Papież, prezydent, prezes Orlenu – gdyby umieścić tę historię w filmie albo kabaretowym szoł, zostałaby uznana za satyrę narysowaną zbyt grubą kreską. Tyle tylko, że wszystko się nagrało. Historia taśm Daniela Obajtka – niejasne interesy, podsłuchy, ukręcanie łba śledztwu – stawia PiS w fatalnym świetle.

Gorączka wokół podsłuchów, inwigilacji i nadużywania Pegasusa przez służby za rządów PiS trwa w najlepsze. Według ustaleń Onetu w 2020 r. Centralne Biuro Antykorupcyjne podsłuchiwało i nagrywało rozmowy telefoniczne byłego już prezesa Orlenu Daniela Obajtka. Redakcja ma zapis tych rozmów, stawiających byłego wójta Pcimia, który zrobił karierę dzięki PiS w nie najlepszym świetle. Ale problem jest znacznie szerszy.

Materiał nie pozwala stwierdzić z pewnością, czy wobec Obajtka stosowano Pegasusa, ujawnione przez dziennikarzy stenogramy rozmów byłego szefa Orlenu mogą okazać się sporym politycznym problemem dla Prawa i Sprawiedliwości. Przypominają bowiem rzeczy, o których partia wolałaby zapomnieć – jak niejasne interesy państwa w trakcie pandemii z tajemniczym handlarzem bronią – oraz wydają się potwierdzać najgorsze opinie o jej rządach.

Jakie konkretnie? Choćby tę mówiącą, że w czasach PiS spółki skarbu państwa – jak nigdy wcześniej w historii – traktowane były przez Zjednoczoną Prawicę jako partyjny folwark, służący realizacji wyborczych interesów.

Z podsłuchów wyłania się bowiem historia, która – gdyby umieścić ją w filmie albo programie kabaretowym wyśmiewającym rządy „dobrej zmiany” – zostałaby uznana za satyrę narysowaną zbyt grubą kreską. Dowiadujemy się mianowicie, że w początkach pandemii w 2020 r. Obajtek odebrał telefon od Jana Parysa, szefa gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych, który powiedział mu, że w rozmowie z papieżem Franciszkiem prezydent Duda obiecał wysłanie Watykanowi środków ochrony przed COVID-19. Wysyłką darów ma zająć się Orlen, z rozmowy Obajtka wynika, że prezydent poinformował papieża, że zrobi to konkretnie ta spółka. „K****, Adam, wysyłamy TIR-a płynu do Watykanu” – mówi Obajtek do bliskiego współpracownika i członka zarządu Orlenu Adama Buraka.

I rzeczywiście. Na początku maja 2020 r. do Watykanu jedzie więc konwój tirów z takimi produktami jak maski i płyn do dezynfekcji wartości – według agentów CBA – około 3,7 mln zł. Nie koszt jest tu jednak kluczowym problemem. Raczej to, że trwa pierwszy szczyt pandemii i w kraju brakuje podobnych produktów.

Cała akcja zostaje uruchomiona na telefon. Jak można wnioskować rozmów – poza jakimkolwiek normalnym trybem określającym relacje między spółką z udziałem skarbu państwa a politykami. Decydowanie o tym, co i gdzie wysyła Orlen, naprawdę nie znajduje się w obszarze kompetencji ani prezydenta, ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W pewnym momencie pojawia się nawet problem ze znalezieniem podstawy prawnej do przekazania darowizny Watykanowi. Z pomocą, choć niechętnie przychodzi wówczas ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej.

Według prowadzących sprawę agentów CBA – jak wynika z cytowanych przez Onet materiałów – cała operacja miała konkretny polityczny cel: wspomożenie kampanii prezydenta Dudy. Sprawa wymaga na pewno dalszego zbadania, być może widzimy konkretny przykład tego, jak układ rządzący Polską w okresie 2015-23, niezgodnie z procedurami wykorzystywał spółki skarbu państwa, by wesprzeć w wyborach swojego kandydata. Choć sprawa z Dudą obiecującym Franciszkowi konwój maseczek z Orlenu ma niewątpliwy memiczny wymiar i sama w sobie nie zaważyła na wyniku wyborów prezydenckich (które ostatecznie zostały przełożone z maja na lipiec), to jest przykładem głęboko psujących demokrację mechanizmów, jakie zaczęły utrwalać się w Polsce w ostatnich ośmiu latach.

