Czy nadchodzi konflikt USA z Chinami, jaki będzie scenariusz III wojny światowej i co łączy Hitlera, Napoleona oraz Aleksandra Wielkiego – tłumaczy słynny brytyjski historyk Richard Overy.

Richard Overy: Być może jest już dzisiaj zbyt późno, żeby ją powstrzymać. Może się zacząć na wiele sposobów. Wyobraźmy sobie na przykład, że irański rząd zbudował bombę atomową i grozi jej użyciem przeciwko Izraelowi. W odpowiedzi Stany Zjednoczone wkraczają do Iranu, który zarządza mobilizację. Rosja, Chiny i Korea Północna wyrażają poparcie dla Iranu, a Waszyngton rozszerza swoje siły interwencyjne o na przykład kontyngent brytyjski. Rosja wkracza do gry w oczekiwaniu, że Zachód się wycofa, ale dochodzi do wymiany ognia nuklearnego i wszystko kończy się katastrofą III wojny światowej.

Albo wyobraźmy sobie zupełnie inny rodzaj globalnego konfliktu. Rosnący podział między demokratycznym Zachodem a osią autorytarnych państw wkroczył w nowy rozdział. Żadna ze stron nie chce ryzykować otwartej wojny, ale obie wiedzą, że zniszczenie komunikacji satelitarnej osłabi potencjał militarny i gospodarczy drugiej strony. Pewnego dnia zachodni system komunikacji satelitarnej zostaje zaatakowany i doznaje ogromnych strat. Nikt na pewno nie wie, kto to zrobił, ale oskarżane są państwa antyzachodnie. Na wszelki wypadek na całym zachodnim świecie zarządzona zostaje mobilizacja wojskowa, a Rosja i Chiny żądają jej zaprzestania. Podobnie jak w przypadku I wojny raz wprawione w ruch tryby trudno zatrzymać. Kryzys narasta. I wszystko kończy się źle.

– Mead czy Bronisław Malinowski mieli poczucie misji – uważali, że musi istnieć sposób na powstrzymanie wojny. Zorganizowana przemoc była dla nich nowoczesnym wynalazkiem i niejako wyborem stylu życia. Ale problem z wojną polega na tym, że stała się ona integralną częścią tego, w jaki sposób społeczności rozwijały się przez tysiące lat. Ludzie wciąż po nią sięgają, gdy tylko pojawia się kryzys, potrzeba lub strach, co widać dziś w Ukrainie czy Gazie. Pragnienie „odwynalezienia” wojny jest nierealistyczne. „Wojna jest normalna” – napisał jakiś czas temu politolog Kenneth Waltz. Normalna w tym sensie, że nie jest aberracją, ale ważnym elementem długiej historii.

– Historycy często twierdzą, że dopiero wraz z rozwojem państwa, ponieważ tylko państwo mogło sobie pozwolić na tworzenie armii, dostarczanie broni, organizowanie walk. Trudno się z tym zgodzić. Formy zbiorowej przemocy, które obejmują zabijanie innych ludzi, sięgają bardzo daleko wstecz. W neolitycznych szczątkach w Europie sprzed 20 tys. lat widzimy groty strzał wbite w ludzkie szczątki, zmiażdżone czaszki, rozczłonkowane szkielety.

Badania około 300 „prostszych ludów” pokazują, że tylko 4 proc. tych społeczeństw nie toczyło wojen. W dolinie Cauca w północnej Kolumbii, gdzie kilkadziesiąt wspólnot walczyło jedna z drugą, mieszkańcy napadniętej wioski byli masakrowani, odcinano im głowy, kończyny, serca wycinano i zjadano na miejscu. W epoce nowożytnej plemię Jívaro z dorzecza górnej Amazonki nadal angażowało się w najazdy na sąsiadów, którzy – jak tłumaczyli – „mówili inaczej”. I wciąż całe społeczności były masakrowane.

