133 dni przetrwała Węgierska Republika Rad i najbardziej zasłynęła czerwonym terrorem. Kiedy upadła, a jej przywódcy uciekli z kraju albo poszli na szubienicę, rozpętał się biały terror.
Z zabójstwa Franciszka Ferdynanda w Sarajewie w 1914 r. Węgrzy się ucieszyli, bo ich nie znosił. Węgierscy oficerowie pili i cieszyli się, że „ta świnia nie żyje!”, ale poszli do walki o króla i cesarza z entuzjazmem, bo okres dualistycznej monarchii stworzonej w 1867 r. był dla Królestwa Węgier okresem gospodarczej i politycznej prosperity.
W 1918 r. Węgry znów stały się samodzielnym państwem, ale zrujnowanym przez długą wojnę, pełnym zdemobilizowanego wojska, wśród którego bulgotało rewolucyjne wrzenie z jednej strony, z drugiej zaś wybuchały nastroje nacjonalistyczne. Do tego dochodziło niezrozumiałe rozczarowanie, że narody znajdujące się jeszcze przed chwilą w CK Monarchii chcą się usamodzielnić i wyrwać spod zwierzchnictwa Budapesztu.
133 dni komunizmu. Komunistyczna Republika Rad
Pierwszą poza Rosją rewolucję komunistyczną usiłowali zrobić Niemcy. W styczniu 1919 r. w Berlinie wybuchło powstanie spartakusowców, ale szybko zostało spacyfikowane przez wojsko. Chwilę później powstała komunistyczna Republika Rad w Bawarii, ale ją też rozgromiono.
O wiele lepiej poszło Węgrom. Tamtejsza rewolucja z marca 1919 r. i utworzenie Węgierskiej Republiki Rad to największy sukces bolszewizmu poza granicami Rosji.
Komunistyczne Węgry istniały co prawda tylko 133 dni, ale za to czerwony terror, jaki wprowadziły nad Dunajem, oraz późniejszy odwet nacjonalistów, dla odróżnienia nazwany białym terrorem, uczyniły z Węgier piekło spływające krwią wszystkich, którzy nie spodobali się najpierw komunistom, a później nacjonalistom.
Węgry były sfrustrowane nie tylko klęską w Wielkiej Wojnie, ale przede wszystkim planami ententy, by odebrać im Siedmiogród i oddać go Rumunii, która w czasie Grande Guerre w odpowiednim momencie stanęła po właściwej stronie. To była woda na młyn dla sowieckiej Rosji, która postanowiła wyeksportować swoją rewolucję.
4 listopada 1918 r. powstała w Budapeszcie Komunistyczna Partia Węgier, a na jej czele stanął Béla Kun, już wówczas szef Federacji Zagranicznych Grup Komunistycznych. Z zawodu dziennikarz, w czasie wojny jako żołnierz armii austro‑węgierskiej znalazł się w rosyjskiej niewoli, gdzie nasiąkł ideami komunistycznymi, a może lepiej powiedzieć – doświadczył udanego prania mózgu.
Wziął udział w rewolucji październikowej i tak mu się spodobało, że postanowił zrobić to samo w swojej ojczyźnie. Wraz z Kunem nad Dunaj przybyło z Rosji wielu agentów bolszewickich, by zacząć propagandową młóckę wśród Węgrów. Zanim jednak Kun przejął władzę, 16 listopada 1918 r., a więc ledwo tydzień po zakończeniu I wojny światowej, proklamowano Węgierską Republikę Ludową. Aby było dziwniej, na jej czele stanął Mihály Károlyi, wyjątkowo postępowy arystokrata, zwany czerwonym hrabią idealista do granic naiwności. Zasłynął reformą rolną, która nie zadowoliła nikogo, nawet chłopów, liczących na znacznie więcej.
Chwilę wcześniej pierwszym rewolucyjnym zrywem była dwudniowa (30 i 31 października 1918 r.), niemal bezkrwawa rewolucja astrów – nazwę ukuto od kwiatów, które zbuntowani żołnierze przypinali do czapek. Była drobnym epizodem – choć żołnierze zastrzelili hrabiego Istvána Tiszę, byłego premiera, uważanego za betonowego zwolennika wojny – ale przede wszystkim pokazała, że węgierska armia i społeczeństwo mają dość umierania w interesie monarchii.
21 marca 1919 r., w pierwszy dzień wiosny, partia komunistyczna połączyła się z partią socjaldemokratyczną, dymisja prezydenta republiki Károlyiego zaś spowodowała, że proklamowano Republikę Rad oraz składającą się z komisarzy ludowych Radę Rewolucyjną, uwolniono z więzień komunistów, a Béla Kun zaczął dostawać od Lenina telegrafem wskazówki, co ma robić dalej.
Wśród komisarzy ludowych znajdowali się ludzie, którzy później odcisnęli piętno nie tylko na węgierskiej polityce: Mátyás Rákosi, w przyszłości I sekretarz Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej i, jak sam o sobie mówił, „najlepszy uczeń Stalina”, György Lukács, filozof i literaturoznawca światowej sławy, czy Jenő Varga, ekonomista i przyszły doradca Stalina do spraw gospodarczych.
