Ustępujący prezydent USA Joe Biden wydał zgodę na użycie amerykańskiej broni przeciwko celom w Rosji. Niedługo później podobną decyzję podjęli Brytyjczycy i Francuzi. Kreml odgraża się, że to wejście NATO do wojny. Czy amerykańska zgoda coś zmieni?

Zachodnia amunicja była wykorzystywana już przeciwko celom na okupowanym Krymie, czy w przygranicznych obwodach Federacji Rosyjskiej. Wówczas władze w Moskwie również się odgrażały, że użycie pocisków produkcji krajów NATO przeciwko terytorium Rosji, oznacza wejście Zachodu do wojny. Zaczęły się seryjnie rzucane groźby użycia broni atomowej przeciwko Wielkiej Brytanii, czy Francji.

Teraz Kreml również grozi. Co gorsza, syn prezydenta-elekta, Donald Trump Jr. straszy, że decyzja Bidena oznacza wybuch III wojny światowej. Nie są to nowe głosy podnoszone przez Republikanów i Trumpa Jr. Tyle że teraz szykują się oni do przejęcia władzy w USA. Co do III wojny światowej możemy być spokojni – z powodu tej decyzji na pewno nie wybuchnie. Ale czy zezwolenie na użycie zachodnich pocisków będzie rewolucyjnym czynnikiem, który nagle zmieni przebieg wojny? Niekoniecznie.

Na pewno jednak Rosjanie mają duży problem. Ukraińcy niejednokrotnie pokazali, że doskonale potrafią użyć bardzo zaawansowanych systemów uzbrojenia przeciwko kluczowym celom. Wynika to z dużych możliwości penetrowania rosyjskiej obrony przeciwlotniczej przez te pociski. Udane uderzenia pociski Storm Shadow/SCALP, czy GMLRS na Krymie pokazały to wielokrotnie.

Szef Pentagonu Lloyd Austin stwierdził, że zniesienie ograniczeń niewiele zmieni sytuację na froncie, ponieważ Ukraińcy dysponują bronią dalekiego zasięgu własnej produkcji. Problem jednak jest w tym, że są to przede wszystkim bezzałogowce różnych typów. A te znacznie łatwiej zestrzelić niż pociski balistyczne czy manewrujące.

Ponadto przenoszą znacznie mniejszy ładunek materiału wybuchowego. W zależności od typu od zaledwie 20 kg do maksymalnie 150 kg w przypadku bezzałogowców przebudowanych z turystycznych samolotów ultralekkich. Ich uderzenia spowodowały wiele problemów, zwłaszcza w przypadku baz strategicznego lotnictwa bombowego, które Rosjanie musieli ewakuować. Uderzenia w magazyny broni i składy paliw udały się głównie dzięki niekompetencji i dyletanctwie samych Rosjan. Ale to za mało, by zmienić oblicze wojny.

Stąd najpierw Kijów naciskał na Stany Zjednoczone, aby dostarczyły pociski MGM-141 ATACMS o zasięgu około 300 km, które opracowano na potrzeby systemów M270 MLRS i M142 HIMARS. Później zaczęły się naciski, by zezwolić na użycie tej broni na terenie Rosji.

Pociski MGM-141 w zależności od wersji mogą przenosić głowicę o masie od 174 kg do 560 kg. Najcięższa i najlżejsza przenosi subamunicję. Pierwsza zawiera 950 podpocisków M74 APAM, a druga 300 podpocisków. Setki M74 spadających niemal jednocześnie tworzą chmurę eksplozji o średnicy zależnej od wysokości zwolnienia subamunicji. Służą głównie do ataków na żołnierzy przeciwnika, nieosłonięte magazyny, hale fabryczne, czy składy paliw. Właśnie dzięki temu typowi amunicji Ukraińcy sparaliżowali rosyjską logistykę w lecie 2023 r.

Z kolei trzecia z wersji przenosi ważącą 230 kg penetrującą głowicę bojową odłamkowo-burzącą WDU-18/B, znaną z pocisków przeciwokrętowych Harpoon. Służy ona do niszczenia umocnionych celów – magazynów amunicji, czy centrów dowodzenia umieszczonych w żelazobetonowych schronach.

Ukraińskie ataki przed ofensywą na zachodnim brzegu Dniepru, a potem na cele leżące na Zaporożu i Krymie pokazały, że Rosjanie nie potrafią sobie poradzić ze zmasowanym atakiem nowoczesnych pocisków ziemia-ziemia. Podobnie się stało w przypadku wystrzeliwanych z samolotów pocisków powietrze-ziemia Storm Shadow/SCALP EG.

Pocisk Storm Shadow/SCALP EG został zaprojektowany przez europejski koncern zbrojeniowy MBDA. Waży 1300 kg i jest długi na nieco ponad 5 metrów. Głowica bojowa ma masę 450 kg, a pocisk może ją dostarczyć na odległość 560 km z prędkością ok. 1000 km/h. Sama prędkość i profil lotu powoduje, że trudno je przechwycić. Ukraińcy najczęściej używają je z wabikami ADM-160B MALD, MALD, które imitują pociski rakietowe, odciągając uwagę od właściwych pocisków.

Jak taki duet jest sprawny, Rosjanie przekonali się na Krymie, kiedy najpierw zostały zniszczone systemy przeciwlotnicze S-400, a potem duży okręt desantowy „Mińsk” i okręt podwodny „Rostów nad Donem”. Po kilku takich atakach Rosjanie ewakuowali bazę w Sewastopolu i w zasadzie zostali zmuszeni do ograniczenia operacji morskich do zera.

