Manufaktura i Księży Młyn to flagowe inwestycje, które na dobre rozpoczęły trend na rewitalizację przestrzeni pofabrycznych, głęboko zakorzenionych w przemysłowym rodowodzie Łodzi. W 2006 roku na terenie Księżego Młyna australijski inwestor Opal Property Developments zaaranżował XIX-wieczną przędzalnię zbudowaną przez Karola Scheiblera przy ulicy Tymienieckiego 25 i przekształcił w industrialne mieszkania. Powstało ich 421. Prace trwały cztery lata. Cena za metr? Wówczas 5500-7500 złotych w zależności od położenia, piętra, wysokości lokalu. W 2012 roku spółka MNE Investment (spółka córka dewelopera Opal Property Developments), która zrewitalizowała kompleks przy Tymienieckiego, ogłosiła upadłość, a władzę nad nieruchomościami przejął syndyk. Ponad połowa mieszkań poszła pod młotek, a modne lokum można było nabyć w bardzo okazyjnej cenie. Pierwszy przetarg odbył się pod koniec 2012 roku. Nabywców znalazło 45 z 223 mieszkań (2971-4400 zł za metr kwadratowy, to zaledwie jedna trzecia ceny, po której inwestor sprzedawał lofty przed 2009 r.). Wolne lokale były jeszcze w 2016 roku.

Zobacz wideo
Łódzka policja poszukuje świadków zabójstwa 57-letniej kobiety

Mieszkania „U Scheiblera” były czymś nowym, a przede wszystkim prestiżowym. – Biednych tutaj nie ma. Klasa wyższa i wyższa średnia – mówi mi jeden z mężczyzn. Odbiegały (i wciąż odbiegają) od kanonu bloku z wielkiej płyty – przestronne, bez wewnętrznych ścian (poza łazienką). Mówimy o czasach, w których deweloperzy nie atakowali każdej wolnej przestrzeni. Teraz, gdy jest do wyboru nowe M4 z wydzielonym pokojem i kuchnią oraz loft, gdzie układ nie jest tak oczywisty, zazwyczaj wygrywa to pierwsze. Druga opcja zostaje dla koneserów i, jak się okazuje, dla ludzi o mocnych nerwach. Odnoszę nawet wrażenie, że jest nieudanym eksperymentem społecznym. Skąd taki wniosek? Zabójstwo, narkotyki, grupa przestępcza, poszukiwany nie tak dawno kierowca BMW, Sebastian M., który spowodował wypadek na autostradzie A1… I, owszem, można powiedzieć, że na wielu osiedlach dochodzi do poważnych zdarzeń kryminalnych, ale w ostatnim czasie na terenie loftów, w jednym budynku, trwa niefortunna seria. Chciałam zapytać mieszkańców, o co chodzi. Nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Dotarłam do tych, którzy z loftów już się wyprowadzili.

Łódź. Jak się mieszka u Scheiblera? Za dnia „pusto i cicho”, nocą zaś Las Vegas

– Tam jest dziwna atmosfera. Pusto i cicho. A przestrzeń, jakby miało być pełno i głośno – mówi jedna z mieszkanek Łodzi. To prawda. Wnętrze zachowało swój postindustrialny charakter – są zabytkowe elementy konstrukcji, fragmenty instalacji, żeliwne słupy i gigantyczne okna. Na wejściu ogromny hol, dwie windy, recepcja. Za ladą stoi starsza pani i kieruje gości w odpowiednią stronę. Dowiedziałam się, że pełni też funkcję ochroniarza. Dalej są klatki schodowe, a właściwie sterylne hale. Byłam tam godzinę. W tym czasie zobaczyłam może jedną kobietę. Stukot jej butów o kamienną podłogę zostawiał po sobie pogłos, co jeszcze bardziej potęgowało pustkę. Z kolei w holu natknęłam się na wycieczkę szkolną. Uczniowie podziwiali fabrykę.

Można zatem wywnioskować, że wszystko jest w porządku, a uciążliwi mogą być jedynie ludzie, którzy przychodzą oglądać architekturę Scheiblera. No nie. Około godziny 20 lofty zamieniają się w łódzkie Las Vegas, dosłownie. – Wszystko słychać. Każdy ma takie same drzwi, które nie są dźwiękoszczelne – mówi mi Ania (imię zmienione), która mieszkała na Tymienieckiego. A słychać wiele, bo imprez nie brakuje. Moja rozmówczyni była nawet na jednej z nich. – Poznałam kobietę z Wrocławia, która zajmowała się prowadzeniem agencji towarzyskiej. Kupiła wtedy jeden z loftów, żeby tak kręcić biznes – dodaje. To, że w loftach działa agencja towarzyska, nie jest tajemnicą. – Przecież widać, kto przyjeżdża, jakim samochodem i na jak długo – komentuje Ania.  