Prawie nikt nie będzie aktywnie dążył do III wojny światowej. Ale pamiętajmy też, że niewielu chciało dwóch poprzednich. Być może jest już nawet za późno, by ją zatrzymać

– Żaden biolog nie twierdzi obecnie, że przemoc jest w naszych genach, ale mamy pewność, że wczesne homininy, zorganizowane w małe grupy łowców-zbieraczy lub rybaków, stosowały przemoc w celu ochrony przed intruzami, zdobycia zasobów i żywności, a czasami działały jako drapieżniki w sąsiednich społecznościach. Gdy już raz uciekłeś się do przemocy jako sposobu rozwiązania problemu, naprawdę trudno było wrócić do sytuacji, w której nie używa się siły. Ten wzorzec ewoluował, w społecznościach plemiennych i państwach został utrwalony na dobre. Istnieje biologiczna i ewolucyjna droga do powstania wojny. Choć jej natura bardzo się zmieniła w czasie.

– Niektórzy są lepsi, ponieważ mają lepszą broń. Inni dlatego, że są bardziej agresywni. Ale niewiele rzeczy jest tu trwałych. W większości przypadków jakieś państwo odnosi sukces, ale 100 lat później doznaje klęski. Na przykład zanim Niemcy stali się skuteczni, ich ziemie były terenem łowieckim obcych wojsk, które robiły tu, co chciały. Dziś znowu są bardzo nieskuteczni.

Bogini pokoju, Pax, była mało szanowana, gdy weszła do rzymskiego panteonu, wojnę celebrowano znacznie bardziej. Kiedy w pewnym momencie nastąpiła długa przerwa w wojnach, skłoniło to rzymski Senat do wypowiedzenia wojny Dalmatyńczykom, ponieważ, jak powiedział grecki historyk Polibiusz, „nie chciano, aby mężczyźni w Italii stali się słabi i zniewieściali z powodu długiego okresu pokoju”.

Rzym pozostał bardzo skuteczną siłą bojową przez 1000 lat. Działania wojenne uczyniły imperium i jego elitę bogatymi. Niepowodzenie w zdobywaniu łupów było oznaką hańby. Był też inny problem – jak zaspokoić apetyt żołnierzy, którzy oczekiwali udziału w grabieży. Rabunkowy charakter rzymskich działań wojennych miał kluczowe znaczenie dla strategii imperialnej.

– We wczesnych działaniach wojennych prawdopodobnie wszyscy mężczyźni i kobiety byli zaangażowani w walkę. Potem stopniowo rozwinęła się kultura, w której promowano najlepszych, tworzono kastę wojskową – nową strukturę społeczną. I to wydaje się uniwersalne. Niewiele było przypadków, w których działania wojenne nie odgrywały ważnej roli (zazwyczaj centralnej) w życiu społeczności. A już na pewno nie ma ich w historycznym okresie państw od około 6000 lat temu.

W Sparcie tchórzostwo zamieniało mężczyznę w społecznego pariasa, w kulturze wikingów stanowiło dla żony podstawę do rozwodu z „winowajcą”. Słynny afrykański król Shaka Zulu kazał mordować kobiety, które zaszły w ciążę z jego żołnierzami, aby ci mogli się skupić na żołnierce.

W badaniach nad ludobójstwem w XX w. próbujemy pojąć, „jak to możliwe, że ludzie robią tak potworne rzeczy”. W przeszłości nikt nie zadawał takich pytań. Zwycięzcy rutynowo mordowali całe społeczności, całe miasta, w tym kobiety i dzieci. Gdy rzymscy żołnierze wymordowali mieszkańców Antipatrei w Macedonii, gdy wojska Czyngis-chana wyrżnęły ludność wielkiej Samarkandy, gdy katolicy mordowali protestantów (i odwrotnie) w czasie wojen religijnych w XVI w., nie było poczucia winy. Wręcz przeciwnie. Było „świętowanie” przemocy, którą uważano za całkowicie uzasadnioną.

