Jak ujawnił Onet, natężenie dyrektorów regionalnych z partyjnymi legitymacjami układa się w jasny obrazek: Totalizator na średnim, na ogół umykającym uwadze opinii publicznej, poziomie został skolonizowany przez trzy tworzące rząd partie, zgodnie ze starą zasadą jeszcze z czasów AWS: TKM. Teraz, k***a, my!

Bo gdy niemal każdy nowy dyrektor regionalny jest obecnym lub byłym radnym różnych szczebli samorządu – albo boiskowym partnerem premiera – naprawdę nie sposób wytłumaczyć opinii publicznej, że zatrudniano z innego niż politycznego klucza.

Powiatowy radny PSL z Janowa Lubelskiego, członek zarządu powiatu piotrkowskiego z tej samej partii, przewodniczący kieleckiej rady miasta z KO i jego kolega z partii pełniący urząd wicestarosty niżańskiego, działacz lewicy z kujawsko-pomorskiego, wreszcie przedsiębiorca z Sopotu, znany jako „boiskowy kolega Donalda Tuska” – jak ustalił Onet, tak wygląda lista osób, które w ostatnich miesiącach objęły stanowiska dyrektorów regionalnych w Totalizatorze Sportowym, kontrolowanej w całości przez Skarb Państwa spółce obsługującej loterię Lotto.

Jakie nie byłyby przyczyny zatrudnienia każdej z tych osób i jakich kompetencji by nie posiadały, ta lista wygląda fatalnie dla rządzącej koalicji. Przypomina najgorsze praktyki z czasów PiS, gdy spółki skarbu państwa były traktowane jak łup dzielony pomiędzy poszczególne frakcje Zjednoczonej Prawicy. Tylko dziś zamiast ziobrystów, Republikanów Bielana ludzi Sasina, Morawieckiego czy premier Szydło posady zbierają – jak sugeruje materiał Onetu — lokalni działacze KO, PSL, Lewicy czy koledzy premiera.

Pytani przez Onet nowi dyrektorzy tłumaczą się najczęściej, że wszystko jest zgodne z prawem, że można łączyć mandat radnego – a nawet wykonywać społecznie pracę członka władz powiatu – z dyrektorską posadą w spółce skarbu państwa. Wszystko to prawda – można. W sprawie z Totalizatorem problem tkwi jednak nie w tym, na co pozwala prawo, a w optyce i w tym co dziś społecznie akceptowalne dla wyborców rządzącej koalicji.

W latach 2015-23 opozycja – zwłaszcza KO – atakowała PiS za zawłaszczanie państwa, za wsadzanie krewnych i znajomych królika na lukratywne posady w spółkach skarbu państwa i innych państwowych instytucjach. Przed wyborami 2023 r. KO nieustannie mówiło o „tłustych kotach” i milionerach z PiS. Dyrektorzy regionalni w Totalizatorze nie zarabiają milionów, ale wyborcy mogą sobie pomyśleć: mieli pogonić tłuste koty, a wprowadzają własne.

Tymczasem wyborcy, nadzwyczajnie mobilizując się w wyborach 15 października, zagłosowali między innymi za tym, by wraz z odsunięciem PiS od władzy podobne praktyki się skończyły. Wszystkie partie tworzące dziś rząd – może z wyjątkiem PSL, który miał najmniej do powiedzenia na ten temat – obiecywały przecież nowe, jasne transparentne reguły dotyczące zatrudnienia w spółkach państwa. KO w swoich stu konkretach obiecywała „nabór w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje nie znajomości partyjne” członków rad nadzorczych i zarządów spółek skarbu państwa. Dyrektorzy regionalnych oddziałów totalizatora to co prawda szczebel niżej na korporacyjnej drabinie, ale opinia publiczna ma prawo także tu żywić oczekiwania transparentnego, opartego na kompetencjach naboru.

