Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik uciekają do europarlamentu, ale razem z nimi do Brukseli ruszają też ci, którzy mieli ich rozliczać. Czy polityków PiS uda się pociągnąć do odpowiedzialności?

Jak na skalę przedwyborczych zapowiedzi, na razie Mariusz Kamiński jest przez władzę ledwie zaczepiany. W czwartek 18 kwietnia wraz z Maciejem Wąsikiem został wezwany do Prokuratury Okręgowej, gdzie usłyszał zarzut naruszenia zakazu sądowego, bo 21 grudnia przyszli do Sejmu i wzięli udział w głosowaniu (grozi za to do pięciu lat więzienia), a skazanym – tak jak oni – prawomocnym wyrokiem mandat poselski wygasa.

– Powiedziałem pani prokurator, że wezwanie mnie tu w charakterze podejrzanego traktuję jako represję polityczną. Dalej jestem posłem, a te czynności, które prokuratura chce ze mną wykonać, są czynnościami bezprawnymi i podejmowanymi na zlecenie polityków Platformy Obywatelskiej – mówił Kamiński.

Wezwanie do prokuratury uniemożliwiło mu zeznania przed sejmową komisją śledczą ds. afery wizowej, która tego samego dnia wezwała byłego szefa MSWiA. – Pan Szczerba urządza sobie jakiś niepoważny happening. Poprosiłem o wskazanie innego terminu – wyjaśniał Kamiński.

Stawił się na komisji trzy dni później i w najlepsze opowiadał swoją wersję wydarzeń, którą można streścić tak: służby specjalne zadziały, jak należy, akcja była skomplikowana, więc musiała potrwać, Edgar Kobos usłyszał zarzuty, a Piotr Wawrzyk poniósł polityczną odpowiedzialność. Zapewnił, że o wszystkim wiedzieli premier Mateusz Morawiecki, minister ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński oraz szef MSZ Zbigniew Rau. Członkowie komisji nie umieli tej wersji podważyć, nie padło ani jedno pytanie chociażby o dowody na to, że spotkania i rozmowy z najważniejszymi politykami PiS w ogóle miały miejsce.

Za to dzień później na komisji śledczej ds. wyborów kopertowych „SuperMario” dał się wyprowadzić z równowagi przewodniczącemu Dariuszowi Jońskiemu, który zapytał go, czy podczas spotkania w willi premiera przy ul. Parkowej Kamiński był pijany (były polityk Porozumienia, dziś KO, Michał Wypij zeznał, że minister był wtedy bardzo pobudzony i agresywny). – Jest pan świnią – odwinął mu się w odpowiedzi były minister i opuścił salę, ale po kilkunastu minutach wrócił i dokończył zeznania.

Byłemu koordynatorowi służb specjalnych nie udało się udowodnić niczego ponad fakt, że część ustaleń ws. wyborów kopertowych załatwiano na gębę, z obietnicą późniejszego uregulowania płatności. Trudno będzie go za to pociągnąć do odpowiedzialności karnej.

Środa 24 kwietnia. Zapytany na korytarzach sejmowych, czy Kamiński i Wąsik znajdą się na listach wyborczych do europarlamentu, prezes PiS Jarosław Kaczyński potwierdza, że tak. – To są dobrzy kandydaci, ale na pewno jest potrzebne wyjaśnienie sytuacji, w której są dwa orzeczenia Sądu Najwyższego – zapowiada. – Czy to nie jest w ich przypadku ucieczka przed odpowiedzialnością do Brukseli? – pyta Jarosława Kaczyńskiego reporterka Telewizji Polskiej. – Do Brukseli nie ucieka się przed odpowiedzialnością – ripostuje prezes. – Tam uchylają immunitety w ciągu dużo krótszego czasu niż w Polsce – dodaje. Mariusz Kamiński dostał jedynkę na Lubelszczyźnie. Maciej Wąsik wystartuje z jedynki w okręgu składającym się z dwóch województw: warmińsko-mazurskiego i podlaskiego.

O takim pomyśle mówiło się, odkąd obaj politycy – dzięki decyzji prezydenta – opuścili więzienne mury. Po pierwsze, wyjazd do Brukseli ma im zagwarantować immunitet, tak potrzebny, gdyby polskie służby dalej chciały ich ścigać. Po drugie, pozwala to salomonowo rozwiązać kłopot ich wygaszonych mandatów, z czym już dawno pogodzili się sami pisowcy. Po trzecie, już najbardziej prozaicznie, Kamiński i Wąsik muszą z czegoś żyć – mandat europosła byłby spłatą partyjnego długu wobec lojalnych towarzyszy.