Komuniści szybko przegonili z rządu socjaldemokratów, przejęli pełnię władzy i wprowadzili zminiaturyzowaną wersję sowieckiej Rosji. Powołano też oczywiście Armię Czerwoną, ale także bojówki siejące terror, jak osławieni „chłopcy Lenina” – wszak Lenin zalecał rozstrzeliwanie „wyzyskiwaczy, kapitalistów, obszarników i ich sługusów”. Owi „Lenin-fiúk”, w większości rekrutujący się z budapeszteńskiej klasy robotniczej, byli kilkusetosobową bandą młodych mężczyzn pod przywództwem byłego marynarza floty cesarsko‑królewskiej Józsefa Csernyego, dokonującą napadów i samosądów na tych, których uznali za wrogów rewolucji, oraz na kler – jedną z głównych ofiar komunistów.
Malowniczy „chłopcy Lenina”, odziani w skórzane kurtki i takież spodnie, charakterystyczne kaszkiety na głowach, fantazyjnie zawiązane szale na szyjach, uzbrojeni w pistolety, granaty i bagnety, a nawet noże do uboju świń, siali popłoch w całym kraju.
Nie budzili entuzjazmu samego Kuna, ale mieli niezłomne poparcie Tibora Szamuelyego, najbardziej radykalnego rewolucjonisty i głównego twórcy czerwonego terroru. Jako że Kun chciał rozwiązać „chłopców Lenina”, ci więc spróbowali dokonać przewrotu i obalić Kuna, co niemal nie skończyło się wojną domową wśród zwycięskich komunistów. Kun otrzymał wsparcie komisariatu wojny i węgierskiej Armii Czerwonej i do bratobójczej walki nie doszło, a „chłopcy” się wycofali. Może niemożność obalenia Kuna spowodowała, że Szamuely wpadł w morderczy amok, porzucając Budapeszt i ruszając ze swoimi rzeźnikami na prowincję, gdzie dokonywał przypadkowych linczów. Żydowskie pochodzenie nie przeszkadzało Szamuelyemu masakrować także Żydów, gdy uznał ich za element kontrrewolucyjny, a karuzela terroru kręciła się bez względu na prawdziwe bądź wydumane przewiny ofiar.
Piekielny pociąg i czerwony terror
Do legendy przeszedł specjalny „pociąg śmierci”, którym podróżowali Szamuely, jego zastępca Árpád Kerekes oraz grupa „chłopców Lenina”, docierający do miast i miasteczek, gdzie linczowano urzędników podejrzanych o sprzyjanie wrogom rewolucji oraz chłopów opierających się kolektywizacji. Komuniści w ogóle nie lubili chłopów i nie ufali im, widząc w nich kontrrewolucjonistów i zwolenników dawnego porządku.
Dokładna liczba ofiar piekielnego pociągu nie jest znana, bo trudno to zweryfikować, mówiło się nawet o 500 zamordowanych, a sam Kerekes miał osobiście zastrzelić albo powiesić 150 osób, choć gdy po upadku rewolucji skazywano go na śmierć, był oskarżony o „tylko” 18 morderstw.
Surrealizm tego karnawału przemocy polegał na tym, że Republika Rad zagrożona była nieustannie zagraniczną interwencją, głównie armii rumuńskiej, która przekroczyła południowe granice Węgier, konieczne zatem było zwarcie szeregów w obronie „dyktatury proletariatu”. Kunowi udało się zmobilizować tysiące ludzi do Armii Czerwonej, którym nie po drodze było z komunistami, ale chcieli bronić Węgier przed rumuńskimi i czechosłowackimi wojskami.
Sytuacja była coraz trudniejsza – z jednej strony armia rumuńska postępowała w kierunku Budapesztu, za to w Szegedzie powstała Armia Narodowa pod dowództwem Miklósa Horthyego, również byłego marynarza floty cesarsko-królewskiej, tyle że w stopniu admirała i byłego adiutanta samego cesarza Franciszka Józefa. Komuniści usiłowali jeszcze przejść do ofensywy, wysyłając na Rumunów swoje wojska, ale mniej liczna, gorzej wyposażona Armia Czerwona szybko poszła w rozsypkę. Do tego rządy terroru spowodowały, że poparcie dla rewolucji, początkowo duże i szczere, zaczęło w społeczeństwie pikować jak zestrzelony samolot. Przywódcy Węgierskiej Republiki Rad nie zamierzali jednak ginąć na barykadach w obronie idei komunistycznych, ale raczej salwować się ucieczką. Najchętniej w kierunku Austrii, gdzie liczyli na azyl polityczny.
Sowiecka Rosja, dla której Węgry miały być pasem transmisyjnym do poniesienia rewolucji na Zachód (w pewnym momencie brakowało już tylko 200 km, żeby Sowieci wkroczyli na Węgry i tam połączyli się z węgierską Armią Czerwoną), finalnie nie była w stanie przyjść Kunowi z pomocą, bo sama była zaangażowana na dwóch frontach, prowadząc wojnę z Polską oraz walcząc z armiami białych na froncie domowym.
