Szukamy dziś ukojenia w gwiazdach, tarocie oraz innych opowieściach i rytuałach, dzięki którym nasz los zaczyna się nam zdawać, choćby przez chwilę, możliwy do okiełznania, zrozumienia i ustrukturowania. Czego nie dostrzegamy?

W pewnej telewizji, do której zostałem kiedyś zaproszony, spotkały się w poczekalni trzy – wyłączając piszącego te słowa – osoby. Popijając kawę i prowadząc niespieszną konwersację, oczekiwały, każda z osobna, na swoją antenową porę. Najswobodniej zachowywała się popularna astrolożka, która już za chwilę miała przedstawić widzom cotygodniową prognozę dla poszczególnych znaków zodiaku. Co i rusz zagadywała raczej nieśmiałego katolickiego zakonnika, zaproszonego do rozmowy o zbliżającej się Wielkiej Nocy.

„Astrologia – zapewniała – daje się bez problemu pogodzić z religią. Wszechświat, kosmos, gwiazdy, wielka tajemnica!”. Zakonnik koncyliacyjnie kiwał głową, nie wdawał się w polemikę (choć zaznaczał zdanie odmienne), uśmiechał się dobrodusznie. Podobnie jak siedzący obok niego naukowiec, ekspert w zakresie sztucznej inteligencji. Istotnym momentem programu miała być opowieść o wprowadzonym niedawno do powszechnego użytku chatbocie, od którego zaczęła się wielka technologiczna rewolucja. Ekspert z życzliwym, ale wyraźnym rozbawieniem przysłuchiwał się pogawędce astrolożki i księdza. Jego mina zdradzała głębokie przekonanie, że – w odróżnieniu od tych dwojga – on zajmuje się sprawami rzetelnymi i poważnymi.

Chyba właśnie wtedy po raz pierwszy zaświtała mi w głowie idea tej książki. Pomyślałem bowiem, że tych troje gości popularnego programu reprezentuje trzy dominujące dzisiaj – i radykalnie różne – obrazy świata. Przenikające się, oddziałujące na siebie nawzajem, wchodzące ze sobą w mniej lub bardziej świadome interakcje. Obrazy świata – zatem fundamentalne, bazowe wyobrażenia co do tego, jaki świat jest i jak się w nim układa nasze życie. Co te obrazy określa? Co je determinuje? Jaki sens mają zdarzenia, które się nań składają? I jeszcze – ku czemu zmierza moje, twoje, nasze życie? Skąd wychodzi, z jakiego źródła? I do jakiej zmierza stacji końcowej? Czy jest z góry określone, czy raczej pozbawione jakichkolwiek nieuchronności? Czy mamy na niepełny czy tylko częściowy – a może żaden – wpływ? Czy – wreszcie – ktoś lub coś za tym wszystkim stoi? Jakieś wyższe – lub niższe – siły? A może Siła czuwająca nad nami niczym troskliwy rodzic? Czy też jesteśmy tu całkiem sami, wydani na pastwę żywiołów, zdani wyłącznie na siebie? I czy w zdarzeniach, zaskakujących koincydencjach, spotkaniach z ludźmi, ruchach planet, symbolach na kartach kładzionych przez wróżkę „coś jest”? Czy może to tylko czcze iluzje biorące się z naszej niezdolności do stanięcia twarzą w twarz ze światem, który jest taki, jak nam to dzisiaj mówi nauka: złożony z materii, powodowany jedynie prawami fizyki i ewolucji? Poczęty z przypadku, a nie z intencji, podobnie jak poczęte z przypadku jest życie?

Zgadza się, są to pytania z gatunku absolutnie pod stawowych, obecne rdzennie w filozofii i religii. Pytania, na które udzielano w historii wielu odpowiedzi i które – wydawałoby się – są już do cna wyświechtane. A jednak ciągle je sobie zadajemy, ciągle szukamy nowych odpowiedzi, wracamy do starych albo je porzucamy. Pytania te zaś wciąż uporczywie wracają. Od dawna mam wrażenie – a zintensyfikowało się ono w trakcie pisania tej książki – że kwestie te wyjątkowo nas dzisiaj nurtują i trapią. Wyprowadzają na ulice, wpędzają w depresję, lęki i niepokoje, napawają wściekłością, budzą agresję i resentymenty, wiodą w objęcia fundamentalizmów i ideologii politycznych, pseudonaukowych albo spiskowych kuglarzy. Dzieje się tak również dlatego, że rozmaite kulturowe sposoby udzielania na nie odpowiedzi znalazły się w poważnym kryzysie. Na gruncie cywilizacji zachodniej odpowiadały na nie przez długi czas filozofia i religia. Przestały nam one jednak wystarczać, z różnych skądinąd powodów, o których tutaj to i owo będzie jeszcze powiedziane.

