Zatrzymanie amerykańskiego wsparcia wojskowego dla Ukrainy bez wątpienia będzie miało dotkliwe skutki. Nie ogłoszono go jeszcze oficjalnie, ale jako o czymś pewnym mówią o tym właściwie wszystkie amerykańskie media. Decyzja miała zapaść w Białym Domu w poniedziałek. Przedstawiciele administracji prezydenta nieoficjalnie podkreślają, że to „pauza” a nie ostateczny koniec. Dla ukraińskiego wojska i miast to jednak bez większego znaczenia. Liczy się to, że dostawy zostały zatrzymane na trudny do przewidzenia czas.
Poważne problemy w powietrzu
Amerykańskie wsparcie jest kluczowe dla Ukraińców zwłaszcza w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Jej zachodni element opiera się na 4 nowoczesnych systemach: Patriot, SAMP/T, NASAMS, Iris-T, oraz mieszance starszych i prowizorycznych rozwiązań w rodzaju systemów Hawk, FrankenSam czy Supcat ASRAAM. USA odpowiadają za ponad połowę z nich. Dodatkowo zapewniają całą gamę systemów obrony przeciwlotniczej najkrótszego zasięgu, przeznaczonych głównie do zwalczania dronów. Bez ich wsparcia obrona ukraińskiego nieba bardzo mocno ucierpi. Zwłaszcza bez rakiet do systemów Patriot i NASAMS. Stanowią one podstawę obrony ukraińskich miast przed rosyjskimi atakami powietrznymi. Europa nie jest w stanie w krótkim terminie uzupełnić tego braku bez sięgania do swoich własnych szczupłych rezerw amerykańskiej amunicji, albo oddania własnych systemów. Jednego i drugiego zostało mało.
Poważnie ucierpi też przestawianie ukraińskiego lotnictwa na F-16. Owszem same maszyny pochodzą od państw europejskich, tak samo jak wstępne zapasy części zamiennych i uzbrojenia, ale na dłuższą metę tylko USA mają ich dość, aby zapewnić długofalowe utrzymanie. To Amerykanie odpowiadają za wsparcie eksploatacji F-16 w Ukrainie. To oni dostarczają większą część nowoczesnego uzbrojenia używanego przez ukraińskie lotnictwo. W tym poradzieckie samoloty, które zmodyfikowano do przenoszenia na przykład rakiet przeciwradarowych HARM, czy bomb naprowadzanych JDAM i SDB. Dostarczane równolegle francuskie samoloty Mirage i bomby HAMMER same nie wypełnią tej luki.
Amerykanie odgrywają też kluczową rolę w zaopatrywaniu ukraińskiej artylerii rakietowej dalekiego zasięgu, czyli systemów HIMARS i M270. Czyli rakiet naprowadzanych GMLRS i ATACMS. Tych drugich nigdy nie było dużo i po zauważalnym ich użyciu latem-jesienią 2024 roku, aktualnie trudno o dowody na to. Od początku Amerykanie mieli ich ograniczoną ilość i nie ma już produkcji. GMLRS to co innego. Od początkowego okresu wojny to kluczowe narzędzie Ukraińców do atakowania rosyjskiej logistyki, systemu dowodzenia i cennych celów w odległości do 80-90 kilometrów za linią frontu. Wyschnięcie zapasu tej amunicji będzie miało bardzo odczuwalny wpływ na sytuację, a Europa nie ma własnych alternatyw.
Ciężki sprzęt też istotny
W mniej zaawansowanych systemach Amerykanie nie mają już tak kluczowej roli, ale nadal jest ona duża. Choćby w kategorii pojazdów opancerzonych wszelkiej maści. Amerykanie dostarczyli na przykład około 300 bojowych wozów piechoty M2 Bradley, 400 kołowych transporterów opancerzonych Stryker, ponad tysiąc starszych transporterów M113 i M1117, a do tego tysiące samochodów opancerzonych HUMVEE czy różnych minoodpornych. Do tego około 200 armat i haubic różnych rodzajów. To ogromna część dostaw sprzętu dla ukraińskich wojsk lądowych, która wymaga stałego strumienia części zamiennych. Z dnia na dzień wszystkie nie staną, ale problem będzie narastał. Tak samo z ewentualnymi dalszymi dostawami. Tylko Amerykanie mają jeszcze duże zapasy podstawowych pojazdów w rodzaju tych wymienionych. Europa w tej kwestii już dawno skrobie łyżką po dnie garnka.
