Nasze pomysły nie są wywrotowe, choć w epoce wielkich kampanii „leków na otyłość” mogą się takimi wydawać. Nie są nowe. A dyskryminacja grubych osób nie zaczęła się wczoraj – piszą Urszula Chowaniec i Natalia Skoczylas, autorki książki „Grubancypacja. O grubości bez przepraszania” wydanej przez W.A.B.
Koncept grubancypacyjnego coming outu nie jest w środowisku grubancypacyjnych badaczek i aktywistek nowy. Dyskusja o tym, czy uznać własną grubość za ważny element tożsamości, trwa od przeszło 20 lat i jak to zwykle bywa – mamy na to w grubancypacyjnej przestrzeni wiele różniących się pomysłów. Definicja coming outu zakłada istnienie ukrytego wymiaru tożsamości, o którego ujawnieniu decyduje (powinna decydować!) mająca go osoba. Odkrycie go nazywa się „wyjściem z szafy”, co zdaje się niekoniecznie pasować do sytuacji grubych osób, które swojej grubości nie są w stanie ukryć żadną ilością czarnych ubrań. Jak można odkryć przed światem coś, co jest oczywiste? Jeśli marszczycie teraz nosy i zastanawiacie się, dokąd to wszystko zmierza, spieszymy z wyjaśnieniami. W swoim artykule „Coming out as fat” (Outując się jako gruba) doktora Salvatelli argumentuje:
„Wszystkie historie coming outu zdają się mieć trzy wspólne elementy: posiadanie stygmatyzowanej tożsamości; możliwość podzielenia się nią i tym samym >>wyjście z szafy<<; oraz posiadanie grupy podobnie myślących osób, do której można dołączyć po coming oucie.”
Według tych kryteriów, jak dowodzi badaczka, akt grubancypacji jest swoistym coming outem. Przede wszystkim grubancypowanie się jest strategią zarządzania stygmatyzacją.
Według opublikowanej w 1963 roku teorii Ervinga Goffmana o zarządzaniu stygmatyzacją osoby mające stygmatyzowaną cechę zarządzają swoją tożsamością na trzy sposoby: poprzez passing, osłanianie się lub wycofanie. Pierwsza strategia, passing, kojarzony raczej z ekspresją płciową, jest niedostępna dla zauważalnie grubych osób. Co innego druga z tych strategii – osłanianie się, służąca zmniejszeniu napięcia między grubą osobą a społeczeństwem, które grubość potępia. Ostatnia z opisywanych przez Goffmana technik – wycofanie się z aktywności społecznej, z własnego życia – również brzmi zdecydowanie zbyt znajomo.
Przy powoływaniu się na Goffmana musimy dodać gwiazdkę i zaznaczyć, że jego pochodzące z lat 60. koncepty z czasem erodowały i stały się raczej bazą do mówienia o tożsamościach czy badania stygmatyzowanych tożsamości niż dogmatem dla badaczy. Tak traktujemy je my – jako punkt wyjściowy do rozmowy o tożsamościach w świecie, który poddaje pod dyskusję dawne „normy”.
Wracając do „wychodzenia z szafy” – dla nas, osób grubych, „bycie w szafie” polega nie tyle na ukrywaniu grubości, ile na podejmowaniu praktyk i zachowań, które mają podkreślać nasze dopasowanie do tzw. normalności. To nadążanie za grupą na pieszej wycieczce, chodzenie z przyjaciółkami na zakupy do sklepów, w których nie znajdziemy dla siebie choćby wygodnych skarpetek, czy ukrywanie przyspieszonego oddechu po dobiegnięciu do windy. To funkcjonowanie w stanie tzw. hiper(nie)widzialności, w którym nasze ciała jednocześnie są publiczne i uważnie obserwowane, z drugiej strony – niewidzialne i pomijane.
Akt grubancypacji, przyjęcie swojej grubości za ważną dla naszej tożsamości cechę, nazwanie jej po imieniu, jest nie tyle aktem odzyskania widoczności, ile, jak ujmuje to Rachele Salvatelli, podkreśleniem naszej gotowości do przedyskutowania tej tożsamości i podania w wątpliwość negatywnych konotacji grubości. Pozwala też „przestać postrzegać siebie jako projekt, a zacząć rozważać faktyczność [naszej grubości – dop. aut.]”. Pozwala przestać żyć w „chudszej przyszłości”, wejść w swoje tu i teraz, a może nawet znaleźć podobnie myślące osoby i poczuć, że gdzieś przynależymy?
