W średniowieczu, gdy potaniał pergamin, profesorowie podnieśli lament, bo uczniowie zaczęli notować, zamiast uczyć się na pamięć. Ale to był początek rozwoju, a nie jego koniec — mówi prof. dr hab. Dariusz Jemielniak.

Prof. dr hab. Dariusz Jemielniak: Chat GPT został stworzony do wypełniania takich zadań — generuje teksty według określonych parametrów. Korzysta z dostępu do olbrzymiej bazy wypowiedzi tekstowych, także ustnych — transkrybowanych. Ma dostęp do literatury, także literatury na temat literatury, w związku z tym napisanie matury z polskiego nie wydaje mi się zbyt trudnym zadaniem dla Chata GPT. Kaszka z mleczkiem, powiedziałbym. Dziwi mnie raczej, że kogoś to zaskakuje. Już półtora roku temu AI zdała egzamin lekarski w USA, bez problemu zdaje też egzamin adwokacki, a przecież to znacznie wyższe progi niż matura.

Inna rzecz, że coraz łatwiejszy jest dostęp do technologii. W edukacji czeka nas rewolucja, na którą wiele osób nie jest gotowych. Inteligentne okulary Ray— Ban Stories zrobione z Facebookiem czy wcześniejsze Spectacles od Snapchata są wyposażone w kamerę i głośniki, można z nich wysyłać zdjęcia i filmy na smartfony. Naprawdę mały krok dzieli nas od sprzętu, który może podpowiadać treści czy podrzucać obrazy na szkła okularów, całkowicie niezauważalnie dla osób trzecich. Myślę, że w perspektywie dosłownie kilku lat doczekamy się takich interfejsów. Na każdym egzaminie więc bardzo łatwo będzie można się wspomagać technologią z dostępem do Internetu i nie zostać zauważonym. No ale to jest pytanie podobne do tego, czy pozwolić na używanie kalkulatora podczas egzaminu z matematyki. To po prostu zależy od tego, co chcemy na takim egzaminie sprawdzić.

— Nie wiem, czy istnieją takie zadania egzaminacyjne, których nie dałoby się zaprogramować i wygenerować przy pomocy AI teraz albo w bardzo nieodległej przyszłości. To naprawdę jest przewrót w tym, jak obcujemy z wiedzą. Patrzę na to z innej strony: gdy nie było komputerów, ludzie używali suwaków logarytmicznych do obliczeń, teraz się ich nie wykorzystuje, nie ma takiej potrzeby, bo zrobią to komputery. Mimo to nadal uczymy się matematyki. Po co — można by powiedzieć — skoro komputery naprawdę wszystko już za nas policzą? A jednak, bo myślenie matematyczne to wartość, którą chcemy obronić. Podobnie jest w przypadku umiejętności sprawdzanych na maturze z polskiego. Chodzi o organizowanie wypowiedzi pisemnej oraz ustnej.

Czy te umiejętności nie mają już sensu, skoro komputer jest w stanie napisać dla nas wszystko — od pism urzędowych, po poezję i powieść? Nie wydaje mi się. W końcu np. twórczość literacka jest bardzo istotnym elementem naszej cywilizacji, nie chcemy z niej rezygnować. Również zwykła, codzienna komunikacja międzyludzka wymaga umiejętności formułowania zdań, wniosków, argumentowania i precyzji wypowiedzi. Chcemy też, aby każde młodsze pokolenie potrafiło wyrażać swoje myśli w sposób zdyscyplinowany, poprawnym tekstem. Czy użyjemy do tego gęsiego pióra, czy klawiatury komputera — to rzecz drugorzędna. W tym sensie matura taka, jaka jest obecnie, niekoniecznie musi odejść do lamusa. Bardziej mnie szokują doniesienia, że ta matura ma tak ściśle określone parametry, że wystarczy pominąć wzmiankę o lekturze obowiązkowej i mimo świetnie napisanego eseju, dostaniesz zero punktów z tego powodu.

— Programujemy uczniów pod egzamin, na podobnej zasadzie jak programujemy AI. Inaczej widziałbym cel takiego egzaminu. Wiedza, fakty, daty — do tego dzięki technologii mamy bardzo łatwy dostęp. Być może aktualny format matury, lepiej byłoby dostosować do sprawdzania bardziej złożonych umiejętności — raczej wyrażania swoich myśli, niż przyswojenia kilku faktów na pamięć? Już teraz są dostępne aplikacje, w których robisz zdjęcie zadania matematycznego, przekazujesz obraz, a aplikacja nie tylko podaje wynik, ale rozpisuje krok po kroku, jak to zadanie należałoby rozwiązać. W połączeniu z interfejsem okularowym, to się równa zdaniu każdego egzaminu bez jakichkolwiek przygotowań.

