Co się takiego stało, że w związku jedno z nas przestało potrzebować zbliżenia? Albo oboje? Aby poznać i zrozumieć powody, każdy z osobna musi się zmierzyć z tym, co czuje, czego chce. Możemy mieć różne związki i układy, ważne, aby to odpowiadało jednej i drugiej stronie – mówi psychoseksuolog Bianca-Beata Kotoro.
„Newsweek”: W jednej z książek Judith Viorst o budowaniu relacji romantycznych przeczytałam, że więź seksualna, niezależnie od roli w związku małżeńskim czy partnerskim, niemal zawsze wykracza daleko poza sam seks. To język miłości. Są pary, które z tego rezygnują.
Bianca-Beata Kotoro: Kluczowe jest, z czego rezygnują. W białym małżeństwie rezygnujemy z seksu, a nie z intymności. Związek istnieje, jeżeli jest relacja emocjonalna i fizyczna lub tylko emocjonalna bądź fizyczna. Wspaniale, kiedy są obie. Ważne, aby to odpowiadało jednej i drugiej stronie. Jeżeli rezygnujemy ze wszystkiego, wówczas możemy mówić o jakimś rodzaju układzie. Można razem mieszkać, ale jeżeli nie ma więzi, to jest to pewien rodzaj umowy, a nie relacja romantyczna.
Namiętność, intymność i zobowiązanie – to trzy składniki miłości według psychologii społecznej. Często w relacjach zostaje ostatni składnik, który ciągnie wóz zwany związkiem. Bliżej tu chyba do układu, o którym pani wspomniała.
– Możemy mieć różne związki i układy, ważne, aby to odpowiadało jednej i drugiej stronie. Najważniejsza jest komunikacja. Jeżeli komuś jest dobrze żyć z jednym komponentem relacji, to nie możemy tego oceniać jako coś złego. Problem pojawia się wówczas, gdy ludzie ze sobą nie rozmawiają i pewne braki nie są akceptowane przez obie strony.
Foto: Materiały wydawcy
Jako ludzie pragniemy bliskości z drugą osobą, a intymność – szeroko rozumiana – jest bardzo więziotwórcza. Kwestia, dlaczego z tego zrezygnowaliśmy. Czy pojawiła się choroba? Czy pojawiło się dziecko i teraz intymności jest mniej? Czy może oddaliliśmy się i to jest konsekwencją, że nie ma pełnej relacji? Podsumowując, trzeba zrobić wgląd w siebie i związek oraz wziąć odpowiedzialność, a my jako ludzie często jej unikamy.
To stan idealny, jeśli pary się komunikują i omawiają wszystkie sfery życia. A przyjrzyjmy się związkom, w których na przykład mężczyzna nie jest zainteresowany seksem. On unika bliskości fizycznej, a kobietę to boli i obniża jej poczucie wartości. Co się dzieje w takim związku?
– Nie przeskoczymy tutaj wspomnianego braku rozmowy. Nie da się czytać w głowie drugiej strony. Najgorszą rzeczą jest uleganie stereotypom w rodzaju: on nie chce się ze mną kochać, bo przytyłam, bo już mu na mnie nie zależy, bo ma kogoś innego.
Kobieta, której partner odmawia seksu, staje przed wyborem: porozmawiać albo katować się i tworzyć różne scenariusze zaistniałej sytuacji.
Najtrudniej zacząć ten temat.
– To nie muszą być wykwintne rozmowy.
Zawsze jest strach, że możemy zranić.
– Zatem siebie możemy ranić? Jeżeli coś nam nie odpowiada, należy o tym mówić. Ważna jest jednak forma i wzajemne poszanowanie.
Znam kobiety, które rozpoczęły rozmowę z mężczyznami o braku bliskości fizycznej. Usłyszały: nie cuduj, nie wydziwiaj. W jednym z przykładów urodził się wnuk i „problem” się rozwiązał. Miłość została przelana na nowego członka rodziny, a mąż ma spokój.
– Pytanie, czy rzeczywiście problem się rozwiązał. Kobiety, które spotkałam w gabinecie czy na warsztatach, kiedy pojawia się ze strony mężczyzny brak zainteresowania seksem, zaczynają bardziej dbać o siebie. Mówią, że chciałyby więcej bliskości, namiętności, więc muszą się upiększyć, coś zmienić, zaskoczyć drugą stronę. A być może nie tędy droga. Warto usiąść i zadać partnerowi inne pytania, np.: „Co się dzieje? Czy masz potrzebę dotyku? Czy masz potrzebę bliskości?”. Zaczynając od tego, że to one muszą coś w sobie naprawić, pomijają drugą stronę.
U źródła można usłyszeć prawdziwe powody.
– Kluczem jest odpowiedź na pytanie, co się takiego stało, że mój partner przestał potrzebować zbliżenia. A powodów może być wiele. Może to być wspomniana choroba, wejście w inny etap życia, mniejsze libido, kryzys, aseksualność albo odmienne preferencje seksualne, które nie są uświadomione.
Być może wcześniej seks był wymuszony?
– Dokładnie. Zmuszanie się kojarzymy stereotypowo z kobietami, ale nie patrzymy na mężczyzn. Nieraz słyszałam w gabinecie, że to właśnie oni nie mieli potrzeb seksualnych tak wysokich, jak ich partnerki. Do seksu się zmuszali. Dlatego podczas jednej rozmowy nie da się wszystkiego wypowiedzieć. Trzeba prowadzić nieustanny dialog, inaczej w związku zaczną się pojawiać strategie ucieczkowe, generujące kolejne lęki i obawy. Aby te powody mogły wyjść na światło dzienne, każdy z osobna musi się zmierzyć z tym, co czuje, czego chce. Nie patrząc na wszystkich wokół czy kreacje medialne.