Do wielu wyborców niespecjalnie dotrze to, co było na taśmach, z całej afery zapamiętają wyłącznie, że PiS znów kogoś podsłuchiwał. Tym razem nie osobę związaną z opozycją, ale „swojego” człowieka. Może to utrwalić przekonanie, że PiS jest partią z obsesją na punkcie służb, podsłuchów, zbierania haków, także na ludzi z własnych szeregów.

Nie jest to korzystne dla PiS skojarzenie. W latach 2005-2007 to ekscesy służb i prokuratury – sprawa Barbary Blidy, doktora G., afera gruntowa – zmobilizowały przeciwników partii Kaczyńskiego do masowego pójścia do urn. Wówczas PiS na osiem lat utracił władzę. Dziś, gdy sondażowe poparcie spada, wszystko się sypie i nie idzie tak, jak powinno, odświeżenie etykietki „partii gumowego ucha” z pewnością PiS nie pomoże.

PiS bronił swojego użycia Pegasusa czy działań Wąsika z Kamińskim walką z korupcją na szczytach władzy. Mówił: „my nie zakładamy, że w Polsce jest jakaś elita stojąca ponad prawem, w jego egzekwowaniu jesteśmy bezwzględni nawet dla ludzi z naszego obozu”. Ostatnie osiem lat nie dostarczyło jednak licznych przykładów potwierdzających, by PiS faktycznie podchodził w ten sposób do walki z korupcją.

Materiał Onetu maluje mało korzystny dla służb pod kontrolą PiS obraz. Agenci CBA są przekonani, że w Orlenie mogło dojść do naruszenia przepisów przy okazji wysyłki darów do Watykanu, a także współpracy z handlarzem bronią (tym samym, który Ministerstwu Zdrowia miał dostarczyć respiratory) przy zakupie maseczek w Chinach. Pośrednik nie wywiązał się z umowy, wysłany przez Orlen samolot nie odebrał maseczek i wrócił pusty – co narazić miało spółkę na nawet milion dolarów straty. Wnioski do prokuratora generalnego o wszczęcie postępowania przygotowawczego odrzucają jednak zwierzchnicy prowadzących akcję agentów z Departamentu Operacyjno-Śledczego CBA.

Rodzi to dwa pytania i żadne nie jest korzystne dla PiS. Czy agenci w poszukiwaniu przestępstw, których – jak uznali ich przełożeni – nie było, ot tak podsłuchiwali szefa strategicznej spółki? A może – co byłoby znacznie gorsze – zamieciono pod dywan sprawę mogącą skończyć się zarzutami prokuratorskimi, bo szefostwo Orlenu było politycznie chronione, a sprawa dotyczyła też prezydenta? Można spodziewać się, że obecna rządowa większość będzie podnosić szczególnie to drugie pytanie, bo jest ono dla PiS druzgocące. Gdyby faktycznie tak wyglądała sytuacja, mielibyśmy do czynienia z głęboką systemową korupcją, rozkładającą od środka mającą ją zwalczać służbę.

W materiale Onetu prezes Kaczyński praktycznie się nie pojawia, a jednak politycznie obciąża on szczególnie jego. Z dwóch powodów.

Po pierwsze, to Kaczyński wydawał się głównym promotorem kariery Obajtka. Zachwalał go jako „człowieka w całym tego słowa znaczeniu wybitnego”. Prezes Orlenu zachowywał się przy tym, jakby odgadywał życzenia swojego politycznego patrona – np. wykupując od niemieckiej spółki pakiet lokalnych gazet i portali i zmieniając je w kolejne media realizujące partyjną linię. Taśmy to kolejny materiał przedstawiający Obajtka w złym świetle, poważnie podający w wątpliwość trafność kadrowych wyborów prezesa PiS.

Po drugie, posłowie PiS, działacze tej partii, awansowani przez nią wysocy urzędnicy, menadżerowie w spółkach skarbu państwa czytając o nowych taśmach Obajtka będą się zastanawiać: skoro podsłuchiwali nawet potężnego Obajtka to, kogo jeszcze? Czy ja też byłem inwigilowany? Jakie zebrane o mnie informacje wypłyną jeszcze na światło dziennie? Wśród polityków jeszcze niedawno dyżurującymi przed zakładami, gdzie karę odbywali Wąsik i Kamiński, będzie narastać wściekłość na to, co służby robiły pod nadzorem ich partyjnych kolegów.

Partią, której działaczy zajmują podobne problemy, ciężko się zarządza, zwłaszcza w roku podwójnych wyborów, gdy spadają sondaże i wszystko zapowiada klęskę. A można zgadywać, że to nie jedyny kryzys podsłuchowy, z jakim PiS będzie musiał się jeszcze zmierzyć. Prezes Kaczyński ma naprawdę liczne powody do zmartwień.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version