W pewnym momencie uwierzyliśmy – mniej więcej na początku lat dwutysięcznych, kiedy runęły wieże World Trade Center, a świat zachodni ogarnął lęk przed islamskim fundamentalizmem – że uzyskamy odpowiedzi na te pytania od nauki i oświeceniowego rozumu. Tak zwani nowi ateiści, z Samem Harrisem, Richardem Dawkinsem, Christopherem Hitchensem i Danielem Dennettem na czele, przekonywali, że naszym podstawowym problemem – jako ludzkości, jako kultury – jest zabobon religijny. Jeśli się go pozbędziemy, w szczególności, jeśli wyzwolimy się spod jarzma wciąż jeszcze żywego, choć systematycznie słabnącego chrześcijaństwa, w miejscu przez nie zajmowanym wreszcie zapanuje oświeceniowy rozum.

Tak się jednak nie stało, dziś możemy to powiedzieć z całą odpowiedzialnością. Ba, stało się coś dokładnie przeciwnego. Miejsce opustoszałe po chrześcijaństwie – w ostatniej dekadzie słabnącym jeszcze bardziej, także z uwagi na liczne afery i skandale – nie zostało wcale zaanektowane przez rozum, lecz przez myślenie magiczne, astrologię, wróżbiarstwo oraz polityczne i tożsamościowe fundamentalizmy (tymi ostatnimi nie będziemy się w tej książce zanadto zajmować, pisałem o nich sporo w „Ucieczce od bezradności” i „Regułach na czas chaosu”). Wraz z pandemią, wojną, perturbacjami politycznymi, rosnącym poczuciem wielopoziomowego zagrożenia tworzy to mieszankę wyjątkowo skomplikowaną i – mam wrażenie – wybuchową. Z całą zaś pewnością pogłębiającą ogólne poczucie dezorientacji, niepokoju i zagubienia, które odzywa się w zarówno zbiorowym, jak i jednostkowym życiu; w natrętnie powracających pytaniach: co robić, za czym się opowiedzieć, w czym upatrywać sensu, gdzie szukać wytchnienia i nadziei?

W tej niepewności chwytamy się rozmaitych kół ratunkowych. Sprawiają one jednak – oto paradoks – że nasza sytuacja staje się jeszcze mniej stabilna. Rosnący popyt na ezoterykę – w najróżniejszych jej wcieleniach: od wróżbiarstwa po specjalistyczne i drogie usługi „programowania przeznaczenia”, od gazetowych horoskopów po „aktywację kundalini” za pośrednictwem Instagrama – jest tego najlepszym przykładem. Szukamy dziś ukojenia w gwiazdach, tarocie oraz innych opowieściach i rytuałach, dzięki którym nasz los zaczyna się nam zdawać, choćby przez chwilę, możliwy do okiełznania, zrozumienia i ustrukturowania. Nie dostrzegamy jednak, że wizja kosmosu, w którym jednostkowe życie zestrojone jest tak ściśle z rytmiką gwiazd albo żywiołów, okazuje się w ostatecznym rachunku wizją ponurą i deterministyczną. Pragnąc wolności – także od przytłaczającej presji sukcesu albo poczucia nadodpowiedzialności – osuwamy się w nowe formy zniewolenia.

Nauka i technologia z kolei wkraczają dzisiaj w fazę całkiem bezprecedensową. 30 maja 2024 roku, podczas wielkiej konferencji poświęconej sztucznej inteligencji, dobitnie wyraził to Sam Altman, szef firmy OpenAI, która wprowadziła na rynek ChatGPT (to właśnie o tej technologii, jak się zapewne domyśliliście, opowiadać miał w programie wspomniany ekspert). Otóż Altman nie ukrywał, że twórcy dużych modeli językowych – choć wprowadzają je do powszechnego użytku i przygotowują do rozlicznych zastosowań w nauce, biznesie, medycynie oraz wszelkich innych obszarach życia społecznego – tak naprawdę nie rozumieją, jak te struktury właściwie działają. Zarazem to na chatbotach i algorytmach AI opierać zaczyna się coraz więcej mechanizmów i praktyk rynkowych. Sztuczna inteligencja już dziś decyduje o przyznawaniu kredytów. Komunikuje się z nami w zastępstwie sprzedawców, konsultantów, asystentów czy ekspedientów. Wreszcie – spełnia marzenia, występując jako projekcja idealnego kochanka czy kochanki w rozwijającym się intensywnie segmencie wirtualnych usług erotycznych.

