Pierwsze piętro w Krakowskiej kamienicy. Mieszkanie w starym budownictwie, schludne, ale skromnie umeblowane. W środku 20-parolatek i właściciel z listą pytań. – Chciał wiedzieć, ile mam lat, co studiuję i na którym roku. Ucieszył się, że nie byłem „pierwszakiem”. Nie krył, że szukał kogoś nieco starszego – opowiada 24-letni Kacper. 

Dwa lata temu szukał mieszkania razem z zaprzyjaźnioną parą. Na spotkanie z właścicielem poszedł sam, więc musiał dobrze zareklamować przyjaciół. Zestaw pytań na ich temat wyglądał podobnie. 

Kiedy okazało się, że nikt z nas nie ma dzieci, zwiększyło to nasze szanse – dodaje Kacper. Od właściciela nieruchomości usłyszeli historię o problematycznej lokatorce z małym dzieckiem. Do podpisania umowy jednak nie doszło. 

Jakiś czas później Kacper oglądał kolejne mieszkanie, tym razem ze swoją dziewczyną. – Właściciel chciał wiedzieć o nas wszystko, nawet to jak długo jesteśmy razem – wspomina 21-latka. 

Udało się dopiero za kolejnym razem.

Rynek najmu w Polsce. „Nie ważne, czy ma kota. Musi mieć pracę”

– Nie mam problemów z kotami. Dla pary z dzieckiem moje mieszkanie jest raczej za małe, więc ta kwestia odpada. Zależy mi przede wszystkim na płynności finansowej najemcy – mówi 31-letni Mateusz*, który niedawno wynajmował swoje mieszkanie w Krakowie. 

Na jego ogłoszenie odpowiedziało pięć osób, dwie umówiły się na spotkanie. Mateusz przemycał w rozmowie z nimi pytania o pracę, dojazdy do biura, poprzedni najem i wiek, by ocenić, czy potencjalni lokatorzy na pewno mają zatrudnienie i pieniądze. Starał się być nienachalny. 

Zdawał sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie ze sobą wpuszczenie do mieszkania lokatora ze zwierzakiem. 

– Najemcy moich znajomych mieli bardzo grzecznego psa. Co z tego, jak w pewnej chili pies miał wypadek i nosił coś w rodzaju protezy, co porysowało podłogę i ściany w całym mieszkaniu – wspomina. 

Dlatego nie dziwią go wymogi stawiane przez niektórych właścicieli mieszkań. 

Przekonała się o tym 32-letnia dziś Marta, gdy trzy lata temu szukała mieszkania dla siebie i swojego kota. Jako introwertyczka celowała w kawalerkę. – Wszyscy znajomi narzekają na ceny. Pracowałam już wtedy w korporacji i może nie zarabiałam kokosów, ale u mnie problemem nie były pieniądze tylko… kot – opowiada. 

Przed każdym spotkaniem z właścicielem mieszkania uprzedzała, że ma zwierzę. „A to w takim razie dziękuję” – usłyszała trzy razy po drugiej stronie słuchawki. Nie przekonywały zapewnienia, że kot jest zadbany i pilnowany. 

– Poddałam się po miesiącu. Uratowała mnie koleżanka, której współlokatorka wyprowadziła się bez słowa z dnia na dzień. Nie była to wymarzona kawalerka, ale przynajmniej miałam tam wstęp z kotem – skwitowała. 

Casting na lokatora. „Łatwo wywrzeć presję”

Eksperci do spraw rynku nieruchomości obserwują zjawisko castingów na lokatora od lat. Czasami są one subtelne, dyskretne, jak zadanie podstawowych pytań o pracę czy studia. Potrafią być też bardzo bezpośrednie. 

– Słyszałem o sytuacjach, gdzie właściciel zaprasza kilka osób zainteresowanych najmem na wspólne spotkanie. Ci ludzie automatycznie ze sobą konkurują. Łatwo rodzi się presja, także ta finansowa, kto bardziej spodoba się wynajmującemu – opowiada Jakub Myszka, dyrektor ds. rozwoju w agencji nieruchomości Bracia Sadurscy. 

