Byłam zła i przerażona. Czułam wstyd. Stąd potrzeba napisania tej książki, bardzo dla mnie trudnej – mówi Barbara Kingsolver, laureatka Nagrody Pulitzera, o jednej ze swoich najgłośniejszych powieści. „Biblia jadowitego drzewa” po latach ukazuje się na polskim rynku.

Barbara Kingsolver: Również tak myślę. To przede wszystkim książka o arogancji. O niebezpiecznym założeniu, że to, co jest dobre dla mnie, musi być dobre dla ciebie. Powieść nie opowiada o religii per se, nie analizuje też postkolonialnej mentalności Zachodu, ale te dwa wynikające z naszej historii nastawienia bardzo wyraźnie tu rezonują.

Jako pisarka dużo myślę o świecie, o nierównowadze sił. Odczuwam ją na każdym roku. Dlatego piszę o problemach zwykłych ludzi. To kobiety, dzieci, osoby różnych ras, którzy nigdy nie zostaliby zdefiniowani jako herosi, ale ja ich widzę jako bohaterskich pod względem odwagi i odporności, jaką się muszą wykazać, by żyć po swojemu.

Pod wieloma względami stworzyłam tu pięć książek. Spędziłam ponad rok, wyobrażając sobie konkretne sceny i udoskonalając głosy tych pięciu postaci, by każdy brzmiał bardzo wyraźnie. Pisałam ich oczami i uszami. Przypominało to strojenie instrumentu. Zależało mi, by czytelnik poczuł się tak mocno osadzony w każdym z tych umysłów, że nawet otwierając dowolną stronę, od razu wiedział, kto opowiada w tym momencie historię.

Tak, ale „Biblia jadowitego drzewa” nie jest moją historią. Szczęśliwie nie dorastałam w rodzinie religijnych fanatyków. Mój ojciec wychował się w biedzie i czuł ogromną wdzięczność, że mógł zostać lekarzem. Pracował we wschodnim Kentucky, ale całe życie spłacał też dług światu, opiekując się potrzebującymi pomocy ludźmi z biednych krajów. Do Kongo, gdzie leczył trąd, ospę i malarię, trafiłam więc z bardzo dobrych powodów. Było to już po czasie opisanym w książce. To miejsce na zawsze we mnie zostało. Kiedy dowiedziałam się z historii o okropieństwach, jakie popełnili tak najpierw Belgowie, a potem Amerykanie, za sprawą CIA, byłam zła i przerażona. Czułam wstyd. Stąd potrzeba napisania tej książki, bardzo dla mnie trudnej. Zajęło mi to dwadzieścia lat.

Piszę nie dla nagród, a dla czytelników. Nagrodą dla mnie jest to, że moje książki są bardzo popularne, czytane przez miliony. Pozwala mi to od wielu lat czerpać radość z ich pisania i żyć po swojemu. Najważniejsza jest dla mnie rozmowa ze światem. A każda nagroda, chociaż miła, reprezentuje to, co kilka osób postanowiło w jednym pokoju. Oczywiście jestem bardzo wdzięczna czytelnikom. „Biblia jadowitego drzewa” stała się ogromnym bestsellerem, a po roku wspaniała Oprah wybrała ją nawet do swojego klubu książki. Analogicznie nie spodziewałam się, że „Demon Copperhead” stanie się tak wielką ogólnoświatową sensacją. To powieść, którą napisałam w imieniu ludzi ze wsi, zupełnie pomijanych w kulturze popularnej, tworzonej przez mieszkańców wielkich miast.

Bardzo interesują mnie różnice kulturowe. Przypuszczam, że to efekt niekonwencjonalnego dzieciństwa, mieszkania w wielu różnych miejscach. Bardzo wcześnie zrozumiałam, że istnieje wiele różnych sposobów, by mieć rację. To, co jest dobre i piękne w jednym miejscu, może być złe w innym. Od dzieciństwa widzę po przeciwnych stronach ludzi bardzo pewnych swoich racji i potrafię zrozumieć ich argumenty. Tak robi dobra literatura, prezentując różne punkty widzenia i zderzając je ze sobą.

Myślę, że literatura jest od stawiania pytań. Otaczają nas wszędzie reklamy, slogany polityczne i religijne, które mówią nam, co mamy myśleć i robić. A literatura jest jednym z niewielu sposobów pytania, co myślisz.

Jak przetrwać następne cztery lata w moim kraju. Czujemy się opuszczeni. Połowa z nas nie głosowała na Trumpa i nie chce być zaangażowana w okropny izolacjonistyczny świat białego supremacjonizmu, rasizmu i seksizmu. Jesteśmy przerażeni. Jedyne słowa, które dają mi teraz siłę, pochodzą z piosenki: „Każdej burzy kończy się deszcz”.

Nie znajdziesz. (śmiech). Dorastałam na wsi, szalałam z bratem po lasach. Stąd zgłębianie natury. Przy okazji dorastałam w miejscu, w którym tworzenie muzyki jest normalną rzeczą, wszyscy w mojej rodzinie na czymś graliśmy. Ta pasja pozwoliła mi dostać się na studia. Szybko jednak zrozumiałam, że muzyk, aby zarabiać, musi się bardzo skupić na graniu, chciałam bardziej otwartego życia, więc zmieniłem kierunek na biologię. Nigdy jednak nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostać pisarką. Jak się okazuje, to dla mnie idealna praca, ponieważ aby móc napisać książkę, musisz stać się ekspertem w stu różnych dziedzinach

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version