Ogromne znaczenie ma też wstrzymanie dostaw amunicji i masy innego drobniejszego sprzętu koniecznego każdej armii. Od najprostszych nabojów do karabinów, przez kamizelki kuloodporne i hełmy, apteczki po radiostacje. Tu Ukraina i Europa są względnie najbardziej uodpornione na woltę Amerykanów, bo choćby w produkcji podstawowej amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm czy moździerzowej 82 mm dają sobie radę już przyzwoicie. Europejskie dostawy i ukraińska produkcja stanowią już większość. Jednak nie ulega wątpliwości, że utrata amerykańskiego udziału będzie dotkliwa. Podobnie jak we wcześniejszych kategoriach. Nie natychmiast, bo na pewno Ukraińcy mają rezerwy, ale w perspektywie kilku miesięcy owszem.
Najmniej dotkliwie odczuwalny brak amerykańskiego wsparcia będzie w zakresie dronów. Tu Ukraińcy są w znacznej mierze samowystarczalni. Od tych maszyn, które służą do ataków bezpośrednio na froncie, po te spadające na rosyjskie rafinerie tysiąc kilometrów za nim. To bez wątpienia spory sukces Ukraińców, którzy z braku szans na duże dostawy lub produkcję bardziej zaawansowanych i skutecznych systemów w rodzaju rakiet przeciwpancernych czy manewrujących, stworzyli swoje prostsze alternatywy.
Kluczowe wsparcie, którego nie widać
Ogromne znaczenie ma jednak inny rodzaj amerykańskiego wsparcia, które trudno zauważyć na nagraniach z frontu. Chodzi o współpracę wywiadowczą, zwiadowczą i wsparcie w zakresie dowodzenia oraz łączności. Nie ma pewności, czy ta kooperacja też została zawieszona. Jednak nawet jeśli nie, to przy obecnym trendzie działań administracji USA, należy poważnie zakładać, że tak się niebawem stanie. Byłby to naprawdę potężny cios w Ukrainę.
Amerykanie mają bezsprzecznie największe możliwości na świecie jeśli chodzi o zwiad kosmiczny (tak obrazowy, jak i radarowy oraz elektroniczny), oraz samoloty i drony zwiadu elektronicznego. W kwestii kosmicznej Ukraina oraz Europa na pewno posiłkują się firmami cywilnymi, które mają gwałtownie rosnące możliwości. Można przypuszczać, że potencjał amerykańskiego wojska w tej kwestii jest jednak nadal większy, choć szczegółowa ocena jest niemożliwa z uwagi na tajemnice państwowe. Przy czym zawsze lepiej mieć dwa poważne źródła informacji, niż jedno. Jednak jeśli chodzi o kwestię zwiadu elektronicznego, tak kosmicznego jak i powietrznego, to Amerykanie są prawie bezkonkurencyjni. Można przypuszczać, że na przykład istotna część udanych ukraińskich ataków na rosyjskie stanowiska obrony przeciwlotniczej dalekiego zasięgu czy większe stanowiska dowodzenia, to w istotnej części zasługa amerykańskiego zwiadu elektronicznego, który je wykrywał.
Dodatkowo Amerykanie mają przysłowiowe klucze do najważniejszego ukraińskiego systemu łączności, czyli Starlink. Bez tej stabilnej łączności satelitarnej wojsko Ukrainy momentalnie doznałoby zawału całego systemu dowodzenia. Skutki wyłączenia Starlinka w Ukrainie trudno przecenić. Na razie nie było o tym oficjalnie mowy i wszystko działa. Po poprzednich plotkach w lutym na temat takiej możliwości firma SpaceX Elona Muska zapewniała, że nic takiego się nie stanie. Trudno jednak wierzyć w trwałość takich deklaracji, kiedy właściciel firmy jest jednoznacznie wrogi Ukrainie. Niezależnie od faktu, że większość używanych przez Ukraińców terminali Starlink miała zostać zakupiona przez między innymi Polskę.
W ogólnym rozrachunku decyzja Amerykanów nie doprowadzi więc na razie do zawalenia się ukraińskiej obrony. Najszybciej ucierpią ukraińscy cywile w efekcie osłabienia obrony przeciwlotniczej. Więcej rosyjskich rakiet i dronów będzie docierać do celów. Jeśli wstrzymano też współpracę wywiadowczą, to gwałtownie ucierpieć może skuteczność ukraińskich ataków na zapleczu frontu. Nawet bez tego ulegnie ona ograniczeniu ze względu na dostępność rakiet GMLRS i bomb lotniczych. Nie ulega więc wątpliwości, że bez wsparcia USA ukraińska obrona będzie słabła w przyspieszonym tempie. Ile czasu jej zostało do bardzo odczuwalnych braków, nie sposób dokładnie ocenić, ale trudno spodziewać się, aby zapasy kluczowych części i amunicji były większe niż na kilka miesięcy.