Za rozliczeniami ośmiu lat rządów PiS opowiedziało się w marcu 57 procent ankietowanych Polaków. Przeciwko był co trzeci sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM

Jeżeli Kamiński umknie do europarlamentu, będzie to fatalny sygnał dla wyborców koalicji 15 października. Jak mają uwierzyć, że rozliczone będą patologie Orlenu, Funduszu Sprawiedliwości, cała afera Pegasusa i inne, skoro człowiekowi, który uosabiał część degrengolady pisowskiej władzy, nie spada włos z głowy?

Jakby tego było mało, część polityków, którzy zapowiadali rozliczenie PiS do kości i wypalenie nieprawidłowości gorącym żelazem, sama wybiera się do europarlamentu. Kandydatami Koalicji Obywatelskiej do PE będą między innymi przewodniczący komisji śledczych Dariusz Joński oraz Michał Szczerba czy członek komisji ds. Pegasusa Marcin Bosacki. Do Brukseli wybiera się też Bartłomiej Sienkiewicz, który jeszcze niedawno (choć jedynka na liście od początku miała być dla niego nagrodą za zajęcie się TVP) opowiadał w „Newsweeku”, że europarlament to „cmentarzysko politycznych słoni”). Tą samą drogą idzie Borys Budka, który jako minister aktywów państwowych miał zrobić porządek w spółkach skarbu państwa. Dziś pytany o powody tej decyzji odpowiada tylko krótko dziennikarzom: – Wszystko zmieniło się w zeszłym tygodniu. Premierowi się nie odmawia – mówi o swoim starcie.

Być może politycy koalicji sami są sobie winni. W pierwszych tygodniach po sformowaniu rządu na lewo i prawo epatowali zdaniami, które można opowiedzieć słynnym „idziemy po was”. Zapowiedź rozliczeń została też wpisana do koalicyjnej umowy. „Bezprawie, którego wszyscy byliśmy świadkami w trakcie rządów naszych poprzedników, musi zostać nazwane i rozliczone. Bez rozliczenia patologii i przestępstw poprzedniej władzy nie ma i nie będzie sprawiedliwej i praworządnej Polski”. Z kilku szczegółowych podpunktów zamieszczonych pod tą deklaracją nie udało się jeszcze zrealizować żadnego.

– Myślę, że Donald Tusk dobrze zdaje sobie sprawę z tych obaw – mówi w rozmowie z „Newsweekiem” profesor Agnieszka Kasińska-Metryka z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. – To stąd zresztą, moim zdaniem, bardzo dobrze pomyślane marketingowo słowa przewodniczącego: „Wąsik i Kamiński szukają w europarlamencie złudnego bezpieczeństwa. My wysyłamy za nimi Kierwińskiego”. Jestem przekonana, że w Platformie jest drugi garnitur polityków, którzy mogą te rozliczenia kontynuować – dodaje.

Jak na razie z zapowiedzi pociągnięcia winnych do odpowiedzialności wywiązuje się głównie minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar. W środę 24 kwietnia przedstawił w Sejmie raport dotyczący inwigilacji systemem Pegasus i potwierdził, że korzystały z niego trzy służby: Centralne Biuro Antykorupcyjne, Służba Kontrwywiadu Wojskowego oraz Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dwie z nich bezpośrednio podlegały Kamińskiemu, a w latach w latach 2017-2022 kontrola operacyjna przy użyciu Pegasusa objęła 578 osób. Ale i tu nie obeszło się bez zgrzytu. Media szybko obiegły zdjęcia, na których widać, że minister przemawia do niemal pustej sali w parlamencie. Tak jakby nikogo to nie obchodziło.

W ostatnim tygodniu w Prokuraturze Krajowej powołano też zespół śledczy do zbadania wykorzystania przez służby oprogramowania Pegasus. Na jego czele stanie jednak prokurator Józef Gacek, który, jak pisał w „Newsweeku” Grzegorz Rzeczkowski, decydował o siłowym wejściu do redakcji „Wprost”, nie dopatrzył się winy Jacka Sasina w sprawie Smoleńska, oskarżał byłego senatora PO Krzysztofa Piesiewicza, gdy padł ofiarą szantażystów. Tymczasem, jak poinformował Adam Bodnar, szef zespołu ma być też odpowiedzialny za współpracę z komisją śledczą.