Grubancypacja potrzebuje reprezentantów
Czy da się znormalizować grubość? Na to pytanie z jednej strony chce się odpowiedzieć wyczerpująco i opierając się na nauce, z drugiej – zaśmiać gorzko, bo przecież koncept normalizowania czegoś, co dotyczy ponad połowy mieszkańców krajów OECD, powinien nam się zdawać co najmniej egzotyczny.
Ponieważ staramy się, żeby to była poważna książka, powściągniemy szyderczy chichot i zajmiemy się sprawą niebywale ważną – pogadamy o reprezentacji. Jedną z przyczyn, dla których tak bardzo wypieramy to, jak normalne i oczywiste jest istnienie grubych osób w społeczeństwie, jest jej – reprezentacji – wieloletni, absurdalny brak. Dla nas, ludzi, to bardzo ważne widzieć, że podobne do nas osoby robią różne rzeczy. Jako dzieci uczymy się przez naśladowanie. Nasz świat rozszerza się z czasem na bazie zbieranych przez nas doświadczeń i wiedzy. Tego, jak bardzo działa na nas stymulowanie przykładem, dowodzi „efekt Scully”, o którym rozmawiałyśmy w drugim odcinku pierwszego sezonu podcastu Vingardium Grubiosa.
W skrócie – w 2018 roku zespół badawczy z Geena Davis Institute on Gender in Media (Instytut Płci w Mediach im. Geeny Davis) we współpracy z wytwórnią filmową 21st Century Fox przeprowadziła na grupie 2021 kobiet badanie wpływu, jaki na rozwój ich karier naukowych miała bohaterka serialu (emitowanego od początku lat 90.) „Z Archiwum X” Dana Scully, lekarka i pracownica FBI. Połowa badanych kobiet, które znały tę postać, potwierdziła, że Scully zwiększyła ich zainteresowanie naukami ścisłymi. Za zjawiskiem tym stoi m.in. efekt czystej ekspozycji (ang. mere exposure effect), który najlepiej opisuje i tłumaczy powiedzenie, że najbardziej nam się podobają te piosenki, które już słyszeliśmy. Efektem czystej ekspozycji nazywa się zjawisko, w którym powtarzalne w czasie wystawienie na dany bodziec sprawia, że najpierw się do niego przyzwyczajamy, a potem zaczynamy go lubić i nieświadomie wybierać jako preferowany.
Według Roberta Zajonca, jednego z naukowców zajmujących się badaniem reakcji na ekspozycję, nasz kontakt z bodźcem wcale nie musi być celowy i świadomy, żeby był skuteczny. Inny badacz zjawiska, Charles Goetzinger, w latach 60. słynący z wielu śmiałych eksperymentów przeprowadzanych na studentach amerykańskich uczelni, do swojej klasy na Uniwersytecie Stanowym w Oregonie zaprosił… czarny worek. A konkretnie – ubraną w czarny worek osobę, której spod worka wystawały wyłącznie nogi. W czasie eksperymentu studenci Goetzingera pokonali drogę od zauważalnej niechęci wobec człowieka w worku do przyjaźni z nim, potwierdzając wcześniejsze wyniki prac Zajonca.
Efekt czystej ekspozycji jest bardzo ważny dla rozmowy o reprezentacji grubych ciał. Choć w Polsce grube (według kategorii nadwagi i otyłości BMI) osoby stanowią ponad połowę społeczeństwa, przez lata nie były obecne w przestrzeni publicznej. Pojawiające się w ostatnich latach pierwsze jaskółki zmiany, jak grube osoby w reklamach, to wciąż za mało. W kwestii edukacji wizualnej o grubości nadal jesteśmy zdane same na siebie. W sukurs przychodzi nam oczywiście internet, gdzie – choć niemałym wysiłkiem – można, działając z rozmysłem, zbudować sobie przestrzeń wypełnioną ciałami podobnymi do naszego. Nie jest to łatwe, bo kiedy pisząc to, sprawdzamy na Instagramie #bodypositive, wyświetlają się nam zdjęcia wymodelowanych brzuchów i pup, bardzo różnych od naszych. Ale nie wszystko marność!