W mediach stawia się duży nacisk na seksualność. To nie ułatwia życia parom, które chcą ją ograniczyć lub z niej zrezygnować.
– Tak, seksualność jest kreowana w przerysowany sposób na obowiązkowy element związku, jako coś „must have”. To prowadzi do nieporozumień.
Co jeszcze w takim razie buduje intymność w relacji? Czym białe małżeństwa zastępują seks?
– Chodzi o znalezienie swoich związkowych rytuałów. Może to być wspólne wypicie kawy rano lub zjedzenie kolacji wieczorem. Może to być zmysłowy masaż przy świecach, wspólne oglądanie filmu, czytanie książek, gdy leży się obok siebie, albo zwyczajne wyjście na spacer. Takie doświadczenia są bardzo więziotwórcze, dla niektórych bardziej niż sam seks.
Te piękne rzeczy sprawiają, że choć partner nie jest idealny, jest moim kochanym człowiekiem, że go po prostu lubię, cenię jego towarzystwo, że jest dla mnie ważny, a ja dla niego. Jeżeli ten bilans dobrych chwil przeważa, to relacja buduje dobrostan. Jeżeli nie, to trzeba przemyśleć, czy chcę w takim związku pozostać.
A jeśli w parze nie ma nie tylko fizycznej bliskości, ale też emocjonalnej? Gdy dwoje kiedyś bliskich sobie ludzi żyje aktualnie jak para lokatorów?
– Każda z osób żyjących w takim układzie ma z niego pewne korzyści. To ludzie tworzący związki nadają mu dynamikę i znaczenie. Jakakolwiek relacja by była, zawsze coś musi drugiej stronie dawać, inaczej by nie przetrwała. W pewnym momencie to przestaje się kalkulować i ktoś z tego wychodzi.
Jakie korzyści daje ludziom związek będący układem?
– Na przykład, że nie jestem sama/sam, że po pracy nie wracam do pustego domu, że zawsze ktoś tam jest i się krząta, zrobi zakupy, ogarnie mieszkanie. Zawsze taki układ jest łatwiejszy niż samodzielna opieka nad dziećmi i budowanie życia na nowo.
Aby coś stworzyć, trzeba coś zniszczyć, włożyć wysiłek. Bilans dobrostanu może być więc na zero. Mamy relację, choć niesatysfakcjonującą, to nie musimy się w niej wysilać. Człowiek u naszego boku jest nam obojętny intymnie, uczuciowo, ale wciąż do czegoś potrzebny.
Przykre. Dwoje ludzi już zupełnie sobie obcych trzyma się razem, choć nierzadko w takich układach mają siebie po prostu dość. Patrzą na to przyjaciele, rodzina, dzieci.
– Jeżeli rodzina, przyjaciele mówią: „Zobacz, ty się marnujesz”, to może trzeba podjąć rękawicę. A to oznacza, że coś zmieniam albo decyduję się na trwanie w związku, który z boku wydaje się jałowy – na własną odpowiedzialność, wiedząc, jakie będą tego konsekwencje w przyszłości.
Zmiana to wyzwanie, trzeba być zdeterminowanym, aby jej dokonać. Z tego, co pani mówi, wnioskuję, że musi być mocno niewygodnie, aby zaczęło się meblowanie życia na nowo.
– Ludzie z natury lubią mieć kontrolę nad tym, co się wokół nich dzieje, a to oznacza, że chcą też czuć, że to oni podjęli decyzję. Jeśli decydujemy się na związek z osobą uprawiającą sport wyczynowy, musimy mieć świadomość, że ona często wyjeżdża, że jej życie jest w pewnym stopniu ekstremalne. Analogicznie – jeśli wchodzimy w relację z osobą, która nie chce bliskości fizycznej, to musimy ocenić, czy to nam będzie odpowiadało.
A jeśli przestaje nam to odpowiadać?
– Jeśli potrafimy znaleźć kompromis, to powinno się udać wybrnąć z tej rzeczywistości i zbudować nową, która odpowiada partnerom.
Warto obserwować umiejętność negocjacji w parze na małych rzeczach. Jeżeli ludzie potrafią się dogadać co do tego, jak spędzać wieczory, przygotowywać posiłki, organizować wakacje, to i w ważniejszych sprawach sobie poradzą. Prawda jest jednak gorzka. Do gabinetu trafia wiele par, które niewiele wiedzą na swój temat, choć żyją razem latami. Nie potrafią odpowiedzieć na prozaiczne pytanie dotyczące ulubionej kawy czy herbaty. W takiej sytuacji trudno o wzajemne zrozumienie i podejmowanie decyzji opartych na wzajemnych potrzebach.
Dlatego bycie w związku nie zawsze buduje nasz dobrostan.
– Pytanie, co nam daje sama relacja, co my dajemy drugiej osobie, co ona daje nam. Często wpadamy w pułapkę brania, a nie zauważamy tego, co my dajemy albo czego nie dajemy drugiej stronie. Kolejna pułapka to przeświadczenie, że skoro dajemy wiele pod kątem emocjonalnym i ekonomicznym, to druga strona zawsze będzie szczęśliwa i to odwzajemni. Może być tak, że wylane morze miłości nie zostanie odwzajemnione. To przykre, ale tak jest. Do tanga trzeba dwojga. I, co ważne, samo hasło: „jestem w relacji” nie oznacza dobrostanu.
Bianca-Beata Kotoro — psychoseksuolog, psychoonkolog, terapeuta, superwizor ECE, psycholog społeczny z Instytutu Psychologiczno-Psychoseksuologicznego Terapii i Szkoleń „Beata Vita” w Warszawie. Autorka książek edukacyjnych dla dzieci i młodzieży. Redaktor naczelna magazynu „Po Prostu Żyj”