Osoba o dużym intelekcie, ale niewielkiej dojrzałości intelektualnej może wykorzystywać swoje umiejętności do oszukiwania w związkach, manipulować partnerem, grając na jego uczuciach lub ukrywając prawdziwe zamiary, nie dbając o uczciwość i empatię.

Nadal, niestety, utożsamiamy dojrzałość intelektualną z intelektem. Tymczasem to droga na skróty, która w dodatku często prowadzi na manowce.

Zacznijmy od tego, czym jest intelekt. To złożony konstrukt, składający się z wielu elementów, dzięki którym zaczynamy lepiej rozumieć otaczający nas świat i siebie. W dużym skrócie intelekt to nasze możliwości poznawcze. Dzięki niemu możemy myśleć, uczyć się, rozwiązywać zadania, wyciągać wnioski czy przewidywać konsekwencje naszych zachowań. W ciągu wieków próbowaliśmy te umiejętności mierzyć, tym samym spłycając znacznie jego definicję i próbując zamknąć go w kilku wymiarach. W ten sposób między innymi powstał test IQ, który sprowadził nasze możliwości poznawcze do kilku kompetencji. I choć założenie to było bardzo kuszące, to taki sposób patrzenia na ludzkie zasoby poznawcze okazał się niewystarczający, by zrozumieć, czym tak naprawdę intelekt jest. Okazało się bowiem, że testy IQ dają bardzo uproszczony obraz tego, co twórcy tego pojęcia za inteligencję uznali. Na przykład nie mierzą takich zmiennych, które pomiarowi trudno jest poddać – jak nasze zdolności artystyczne, zdolność do kreatywnego myślenia czy inteligencję emocjonalną. Z tego powodu obecnie coraz częściej patrzymy na inteligencję jak na złożony konstrukt. Temu spojrzeniu odpowiada zaproponowana przez Howarda Gardnera, amerykańskiego psychologa, teoria, która zakłada, że nie istnieje jeden rodzaj inteligencji, lecz jest ich wiele, jak inteligencja logiczno-matematyczna, muzyczna, językowa, przyrodnicza, przestrzenna, cielesno-kinestetyczna, interpersonalna czy intrapersonalna.

Zrozumienie, czym jest intelekt, nie jest wystarczające, by wyjaśnić, dlaczego jedni ludzie radzą sobie z życiem lepiej, a inni gorzej. Analizując wpływ kompetencji poznawczych na całe życie człowieka, okazało się, że nie da się bezpośrednio przełożyć naszych wyjściowych umiejętności na jakość życia, bo związek ten nie jest tak oczywisty, jak nam się wydawało. Stosując bardzo proste wnioskowanie, dużo osób zakłada, że osoba o wyższym IQ powinna być bardziej spełniona w życiu i popełniać w nim mniej błędów. A tak nie jest. Nie każda osoba o wysokim IQ doskonale radzi sobie z zadaniami życiowymi i odnosi sukcesy. Chyba najbardziej popularnym, choć podważanym przez niektórych przykładem osoby o niskim IQ, która była wybitnym artystą, jest Andy Warhol – jego IQ wynosiło podobno jedynie 86. Ale takich przykładów jest mnóstwo, nawet wśród noblistów – jak James Watson, twórca współczesnej genetyki (IQ 124), czy fizyk Richard Feynman (IQ 125). Im dłużej pracuję z ludźmi, tym częściej myślę, że mityczny czynnik g, który wyraża właśnie nadrzędny ogólny czynnik „inteligencji”, jest najmniej użytecznym i zbliżonym do prawdy na temat człowieka narzędziem pomiaru naszych umiejętności. I przypomina mi się dowcip na temat statystyki, który uzmysławia nam, że statystycznie rzecz ujmując, gdy idziemy z psem, to każde z nas ma po trzy nogi.

Nasz życiowy sukces zależy od wielu dodatkowych czynników, takich jak nasze zdolności społeczne, motywacja, wytrwałość, środowisko, w którym się wychowujemy, czy doświadczenia, które w życiu zbieramy. Analizując badania na temat znaczenia IQ dla jakości życia, łatwo możemy odkryć, że sam intelekt nie jest predyktorem satysfakcji w życiu i sukcesu. Można bowiem sprawnie przetwarzać informacje, mieć doskonałą pamięć, dostrzegać szczegóły i wykorzystywać te kompetencje w sposób szkodliwy, co z dojrzałością intelektualną nie ma nic wspólnego. Dojrzałość intelektualna bowiem to nie tylko to, jakie mamy zdolności, lecz przede wszystkim to, w jaki sposób je wykorzystujemy. Gdy nie kierujemy się empatią lub gdy w toku wychowania nie przyswoiliśmy sobie wagi zasad współżycia społecznego, nasza sprawność poznawcza może nam służyć na przykład do manipulowania lub oszukiwania innych. Człowiek o doskonałej zdolności przetwarzania informacji i pamięci może celowo przekazywać błędne informacje swoim współpracownikom lub ukrywać istotne szczegóły, aby osiągnąć własne cele zawodowe kosztem innych, nie kierując się empatią ani zasadami współżycia społecznego. Podobnie może się dziać w związku – osoba o dużym intelekcie, ale niewielkiej dojrzałości intelektualnej może wykorzystywać swoje umiejętności do oszukiwania w związkach, manipulować partnerem, grając na jego uczuciach lub ukrywając prawdziwe zamiary, nie dbając o uczciwość i empatię.

