Wysoki, barczysty, ogolony na łyso, Anna wspomina, że miał piękne oczy, a jej syn go uwielbiał. Dopiero po dwóch latach odkryła, że padła ofiarą oszusta. – Kobiety wyobrażają sobie, że mężczyzna w mundurze jest silny, odpowiedzialny i zawsze można na niego liczyć – mówi psycholożka. Nie zawsze okazuje się to prawdą.

Anna (31 l.) i Paweł (38 l.) poznali się w popularnym klubie w Białymstoku, latem 2022 r. On był z kolegą, ona z koleżanką. Zaprosił ją na randkę. Upewniła się, czy jest wolny (choć nie nosił obrączki). Odpowiedział, że oczywiście, tak: robi karierę, nie ma czasu na rodzinę. Obaj z kolegą nosili charakterystyczne buty, tzw. taktyczne. Na Podlasiu chodzą w nich prawie wszyscy mundurowi, nawet w cywilu.

Anna była wtedy świeżo po rozwodzie, z małym synkiem, nie chciała się wtedy z nikim wiązać, ale Pawłowi to nie przeszkadzało. Łamiącym się głosem opowiadał, jak został poraniony przez życie (trudne dzieciństwo, toksyczne związki). Prosił, by opowiadała mu o synku. Nie mówił wiele o pracy, przedstawił się jako „tajny agent CBŚ, którego obowiązuje milczenie”. Wysoki, barczysty, ogolony na łyso, piwne, urokliwe oczy. Uległa, gdy nagrał się pierwszy raz na Whatsapp. Nikt tak pięknie do niej nie mówił.

„Minione dni udowodniły mi, jak bardzo cię kocham, jak cię potrzebuję, jak jesteś dla mnie ważna. Ty i twój syn. Przysięgam, że nigdy was nie zawiodę. Proszę, byś o tym pamiętała. A nawet jak zapomnisz, masz to już na zawsze nagrane”.

Niedługo potem zaprosiła go do domu. Synek był zachwycony. Nowy wujek okazał się serdeczny, przynosił prezenty, pokazywał fotki w mundurze i z karabinami, opowiadał ciekawe rzeczy o akcjach z helikopterami i wybuchami.

Anna wiedziała o Pawle coraz więcej, ale wciąż nie znała jego nazwiska. Kiedy prosiła, by w końcu się przedstawił, wyjaśniał, że wszystko w swoim czasie, błagał o cierpliwość. Mówił, że na razie „dla bezpieczeństwa akcji, która odbywa się w Białowieży, musi milczeć”. – Zostałam omamiona, uwierzyłam, że wszystko jest w porządku, że on jest szczery. Pokazywał mi broń, przyjeżdżał do mnie służbowymi autami, w których trzymał granaty i karabiny… – mówi kobieta. Z jej relacji wynika, że Paweł miał przy sobie broń zawsze. – Nawet jak szliśmy do sklepu czy do pizzerii, nawet u mnie w domu. Zawsze! – mówi.

Nieraz dzwonił z jednostki na wideo: widziała jego kolegów w mundurach, pomieszczenia wojskowe, to było wiarygodne. – Szybko stworzyła się między nami głęboka więź, rozmawialiśmy po cztery godziny dziennie przez telefon. Kiedy przyjeżdżał, grał z moim dzieckiem w warcaby i w piłkę. Obiecywał, że jak tylko skończy tę ważną akcję, to zaprosi mnie do siebie, do Trójmiasta – mówi kobieta. Nie interesowały jej nigdy przelotne znajomości. Nie kryje, że dzięki Pawłowi znowu uwierzyła w miłość. Wspominał o ślubie, jak jego zawodowa sytuacja się ustabilizuje. Liczyła na to, wierzyła mu, zachwycała się jego męstwem.

Przez kilka miesięcy prawił jej komplementy, wyznawał miłość. Nagle coś się w nim zmieniło. Pewnego dnia usłyszała od niego: „Nie powinnaś nosić spódnicy, bo jesteś jak wiadro na spermę dla innych facetów”. I jeszcze: „Za nieposłuszeństwo powinnaś dostać kulkę w łeb”. Nieposłuszeństwem Paweł nazwał sytuację, gdy odmówiła randki, bo jej syn gorączkował.

Anna dopiero po dwóch latach odkryła, że Paweł wcale nie jest agentem CBŚ, tylko najniższej rangi funkcjonariuszem Straży Granicznej, oddelegowanym do strzeżenia zapory ogradzającej Polskę od Białorusi. I że ma rodzinę. Żył na dwa domy: w Trójmieście ma żonę i trzy córki. A w Białymstoku stworzył nowy, ciepły dom z Anną i jej synkiem.

