Wypadki chodzą po ludziach, nawet jeśli oni sami zajmują się biznesem, który w wypadkach nie gustuje, choć z ryzyka żyje. Spektakularną kolizję z prawem zaliczył niedawno jeden z topowych menedżerów największej grupy finansowej w naszym regionie.

Na jej wschodniej flance praca musi być obarczona zdecydowanie wyższym poziomem stresu, skoro pan prezes zabrał ze sobą z kraju 30 gramów najprawdopodobniej niedozwolonych konopi indyjskich, które ukraińscy celnicy znaleźli w jego aucie. Czy samochód był służbowy, tego nie wiemy, wiadomo natomiast, że dymkiem z jointa się nie zrelaksuje, bo towar przepadł, a wraz z nim menedżerski kontrakt, a to za sprawą „utraty zaufania” ze strony warszawskiej centrali firmy.

Za chwilę pierwsza rocznica nowej władzy, tymczasem pan Obajtek na ciepłym stołku w Brukseli, pan Burak w jeszcze cieplejszej Turcji, a kilku kolejnych gagatków bezskutecznie szuka prokuratura

Mówiąc o zaufaniu w stosunku do ludzi, którym właściciele powierzają odpowiedzialność za majątek, rozwój oraz – co nie mniej istotne – wizerunek firmy, byliśmy w minionym tygodniu świadkami spektakularnego, nawet na skalę dotychczasowej fali rozliczeń, wysypu audytów, które daleko w tyle pozostawiają wpadkę z prezesowymi skrętami. Taki audyt to w uproszczeniu najczęściej realizowany przez wyspecjalizowaną firmę przegląd i merytoryczna ocena jakości zarządzania, inwestowania i wydawania pieniędzy.

Co ciekawe, we wszystkich omawianych przypadkach chodziło o majątek jednego właściciela, mianowicie skarbu państwa. I to nie o jakiś tam, dajmy na to, zakład produkcji ćwierćcalowych treblinek do kombajnów dla gospodarstwa w Sulęcinie, ale majątek największych polskich firm. Na przykład o tym, że drugi do niedawna w UE producent nawozów syntetycznych utopił 7 mld zł, inwestując w niespinający się już na etapie projektowania zakład polimerów w Policach, doprowadzając tym firmę na skraj bankructwa, wiemy od co najmniej kilku miesięcy. Podobnie jak o realizowanej wbrew opiniom własnych ekspertów płockiej instalacji Olefiny 3, na które PKN Orlen wydał dotychczas 12 mld, a do finału brakuje kolejnych 13, choć pierwotnie biznesplan opiewał na kwotę trzykrotnie mniejszą.

Okazuje się jednak, że wiadomości o nieprawidłowościach w państwowych spółkach to jedynie preludium większego dzieła. Mocne akordy zabrzmiały niemal unisono na przestrzeni kilku ostatnich dni u potentatów polskiego biznesu. I tak z libretto Opus Auditum Orlenorum dowiadujemy się nie tylko o miliardach utopionych w wenezuelskiej ropie kupowanej na SMS-owe polecenie przez dubajską spółkę 25-latka z chińskim paszportem. W multienergetycznym czempionie trwa analiza 53 zakończonych już kontroli, a w przypadku kolejnych 55 sprawdzana jest prawidłowość procesów biznesowych. Spory rozmach miał mieć w generowaniu nieoczywistych kosztów sam zarząd, które podliczono wstępnie na 43 mln zł.

W sumie nie dziwi medialna ofensywa Daniela Obajtka, którą były prezes przypuścił po tym, gdy audytorzy podali w wątpliwość opłacane służbową kartą wydatki na usługi protetyczne oraz zabiegi medycyny estetycznej, „co do których istnieje uzasadnione podejrzenie, że nie były objęte ustalonym pakietem menedżerskim”.

Ciekawie wygląda również kontrola w grupie PZU, która za okres 2016-2024 wykazała szkody w wysokości ponad 700 mln zł i skończyła się na razie złożeniem do prokuratury trzech zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Doradcy byłego zarządu ubezpieczyciela, choć nie mieli konkretnie określonego zakresu obowiązków, a po ich usługach nie pozostał ślad, zainkasowali 45 mln zł. Na liście płac doradców figurować mieli prawicowi dziennikarze, prawnicy, wspólnicy biznesowi członków zarządu oraz politycy partii władzy i ich dzieci. Najwybitniejszy z doradców miał przytulić łącznie 6 mln zł.

Nic dziwnego, że na tym tle ujawnione w zeszłym tygodniu wałki kręcone w takich spółkach jak KGHM (17 kontroli zakończonych, pięć w realizacji), Agencja Rozwoju Przemysłu (przehulane 415 mln zł) czy finansowanie przez PKO BP kwotą 35 mln zł Polskiej Fundacji Narodowej, której prezes z Hiltona w Strasburgu lubił bujnąć się limuzyną z kierowcą agencji Blacklane za 600 euro na lotnisko we Frankfurcie, to już groszowe historie.

Wszystkie mają wspólny mianownik. Za chwilę pierwsza rocznica nowej władzy, a tymczasem pan Obajtek z mandatem na ciepłym stołku w Brukseli, pan Burak bez mandatu, ale w jeszcze cieplejszej Turcji, a kilku kolejnych gagatków na razie bezskutecznie poszukiwanych jest listami prokuratury po różnych egzotycznych zakątkach świata. Jak to mówią, rok nie wyrok, ale lepiej na zimne dmuchać, a jak się da, to przytłaczającą skalą złodziejstwa poprzedników przysłonić rozliczenie z własnych stu konkretów.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version