Możemy powtarzać setki razy, kiedy doszło do bitwy pod Grunwaldem. Ale jeśli będziemy równolegle myśleli, co zjemy na obiad albo kiedy wyjdziemy do znajomych, to nawet tysiące powtórek będzie nieskutecznych – mówi biolog dr Marek Kaczmarzyk, profesor Uniwersytetu Śląskiego.

Dr Marek Kaczmarzyk, prof. Uniwersytetu Śląskiego: Aby to wyjaśnić, musimy zrozumieć najpierw, jak powstają w nim ślady pamięciowe. Przede wszystkim należy odrzucić porównywanie mózgu do systemu cyfrowego. Jego pamięć działa zupełnie inaczej niż pamięć komputerowa. Proszę sobie wyobrazić, że wgrywamy do komputera program. Możemy go w każdej chwili usunąć. Zainstalowanie kolejnego? Również żaden problem. Każdy z tych procesów odbywa się na tym samym podłożu fizycznym, czyli na dysku twardym. Dla niego nie ma znaczenia, co wgraliśmy wcześniej, a co później. Tymczasem dla mózgu to już kolosalna różnica.

– Każda nowa informacja zmienia go strukturalnie. Wszystko, co dzieje się z nami obecnie, jest w jakimś stopniu wypadkową tego, co działo się z nami do tej pory. Weźmy za przykład wspomnienie. Ono odzwierciedla stan, w jakim był nasz mózg, gdy je nabywaliśmy. Dlatego żeby potem odtworzyć to konkretne wspomnienie, musimy cofnąć się do stanu, który wówczas panował w naszym mózgu.

– I rzeczywiście takie jest, bo w międzyczasie mózg zdążył przyswoić kolejne informacje. On nigdy nie zamyka się na nowe bodźce. Przecież gdy coś zapamiętujemy, już chwilę później dzieją się następne rzeczy, które warto zapamiętać. One mogą być oczywiście niezwiązane z naszym wcześniejszym wspomnieniem. Ale będą wykorzystywały te same obszary sieci neuronowej. To zaś oznacza, że wspomnienia zaczną nakładać się na siebie. Efekt? Jeśli będziemy chcieli wrócić do tego oryginalnego, w rzeczywistości wrócimy do jego zmodyfikowanej wersji. Stąd biorą się potem nasze pomyłki. Nie brzmi to optymistycznie. Jednak nie pozostaje nam nic innego, jak pogodzić się z tym, że w mózgu przeszłość jest w stałym ruchu i podlega nieustannej zmianie.

– Nastolatka wraca ze szkoły i tata zagaduje, jak minął jej dzień. Dla mózgu to bardzo trudne pytanie. Bo nagle dziewczyna uzmysławia sobie, ile informacji przyswoiła w ciągu ostatnich kilku godzin. Przed zajęciami podeszła do niej koleżanka. Zaczęły rozmawiać o serialu, przeglądały rolki w mediach społecznościowych. Potem nastolatka poszła na biologię, gdzie uczyła się o DNA. Na matematyce pierwszy raz słyszała o równaniach kwadratowych. Na języku polskim zaś pisała bardzo trudne dyktando. Mógłbym wymieniać dalej, bo to tylko trzy lekcje z siedmiu, które miała tego dnia. Ale tyle wystarczy, żeby natłok wspomnień związanych ze szkołą nie pozwolił jej wyizolować szybko kilku dla niej istotnych i odpowiedzieć tacie w zadowalający sposób.

Kolejny przykład? Mężczyzna zaprasza swoją partnerkę do restauracji, w której następnie się oświadcza. Po kilku latach oboje wspominają ten moment. Zgadzają się co do nazwy knajpy i zamówionych potraw. Nagle jednak kobiecie blednie uśmiech – narzeczony myli kwiaty, które stały wtedy na ich stoliku. On wspomina o fiołkach, ona zapamiętała róże. Czasem takie sytuacje kończą się mało zabawnie. Bo jeśli ktoś przekręca wspomnienie z ważnej chwili, odnosimy wrażenie, że pewnie mu nie zależało i nie był skupiony. Tymczasem, jak już wiemy, pomyłka mężczyzny odbyła się poza jego świadomością. Najprawdopodobniej na jego wspomnienie z oświadczyn nałożyły się kolejne wizyty w podobnych restauracjach z ich nieco odmiennymi detalami.

– Od tego, czy mamy szansę wracać do danego wspomnienia. Wyobraźmy sobie dwa scenariusze. W pierwszym nasz narzeczony nie wybiera się po oświadczynach do żadnego innego lokalu. W drugim idzie do nowej restauracji, która jest podobna do poprzedniej. Podobna, ale nie taka sama. Może i stoły ustawiono w identyczny sposób, ale znajdują się już na nich inne obrusy. Brakuje róż. Zamiast nich są fiołki. W dodatku nie w czerwonym, wysokim wazonie jak poprzednio, ale w zielonym i niskim. W którym wariancie istnieje większe prawdopodobieństwo, że narzeczony się pogubi?