— Wdałem się ostatnio w dyskusję na platformie X, dotyczącą edukacji i sztucznej inteligencji, w ogóle — technologii. To było à propos artykułu o tym, żeby zakazać komórek w szkole. Było bardzo wiele postulatów, żeby tego rzeczywiście zakazać. Prawda jest taka, że według doniesień, dwa kraje rzeczywiście tego dokonały, Norwegia i Szwecja i poparły to pewnymi badaniami, choć wcale nie tak jednoznacznymi, jak się wydaje przeciwnikom technologii.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że chodzi o zakaz używania telefonów na lekcjach, nie zakaz przynoszenia telefonu do szkoły. Ważne są przecież choćby kwestie bezpieczeństwa — dziecko w razie awaryjnej sytuacji musi mieć kontakt z rodzicami. Kluczowa rzecz jednak w tym, że nie ma badań, które by wskazywały, że korzystanie z technologii w edukacji nie sprzyja procesowi uczenia. Przeciwnie, wykorzystanie narzędzi IT w edukacji daje jednoznacznie pozytywne efekty. Chociażby wykorzystanie telefonów komórkowych do optymalizacji zapamiętywania – a w każdym przedmiocie są elementy pamięciowe — to jest fenomenalna rzecz, skraca czas poświęcany na naukę nawet ponad czterokrotnie.

Natomiast pewne jest również, że uzależnienie od mediów społecznościowych niesie ze sobą zgubne skutki. Tylko że tak jak nożem do steków można zabić, a nikt nie zakazuje używania noży, tak trudno zakazać dostępu do narzędzi edukacyjnych uczniom w szkole, gdzie ten dostęp może ich rozwijać i pomagać w nauce.

— Ależ pełna zgoda, ograniczyłbym dostęp do TikToka, gier, filmów dzieciom. Tu chodzi jednak nie o telefony, tylko o to, co się z nimi robi. Edukacyjne narzędzia wspomagane przez AI to samo dobro. Optymalizują czas uczenia się, bo potrafią dostosować zadania do umiejętności i indywidualnych potrzeb. Po prostu podsuwają uczniom zadania, z którymi ci mają największe problemy. M

atematyka czy języki obce — z nowoczesnymi programami, które wybiorą taki rodzaj zadań, na jakich się dotąd zawieszałeś, żebyś wypełnił te luki, uczysz się tak szybko i skutecznie, jak nigdy przed Internetem. Tylko prywatny korepetytor i to w układzie jeden na jeden może z tym konkurować, jednak za znacznie większe pieniądze. Dzięki AI mamy indywidualizację i personalizację w edukacji, czyli edukację dostosowaną do potrzeb i możliwości każdego ucznia. I to dostępną powszechnie. Pod tym względem młode pokolenia mają niewątpliwą przewagę nad starszymi już na starcie.

— Zakaz technologii w szkole tego nie zmieni. To tak, jakbyśmy kazali uczniom pisać piórami wiecznymi w szkole, bo lepiej kształcą rękę i kaligrafię, gdy cały świat dookoła jest cyfrowy. Nie pisałem ręcznie od podstawówki chyba i za tym nie tęsknię. Nie zgodziłbym się jednak z tym, że AI stanowi jakieś zagrożenie dla tradycyjnej szkoły.

Na przykład podręczniki papierowe jakoś się utrzymują. Dlatego, że to nadal optymalny sposób przekazywania wiedzy. Ze strukturą, w konkretnym ujęciu z określeniem celu, ze wskazówkami jak tę wiedzę uporządkować i opanować. Tego nie zastąpi ani Wikipedia, bo jest przeznaczona do kolekcjonowania faktów, a niekoniecznie do opisywania procesów w określonej strukturze. Podręczniki online też się na razie nie przyjęły. Jak się okazuje, przewracanie kartek, a nawet kontakt z papierem sprawia, że nawet kilkukrotnie lepiej zapamiętujemy, niż śledząc takie same treści na ekranie, jak pokazują badania.