Do Austrii uciekał m.in. Tibor Szamuely, ale został schwytany na granicy i popełnił samobójstwo lub został zastrzelony przez Austriaków.
József Cserny i Árpád Kerekes zawisnęli na szubienicach w grudniu 1919 r., a wraz z nimi kilkunastu „chłopców Lenina”. Béla Kun wydostał się z Budapesztu i dotarł do Rosji, gdzie błyskawicznie przyłączył się do sowieckiego aparatu represji i miał brać udział w rozstrzeliwaniu pojmanych żołnierzy białej armii generała Wrangla, którym wcześniej obiecywano darowanie życia w zamian za kapitulację.
Na początku sierpnia 1919 r. wojska rumuńskie wkroczyły bez walki do Budapesztu, by wbić osinowy kołek w serce komunistycznego wampira – Horthy musiał stać z bronią u nogi na południu Węgier, bo Francuzi kategorycznie zabronili mu udziału w walce. Właśnie Paryż odgrywał kluczową rolę w dławieniu Węgierskiej Republiki Rad, wydając rozkazy zarówno Rumunom, jak i węgierskim antykomunistom.
Biały koń i biały terror
Wreszcie w listopadzie 1919 r. Horthy na czele Armii Narodowej wmaszerował z niebywałą pompą do Budapesztu, oczywiście na białym koniu i w mundurze admirała, a następnie odbyła się uroczysta defilada. Ów biały koń miał głęboki sens propagandowy – wszak na takim rumaku na Wielką Nizinę Węgierską wkroczył tysiąc lat wcześniej książę Árpád, przewodząc plemionom madziarskim, co stanowi symboliczny początek węgierskiej państwowości.
Na Węgrzech zaczął się czas krwawego odwetu na komunistach, ich sympatykach, a także Żydach, których zaczęli mordować nacjonaliści. Tym chętniej że spośród 26 komisarzy ludowych rządu Béli Kuna aż 20 miało żydowskie pochodzenie, więc zastosowano odpowiedzialność zbiorową.
Przywrócono królestwo, ale ponieważ obecność króla była nie do przełknięcia zarówno dla ententy, decydującej o formie państwowości węgierskiej, jak i dla obywateli, którzy nie chcieli już komunizmu, ale też nie pragnęli nowego monarchy, władzę przejął regent, czyli Horthy. I tak oto admirał nieistniejącej floty został przywódcą królestwa bez króla i pełnił tę funkcję aż do 1944 r., gdy został obalony przez formalnie sprzymierzoną z nim III Rzeszę. Bo węgierska historia pełna jest paradoksów.
Najsłynniejszym wykonawcą białego terroru został kapitan, a w końcu podpułkownik Pál Prónay, twórca składających się z byłych oficerów i żołnierzy skrajnie prawicowych bojówek, do dziś czczony przez węgierskich neofaszystów. Był bliskim towarzyszem broni Horthyego z czasów tworzenia się Armii Narodowej w Segedynie i zaciekłym nacjonalistą. Co ciekawe, 70-letni Prónay został w marcu 1945 r. pojmany przez Sowietów, wywieziony do Rosji i skazany na gułag, gdzie zmarł rok, a może dwa lata później, bo data jego śmierci nie jest dokładnie znana.
Béla Kun żył w Moskwie, robiąc karierę w Kominternie, zajmował się budowaniem struktur bolszewickich w Niemczech i Austrii, ale i jego dopadła nemezis. W sierpniu 1938 r., w apogeum czystek stalinowskich, Kun został rozstrzelany w podmoskiewskiej Kommunarce, gdzie NKWD zamordowało nawet 10 tys. ludzi, i anonimowo pochowany.
Nie tylko Kuna rozstrzelano w czasie wielkiego terroru. Jego los podzieliło 12 komisarzy ludowych komunistycznego rządu węgierskiego, którzy po upadku rewolucji dostali azyl w Moskwie.
Przez kilka lat Węgry były polem czerwonej rewolucji i białej kontrrewolucji, miejscem linczów i samosądów, gwałtów i mordów, ale i tak w pamięci narodu węgierskiego została inna data: 4 czerwca 1920 r. podpisano w wersalskim pałacu Trianon traktat pokojowy, na mocy którego zwycięska ententa zadecydowała, że Węgry zostaną okrojone z niemal 300 tys. km kw. do niespełna 100 tys., tracąc przy tym ponad 3 mln etnicznej ludności, która od teraz stała się obywatelami Rumunii, Czechosłowacji, Jugosławii zwanej wówczas Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców, a nawet Austrii. Tej ostatniej udało się jedynie wyrwać przygraniczny Sopron, dzięki zwycięskiemu plebiscytowi i… stworzonym przez Pála Prónaya paramilitarnym bojówkom zwanym Rongyos Gárda.
105 lat temu skończyły się Węgry Korony św. Stefana i to wciąż krwawiąca rana. Jeśli dziś nad Dunajem i Cisą ktoś nie pamięta o Béli Kunie, Pálu Prónayu, a nawet mało wie o Miklósu Horthym, to zna słowo „Trianon”, symbol największej traumy w ponadtysiącletnich dziejach Węgier.