– Tworzymy wizję wroga, w której jest mniej niż człowiekiem. To powszechne w historii: pozwala usprawiedliwić skrajną przemoc. Klasycznym przykładem jest Holocaust, kiedy Żydzi byli postrzegani nie jako ludzie, tylko coś, co należy wykorzenić, aby zachować zdrowie narodu niemieckiego. Ideologia nazistowska stworzyła ramy Holocaustu, ale samo popełnienie przemocy zależało od podrzędnych poziomów tożsamości, w których ideologia odgrywała ograniczoną rolę. Zabójcy skupiali się na własnej grupie – to ona dla nich była najważniejsza. Zeznania niektórych policjantów wyraźnie pokazują, że jedynym moralnym wyrzutem tych osób było nieuczestniczenie w zbrodniach i „nieudzielanie pomocy” swoim towarzyszom, nawet jeśli ludobójcze zadania, które wykonywali, były dla nich obrzydliwe.

– Amerykanie walczyli z Niemcami, bo tak im rozkazano i chcieli pokonać Hitlera. Ale nie popełniali okrucieństw wobec Niemców. Mieli natomiast silnie rasistowską wizję Japończyków. Poza tym zachowanie Japończyków wobec Amerykanów było barbarzyńskie i dlatego można było robić z nimi, co się chciało. Zbierali czaszki, kości, uszy – i wykonywali z nich ozdoby dla swoich dziewczyn. Wyrywali złote zęb nawet żywym żołnierzom. „Time” opublikował okładkę z dziewczyną wpatrującą się w japońską czaszkę na swoim biurku, przysłaną do domu przez jej chłopaka żołnierza. Kość Japończyka z przedramienia została przekształcona w otwieracz do listów – amerykański senator wysłał ją jako prezent prezydentowi Rooseveltowi. W pewnych okolicznościach żołnierze mogą robić najgorsze rzeczy, jeśli postrzegają wroga w określony sposób. Izrael najwyraźniej nie przejmuje się zbytnio tysiącami zabijanych cywilów, ponieważ ich wizja palestyńskiego wroga w pewnym sensie na to pozwala.

– Nie jest ona historycznie użyteczna. Zakłada, że gdy jedna z głównych potęg próbuje przewyższyć drugą, może się to zakończyć wojną, bo słabnąca potęga stara się chronić swoją pozycję lub rosnąca potęga stara się ją zastąpić.

Przypomnijmy sobie XIX w.: Wielka Brytania została wyprzedzona przez Stany Zjednoczone, ale nie spowodowało to konfliktu między nimi. W rzeczywistości stało się odwrotnie: w XX w. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone były bliskimi sojusznikami w obu wojnach światowych, a Wielka Brytania zaakceptowała względny upadek. Swego czasu teoria ta była stosowana w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, ale nigdy nie poszły one na wojnę przeciwko sobie.

– Łatwo jest powiedzieć, że Chiny wyprzedzą Amerykę i dlatego albo Ameryka będzie walczyć z Chinami, aby je powstrzymać, albo Chiny będą walczyć z Ameryką, aby stać się największą potęgą świata. Ale nie sądzę, by teoria zmiany władzy była tu szczególnie pomocna. W głównych konfliktach ostatniego stulecia problemem była wojna z małym krajem: Austro-Węgier z Serbią albo Niemiec przeciwko Polsce. I to właśnie wywołało światową wojnę.

– Wojna o władzę prowadzona przez potężną jednostkę w celu podniesienia własnej reputacji bez względu na koszty jest historycznie rzadka, dlatego tak wiele uwagi poświęcono zrozumieniu, co skłoniło Aleksandra, Napoleona i Hitlera do jej prowadzenia. Stworzyli bezkresne imperia w bardzo krótkim czasie – Aleksander w dziewięć lat, Napoleon w dziesięć, Hitler w pięć – które następnie upadły na różne sposoby, gdy zmarli lub zostali pokonani. Żaden z nich nie wiedział, kiedy przestać, gdy już rozpoczęli podbój. Hitler doskonale zdawał sobie sprawę z porażki Napoleona w Rosji, ale myślał, że poradzi sobie lepiej; Aleksander chciał naśladować, a następnie przewyższyć reputację Heraklesa, któremu nie udało się podbić Indii.

Wszyscy trzej mieli poczucie, że zostali w jakiś sposób wybrani przez opatrzność do odgrywania swojej roli. Łączyła ich również skłonność do wybuchów próżnego gniewu, jeśli napotykali opór w swym otoczeniu. I nie obchodziły ich straty, nawet wśród własnych ludzi. Pod koniec listopada 1943 r. Hitler ogłosił, że nie uroni łzy, jeśli Niemcy zostaną pokonane: „Jeśli naród niemiecki nie jest gotowy do walki o własne przetrwanie, powinien zniknąć”.