Podlasie. Tutaj zjeżdżają z całego kraju żołnierze oraz funkcjonariusze Straży Granicznej, aby strzec polskich granic. Czasem na kilka dni, tygodni, czasem miesięcy. Podlaski Oddział Straży Granicznej liczy 16 placówek (m.in. Białowieża, Sejny, Augustów). Dyżury trwają zwykle po 12 lub 24 godziny; po tym dobowym, jak wynika z rozporządzenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, przysługuje pracownikowi „nieprzerwany wypoczynek 72 godziny”. To sporo wolnego czasu.

Niektórzy funkcjonariusze logują się więc na Tindera, przeglądają Instagrama lub Facebooka w poszukiwaniu atrakcyjnych, najczęściej młodych kobiet w okolicy. Albo po prostu odwiedzają bary i dyskoteki w Białymstoku oraz w mniejszych miejscowościach. Najczęściej „zapominają” dodać, że są mężami, ojcami albo że kogoś mają.

Pojechałam do Białegostoku. Rozmawiałam tam z czterema kobietami z Podlasia, które spotykały się z funkcjonariuszami Straży Granicznej. Zostały w różny sposób oszukane. Każda z nich zna przynajmniej jedną kobietę, która ma podobne doświadczenia. Przekonują, że tacy mężczyźni doskonale wiedzą, co mówić, aby uwieść. Szybko rozkochują w sobie kobiety, które stają się łatwym, cennym łupem. Cennym, bo oferują drugi dom, czułość, miłość, wsparcie i wielki podziw… A tego często im brakuje.

Tyle że kłamstwo zwykle wychodzi na jaw.

Karolina ma 24 lata. Mieszka pod Białymstokiem. Do miasta jeździ co weekend, aby potańczyć, iść do kina. Zalogowała się na Tindera, który szybko „sparował” ją z 29-letnim S. Na portrecie profilowym stał w mundurze: wyprostowany, smukły. Interesował się azjatyckim kinem, zupełnie jak ona. Umówili się w kawiarni. Opowiadał, że szuka prawdziwej miłości i związku, i czuje się cholernie samotny; rodzice zostali na południu, są schorowani. Karolina, wzruszona, powiedziała: „Ciesz się, że ich masz, jedź do nich, kiedy tylko możesz. Moi już nie żyją”. Randka trwała do późna. Potem setki wiadomości, od rana do wieczora.

Przed drugą randką, zbliżając się pod kino, Karolina z daleka machała do S. Czuła ekscytację. Nie odmachał. Przywitał się chłodno, nie patrząc jej w oczy. Nie rozumiała, co się dzieje. „Wiesz, jesteś superosobą. Nie chcę owijać w bawełnę. Mam narzeczoną, moi rodzice są zdrowi. Nie szukam związku. Przyjechałem na granicę, przy okazji chcę sobie por*****. Ale ciebie zrobiło mi się szkoda. Odpuśćmy”. Odszedł, nim odpowiedziała.

– Gdyby nie dowiedział się o śmierci moich rodziców, byłabym jego kolejną ofiarą – zauważa Karolina. Ostatnio poznała żołnierza w barze. Być może porządnego i singla, ale wolała nie sprawdzać. Szybko przeniosła się do innej sali.

Zanim Ania poznała prawdziwą twarz Pawła, miesiącami tkwiła z nim w przemocowej relacji. Jak tłumaczy, była zakochana, uciszała w sobie rosnący niepokój. – Gdy mówiłam przez telefon, że nie dam rady się z nim spotkać, Paweł potrafił zajechać mi drogę pod sklepem jakimś wypasionym samochodem i wyskoczyć z kwiatami. Mówił, że przyjechał do mnie specjalnie z Trójmiasta, aby pogadać 20 minut… zaczął mnie zapraszać nad morze. Spaliśmy w hotelach. Jeździliśmy na strzelnicę, na punkty widokowe, jedliśmy w restauracjach, spędzaliśmy cudownie czas – wspomina.

W każdy weekend Paweł meldował się w Białymstoku, jadł z nią chociaż obiad, a potem jechał „na akcję”. Przechwalał się, że zarabia 40 tys. miesięcznie i jest „tylko dwa stanowiska do premiera”. Wyjaśniał, że nie prowadzi social mediów, bo agent nie może.

