Premier Donald Tusk częścią winy za powodziową katastrofę obarczył bobry. – Działalność bobrów to część infrastruktury przeciwko powodziom i suszom. Ich ochrona to działanie w naszym najlepszym interesie – mówi dr Andrzej Czech, specjalista biologii środowiskowej i badacz bobrów.

„Trzeba szybkich zmian, jeżeli chodzi o obecność bobrów na wałach. (…) Czasem trzeba wybierać między miłością do zwierząt a bezpieczeństwem miast i wsi” – te słowa wypowiedział premier Donald Tusk w Głogowie podczas posiedzenia powodziowego sztabu kryzysowego.

Premier nawiązał też do powodzi z 2010 r., kiedy to na polecenie ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera odstrzelono 20 bobrów mieszkających w pobliżu wałów w Zachodniopomorskiem. Szczecińscy myśliwi odmówili wówczas strzelania do tych objętych ochroną gatunkową zwierząt. Czy tym razem premier Tusk zamierza wydać podobne polecenie i wymagać jego realizacji? Na razie nie znamy jeszcze jego decyzji, ale ton, w jakim wypowiedział się premier, każe zacząć obawiać się o los nadodrzańskich bobrów.

Czy rzeczywiście bobry mogły zawinić i spowodować zwiększenie zagrożenia powodziowego? – Absolutnie nie zgadzam się z tym twierdzeniem – mówi dr Andrzej Czech, specjalista biologii środowiskowej i badacz bobrów. – Dotąd nie pojawiła się żadna wiarygodna informacja, żeby to bobry spowodowały uszkodzenie wałów, ani w tej powodzi, ani w żadnej innej. Przeciwnie, w mediach było kilka doniesień, że to właśnie działalność bobrów pomogła uspokoić nurt wezbranych górskich strumieni – mówi dr Czech.

Bobry mają w naszym ekosystemie do odegrania niezwykle ważną rolę. – Ich tamy oraz zwalone do nurtu drzewa pozwalają rozproszyć energię pędzącej wody, zwłaszcza podczas dużych opadów – tłumaczy dr Czech.

– Kiedy w małych górskich rzekach nurt jest spokojniejszy, nie dochodzi do tak szybkich przyborów wody w dużych rzekach nizinnych, a co za tym idzie, zmniejsza się ryzyko powodzi. A nawet jeśli ona wystąpi, to jest mniej destrukcyjna. Przecież w takiej powodzi, jaką mieliśmy teraz na Śląsku, liczy się każdy centymetr stanu wody – mówi dr Czech.

Jednak nie tylko w czasie powodzi bobry są naszymi sprzymierzeńcami. – Również wtedy, gdy zamiast wysokich stanów wód, jest susza. Dzięki bobrowym tamom i innym przeszkodom rzeki meandrują, rozlewają się, woda nie spływa nurtem tak szybko, jak to jest w przypadku uregulowanej, wybetonowanej rzeki – mówi dr Czech. A im więcej małych wylań i meandrowania, tym więcej wody trafia tam, gdzie ona powinna być – do wysuszonej gleby. Nam teraz zależy, aby zatrzymywać wody w ekosystemie, a nie pozwalać jej na błyskawiczną ucieczkę do morza – tłumaczy dr Czech.

Dodatkowo działalność bobrów sprawia, że nasze rzeki się oczyszczają. – Każde spowolnienie wody, jej meandrowanie, przeciekanie przez przeszkody sprawia, że się ona oczyszcza, zwłaszcza na terenach górskich i podgórskich – mówi dr Czech. Zwiększa się też bioróżnorodność, bo w rozlewiskach rozmnażają się ryby, płazy i ptaki.

Podobnego zdania jest prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. – Oskarżanie bobrów o powódź jest o tyle absurdalne, że podkopywanie przez nie wałów to problem zupełnie marginalny. Nawet jeżeli tak by się zdarzyło, to i tak winny jest człowiek i jego działalność. Bo oczywiście bobry, kopiąc nory, mogą osłabiać wały, ale tylko te zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie rzek – mówi prof. Kowalczyk. Brzmi mało intuicyjnie, ale w rzeczywistości wały wzniesione blisko rzeki to bardzo zły pomysł. – Wały powinny być odsunięte od rzek, aby nadmiar wody mógł się rozlać na większym terenie. Przy okazji zabezpieczyłoby to wały przed bobrami, które ograniczają swoją działalność do bezpośredniego sąsiedztwa rzeki. Zwracano na to uwagę po powodzi w 1997 r. – mówi prof. Kowalczyk.

Oczywiście, zdarzają się sytuacje i miejsca, w których bobrów nie powinno być. – To na przykład zabytkowe stawy czy drzewostany, oczyszczalnie ścieków – wymienia dr Czech. W takich miejscach odstrzał bobrów jest prowadzony. – Ale ten odstrzał wcale nie jest prosty, trudno jest zastrzelić bobra, nawet sami myśliwi to przyznają. Łatwiej jest je odłowić i przenieść gdzie indziej, chociaż zazwyczaj w takim miejscu prędzej czy później pojawi się nowa bobrowa rodzina – mówi dr Czech.

Najłatwiejszym sposobem jest zabezpieczania miejsc, gdzie bobry mogą potencjalnie wyrządzić jakieś szkody. – Wystarczy wkopać w ziemię na grobli czy wale przeciwpowodziowym siatkę zabezpieczającą albo owinąć nią drzewa. To sposób szybki i tani, a przede wszystkim zdecydowanie skuteczniejszy sposób niż likwidowanie tych zwierząt – mówi dr Czech.

Zmianie nastawienia do bobrów, zwłaszcza w przypadku terenów rolniczych, mógłby posłużyć system nowych dopłat. – Już dawno powinniśmy w ramach programów rolno-środowiskowych wprowadzić dopłaty od terenów zalewanych przez bobry – mówi prof. Kowalczyk. Proponowaliśmy takie rozwiązania już w przeszłości, bo rekompensaty za szkody wyrządzane przez bobry stanowią 85-90 proc. kwot wypłacanych w ostatnich latach za gatunki chronione (oprócz bobra to żubr, wilk, ryś i niedźwiedź). Wprowadzenie stałych dopłat zwiększyłoby akceptację dla tego gatunku i doskonale przysłużyłoby się środowisku – przekonuje prof. Kowalczyk.

I zamiast szukać w bobrach wroga i winnego naszych nieszczęść, najwyższy czas zobaczyć w nich naszych sojuszników. – Działalność bobrów to część infrastruktury przeciwko powodziom i suszom, a ich ochrona to nie – jak wyraził się premier – „miłość do zwierząt”, tylko działanie w naszym najlepszym interesie – podkreśla dr Czech.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version