Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Komisja ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich złoży wniosek do prokuratury ws. możliwości dopuszczenia się przez b. szefa MON Antoniego Macierewicza zdrady dyplomatycznej. Czy pana zdaniem, tezy przedstawione przez gen. Jarosława Stróżyka, są na tyle mocne by stanowiły podstawę do mocnego aktu oskarżenia?
Gen. Roman Polko: To, że Macierewicz był szkodnikiem, wiadomo od dawna. Dokonywał zakupów dla wojska od Sasa do Lasa, wycofywał się z ważnych programów, jak „Karkonosze”, który dotyczył pozyskania przez Polskę możliwości tankowania samolotów w locie. Bezpieczeństwo Polaków i wojsko, to ostatnie czym się kierował w ministerstwie. Jedynym dobrym pomysłem była obrona terytorialna, choć nie wiem, do czego faktycznie miała mu służyć.
Działał intencjonalnie, był przez kogoś z zewnątrz inspirowany?
Trudno powiedzieć, czy był „pożytecznym idiotą Kremla”, podejmował decyzje samodzielnie. Sądzę, że wiele jego działań wynikało głównie z działalności politycznej, cynizmu.
Szymon Hołownia, po prezentacji głównych tez raportu, mówił w Super Expressie, że liczy na więcej. Pan też ma niedosyt?
Oprócz Macierewicza mamy innych szkodników – byli ministrowie obrony: Bogdan Klich, Tomasz Siemoniak też likwidowali, orali. Tymczasem mam wrażenie, jakby komisja gen. Stróżyka głównie skupiła się na jednej osobie. Można to nazwać komisją Macierewicza.
Czego panu zabrakło?
Głębszej analizy wpływów rosyjskiej agentury, która jest bardzo aktywna w Polsce, ale działa po cichu a docieranie do polityków to ostanie, na czym się skupia. Oczekiwałbym od generała służb, aby nie angażował się w politykę, nie snuł domysłów, ale przedstawił efekt mrówczej, solidnej roboty. Liczyłem, że jest jakaś koordynacja z innymi służbami, które wyszukują agentów obecnych na niższych szczeblach.