– Zgadza się. Ale jakby tego było mało, istnieje jeszcze kolejna przyczyna przekształceń śladów pamięciowych. Okazuje się, że im częściej przywołujemy jakieś wspomnienie w różnych kontekstach, tym bardziej rośnie prawdopodobieństwo zmian w jego strukturze. Tę biologiczną prawdę bardzo dobrze rozumieją prawnicy. Próbują robić wszystko, aby świadek zdarzenia nie miał kontaktu ze sprawcą. Obawiają się, że sprawca podsunie mu swoje wersje wydarzeń, przez co potem świadek zmodyfikuje własne wspomnienia.

– W takich sytuacjach zdarza nam się wpaść w popłoch. Od razu myślimy, że mamy już początki demencji. Tymczasem powód luki w pamięci jest najczęściej banalny. Pamięć operacyjna – ta, do której mamy krótkotrwały dostęp – ma bardzo ograniczoną pojemność. Więc czy po drodze do piwnicy zdarzało się panu zastanawiać nad dziesięcioma innymi rzeczami?

– No właśnie. Przeładowanie informacjami spowodowało, że śrubokręt wyleciał panu z głowy. Myśl o nim nie miała szans przeskoczyć z pamięci krótkotrwałej do długotrwałej. Ślad pamięciowy po prostu zniknął. A nawet jeśli udało mu się na chwilę utrwalić, i tak zastąpiły go kolejne refleksje.

– Dzisiaj na rynku pojawia się mnóstwo poradników, jak ćwiczyć pamięć. Ich autorzy przekonują: „Przeczytaj daną informację sto, pięćset, a nawet tysiąc razy, a w twoim mózgu powstanie trwały ślad pamięciowy”. Powiedziałbym jednak, że to nie takie proste. Możemy powtarzać sobie setki razy, kiedy doszło do bitwy pod Grunwaldem. Ale jeśli będziemy równolegle myśleli, co zjemy na obiad, kiedy wyjdziemy do znajomych, to nawet i tysiące powtórek będzie nieskutecznych.

Nasza pamięć nie działa tak, jak nam się wydaje. Gdybym powiedział, że jest niedoskonała, byłoby to uproszczenie. Bo proszę wyobrazić sobie traumatyzujące doświadczenie, które przechodzi komputer. Na przykład łapie wirusa. Jeśli nie sformatujemy całego systemu, a potem nie zainstalujemy nowego – nic nie będzie działać. Reset spowoduje jednak, że utracimy dostęp do starych danych. Ale w mózgu to tak nie działa. Jeśli przeżywam coś niezwykle dramatycznego, najpierw szukam dobrego terapeuty. Rozmawiam z nim, a on uczy mnie używania nowych słów do opisu tego, czego doświadczyłem. Ta odmienna od poprzedniej narracja emocjonalna nie wymazuje jednak mojej pamięci. Choć nadal przypominam sobie, co wywołało traumę, umiem już żyć i oswajać to przykre wspomnienie. Czyli coś, co mogłoby się wydawać niedoskonałością ludzkiego gatunku, okazuje się jego siłą.

– Zwraca im pan uwagę? Irytuje się pan?

– Dlatego nadal robią pomyłki. Innymi słowy, nie pilnuje pan ich śladu pamięciowego ani nie stwarza pan ich mózgom okazji do zweryfikowania własnych wspomnień. W związku z tym niektórzy mogą do końca życia uważać pana za Filipa, a nie Łukasza. Ja jednak doskonale rozumiem pańską sytuację. Mam podobną z powodu swojego rzadkiego nazwiska. Dla wielu Kaczmarzyk to po prostu Kaczmarczyk. Również nie przejmuję się tym faktem i nikomu nie zwracam uwagi. Dlatego to wciąż się zdarza, co mnie bawi, bo sam jako dyslektyk miewam takie problemy i dobrze rozumiem, jak się czuje człowiek po takiej pomyłce…

– Mam zasadę, że gdy nie mam o czymś pojęcia, czegoś nie wiem, to przyznaję się do tego. Natomiast wiele osób nie lubi podobnej niepewności. Wątpliwości zaburzają im spokój. Z tego powodu zaczynają doszukiwać się w swoich wspomnieniach uogólnień i kontekstów. W dodatku mają potem pewność, że było dokładnie tak, jak zapamiętali. Wersje osób, które im towarzyszyły, odrzucają. Dlaczego ich przekonanie jest tak silne? Bo absurdem byłoby przeżywanie świata z myślą: „Czy na pewno mi się to przydarzyło?”. Problem jednak w tym, że osobom bezkrytycznie pewnym swoich wspomnień świat jawi się zero-jedynkowo. Nie ma dla nich nic gorszego niż wątpliwości. One są dla nich równoznaczne z niechęcią przyjęcia obiektywnej prawdy. Czyli tej, która utrwaliła się w ich głowach. U mnie na Śląsku mawia się o takich: „Jak ktoś nie chce, to gorzej, niż jakby nie mógł”.