— Z jednym zastrzeżeniem. To, że uczymy się z notatek czy papierowego podręcznika nie znaczy, że musimy się uczyć wyłącznie w ten sposób. Podręcznik daje pewną strukturę, ale trzeba dostrzec, że najcenniejszy jest czas z nauczycielem. To jest kosztowna usługa, często się dzisiaj o tym zapomina. A przecież na kilka godzin otrzymujemy dostęp do ekspertki/eksperta. I nie jest to maszyna ani algorytm, ale człowiek, który ma wiedzę oraz doświadczenie i pasję. Korzystajmy z tego czasu rozumnie. Część zadań przerzućmy na maszyny, np. zapamiętywanie faktów. Uczymy się chemii, fizyki, historii, języków, Tam będą takie elementy, które można sobie przygotować czy przećwiczyć z programami i AI, ale doświadczenia zawsze lepiej wykonywać w realu, nie online. Moim zdaniem optymalizacja czasu dzięki powtórkom dowolnego materiału pamięciowego jest kluczowa.

Teraz większość czasu poświęconego na edukację, to uczenie umownych definicji. Nie powinno tak być. Powinno być tak, że optymalizujemy czas pamięciowy z użyciem maszyn, ale cała reszta to jest wartościowy czas z nauczycielem, np. krytyczna dyskusja, dialog. Nauka przecież jest dialogiem, a w szkole ciągle na to brakuje czasu. AI nam ten czas oferuje — skorzystajmy. Najgorszy możliwy scenariusz to zakazanie telefonów, technologii edukacyjnych i prowadzenie zajęć z nauczycielem w dużej grupie.

— To by nie miało sensu. Choć oczywiście, można dzielić pracę klasy na grupy i podczas gdy jedna pracowałaby z nauczycielem, inne z narzędziami edukacyjnymi. Ale też część materiału uczniowie mogliby przygotowywać w domu, na własną rękę. Po to, żeby czas w szkole wykorzystać na dyskusję, omówienie problemów, doświadczenia.

—Rozumiem, skąd ten zakaz się wziął. Rodzice, zamiast dzieci, rozwiązywali pracę domową i tym samym nadrabiali materiał, którego nauczyciel nie zdążył przerobić. Ale nie chodzi przecież o to, żeby uczniowie kompletnie nic nie robili w domu, tylko żeby nie robili rzeczy, które są zbędne a męczą. Może też dostęp do wyposażonej dobrze świetlicy w szkole byłby dobrym wyjściem. Chodzi po prostu o to, żeby był element pracy z AI, który pomoże uczniom odnaleźć się w bieżącym materiale – każdemu we własnym tempie oraz element pracy w grupie i wreszcie — z nauczycielem.

Naprawdę uważam, że to byłby skok cywilizacyjny. Nie stać nas na organizowanie małych grup językowych. Ale stać nas na indywidualną pracę w AI każdego ucznia, nadzorowaną przez nauczycieli. Proszę pamiętać: w nauce języków na przykład każdy dzień bez powtarzania słownictwa to już strata, ale wystarczą krótkie powtórki, aby uzyskać dobry efekt. Z kolei powtarzanie słówek z zeszytu, to potworne marnowanie czasu, obecnie AI i algorytmy naprawdę przełomowo są w stanie proponować, które słowa powinniśmy akurat powtarzać.

— Trzeba odejść od modelu, że nauczyciel przychodząc do klasy przekazuje informacje na określony temat. To jednak przestarzałe i zbędne. W dodatku wolno idzie przekazywanie wiedzy w ten sposób. Lekcje mogłyby być nawet krótsze niż 45 minut, gdyby uczniowie przychodzili do klasy z przygotowanym materiałem czy opracowanym tematem do dyskusji. Faktów szybciej się nauczą z wykorzystaniem platform IT. To jest przyszłość szkoły —małe grupy uczniów i najpierw praca samodzielna, choćby na telefonie komórkowym z odpowiednim narzędziem edukacyjnym, a potem konfrontacja w obecności nauczyciela.

— Jeśli uczniowie, zamiast pisać swoje prace, wklejają prace wygenerowane przez Chat GPT to jednak sygnał, że w szkole nie uczymy tak, jak powinniśmy. Przekonuję studentów, że warto, aby pracowali z silnikami AI. Różnymi, bo przecież nie tylko Chat GPT można zaprząc do pracy. Aureliusz Górski, twórca Campus AI, polskiego startupu, który uczy wykorzystywania narzędzi generatywnej AI, mówi, że nauczenie się generatywnej AI jest trochę jak kurs BHP. Bez wiedzy jak to działa, nie powinno się przystępować do żadnej pracy.

