żeby słabsze dzieci wykonały jakikolwiek ruch – mówi nauczyciel. Ale nie tylko o to chodzi.

Jak zwykle, chodzi również o pieniądze. Dotacje na system ewidencji Sportowe Talenty pochodzą z budżetu państwa i są przekazywane Instytutowi Sportu – Państwowemu Instytutowi Badawczemu, który jest odpowiedzialny za realizację projektu. Dotacja na rok 2024 to 1,5 mln zł. W 2023 r. środki przeznaczone na budowę, utrzymanie platformy i obsługę programu wyniosły 1 mln 129 tys. zł, zaś w 2022 r. – prawie 398 tys. zł. Grosza z tego nie zobaczą nauczyciele, a to oni mają poprowadzić cały program. Bo testy sprawnościowe zostały wpisane do podstawy programowej wychowania fizycznego.

Teraz wuefiści, bez dodatkowego wynagrodzenia, muszą wprowadzać dane swoich uczniów do rządowej aplikacji. – To będzie siedem liczb dla każdego z ponad setki moich uczniów – wylicza Krzysztof.

Po co nam ta wielka baza danych? Zgodnie z założeniami program ma posłużyć monitorowaniu kondycji fizycznej uczniów oraz łowieniu sportowych talentów. „Wyniki Twoich badań zostaną anonimowo udostępnione związkom i klubom sportowym. Jeżeli okaże się, że masz wyjątkowy talent, dysponujesz potencjałem do bycia wybitnym sportowcem, klub będzie mógł skontaktować się z Twoją szkołą i zaproponować Ci trenowanie dyscypliny, w której będziesz naprawdę dobry” – czytam na stronie programu.

– Sport powinien być powszechny, dla zdrowia. Nikogo nie można z niego wykluczać na podstawie testów i tylko dlatego, że ktoś jest niski albo skoczy bliżej niż jego rówieśnicy – mówi Marcin Kozaczuk, trener pływania w UKS Żoliborz, autor wielu sportowych programów szkoleniowych i nauczyciel WF z 25-letnim doświadczeniem. Pomysł wczesnej selekcji na podstawie testów uważa za wsteczny. – Siły fizycznej przybywa wraz z dojrzałością, to samo dziecko za dwa miesiące może przeskoczyć rówieśników. A test będzie już za nim – mówi trener. Podkreśla, że sport powinno uprawiać jak najwięcej dzieci, nie tylko te wyselekcjonowane. – Im więcej dzieci uprawia sport u podstaw tzw. piramidy szkoleniowej, tym większej liczby mistrzów możemy się spodziewać na jej szczycie – mówi.

Ruch jest rzeczywiście polskim dzieciom bardzo potrzebny. W zasadzie wszystkim. Bo co trzeci ośmiolatek w Polsce waży za dużo. Z roku na rok jest coraz gorzej. W 2016 r. nadwagę miało 30,7 proc., w 2018 – 32,2 proc., a w 2021 – 35,3 proc. To dane pochodzące z badań COSI (Childhood Obesity Surveillance Initiative) w ramach Europejskiego Projektu Monitorowania Otyłości Dzieci, realizowanego pod auspicjami WHO w 40 krajach. W Europie co piąte dziecko ma nadwagę, stajemy się cywilizacją chorych z otyłości. Czy w rozwiązaniu tego problemu pomogą szkolne testy sprawnościowe?

– Przez lata WF w szkole był marginalizowany, może te testy przywrócą mu wreszcie powagę? – uważa Paweł Raczyński, trener personalny. – Pracuję z dorosłymi, którzy są ofiarami podejścia, że sport nie jest ważny, bo ważniejsze w życiu są matematyka i polski. Zgłaszają się do mnie, bo mają 30 lat i są nieszczęśliwi w swoim ciele albo ciągle bolą ich plecy. Wydają potem masę kasy na to, żeby schudnąć i popracować nad mięśniami. Gdyby ćwiczyli w dzieciństwie, problem byłby na pewno mniejszy – mówi Raczyński. Tylko czy dzieci polubią znowu WF, gdy zaczniemy je na powrót testować? – Nie możemy sobie wmawiać, że jakakolwiek rywalizacja jest zła. Trzeba dzieciom dać szansę, żeby się w czymś sprawdziły, żeby mogły poprawić wyniki i nauczyć się pracy nad sobą. To będzie procentowało, gdy dorosną – uważa trener.

Ale nauczyciele są sceptyczni. – Lepiej byłoby wprowadzić regularny WF od pierwszej klasy. To by pomogło dzieciom wyrobić nawyki – mówi mi Krzysztof. Tymczasem do klasy trzeciej dzieci nie mają do czynienia z profesjonalnie prowadzonymi zajęciami sportowymi. – Już w czwartej klasie mamy uczniów, którzy boją się ruchu. Kiedy zaczynałem pracę, dzieci w tym wieku robiły prosty przewrót w przód, teraz nie dość, że tego nie potrafią, to jeszcze boją się, że im się coś stanie – opowiada nauczyciel.

Jak sprawdzili w 2021 r. badacze z warszawskiej AWF, 88 proc. dzieci z klas I-III nie potrafi wykonać przewrotu w przód, a 57 proc. 12-latków nie potrafiło skakać przez skakankę, co jest podstawowym testem sprawności i koordynacji ruchu w tym wieku. Tylko co czwarty z uczniów w klasach IV-VIII potrafił kozłować piłkę.

– Zniechęcimy ich tylko tymi testami, jeśli od tego zaczniemy – mówi wuefista. – To tak, jakbyśmy chcąc poprawić wyniki z matematyki, zaczęli od robienia uczniom klasówki.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version