Medium społecznościowym, które może w Polsce nie należy do najpopularniejszych, ale na które warto zwrócić uwagę w kontekście działań na rzecz walki z obsesją piękna, jest Pinterest. Po wprowadzeniu w 2021 roku zakazu publikowania reklam zachęcających do odchudzania w 2023 roku platforma wykonała kolejny milowy krok. W marcu uruchomiła możliwość ustawienia sobie przez użytkowniczki, jaki typ sylwetki chcą widzieć w pierwszej kolejności w wynikach wyszukiwania. Rozwiązanie powstało we współpracy z Tess Holliday i pozwala na wybranie sylwetki superfat.
Media społecznościowe to tylko wycinek przestrzeni, w której przyswajamy obrazy, ale to ważne, bo choć jest oczywiste, że konsumowanie wspierających pozytywny obraz ciała treści nie rozwiązuje problemu systemowej dyskryminacji, stygmatyzacji i presji wywieranej na grube osoby, to daje wytchnienie od płynących do nas szerokim strumieniem przekazów promujących kulturę diety i obsesję piękna. Warto włożyć ten wysiłek i zrobić w swoich mediach społecznościowych porządek. Potrzebujemy reprezentacji. Pochodzące z 2023 roku badanie wskazało, że kontakt z treściami o ciałopozytywności i neutralnymi pod względem stosunku do wyglądu w ciągu dwóch tygodni może poprawić nasz obraz ciała i zmniejszyć częstotliwość, z jaką porównujemy się do innych.
Historia grubancypacji i ciałopozytywności
Jeśli kiedykolwiek usłyszałaś, że cała ta ciałopozytywność i pomysły o przeciwdziałaniu dyskryminacji grubych osób to przejściowy trend, który zaczął się raptem kilka lat temu i z pewnością niebawem przeminie, to ten rozdział jest specjalnie dla ciebie.
Grubancypacja, o której czytasz w tej książce, nie powstała w próżni. To ruch społeczny korzeniami sięgający lat 60. poprzedniego stulecia. Jego historia nie jest ani linearna, ani uporządkowana, ani kompletna, ale nawet jeśli taka jest, to chcemy pielęgnować pamięć o pracy wykonanej przez wiele osób, które zajmowały się dotyczącym grubości samorzecznictwem przed nami. To dla nas zaszczyt, że w pewien sposób, publikując tę książkę w Polsce, możemy dołożyć cegiełkę do tego dziedzictwa. Za Charlotte Cooper, autorką książki „Fat Activism. A Radical Social Movement” („Gruby aktywizm. Radykalny ruch społeczny”), powtórzymy:
„Tak jak nie ma jednego aktywizmu grubancypacyjnego, tak nie ma jednej opowieści o jego początkach. Istnieją niezliczone genealogie aktywizmu grubancypacyjnego, z których nie wszystkie są feministyczne”.
Zaznaczając przy tym, że historia, którą opowiemy w tym rozdziale, jest feministyczna, bo feminizm jest dla nas ważnym aspektem grubancypacji.
Musimy też, z kronikarskiego obowiązku, dodać, że ujęta przez nas wersja historii jest mocno skrócona, a punktem odniesienia w wyborze kamieni milowych, które ci przedstawiamy, była nasza aktywistyczna perspektywa osadzona w 2024 roku. Charlotte Cooper we wspomnianej wyżej książce pisze, że historiografia grubancypacji jest szczególnie trudna i polega na zbieraniu rozsypanych źródeł i historii, nie ma w niej jednolitego przekazu. Jeśli historia ruchu grubancypacyjnego zainteresuje cię szerzej, przeczytaj Cooper, zanurkuj w internetowe Fat Lib Archive. Odkryj dla siebie, że nasze pomysły – choć w epoce wielkich kampanii „leków na otyłość” mogą się takimi wydawać – nie są wywrotowe. Nie są nowe. A dyskryminacja grubych osób nie zaczęła się wczoraj.
Fragment książki „Grubancypacja. O grubości bez przepraszania” Natalii Skoczylas i Urszuli Chowaniec wydanej przez W.A.B. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Okładka książki „Grubancypacja. O grubości bez przepraszania”.
Foto: WAB
