„Koalicja likwidatorów”, „Masakra. Programowe oduczanie dumy” – tak prawica ocenia zmiany w nauczaniu historii w szkołach. A MEN tłumaczy, jakie kryteria przyjęto przy wprowadzaniu tych modyfikacji i odchudzaniu podstaw programowych.

„B a r b a r i a” — tak napisał o ministrze Barbarze Nowackiej europoseł Jacek Saryusz-Wolski, gdy poznał nową listę lektur szkolnych. Jednak naprawdę gorąco zrobiło się, kiedy kosa ministry Nowackiej sięgnęła podstaw programowych historii i osławionego, prawicowego HiT-u.

Już od września w szkołach podstawowych, ale i liceach, nie wyłączając techników i zawodówek, nauczyciele będą uczyć według nowych ministerialnych zapisów. Wypadły z nich przede wszystkim treści, które dopisywały kolejne rządy PiS — głównie te z nurtu narodowo-religijnego. Na prawicy zawrzało.

„NIEPRAWDOPODOBNE. Z podstawy programowej historii mają zniknąć Pilecki, Sendlerowa, Ulmowie, Karski, „Żegota”, Palmiry, Piaśnica, Intelligenzaktion, ludobójstwo na Wołyniu… Znika też rasistowska i antysemicka polityka Niemiec przed II wojną światową” — alarmuje na X poseł PiS Paweł Jabłoński, były wiceszef MSZ w rządzie PiS i analityk Ordo Iuris. I dodaje hasztag #KoalicjaLikwidatorów. Tego samego dnia, kiedy to pisał, został wykluczony z prac komisji ds. wyborów kopertowych. Powód? Miał doradzać rządowi PiS, jak bronić tych wyborów przed sądem administracyjnym.

„(…)masakra. Programowe oduczanie myślenia i dumy” — ubolewa z kolei publicysta tygodnika „DoRzeczy” Łukasz Warzecha. „Sięgają po pamięć!” — sekundują pod tymi wpisami internauci. „Horda kulturowej ignorancji gilotynuje edukację, aby nawet po ich nieuchronnym odejściu została intelektualna wyrwa” — piszą.

Akcja MEN jest błyskawiczna i ma polegać na zredukowaniu treści podstaw programowych z kilku szkolnych przedmiotów. Oficjalnie chodzi o to, aby uczniowie mieli w szkole więcej czasu na to, żeby się czegoś dobrze nauczyć. Również o to, żeby nauczyciele nadążali z realizacją programów, a uczniowie nie musieli odrabiać lekcji do późnych godzin, po szkole. Przy okazji jednak MEN robi w podstawach czystki i wyrzuca z nich treści o skrajnym zabarwieniu narodowo-religijnym, homofobiczne i ksenofobiczne wstawki poprzedniego rządu.

Niektóre tematy będą też omawiane, ale w inny sposób, niż chcieli reformatorzy podstaw programowych z PiS. I tak np. zamiast o „ludobójstwie na Wołyniu” — uczniowie w liceach będą omawiali „konflikt polsko-ukraiński”; zamiast o „heroizmu Polaków”, będą rozpatrywali „różne postawy wobec polityki okupantów”. Porównają i ocenią „założenia i metody polityki III Rzeszy Niemieckiej i Związku Sowieckiego w okupowanej Polsce”, niekoniecznie jednak z zalecanym przez PiS „szczególnym uwzględnieniem eksterminacji polskich elit, grabieży polskich dzieł sztuki”.

— Jeśli zniknęły rzeczy, co do których możemy powiedzieć, że mają charakter ideologicznych wtrętów, to tylko wtedy, gdy odwoływaliśmy się do konsensu naukowego — tłumaczy Aleksander Pawlicki, który dla MEN koordynował pracami nad nową podstawą do historii i HiT. Historyk i nauczyciel rozmawiał o pracach nad nową podstawą w podcaście dla nauczycieli historii „Podcasterix”. — Jeżeli z podstawy do HiT usuwaliśmy pojęcie postkomunizmu, to tylko tam, gdzie miał charakter wartościujący — tłumaczy. To znaczy, że „postkomunizm” został w podstawie tylko jako termin, w podstawowym znaczeniu dla nauk politycznych, czyli jako opis rzeczywistości krajów wychodzących z komunizmu. Wypadł tam, gdzie przez poprzednich autorów został użyty, aby uzasadnić dojście do władzy PiS i podkreślić, że „prawdziwa niepodległość” zaczęła się dopiero od objęcia prezydentury przez Lecha Kaczyńskiego. Bo to ma charakter nienaukowy i wyłącznie propagandowy.

A co w wypadku „rzezi wołyńskiej”? — Chodziło o zachowanie neutralności językowej — tłumaczy Pawlicki. Podkreśla też, że nie zaleca, by nie mówić w szkole o Kulturkampf, zwycięstwie pod Grunwaldem czy o roli Jana Pawła II w obaleniu komunizmu. Jego zadaniem natomiast było wykreślenia z podstawy nadmiernej liczby szczegółów i wydarzeń. — Wykreśliliśmy chrzest Polski, bo jest w podstawie już Mieszko I, a to oczywiście prowadzi do omówienia chrztu Polski — tłumaczy.

Zmiany w podstawie programowej nie oznaczają wcale, że dotychczas obowiązujące podręczniki można wyrzucić do kosza. Wręcz przeciwnie — MEN nakazał ekspertom wyłącznie redukcję treści, tak żeby nauczyciel nadal mógł pracować wg. takich samych programów i podręczników jak dotąd. W praktyce oznacza to m.in. że owiany złą sławą podręcznik do HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego nadal może być przez nauczycieli wykorzystywany. O ile tacy chętni się znajdą, bo większość szkół odrzuciła tę książkę, jako przejaw nachalnej propagandy, nasyconej nienaukowymi bzdurami.

— Niestety, wiele bzdur w podstawie pozostało — mówi prof. Anna Landau-Czajka, historyczka i socjolożka, która złożyła rezygnację z uczestnictwa w Radzie Naukowej Instytutu Studiów Politycznych PAN po tym, jak MEN zaakceptował podręcznik Roszkowskiego. — HiT trzeba by wyrzucić w całości, a uczniom zaproponować semestr lub dwa wprowadzenie do socjologii, prawa i medioznawstwa, żeby rozumieli świat, w którym żyją i zasady funkcjonowania społeczeństwa — mówi profesor Landau-Czajka.

Podstawa programowa wyznacza minimum materiału, który nauczycieli jest zobowiązany zrealizować na lekcjach. Zagadnienia, o których opowiada bardziej szczegółowo i dodatkowe materiały wybiera samodzielnie. To, że coś wypadło z podstawy, nie oznacza, że nauczyciel nie może tych treści realizować. MEN wyznaczył zaledwie tydzień na powszechne konsultacje planowanych zmian — do 19 lutego każdy: rodzice, uczniowie, nauczyciele i inni zainteresowani mogą zgłaszać swoje uwagi.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version