„Cyrk na kółkach”, czyli sąsiedzi na dobę albo dwie

„U Scheiblera” jedne drzwi prowadzą do fryzjera, drugie do studia fotograficznego, trzecie do jakiegoś biura. – Cyrk na kółkach – mówi mi Ania. Jak dodaje, na parterze działało nawet coś na podobieństwo przedszkola. Nie spotkało się jednak z entuzjastycznym odzewem. – Wyobraź sobie, że wracasz padnięty do domu, a tu za ścianą decybele – komentuje rozmówczyni. Ale na tym się nie kończy. 

W jednym z lokali działała grupa przestępcza. Sprawcy zorganizowali kilka stanowisk, w tym także w łazience, i niczym z centrali telefonicznej dzwonili do starszych mieszkańców Niemiec. Podawali się za lekarzy i informowali ofiary, że ich członkowie rodziny są zakażeni wirusem SARS CoV-2, a następnie wyłudzali pieniądze na leczenie. Jednorazowo dostawali nawet po kilkadziesiąt tysięcy euro. Na początku 2022 roku służby przerwały proceder. Policjanci przy wsparciu pododdziału kontrterrorystycznego aresztowali 45-letnią kobietę oraz jej dwóch wspólników. Niemal w tym samym czasie niemieccy funkcjonariusze z Konstancji zatrzymali na przejściu granicznym w Badenii-Wirtembergii dwóch innych podejrzanych członków gangu w wieku 21 i 71 lat. Według ustaleń śledczych ich zadaniem było odbieranie pieniędzy od seniorów.  

Wiele mieszkań pełni też funkcję hotelu. 14 stycznia 2023 roku grupa znajomych wynajęła na wieczór jeden z nich. Podczas spotkania piła alkohol i zażywała narkotyki. Około czwartej nad ranem została wezwana policja. Na korytarzu leżeli zakrwawieni 30-latka i 34-latek. Kobieta jeszcze żyła, ale mimo reanimacji nie udało się jej uratować. Oboje mieli liczne rany kłute, jak się później okazało, zadane nożem, który był w wynajętym apartamencie. Brakowało 35-latka. Policja zatrzymała go na ul. Piotrkowskiej, gdy dobijał się do drzwi jednego z kościołów. Był pobudzony, nie miał na sobie kurtki, a nawiązanie z nim kontaktu było praktycznie niemożliwe. Mężczyzna przyznał się do zabójstwa. Twierdził, że „usłyszał głosy i zobaczył demony”, samego zdarzenia natomiast nie pamiętał. Grozi mu dożywocie. – Skala agresji, jak i podejmowane działania obronne, znalazły odzwierciedlenie w wynikach sądowo-lekarskich sekcji zwłok – przekazał Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. 

Czy ktoś z mieszkańców zareagował? Prawie wszystkie lokale na piętrze, w którym doszło do zbrodni, są przeznaczone na wynajem krótkoterminowy. Na stałe mieszkają może dwie rodziny. Krzyki usłyszała starsza pani. Kiedy wyszła sprawdzić, co się dzieje, zobaczyła leżącego mężczyznę w kałuży krwi. – Na spotkaniu wspólnoty wyznała, że do tej pory ma lęki – mówi mi Ania. Traumę zapewne potęgowały czerwone plamy, które przez długi czas ciężko było usunąć z kamiennej podłogi. Drugą ofiarę znalazł ochroniarz na pierwszej kondygnacji obok windy. Próbował udzielić jej pomocy. – Dziewczyna chyba próbowała uciec. Dlatego też była niżej. Wiem, że wszędzie była krew – dodaje Anna.

Sebastian M. – „roszczeniowy, niemiły jako sąsiad”

W loftach przy ulicy Tymienieckiego mieszka także Sebastian M. – 32-letni kierowca BMW, który spowodował wypadek na A1. – Sam byłem zaskoczony, jak przeczytałem, że mieszkam w tym samym budynku. Kilka razy go minąłem i to wszystko – powiedział Gazecie.pl jeden z sąsiadów mężczyzny. Nasz rozmówca podkreślił, że 32-letni kierowca BMW „jako człowiek opinie ma fatalne”. – Roszczeniowy, niemiły jako sąsiad – zaznaczył. – Prawdopodobnie natychmiast po tym wypadku uciekł – dodał. W mediach pojawiły się informacje, że rodzina Sebastiana jest w Łodzi znana. Tutaj mam jednak wątpliwości. Znany jest przedsiębiorca, który w centrum miasta stawiał sławojki. Kiedy pytam go o nazwisko M., za każdym razem słyszę: „A kto to?”.