Stopniowo zaczęło się wpędzanie Anny w poczucie winy. „Poznałam cię w dyskotece, bo jesteś łatwa”, syczał. – Raz nie odebrałam jego kilku połączeń, byłam w toalecie. Zarzucił, że mam kochanka, że się „puszczam” – mówi Anna. – Kiedy wrzeszczał: „Zasługujesz na kulkę!”, robiło mi się gorąco ze stresu. Tak mówił mężczyzna, który non stop chodził z pistoletem. Na urodziny zaprosił mnie na kolację, wróciliśmy do mnie. Synek już spał, niania wyszła. I wtedy urządził mi piekło. Krzyczał, że drzwi w moim domu są otwarte dla każdego. Że go okłamuję. Poczułam złość, bo to on wciąż mną manipulował! Sięgnęłam po saszetkę z jego dokumentami.

W dowodzie miał inne nazwisko, niż mi podał. I odznakę „Straż Graniczna”, nie CBŚ. Kobieta relacjonuje, że w odpowiedzi rzucił ją na blat, wykręcił jej ręce. – Krzyczał, że zabije mnie i wszystkich, którzy się do mnie zbliżą. A potem klęczał, błagał o wybaczenie – mówi Anna. Zdecydowała, by nie zgłaszać tego na policję. Bała się jego zemsty. I z tego powodu w tekście występuje anonimowo. Mówi, że chce ostrzec inne kobiety. – Oni (funkcjonariusze – red.), wbrew pozorom, mają sporo czasu na podrywanie kobiet i nawet na podwójne życie – mówi gorzko Anna.

Anna wspomina ostatnie święta Bożego Narodzenia, które spędziła z Pawłem. – Były inne niż poprzednie. Wpadł na chwilę, bez prezentów, zjadł i poleciał. Rok wcześniej przytargał mikołajowy worek z niespodziankami, dostałam nawet koszulkę z logo CBŚ (dziś wiem, że to podróbka). Był czuły – opowiada Anna.

Potem przestał się odzywać. Ona też. Próbowała się odkochać, wyzwolić z niszczącego związku.

Kilka tygodni później koleżanka Anny przysłała zdjęcia Pawła z restauracji w Białowieży. Siedział z inną kobietą, całowali się. – Zrozumiałam, że on już w święta był w innej relacji, a mnie traktował jak koło zapasowe…

Kiedy szukała w sieci informacji na temat Pawła, znalazła kontakt do jego żony. Zadzwoniła, przedstawiła się jako jego była partnerka (mężczyzna przyznał się jej kiedyś, że miał kiedyś żonę, ale się z nią rozwiódł). Usłyszała: co pani opowiada, jakiego eks? Rok temu odnowiliśmy przysięgę małżeńską z okazji 15-lecia ślubu, w Częstochowie!.

– Ustalałam, czy to na pewno ona. Ma trzy córki, wiek, imiona? Paweł wygląda tak i tak? Zgadzało się wszystko. A mi kłamał, że jest po rozwodzie. Żonie opowiadał, że bierze nadgodziny, by strzec polskich granic. Ta kobieta okazała się cudowną, ciepłą osobą, na którą wygadywał straszne rzeczy. Jeździła z trójką dzieci do Białowieży, bo jego wiecznie nie było w domu. Choćby na wspólny spacer.

Anna zablokowała Pawła wszędzie, nie odbiera obcych numerów. Ma traumę, jest w terapii. Synkowi, dopytującego o wujka, powiedziała, że okazał się oszustem i nigdy się nie zobaczą. Chłopiec długo płakał.

Dlaczego wiele kobiet łatwo zakochuje się w tzw. mundurowych?

– Tutaj działa tzw. heurystyka dostosowania, polegająca na tym, że poznanego właśnie mężczyznę kobieta natychmiast dostosowuje do swojej wizji. W tym przypadku wspaniałego, dzielnego, zaradnego, odważnego i bohaterskiego mężczyznę – komentuje prof. Katarzyna Popiołek, psycholożka z Uniwersytetu SWPS w Katowicach.

– W wyobrażeniu wielu kobiet żołnierze to wyjątkowi mężczyźni, którzy i zmienią oponę w aucie, i przeniosą przez kałużę. Nie lękają się niczego. Silni, odpowiedzialni wojownicy, którzy potrafią walczyć z trudnościami i nie pozostawią kobiety samej sobie. Dodajmy do tego jeszcze mundur, który dodaje męskości i buduje etos – podkreśla.

