Chyba nikt nie miał złudzeń, że Zbigniew Ziobro zachowa się jak poważny, odpowiedzialny polityk i zgodnie z poleceniem sądu stawi się przed komisją ds. Pegasusa. Mimo wszystko chyba mało kto się spodziewał, że jakby nie patrzeć były minister sprawiedliwości odstawi aż taką hucpę.

Doprowadzenie Ziobry przez komisję zmieniło się – z winy byłego lidera Suwerennej Polski – w żałosny, ośmieszający Polskę spektakl a przy okazji bezpłatną reklamę Telewizji Republika. Bo zamiast przed komisją Ziobro stawił się w studio telewizji Tomasza Sakiewicza, gdzie w towarzystwie redaktora Rachonia grzmiał na rzekomo „bezprawnie” działającą komisję.

Zanim jednak Ziobro odnalazł się w Telewizji Republika, przez cały dzień policja i towarzyszący jej dziennikarze szukali go pod adresami, gdzie mógł przebywać. Jednym w Warszawie, drugim w Jeruzalu w województwie łódzkim.

Odnalazł się w studio Republiki, gdzie błyskawicznie przeniosła się policja i dziennikarze wszystkich chyba polskich mediów – poza skonfliktowanymi z Sakiewiczem mediami braci Karnowskich. Zobaczyliśmy wywiad na żywo z „oblężonego studia”. Obserwatorzy spekulowali, czy Ziobro opuści budynek, odda się w ręce policji, czy też będzie się w nim ukrywał. Transmisja na żywo ze szturmu policji na siedzibę Republiki z pewnością uzyskałaby kosmiczne zasięgi.

Ziobro w końcu opuścił studio i w towarzystwie policji dał się doprowadzić na posiedzenie komisji. Ta jednak uznała, że Ziobro zlekceważył sądowe polecenie, przerwała pracę i przegłosowała wniosek o 30 dni aresztu dla polityka PiS – tak by pozostawał do dyspozycji komisji.

Politycy PiS już przekonują, że wniosek komisji jest bezprawny. I trudno się spodziewać, by Ziobro dał się po cichu doprowadzić do aresztu – biorąc pod uwagę jak wielkie zasięgi Ziobrze i Republice zrobiły wydarzenia z piątku, można się spodziewać nowych, jeszcze bardziej odważnych formatów politycznego reality tv. Może nie będzie to od razu live z samochodu, którym Ziobro ucieka przed policyjnym pościgiem, ale kreatywność byłego ministra i pracowników Republiki może jeszcze wszystkich zaskoczyć.

Ziobro bardzo precyzyjnie napisał i wyreżyserował swój piątkowy spektakl. Zrealizował wszystkie swoje założenia. Skupił na sobie całą publiczną uwagę, pokazał nieskuteczność państwa rządzonego przez jego politycznych konkurentów – bo trudno nazwać skutecznym państwo, które mając w ręku sądowy wyrok, nie potrafi zlokalizować jednego z najbardziej znanych w kraju polityków i doprowadzić go przed oblicze sejmowej komisji śledczej. Wreszcie zdjęcia policji oblegającej telewizyjne studio, by zatrzymać polityka opozycji, a już zwłaszcza wniosek o 30 dni aresztu pozwolą uruchomić narrację o „bezprawnych prześladowaniach obozu patriotycznego” przez „bodnarowców”.

Twardy elektorat PiS będzie zachwycony, pytanie, jak zareagują na to mniej zaangażowani w dzielącą Polskę polaryzację wyborcy. Bo działania Ziobry nie tylko ośmieszają – a przynajmniej pokazują jego nieskuteczność – państwo rządzone przez koalicję 15 października, ale też całą klasę polityczną. Lekceważąc wyroki sądów, ukrywając się przed policją i kpiąc sobie z sejmowej komisji, Ziobro bynajmniej nie wygląda jak ktoś, kto jest przedstawicielem jakkolwiek poważnej, zdolnej do elementarnej odpowiedzialności za państwo opozycji.