Mieszkańcy chcieli skończyć z wynajmem krótkoterminowym. Sami zainteresowani na spotkaniu nieobecni 

Parę dni po tym, jak doszło do zbrodni, odbyło się spotkanie wspólnoty. Mieszkańcy nie kryli na nim swojego oburzenia, zwłaszcza że w czynszu uwzględnione są koszty ochrony. – Ochrona jest, ale w agencji towarzyskiej – ironizuje Ania. – Lofty mają mnóstwo bocznych wejść. Wątpię, że ktoś ma nad tym kontrolę. Wiem, że jest osoba na recepcji i monitoring obiektu – dodaje. Co więcej, mieszkańcy chcieli zakazać krótkoterminowego wynajmu, bo największy problem stanowią przypadkowe osoby, które pojawiają się w loftach „na chwilę”. Warto dodać, że na terenie obiektu działa spółka, która zarządza mieszkaniami i je wynajmuje (m.in. lokalami na piętrze, na którym w styczniu doszło do zbrodni). Spółka wynajmuje blisko 20 lokali. Grupa kiboli, znajomi wyprawiający imprezę czy seksworkerki? To bez znaczenia. Mieszkańcy już wcześnie skarżyli się na działalność spółki zarządzającej niektórymi lokalami, ale zgłoszenia do administracji nic nie dały. Dodam, że żadnego z przedstawicieli spółki na spotkaniu wspólnoty nie było.

Chciałam zweryfikować informacje, które zdobyłam od byłych mieszkańców. Zapytać między innymi o to, czy faktycznie spotkanie wspólnoty doszło do skutku, w jaki sposób administracja zapewnia mieszkańcom bezpieczeństwo, o działalność spółki od krótkoterminowego wynajmu. 30 listopada skontaktowałam się z zarządcą loftów. Przekazał mi, że na pytania odpowie drogą mailową, oczywiście wtedy, kiedy reszta przedstawicieli wspólnoty wyrazi na to zgodę. Uprzedził, że na „decyzję” mogę liczyć w następnym tygodniu. Wysłałam listę, uzbroiłam się w cierpliwość. 13 grudnia otrzymałam wiadomość zwrotną: „Uprzejmie informujemy, iż nie udzielimy komentarza w prowadzonej przez Państwa sprawie”.

Skontaktowałam się także z łódzką policją. – Od 1 stycznia 2023 roku do 18 grudnia 2023 roku pod wskazanym adresem łódzcy policjanci interweniowali 42 razy (co stanowi ok. 0,5 promila wszystkich interwencji w Łodzi). Zgłoszenia te dotyczyły w głównej mierze zakłócenia ciszy nocnej – przekazała mi asp. Kamila Sowińska. – We wskazywane przez mieszkańców miejsca, gdzie dochodzi do naruszeń ładu i porządku publicznego, kierowane są patrole, które szczególną uwagę zwracają na możliwość wystąpienia tego typu zagrożenia – dodała. 

Nie pasuje ci? To sprzedaj!

Ani udało się kupić loft o powierzchni 140 metrów kwadratowych w okazyjnej cenie. Była wtedy podekscytowana. Z czasem zaczęło do niej docierać, że popełniła błąd. – Nie czułam się tam dobrze. Klatki przypominają amerykańskie więzienie. Dodatkowym minusem są drzwi – wszystko przez nie słychać, wymienić ich nie można. Szybko się wyprowadziłam. Mieszkanie wynajmowałam. Później, po inwazji Rosji, udostępniłam je Ukraińcom. Gdy udało mi się je sprzedać, ogromnie się ucieszyłam i odetchnęłam z ulgą – mówi mi. A sprzedać loft łatwo nie było. Ani zajęło to cztery lata. 

I owszem, zapewne są osoby zadowolone z mieszkania na Tymienieckiego, ulokowane w innej, spokojnej części obiektu, zachwycone małym „miastem w mieście” Scheiblera… Jednak coraz częściej przebijają się głosy, z których jasno wynika, że pomieszanie funkcji mieszkaniowej z usługową jest uciążliwe. Bo o ile przestano na dużą skalę organizować imprezy w loftach, o tyle pozostał problem przypadkowych gości, którzy pojawiają się na jedną albo dwie noce. – Na Tymienieckiego spędzić noc może każdy. Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz, gdy idziesz korytarzem – podsumowuje jeden z lokatorów.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version