Wszystko to – w tym katastrofa klimatyczna i kolejne wojny na horyzoncie – sprawia, że świat, w którym żyjemy, coraz bardziej zaczyna przypominać świat rządzony przez fatum. Kosmiczną, społeczną, genetyczną albo algorytmiczną – a przez to być może jeszcze bardziej tajemniczą – konieczność, która bezwzględnie zawiaduje losem jednostki. Czy nie stąd właśnie biorą się polityczne poruszenia, zwroty ku takim czy innym populizmom? Właśnie z poczucia przytłoczenia, braku wpływu, postępującego ubezwłasnowolnienia?

Nakłada się na to postępujący w kręgu cywilizacji zachodniej zanik chrześcijaństwa, a więc tej siły kulturowej, tej opowieści, która ponad dwa tysiące lat temu wyzwoliła ówczesnego człowieka z podległości żywiołom i kosmicznym determinizmom. I zapoczątkowała nowy rozdział w ludzkiej historii. Dziś ta opowieść gaśnie, przestaje tłumaczyć rzeczywistość, a instytucje, które były dotąd jej szafarzami, pogrążają się w kolejnych kryzysach. Czy jednak koniec chrześcijaństwa – przynajmniej jako zakrojonego na szeroką skalę projektu kulturowego – jest nieuchronny, jak twierdzi choćby francuska filozofka Chantal Delsol? Czy chrześcijaństwo nie ma współczesnemu człowiekowi już nic do zaoferowania? Także nad tymi pytaniami zastanawiam się w tej książce, szukając dróg wyjścia z objęć nowego fatum.

A jak się skończyło to przypadkowe (właśnie – czy aby na pewno?) spotkanie w poczekalni pewnego popularnego kanału telewizyjnego? No cóż, po wymianie konwencjonalnych uprzejmości każdy poszedł w swoją stronę. Ja natomiast zostałem z poczuciem straty i żalu, że nie wywiązała się jednak pomiędzy tym trojgiem ludzi żadna głębsza dyskusja. Że nikt nie podjął próby zrozumienia, co myślą pozostali, jak widzą świat, jak go doświadczają.

Książka, którą trzymasz w rękach, jest także próbą odtworzenia możliwej rozmowy, jaka się wtedy nie odbyła. A że się nie odbyła – to również jest bardzo symptomatyczne. Mam wrażenie, że nasze współczesne widzenie rzeczywistości staje się coraz bardziej rozparcelowane. Nie rozumiemy siebie nawzajem i nie chcemy rozumieć. A przepaście pomiędzy naszymi obrazami świata – a zatem: naszymi światami – stają się coraz większe. I coraz trudniejsze do przekroczenia.

Nie chodzi tu jednak o to, żeby się ze sobą koniecznie zgodzić, a jedynie o to, by widzieć, że inny myśli w sobie właściwy sposób, i wiedzieć, dlaczego tak robi. Jak postrzega rzeczywistość? Jakie wartości są dla niego istotne? Czym się kieruje? Czego pragnie? Czego się lęka? Przyglądam się więc tutaj tym trzem modelowym gościom pewnej stacji telewizyjnej czy raczej trzem modelowym postawom obecnym we współczesnej kulturze – nauce, ezoteryce i chrześcijaństwu – i staram się każdego, każdą z osobna zrozumieć i opisać. Szukam zarówno tego, co wspólne, jak i tego, co stanowi niemożliwą do przekroczenia barierę. Zastanawiam się na przykład, czy da się pogodzić ezoterykę z chrześcijaństwem. Pytam, czy konflikt pomiędzy religią a nauką wciąż jeszcze istnieje, a jeśli tak – gdzie wypadają jego najintensywniejsze ogniska i jakie są jego źródła.

Robię to – jak zawsze – w przekonaniu, że rozumienie jest lepsze od nierozumienia. A właśnie nierozumienie – siebie oraz innych – najbardziej nam dzisiaj zagraża.

Fragment książki „Powrót fatum” Tomasza Stawiszyńskiego wydanej przez Znak Literanova. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version