Ukraińcy zachodnią bronią dalekiego zasięgu mogą uderzać od wiosny tego roku w trzech rosyjskich obwodach graniczących z Ukrainą od północy. I korzystają z tej możliwości. Już zaatakowali systemy obrony przeciwlotniczej S-300 i S-400 rozmieszczone wokół Biełgorodu i zniszczyli elementy dwóch baterii. Jednak smakowitych kąsków do atakowania jest znacznie więcej.

W zasięgu ukraińskich pocisków znajdują się obecnie wszystkie obiekty leżące do 300 km od granicy. W obwodzie kurskim usytuowane są np. zakłady Awiaawtomatika produkujące systemy automatyki lotniczej i Akkumuliator wytwarzające m.in. akumulatory rozruchowe do pojazdów opancerzonych i wozy specjalne na podwoziach KAMAZ i Ural.

Wiele celów znajduje się w Woroneżu. Ukraińskie pociski będą mogły także niszczyć bazy, magazyny, składy oraz lotnisko należące do 20. Armii Ogólnowojskowej, której dowództwo mieści się w Woroneżu. Zagrożone są również duże składy amunicji artyleryjskiej i przeciwlotniczej zlokalizowane pod Kurskiem, czy w Boguczarze, gdzie mieszczą się nie tylko magazyny, ale także warsztaty tyłowe 3. Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych, której pododdziały walczą w Donbasie. W woroneskim Przedsiębiorstwie Produkcji Samolotów remontowane są maszyny transportowe, a Zakłady Mechaniczne Woroneż produkują silniki do pocisków balistycznych i manewrujących.

W Rostowie nad Donem znajdują się zakłady Roswiertol, produkujące i remontujące śmigłowce szturmowe Mi-24 i Mi-35, które mają sporo zadań nad linią frontu. W tym samym mieście znajdują się zakłady Horizon, które produkują radary i systemy nawigacyjne dla bezzałogowców, pocisków manewrujących i balistycznych.

Oprócz celów stricte wojskowych w regionie są również cele o dużym znaczeniu strategicznym. Chodzi o elektrownie, rafinerie i składy paliw, jak ten ogromny mieszczący się w Klińcach, który w przeszłości był już atakowany przy pomocy bezzałogowców. Wówczas używane głowice miały jednak ok. 45 kg. Straty wywołane eksplozją półtonowej głowicy będą znacznie większe.

Zmasowane ataki przede wszystkim ponownie mogą sparaliżować rosyjską logistykę. Ta od początku wojny działa na granicy wydolności i każdy atak powoduje duże problemy. Rosyjscy żołnierze narzekają w mediach społecznościowych, że coraz rzadziej na pierwszą linię dostarczane są odpowiednie ilości pożywienia i amunicji.

Rosyjska logistyka każdego dnia musi dostarczyć na front nawet do 30 tys. ton amunicji, smarów, paliw i pożywienia. Wszystkie zapasy przyjeżdżają najpierw wagonami do głównych składów na zapleczu frontu, a następnie są wysyłane na punkty etapowe podległe korpusom, potem dywizjom i brygadom, aż w końcu trafiają wprost do końcowego odbiorcy na froncie. Ukraińcy polują najczęściej na transporty na dwóch ostatnich etapach.

Dzięki zdjęciu ograniczeń przez Bidena Ukraińcy będą mogli atakować główne magazyny korpuśne, czy armijne, które znajdują się na głębokim zapleczu, zamiast rozdrabniać się w poszukiwaniu i atakowaniu mniejszych magazynów przyfrontowych.

Jak działa paraliż logistyki, widzieliśmy na przykładzie ofensywy w obwodzie chersońskim jesienią 2022 r. Ostrzał zmusił wtedy Rosjan najpierw do rozciągnięcia linii zaopatrzeniowych, a po wyczerpaniu możliwości regularnego zaopatrywania przyczółka na prawym brzegu Dniepru, Kreml zdecydował o jego ewakuowaniu. Zostali do tego zmuszeni w zasadzie głównie przez niszczenie bliskiego zaplecza logistycznego przez artylerię rakietową. Dzięki atakom na takie magazyny na Krymie Ukraińcom udało się odzyskać Chersoń. Wówczas jednak magazyny te znajdowały się one znacznie bliżej. Teraz Rosjanie nie będą mogli czuć się bezpiecznie także na dalszym zapleczu.

Czy zdjęcie ograniczeń zmieni oblicze wojny? Raczej nie. Na pewno pomoże Ukraińcom złapać oddech i ograniczyć skalę rosyjskich ataków. Od dwóch miesięcy rosyjski nacisk nie słabnie i miejscami putinowcy posuwają się naprzód. Ale zgoda na ataki nie spowoduje przejęcia inicjatywy na froncie lądowym. Ukraińcy nie mają na to sił i środków. Wciąż brakuje im ludzi, pojazdów, a przede wszystkim znacznie prostszej niż pociski dalekiego zasięgu amunicji artyleryjskiej.

Żeby wygrać wojnę, trzeba działać kompleksowo. Jeden system, czy seria ataków nie zmieni sytuacji. Alianckie naloty na niemiecki przemysł też nie wygrały wojny same, choć pozwoliły ją skrócić. Ukraińcom przede wszystkim wciąż brakuje nowych, wypoczętych, dobrze wyszkolonych i wyposażonych brygad. Te mają się pojawić pod koniec roku, kiedy skończy się cykl szkoleniowy żołnierzy zmobilizowanych na początku roku. Nadal brakuje im jednak wyposażenia. Bez niego nie można myśleć nie tylko o przejęciu inicjatywy, ale o skutecznej obronie obecnie zajmowanych pozycji.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version