Putin ma chyba podobne poczucie dziejowej misji. To, czy widzi siebie w wielkich butach Piotra Wielkiego, próbując podbić Ukrainę, dopiero się okaże.

– Większość mężów stanu woli kompromis, ale wyraźnie widać, że wojna nadal stanowi opcję – w przeciwnym razie nie rozmawialibyśmy teraz o Ukrainie i Gazie. W przyszłości pojawią się niezliczone sytuacje, w których państwa będą uważały, że ich problemy związane z bezpieczeństwem, z zasobami, z poczuciem zagrożenia można rozwiązać tylko za pomocą wojny. Globalne zasoby paliw kopalnych są na wyczerpaniu. Populacja wciąż rośnie, wymagania ludzi rosną. Czym to się skończy za 50 czy 100 lat?

– Nie ma jednej i prostej odpowiedzi, co właśnie starałem się pokazać w książce. Jednocześnie uważam, że dążenie do bezpieczeństwa jest prawdopodobnie najważniejsze w dłuższej skali czasowej. Wojna z Ukrainą jest również wojną o bezpieczeństwo: chodzi o niepokój Rosji związany z tym, że NATO i Unia Europejska przesuwają się coraz dalej na Wschód. Wojna w Gruzji, okupacja Krymu etc. też były wywołane rosyjskimi lękami o bezpieczeństwo terytorialne. Jak widać na przykładzie Ukrainy, troska o bezpieczeństwo może prowadzić do większego braku bezpieczeństwa. A w takiej sytuacji nigdy nie można wykluczyć uciekania się do broni absolutnej.

– Powszechnym założeniem wśród polityków, dowódców wojskowych i szerszej opinii publicznej – nawet w świecie z dziewięcioma potęgami nuklearnymi – jest to, że broń ta nie zostanie użyta ze względu na duże prawdopodobieństwo wzajemnego masowego zniszczenia. Założenie to rodzi pytanie, po co Indiom, Pakistanowi, Izraelowi i Korei Północnej broń nuklearna, skoro jest ona zasobem, który nigdy nie może zostać wykorzystany. Moim zdaniem we wszystkich tych czterech przypadkach istnieją regionalne kwestie bezpieczeństwa, w których opcja nuklearna może być użyta. Myślę, że prawie nikt nie będzie aktywnie dążył do III wojny światowej. Ale pamiętajmy też, że niewielu chciało dwóch poprzednich.

– Ma rację na wiele sposobów. Jesteśmy mniej brutalni, szczególnie w świecie zachodnim. Przemoc między jednostkami została znacznie ograniczona. Poziom zgonów z powodu przemocy jest znacznie niższy niż 500 czy 1000 lat temu. Ale to nie jest tak naprawdę mój temat. Wojna to temat, który badam, a nie to, czy jesteśmy mniej lub bardziej brutalni. Wyraźnie widać, że nie zniknęła ona w XX w., była odpowiedzialna za śmierć dziesiątek milionów ludzi. Widać też, że nadal jesteśmy zdolni do prowadzenia wojen. Wojna ma długą historię. I nie łudźmy się: będzie też miała przyszłość.

Richard Overy (ur. 1947 r.) jest jednym z najbardziej znanych brytyjskich historyków, autorem wielu książek o II wojnie światowej i III Rzeszy. Wykładał na Uniwersytecie Cambridge, na Uniwersytecie Londyńskim i Uniwersytecie Exeter. Członek Akademii Brytyjskiej i Królewskiego Towarzystwa Historycznego. W Polsce ukazały się między innymi: „1939. Nad przepaścią”, „Krew na śniegu. Rosja w II wojnie światowej”, „Trzecia Rzesza. Historia imperium”, „Dyktatorzy Hitler i Stalin”, „Bombowce nad Europą 1939-1945”, „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945”. W swojej najnowszej książce „Why War?” analizuje przyczyny, dla których ludzkość od tysiącleci toczy wojny

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version