– Tak, i nie ma znaczenia, czy w tym czasie przebywamy w jednym pomieszczeniu, czy nie. Obaj zapamiętamy z wywiadu inne detale. Aby dobrze to zobrazować, zademonstruję panu wyniki pewnego badania okulograficznego. Polegało na tym, że kilku osobom założono okulary wyposażone w czujniki, które śledziły ruch ich gałek ocznych. W ramach eksperymentu miały przez minutę wpatrywać się w naturalistyczny obraz Ilji Riepina z końca XIX w. pod tytułem „Niespodziewany gość”. Widać na nim pokój, siedem osób, stół, fotel, krzesło i okno. Każdy badany miał zwrócić uwagę na inne szczegóły malunku. Na przykład jednemu kazano zapamiętać ubiór postaci. Zadaniem drugiego było opisanie sytuacji materialnej rodziny. Trzeciego zaś – określenie wieku jej członków. Potem analizowano, gdzie wszyscy badani patrzyli, a także rozmawiano z nimi na temat ich obserwacji. Gdy dostawali pytanie, jakiego koloru było krzesło w dolnym prawym rogu obrazu, część z nich się dziwiła.

– Bo nie widzieli tam żadnego mebla. Okulograf pokazał, że nawet nie patrzyli w jego kierunku. I tak ma się rzecz z całą naszą rzeczywistością. Jeśli zwracamy uwagę na konkretne szczegóły, pozostałe zaczynają nam umykać. Poza tym wszyscy mamy inne preferencje. Możemy siedzieć w pełnej sali kinowej, ale każdy będzie oglądał inny film. Ktoś zapamięta z niego akcję, ktoś kostiumy, ktoś doskonałą muzykę. I bardzo dobrze, bo od tego właśnie jest kultura. Ma być dialogiem, dzieleniem się obserwacjami, integrowaniem ich.

– To dość absurdalny pomysł na sprawdzenie, czy uczniowie przeczytali lekturę. Tak samo jak pytanie, jakiego koloru były rękawiczki Izabeli Łęckiej z „Lalki”. Jeśli ktoś nie interesuje się modą, udzielenie poprawnej odpowiedzi na drugie pytanie sprawi mu olbrzymie trudności. Albo będzie wręcz niemożliwe.

– Mógł nawet się nią zachwycać, jednak nawet i to mu nie pomoże. Dlaczego? Bo dla jego pamięci kolor rękawiczek ani liczba kul – podobnie jak krzesło na obrazie Riepina – nie były znaczące. A dla pamięci to jest fundament. Gdy mózg styka się z nowymi informacjami, natychmiast „zastanawia się”, czy będą mu potrzebne. Pamięć – wbrew temu, co często się o niej mówi – nie służy jedynie zapamiętywaniu. To wrednie selektywny, restrykcyjny proces, którego celem jest także ignorowanie nieistotnych danych.

– Raczej użyteczne. Gdybyśmy wszystko zapamiętywali, nasze życie nie byłoby usłane różami. Jeśli nie potrafilibyśmy niczego zapomnieć, nic nie przykrywałoby przykrych wspomnień. To oznacza, że na przykład przebaczanie przychodziłoby nam z większym trudem.

– Zapominanie jest fundamentem przystosowania. Niepotrzebnie uznaliśmy społecznie, że ono wiąże się z jakimś błędem bądź porażką. Biologia temu przeczy. Pamięta pan śniadanie sprzed dwóch tygodni? No właśnie, ja również nie wiem, co miałem wtedy na talerzu. Tymczasem obaj dobrze orientujemy się, co jedliśmy wczoraj i przedwczoraj. To dlatego, że w naszym pożywieniu nie ma już trucizn ani toksyn, które działałyby dopiero po dwóch tygodniach. Bezcelowe jest zatem zapamiętywanie wcześniejszych posiłków. Nie dość, że przechowywanie ich w pamięci do niczego nam się nie przydaje, to jeszcze zajmuje miejsce bardziej potrzebnym wspomnieniom.

– Mózg z pewnością zanotowałby produkt, który panu zaszkodził. To zresztą celna metafora jego działania: pozbywać się informacji zbędnych, utrwalać konieczne i pożyteczne, żeby uniknąć kolejnego zatrucia. Wniosek? Nie ma się co dziwić ludziom, którzy – oczywiście nie z powodu choroby – zapominają albo czasem przekręcają fakty. Paradoksalnie, naprawdę im to służy.

Dr Marek Kaczmarzyk — profesor Uniwersytetu Śląskiego, biolog, memetyk, neurodydaktyk, nauczyciel, wykładowca. Kierownik Pracowni Dydaktyki Biologii na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. Popularyzator nauki. Autor wielu naukowych artykułów, książek i podręczników szkolnych. Prowadzi szkolenia dla nauczycieli. Szczególnie interesuje się ewolucyjnymi i neurobiologicznymi aspektami uczenia się

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version