Rządzącej większości wolno, jeśli chodzi o zatrudnianie w spółkach skarbu państwa, po prostu mniej niż było wolno PiS i mniej niż poprzednim ekipom rządzącym – które też traktowały spółki jak partyjne łupy, PiS nie wymyślił przecież tej praktyki, tylko wzniósł ją na niespotykany wcześniej po ’89 roku poziom. Jeśli rządzący nie zrozumieją szybko, że wolno im mniej, a społeczeństwo oczekuje innych standardów niż te, jakie tolerowane były jeszcze 10 lat temu, to prędzej czy później zapłacą za to polityczną cenę. Tym bardziej jeśli okaże się, że Totalizator nie jest odosobnionym przypadkiem, tylko nowym standardem.

Ministerstwo Aktywów Państwowych wydało komunikat, w którym stwierdziło, że domaga się wyjaśnień od zarządu Totalizatora, a jeśli doniesienia się potwierdzą, to „podejmie odpowiednie działania”.

Nie chodzi jednak teraz o to, by w odpowiedzi na doniesienia mediów „Donald się wściekł”, a dyrekcja Totalizatora w ramach nagłej interwencji czyściła spółkę z partyjnych nominatów. Bo to nie zmieni podstawowego problemu: braku jasnych reguł chroniących spółki skarbu państwa przed partyjnymi desantami i gwarantujących merytokratyczny proces wyboru kandydatów na dyrektorskie stanowiska, także średniego szczebla.

Te reguły powinny mieć dwa wymiary: prawny i kulturowy. W Sejmie wiosną złożony został projekt ustawy Polski 2050 mający odpartyjnić spółki skarbu państwa. Jego najważniejsze przepisy dotyczą karencji dla posłów i senatorów na zasiadanie w spółkach państwa – tak by między polityką i lukratywnymi posadami w państwowych spółkach nie funkcjonowały drzwi obrotowe. Projekt trochę utknął w sejmowych pracach, materiał Onetu sprawił, że partia Hołowni sobie o nim przypomniała i być może uda się teraz przyspieszyć nad nim pracę i zmusić koalicję do przyjęcia jakichś rozwiązań ograniczających traktowanie spółek jak partyjnego łupu. Na pewno potrzebne są przepisy ograniczające ruch drzwi obrotowych między polityką a spółkami, wprowadzające jasne i wysokie wymagania dla osób, które ubiegają się o wysokie stanowiska, wymuszające obsadzanie ich w wyniku otwartych konkursów o jasnych kryteriach.

Najlepsze przepisy jednak nie pomogą, jeśli nie utrwali się zmiana kulturowa. Bo każde przepisy można odejść, przestrzegając literę prawa, można jednocześnie robić sobie oczywistą kpinę z jego ducha. Można sobie wyobrazić, że nawet jeśli prawo zakaże działaczom partyjnym obejmowania stanowisk w zarządach i radach nadzorczych, to wytworzy się kultura, w której prezesi państwowych spółek będą – w ramach wdzięczności za nominację – ciągle czuli się zobowiązani do tego, by nieco niższe, niekoniecznie regulowane przez ustawę stanowiska dzielić między partyjnych działaczy – radnych, działaczy młodzieżówek, dyrektorów biur poselskich itd.

To, by taka kultura się nie wytworzyła, zależy od opinii publicznej. Po pierwsze od tego czy będą istnieć wolne, niezależne i silne media zdolne patrzeć politykom i spółkom skarbu państwa na ręce. Po drugie od tego, czy obywatele będą w stanie zareagować na takie doniesienia, jak te Onetu. Czy nie tylko krótkotrwale się oburzą, ale będą w stanie utrzymać to oburzenie i skutecznie domagać się od swoich reprezentantów w Sejmie i rządzie innego postępowania.

Obecnie rządzącym cały czas bardzo daleko od tego, co w spółkach wyprawiała poprzednia ekipa. Ale jeśli jej wyborcy nie chcą, by nowe standardy ewoluowały w tę stronę, muszą wyraźnie wysłać sygnał rządzącym, że po 15 października na pewne praktyki nie ma w Polsce miejsca.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version