Przykładów sytuacji, w których intelekt to za mało, by mówić o pełni dojrzałości intelektualnej, można mnożyć. Brak świadomości, że intelekt jest tylko składową dojrzałości intelektualnej, to jeden z powodów, dla których czasem nam się wydaje, że najważniejsze jest to, kiedy dziecko zacznie liczyć, mówić i pisać. Zapominamy, że te kompetencje bez współczucia wobec innych, umiejętności współpracy, ugruntowanej hierarchii wartości jeszcze nic nie znaczą. Tak jak znajomość pisma nie oznacza, że w przyszłości napiszemy zbiór fascynujących esejów. To też ogromna pułapka, która sprawia, że wybierając polityków, przywódców, szefów i liderów, mamy skłonność do koncentrowania się na ich zdolnościach poznawczych, ignorując czasem ich ewidentny brak szacunku do drugiego człowieka.

Zanim przyjrzymy się tym aspektom, które zbliżają nas do pełni dojrzałości intelektualnej, przyjrzyjmy się mitom z nią związanym. Podobnie jak w przypadku dojrzałości emocjonalnej, ta związana z intelektem wymaga uporządkowania wiedzy na jej temat. W historii ludzkości panował, zresztą całkiem niedawno, bo w pierwszej połowie XX w., okres fascynacji ilorazem inteligencji i jego znaczeniem w życiu człowieka. I to między innymi ten czas zostawił w nas kilka przekonań, które paradoksalnie bardzo utrudniają nam osiąganie dojrzałości intelektualnej.

1. IQ jest najważniejszym wskaźnikiem inteligencji.

To nie jest prawda. Po pierwsze, test na iloraz inteligencji IQ jest tylko jednym z wielu sposobów mierzenia i myślenia o inteligencji. Już w drugiej połowie XX w. zorientowano się, że inteligencję należy badać narzędziami dostosowanymi do wieku i różnic kulturowych, a nawet aktualnej kondycji człowieka. Bez uwzględniania tych aspektów i różnic między osobami wypełniającymi ten sam test na inteligencję możemy otrzymać nierzetelne wyniki. W ten sposób sam test IQ staje się krzywdzącym narzędziem. W różnych warunkach – na przykład, gdy jesteśmy pod wpływem silnych emocji czy przeziębienia – nasze wyniki będą różne. Wielu ludzi osiąga inne rezultaty, powtarzając ten sam test IQ. A historia wielokrotnie nam pokazała, w jaki sposób generalizowano wnioski z testów IQ, próbując udowodnić, że kobiety są mniej inteligentne od mężczyzn, a osoby czarnoskóre od białych. Wystarczyło poddać badaniu na iloraz inteligencji osoby niepiśmienne, by udowodnić, że reprezentują mniej inteligentną grupę społeczną – co jest oczywistą bzdurą. Do tego między innymi w XX w. służyło badanie IQ u imigrantów przybywających do USA, ci z nich, którzy uzyskiwali niski wynik, nie byli wpuszczani. A niskie wyniki uzyskiwali z różnych powodów, większość z nich nie miała nic wspólnego z ich prawdziwą inteligencją.

Po drugie, im dłużej jako ludzie przyglądamy się inteligencji i ją badamy, tym większa grupa badaczy, praktyków i naukowców podnosi, że inteligencja ma wieloaspektowy charakter i obejmuje więcej obszarów niż tylko kompetencje ujęte w teście IQ. Pośród nich znajdują się takie zasoby jak kreatywność, inteligencja emocjonalna czy umiejętności społeczne. Z tego powodu model szkoły oparty na docenianiu jedynie poznawczych aspektów naszej inteligencji jest bardzo krzywdzący. Wielu uczniów posiadających zasoby inne niż tradycyjne (chociażby ci obdarzeni inteligencją interpersonalną polegającą na umiejętności dostrzegania i właściwego reagowania na emocje, motywacje i pragnienia innych ludzi) w szkole buduje niewłaściwy obraz siebie, oparty na szkodliwych przekonaniach na temat wartości własnych zasobów.

2. Nie masz wpływu na swoją inteligencję.

Po pierwsze, myślenie o ludzkich zasobach i możliwościach jako o stałej cesze jest ograniczające. Mózg jest neuroplastyczny, co oznacza, że może ulegać zmianom i wielu rzeczy możemy się po prostu nauczyć, czasem bez względu na wiek. A po drugie, koncentracja na wrodzonych cechach człowieka w naturalny sposób umniejsza wagę tych umiejętności, które jako ludzie możemy w sobie rozwijać, aby być coraz bliżej pełni naszej dojrzałości. Nie istnieje bowiem jeden wzór na dojrzałość, a każdy z nas jest sumą unikatowych doświadczeń, kompetencji i wypracowanych strategii radzenia sobie ze sobą i światem. To sprawia, że każdy z nas jest wyjątkowy. Sprowadzanie możliwości człowieka do kilku cech, których pomiaru potrafimy dokonać, to uproszczenie prowadzące do dużej ignorancji. Przestajemy bowiem dostrzegać umiejętności i zasoby, które trudno jest poddać pomiarowi – jak, chociażby wrażliwość.

3. Wykształcenie jest jednoznaczne z większą inteligencją.

Nieprawda. Wykształcenie, co prawda, może rozwijać pewne aspekty naszej inteligencji, ale nie jest jedynym jej wyznacznikiem. Ponieważ istnieją różne rodzaje inteligencji, każda osoba może się rozwijać bez względu na ścieżkę zawodową, jaką wybierze.

Fragment książki „Madame Monday — po dorosłemu” Joanny Flis wydanej przez Wydawnictwo Agora. Książkę można kupić tutaj. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version