Według niego w ostatnich latach doszło do rewolucji w procesie najmu. Za wszystkim stoją media społecznościowe. Zrodziło się w nich zjawisko, które można nazwać „odwróconym castingiem”. 

Mowa o postach, w których osoby szukające mieszkania reklamują się jako potencjalni lokatorzy. „Jesteśmy studentami czwartego roku. Większość czasu spędzamy na uczelni lub w pracy, w mieszkaniu praktycznie tylko śpimy. Nie palimy, nie imprezujemy, szukamy mieszkania w okolicy…” – tak mniej więcej brzmią wspomniane wpisy.

Dzięki nim to mieszkanie szuka człowieka, a nie odwrotnie. Do autorów postów odzywają się właściciele nieruchomości, którzy poszukują osób z cechami wymienionymi w poście. 

Ekspert nie krytykuje jednak samego zjawiska. O ile przy sprzedaży mieszkania właścicielom zależy na jak najszybszej transakcji, o tyle przy najmie każdy walczy o to, by jego nieruchomość trafiła w troskliwe i odpowiedzialne ręce. 

Z perspektywy biura nieruchomości zauważył, że najbardziej problematyczne są dwie kwestie: lokatorzy z dziećmi lub ze zwierzętami. W obu tych przypadkach właściciele mieszkań boją się zniszczeń. 

– Jeśli chodzi o samotne matki z dziećmi, jest jeszcze jeden powód sceptycznego podejścia. Wynajmujący boją się ich braku stabilności finansowej m.in. przez to, że nie wyobrażają sobie konieczności pozbawienia ich dachu nad głową. Nawet jeśli umożliwiłoby to prawo – tłumaczy Jakub Myszka. 

Żeby uniknąć złej decyzji, niektórzy korzystają z pomocy pośrednika. Ma to swoje plusy i minusy. Pomoc pośrednika to dodatkowy koszt, ale zdejmuje z właściciela mieszkania przykrą konieczność odmówienia komuś, kto chciałby wynająć mieszkanie, ale nie wpisuje się w profil najemcy. 

Zdaniem Jakuba Myszki niweluje to też ryzyko natrafienia na oszusta. – Osoby, które chcą nadużywać najmu, szukają luk prawnych i próbują wykorzystać właściciela mieszkania z automatu odrzucają ogłoszenia biur nieruchomości, bo boją się weryfikacji – przekonuje. 

Kto rządzi rynkiem najmu?

Według specjalisty ani wynajmujący, ani najemcy nie rozdają kart na rynku nieruchomości. Rządzi nim moment lub czynniki zewnętrzne. 

Eksperci rynku nieruchomości dzielą rok na sezony – studencki, wakacyjny, świąteczny. Właściciele mieszkań zacierają ręce niedługo przed rozpoczęciem roku akademickiego. Z kolei w lecie, gdy chętnych na najem długoterminowy jest mniej, to najemcy są górą. 

Pierwsze wyraźne tąpnięcie na rynku nieruchomości spowodowała pandemia koronawirusa. Przymusowa izolacja skłoniła znaczą część osób do powrotu w rodzinne strony co wpłynęło na ceny najmu. Jednak prawdziwa rewolucja nastąpiła w lutym 2022 – tuż po inwazji Rosji na Ukrainę. 

– Jeszcze na początku lutego 2022 roku, biorąc pod uwagę ogół ogłoszeń na portalach internetowych, w Krakowie dostępnych było ok. 4 tys. ofert, a średni czynsz wynosił 2200-2300 zł. Już w marcu liczba ofert spadła do zaledwie tysiąca, a ceny osiągnęły kosmiczny poziom – relacjonuje Jakub Myszka. 

Od tamtej chwili ceny gwałtownie rosły, aż do października, kiedy osiągnęły szczytowy poziom – średnio 3200 zł za czynsz. Dokładnie dwa lata później sytuacja jest nieco bardziej stabilna, przynajmniej pod względem dostępności mieszkań. 

W przypadku cen jest mniej optymistycznie. Na ponad 5800 ofert najmu średni czynsz w Krakowie wynosi dziś 3 tys. zł. 

Mimo to chętnych nie brakuje, nawet jeśli wiąże się to z koniecznością odpowiedzi na kilka niewygodnych pytań. 

*Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version