Naprawdę trudno jest poważnie traktować politykę i polityków, którzy w sytuacji wojny za naszą granicą, możliwej wojny handlowej Stanów z Europą, wielkich, tektonicznych ruchów w światowej polityce bawią się w policjantów i złodziei. Nie dziwmy się, jeśli obserwując to wszystko, spora część obywateli uzna, że demokracja stała się w Polsce dysfunkcjonalna i by przywrócić elementarną sterowność państwa w kraju, potrzebne są rządy silnej ręki.

Oczywiście, lwią część winy za żałosną farsę z piątku ponosi były lider Suwerennej Polski. Jednocześnie komisja zrobiła polityczny błąd, nie czekając na Ziobrę, odraczając obrady i występując już teraz z wnioskiem o areszt. Straciła zimną krew, dała się sprowokować bezczelności byłego ministra sprawiedliwości i chyba nie przewidziała tego, jakie polityczne konsekwencje może mieć podobna decyzja. Ziobro był wyraźnie zachwycony tym, że sytuacja przybrała taki obrót. Z zadowoleniem mówił dziennikarzom: przebierali nogami, by mnie przesłuchać, a gdy już jechałem na przesłuchanie, to stchórzyli i uciekli.

Były minister sprawiedliwości zostałby dowieziony na posiedzenie z poślizgiem nieprzekraczającym pół godziny, dla opinii publicznej może być niezrozumiałe, dlaczego posłowie nie chcieli poczekać i zadać w końcu byłemu ministrowi sprawiedliwości swoje pytania – zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak długo walczyli o taką możliwość.

Ziobro – ciągle odzyskujący siły po niedawnej, potencjalnie śmiertelnej chorobie – w areszcie będzie „politycznym złotem” dla mobilizacji twardego elektoratu PiS. Co w roku wyborów prezydenckich jest zawsze przydatne. Wróci narracja o prześladowaniach, więźniach politycznych, torturach chorego człowieka, czuwania pod aresztem z udziałem Kaczyńskiego, posłów PiS i „obywatelskiego kandydata” popieranego przez tę partię.

Jednocześnie sprawa Ziobry sprawia realny problem: co robić z zupełnie zanarchizowaną opozycją, która odmawia respektowania istniejącego porządku prawnego i przy pomocy takich instytucji jak neo-izby Sądu Najwyższego czy pozbawiony atrybutów niezawisłego sądu Trybunał Konstytucyjny tworzy sobie swój własny, równoległy?

Rządzący z całą pewnością nie mogą przejść nad tym do porządku dziennego i pozwolić politykom takim jak Ziobro, by powołując się na nieistniejące w realnym obiegu prawnym „wyroki” TK nie stosować się do wiążących poleceń legalnie działających instytucji. Abstrahując już od tego, że obecny rząd obiecywał skuteczne rozliczenia z PiS, to żadne poważne państwo nie może pozwolić sobie na podobne podmywanie własnej legitymacji.

Z drugiej strony, zbyt ostra reakcja na anarchizujące państwo działania opozycji może też politycznie obrócić się przeciw rządzącym. Państwo sięgające po swój siłowy aparat przeciw posłom opozycji – nawet gdy są ku temu najlepsze prawne podstawy – zawsze znajduje się na ryzykownym wizerunkowo gruncie. Koalicja rządząca nie ma razie dobrego pomysłu, co zrobić z tym dylematem. A problem będzie tylko narastał – zastanówmy się co, jeśli PiS odmówi uznania wyniku wyborów i otrzyma unieważniający je wyrok neo-izby SN?

Oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby politycy byli się w stanie porozumieć co do istniejących ram prawnych, a przynajmniej co do tego, kto legalnie może orzec o ważności wyborów. Ale na razie to skrajnie nieprawdopodobny scenariusz i podobne sceny jak z piątku będziemy jeszcze niejednokrotnie oglądać.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version