Dużo rozliczeniowego szumu robi też poseł Roman Giertych, w mediach społecznościowych co rusz podpowiadając wątki, którymi mogłaby zająć się prokuratura. Zdarza się to na tyle często, że w programie Moniki Olejnik odniósł się do tego sam Bodnar: – Ja tylko się zastanawiam, dlaczego pan mecenas, pan poseł apeluje głównie za pomocą Twittera, a nie po prostu wyśle pismo.

Giertych wyczekał moment i nie pozostał prokuratorowi dłużny. „Dzisiaj w kuluarach KO jeden temat: przyspieszenie rozliczenia. Wszyscy wyborcy domagają się od nas nie tylko ujawniania afer, ale ich ukarania. Myślę, że kierownictwo Prokuratury Krajowej powinno naprawdę przyspieszyć. To jest ten czas” – napisał na Twitterze poseł i mecenas, który wziął na siebie rolę aktywisty, mającego pokazywać, że Platforma nie spocznie, dopóki nie rozliczy ośmiu lat PiS.

Tym bardziej że elektorat tego właśnie sobie życzy. Na początku marca OKO.press oraz TOK FM zadały Polakom pytanie: „W jakim stopniu zgadza się Pan/Pani z tym, że należy w ramach zdecydowanych rozliczeń z rządami PiS ukarać i wymienić jak najwięcej osób, które pracowały w instytucjach publicznych w latach 2016-2023?”.

Odpowiedź była jednoznaczna. Za rozliczeniami opowiedziało się aż 57 procent ankietowanych, czyli blisko dwa razy więcej niż przeciwników (32 procent). – Wyborcy mają poczucie, że te osiem lat było czasem, gdy wiele podstawowych reguł, których nie powinno się przekraczać w demokracji, zostało bardzo gwałtownie przekroczonych – komentował Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej”. I dodawał, że rozliczenia mogłyby osłabić rozczarowanie wyborców koalicji 15 października tym, jak niewiele wyborczych obietnic udało się do tej pory zrealizować.

Badania opinii publicznej są też nieubłagane dla samych Kamińskiego oraz Wąsika. W styczniu aż 65 proc. badanych (sondaż Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu”) stwierdziło, że panowie nie powinni odzyskać mandatów poselskich po ułaskawieniu. W lutym aż 80 proc. ankietowanych dodało (sondaż tej samej pracowni dla tego samego tabloidu), że nie chce, aby Kamiński oraz Wąsik startowali do Parlamentu Europejskiego.

– Proszę pamiętać, że partie mają w tym doskonałe rozeznanie, to są kwestie niemal codziennie im raportowane – zauważa profesor Kasińska-Metryka. – Moim zdaniem błędem, który zakrył sprawę rozliczeń, była kłótnia w koalicji związana z prawem aborcyjnym. Zakłóciła wewnętrzną spójność koalicji, a co za tym idzie – kwestie rozliczeń zeszły na boczny tor. Nie pomogły też niestety takie falstarty, jak zdecydowanie przedwczesne wezwanie na przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego.

Jej zdaniem koalicji wadzą też błędy w komunikacji. Jak przekonuje, to oczywiste, że rządy wielopartyjne charakteryzują się wielogłosem. Ale kluczem jest skanalizowanie oczekiwań elektoratu i stworzenie spójnego wizerunku koalicji jako zbioru partii, któremu na tych rozliczeniach naprawdę zależy. Wszystkie nieporozumienia szkodzą wizerunkowo, a wyjaśnianie niektórych zużywa zbyt wiele energii.

Być może z tej coraz mocniej narastającej potrzeby zdaje sobie sprawę Donald Tusk. W czwartek 25 kwietnia premier poinformował: „Po krótkiej (mam nadzieję) przerwie wymuszonej chorobą ruszamy ostro do roboty. 7 maja Europejski Kongres Gospodarczy, gdzie razem z Ursulą von der Leyen przedstawimy plan dla Europy, 10 maja rekonstrukcja rządu, a jeszcze dziś ogłoszenie planu pomocy dla rolników”. O rozliczeniach nie wspomniał.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version