Prof. Katarzyna Popiołek wspomina, jak za jej studenckich czasów w akademiku wisiała kartka z hasłem: „I co komu jest z dyplomu, kiedy chłopa nie ma w domu?”. – Myślę, że w pewnym sensie to zdanie nadal jest aktualne. Szczególnie jeśli kobieta czuje się bezradna, zmęczona, samotna, może mieć poczucie, że bez partnera nie jest „pełnią”. I oto nagle spotyka kogoś, kto nie dość, że służy silnym ramieniem, to ona jeszcze może się nim pochwalić, być z niego dumna…

A dlaczego żołnierze czasami prowadzą podwójne życie lub bezwzględnie „zaliczają” kolejne kobiety?

– Z badań wynika, że mężczyźni potrzebują ciągłego wsparcia, do którego nawykli, otrzymując je nieustannie od bliskich kobiet. I bardzo często też myślą o seksie, pragnąc jego realizacji. Kiedy więc pojawia się rozłąka, mężczyzna często niestety poszukuje „zastępstw”. Poza tym żołnierze pracują w warunkach trudnych, ryzykownych, mają poczucie władzy, co z kolei wiąże się z chęcią realizowania własnych potrzeb natychmiast. Tych koniecznych uzupełnień aktualnego braku wsparcia i podziwu niektórzy dokonują bez skrupułów – mówi badaczka.

Czy mundurowym, którzy bronią naszych granic, przystoi łamać prawo, oszukując obywatelki, nosząc na randkach broń, wożąc nowe partnerki samochodami, pełnymi broni, należącymi do służb?

– Jeżeli mamy do czynienia z formacją zbrojoną typu policja, wojsko, i jako funkcjonariusz wykonujemy czynności związane z działaniami w danej strukturze, posiadanie broni wynika z ustawy. Natomiast tutaj mówimy o sytuacji, w której broń służy tylko do czynności służbowych. Żołnierz czy strażnik graniczny, przebywający w sytuacji prywatnej, towarzyskiej, nie powinien posiadać przy sobie jednostki broni. Uznaję to za bezpodstawne – komentuje Dariusz Korganowski, były funkcjonariusz policji, obecnie szef grupy Top Detektyw i wykładowca akademicki, zajmujący się bezpieczeństwem. – Jeśli zaś funkcjonariusz czy żołnierz przyjeżdża na spotkanie prywatne samochodem, w którym są granaty, należące do wojska, mamy do czynienia z sytuacją dramatyczną i karygodną, gdyż mówimy o broni bojowej. I nie mieści się to w żadnych ramach, mamy do czynienia z przestępstwem – podkreśla.

Dr Monika Wieczorek, radczyni prawna, opowiada, że w 2003 r. znowelizowano przepisy, co ułatwiło mundurowym dostęp do broni. Chodzi o funkcjonariuszy Policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Służby Ochrony Państwa, Straży Granicznej, Straży Marszałkowskiej, Służby Celno-Skarbowej, Służby Więziennej, funkcjonariusza innej państwowej formacji uzbrojonej oraz żołnierza zawodowego Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej.

– Dodano, że mogą oni wystąpić o pozwolenie na broń w celu ochrony osobistej na podstawie deklaracji chęci wzmocnienia potencjału obronnego Rzeczypospolitej Polskiej, jeśli mają przydzieloną broń służbową. Dotyczy to także żołnierzy zawodowych. Rzeczywiście, żołnierze mają znacznie ułatwiony dostęp do broni, ale absolutnie nie oznacza to, że każdy żołnierz ma prawo posiadać broń w czasie prywatnym. Do tego potrzebne jest pozwolenie – podkreśla.

Korganowski słyszał sporo historii o nadużyciach tego typu, w różnych regionach Polski. –Żeby było jasne: funkcjonariusz, idąc na randkę, nie powinien mieć przy sobie broni. Dlaczego? Bo idzie w celach prywatnych, nie w służbowych. Jeśli to robi podczas randkowania, w mojej ocenie musi być skierowany do postępowania dyscyplinarnego, a co najmniej wyjaśniającego. I skierowany na badania psychologiczno-psychiatryczne – twierdzi.

Wspomina, jak niedawno dwóch policjantów prywatnie wiozło radiowozem dwie kobiety; doszło do wypadku. Wszczęto postępowanie dyscyplinarne z powodu przekroczenia uprawnień funkcjonariuszy. – Niedopuszczalne jest także to, gdy żołnierze czy strażnicy graniczni wożą służbowymi autami dziewczyny na randkach – przyznaje Korganowski. I dodaje: – Warto sobie zadać pytanie, co daje posiadanie broni mundurowemu w czasie prywatnym? I co się stanie, gdy on wypije kilka drinków, pokłóci się z kimś, a broń wystrzeli?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version