Podobnie było kiedyś z Googlem – trzeba było się nauczyć zasad wyszukiwania, żeby mieć dobre rezultaty. Korzystanie z generatywnej AI wymaga treningu, umiejętności, których uczniowie bez wprowadzenia od nauczyciela mogą nie opanować. Wtedy nie korzystaliby z Chata GPT tylko po to, aby odbębnić wypracowanie, ale uczyliby się pisać poprawnie i sensownie przy pomocy AI. Chat GPT-4 daje w tej chwili możliwość do tworzenia sobie prepromptowanych mini narzędzi. Czyli możesz go zaprogramować pod swoje potrzeby. Wystarczy wpisać konkretne polecenia, np.: wyobraź sobie, że jesteś ósmoklasistą i masz napisać list do prezydenta, a AI dobierze odpowiedni styl i treść na zadanym poziomie. Możesz mu powiedzieć, o czym ma pisać, a o czym lepiej, żeby nie wspominał. Z jakich źródeł ma korzystać itd. W tym czasie możesz użyć drugiego chata, by wygenerował recenzję i ocenę pracy tego pierwszego. No i masz od razu feedback.

— Trochę oduczy i nauczy też wygody. Ale to nie znaczy, że to bardzo niebezpieczne narzędzie. W średniowieczu, gdy potaniał pergamin, profesorowie podnieśli lament, bo uczniowie zaczęli notować, zamiast uczyć się na pamięć. Ale to był początek rozwoju, a nie jego koniec. Z każdym krokiem cywilizacyjnego postępu mamy takie lęki. Wydaje mi się, że to jasne, że nasze mózgi zmienią się radykalnie i stracimy bardzo wiele umiejętności. Tak samo było z GPS. Zapewne jednak zyskamy inne, bardziej nam potrzebne na etapie, na jakim jako ludzkość jesteśmy.

— Studentom na przykład zaproponowałem, żeby oznaczali, który fragment pracy pisali przy pomocy Open AI. Albo takie zadanie: napisz pięć mini artykułów, każdy we współpracy z innym silnikiem generatywnej AI. I to już było dla nich wyzwanie. Musieli troszkę poszukać, poznać inne narzędzia, porównywać, rozumieć – np. że co prawda Bing i Co-Pilot jest oparty na tej samej technologii, co Chat GPT, ale ma swoje inne dostosowania, więc rezultaty będą inne, a w DeePL możesz zadać zmianę stylu, jak oficjalny czy bezpośredni, a nawet nastawienia rozmówcy — czy tekst ma być przyjazny, czy może oschły.

Takie ćwiczenia dają studentom trochę lepszą perspektywę. Mógłbym ich oczywiście nakłonić do pisania gęsim piórem na zajęciach, a nawet kaligrafować, tylko że ta umiejętność im się do niczego nie przyda. Gdy znajomość różnego rodzaju silników AI i rozumienie różnic między nimi oraz umiejętność dobrego promptingu, czyli zaprogramowania odpowiedzi, przyda im się, bo to będzie a raczej już jest, ich świat.

— Wszelkie aplikacje do samodzielnego uczenia się korzystają z AI. Np. InstaLing, którego jestem współautorem i którego używa obecnie 13 proc. nauczycieli języków w polskich szkołach, to nauka słówek dla całych klas w formie inteligentnych powtórek – indywidualnie dla każdego ucznia dobiera, kiedy i co przypomnieć. Albo Zeszyt Online —wspiera uczniów w nauce matematyki. Obie platformy są już dość popularne, każdej z nich używają setki tysięcy uczniów w kraju. Dostają w zamian algorytmiczne zindywidualizowanie tryby uczenia.

To znaczy, że uczeń ma się uczyć tego, czego nie umie, a nie powtarzać to, co już świetnie zna. I ma się uczyć tego wtedy, kiedy akurat powinien. A nie o wyznaczonej godzinie w szkole. To jest indywidualizacja nauczania.

Prof. dr hab. Dariusz Jemielniak jest autorem książek m.in. i „Społeczeństwo współpracy” (2020, wraz z prof. Aleksandrą Przegalińską), „Socjologia internetu” (2019) , „Życie wirtualnych dzikich” (2013), jest wiceprezesem Polskiej Akademii Nauk, kieruje Katedrą Zarządzania w Społeczeństwach Cyfrowych i Sieciowych w Akademii Leona Koźmińskiego, jest pracownikiem naukowym w Berkman-Klein Center for Internet and Society na Uniwersytecie Harvarda i członkiem Rady Powierniczej Wikimedia Foundation.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version