Z jednej strony jest duże oczekiwanie, że Donald Tusk włączy się w kampanię Rafała Trzaskowskiego, ale z drugiej sam premier i jego otoczenie nie mają pewności, czy to na pewno dobry pomysł.
Po politycznej Warszawie krąży plotka, że po ostatnim spotkaniu Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego premier wyszedł, trzaskając drzwiami, bo miał usłyszeć, że kandydat wolałby, żeby podczas niedzielnego marszu nie było wystąpienia Tuska. Premier sam zapowiedział marsz, a tu okazuje się, że nie wszyscy są zachwyceni, że mógłby przyjść.
Nie wiadomo, czy tak było naprawdę, czy to tylko wymyślona anegdota, ale sporo mówi o sytuacji, w której znalazł się obóz rządzący.
Donald Tusk wymienia skandale
Z jednej strony widać, że premier nie może usiedzieć w miejscu i ma ochotę wkroczyć w kampanię kandydata KO. Po dłuższej chwili medialnego milczenia udzielił wywiadów TVP i TVN. W rozmowie z TVN był naprawdę ostry. Nie przebierał w słowach odnosząc się do wypowiedzi i aktywności Karola Nawrockiego.
— Jeżeli kandydat na prezydenta w Polsce, który — właściwie tylko po to, żeby się przypodobać w jednej audycji panu Mentzenowi — mówi, że Polska nigdy nie zgodzi się na Ukrainę w NATO, to nie ma lepszego terminu dla tego, co zrobił, niż zdrada stanu — stwierdził w TVN24 Donald Tusk. Dodał, że „to jeden z największych skandali tej kampanii”. — To jest fundamentalne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski. Ostatnią rzeczą, jaką Polska powinna robić, to realizowanie czy wspieranie postulatów Putina, a to był jego pierwszy postulat: nie dla Ukrainy w NATO. To w jakimś sensie był powód tej wojny. (…) Jeśli Putin tak mówi, to wiadomo, żądanie Rosji, która chce mieć podległą Ukrainę. Jeśli prezydent USA Donald Trump tak mówi, to zadaniem Europy — Polski w pierwszym rzędzie — jest przekonywanie prezydenta Trumpa i administracji amerykańskiej: „bądźcie bardziej proukraińscy, bo my znamy Rosję i wiemy, do czego jest zdolna”.
Ale premier nie odniósł się tylko do wojny za naszą wschodnią granicą. Mówił też o „wojnie”, która czeka Polskę w przypadku wygranej Nawrockiego.
— Wyobraźcie sobie Polskę, w tym kontekście dość dramatycznym, która znów będzie państwem rządzonym przez rząd nieustannie blokowany przez wysłannika Kaczyńskiego. Musimy to nazwać po imieniu — pan Nawrocki wynajęty przez Kaczyńskiego do wojny z polskim rządem. Oni przecież tego nie ukrywają — mówił premier. — Ten złośliwy rechot Kaczyńskiego, że wystawiłem wam takiego gościa, który upokorzy Polskę i upokorzy was wszystkich, pokazuje, że znowu sprowadziliśmy się do najprostszego wymiaru polityki: zło i dobro, prawa człowieka-przemoc, wojna i pokój, bałagan-porządek, jednoznaczna polityka prozachodnia i europejska albo lawirowanie między Rosją i Zachodem.
Kampania prezydencka. Za późno na zmiany strategii?
To najmocniejsze wejście Tuska w kampanię w ciągu ostatnich miesięcy. Do tej pory nie uczestniczył aktywnie w kampanii Rafała Trzaskowskiego, bo do końca nie wiadomo co miałby właściwie zrobić. Przygotować go do debaty? Pójść zamiast niego na spotkanie do Mentzena? Czy trzymać za rękę w busie?
— Problemem jest to, że kierownik doskonale zdaje sobie sprawę z dwóch rzeczy — mówi w rozmowie z „Newsweekiem” jeden z ministrów Tuska. — Po pierwsze, że teraz jest już bardzo późno. Zmiana strategii kampanijnej jest niemożliwa i wiązałaby się z trzęsieniem ziemi, które może tylko pogorszyć sytuację.
Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski
Foto: Fot. Adam Warżawa/East News, Marysia Zawada/REPORTER, Juanhdez/iStock.com
Pod hasłem „trzęsienia ziemi” nasi rozmówcy rozumieją gruntowne zmiany w sztabie, odsunięcie przyjaciół i najbliższych współpracowników Rafała Trzaskowskiego, kompletną zmianę strategii i położenie akcentów w innych miejscach niż do tej pory. Na to nie ma czasu, zmiana z dnia na dzień na 10 dni przed ostatecznym starciem wprowadzi wyłącznie chaos i skieruje całą narrację w stronę kłopotów sztabie. To zdominowałoby końcówkę kampanii, a na to żaden kandydat nie może sobie pozwolić.
— Po drugie, kierownik doskonale zdaje sobie sprawę, że ma fanów i ma hejterów. Ma rzeszę wyznawców, ale równie wielką tych, którzy go szczerze nie znoszą. Nie da się w tej chwili odpowiedzieć na pytanie, kogo zmobilizowałby bardziej, gdyby zaczął włączać się mocniej w kampanię — dodaje nasz rozmówca.
W dodatku od tygodni PiS buduje narrację, że Trzaskowski we wszystkim podlega Tuskowi i będzie mu podlegał także wtedy, gdy dostanie się do Pałacu Prezydenckiego. Karol Nawrocki cały czas zwraca się do Trzaskowskiego „panie wiceprzewodniczący”, choć w stosunku do Mentzena wybiera formę „panie doktorze”. Chodzi o wbicie wyborcom do głowy podległości partyjnej Trzaskowskiego wobec Tuska.
Donald „jak nie on, to kto” Tusk mobilizuje ludzi
W Koalicji Obywatelskiej, a także wśród koalicjantów, jest jednak przekonanie, że Tusk powinien się włączyć.
— Sam rozwiązywał wszystkie problemy, sam zarządza koalicją, sam prowadził kampanię dwa lata temu, to teraz też niech to naprawi — takie i podobne opinie usłyszeliśmy od kilku polityków koalicji 15 października. Zazwyczaj zakończone słowami: „bo jak nie on to kto?”
Donald Tusk jak żaden inny polityk KO budzi emocje we własnym elektoracie. Na spotkania z premierem przychodzą tłumy, a on umie nakręcać polaryzację, która kończy się mobilizacją przy urnach. Ale z drugiej strony kończy się mobilizacją nie tylko wyborców KO, bo tak jak potrafi mobilizować „swoich”, to przyciąga też wyborców PiS. W sztabie Nawrockiego słychać, że włączenie się premiera byłoby doskonałym dodatkiem do kampanii.
Wielu polityków oczekuje więc, że Tusk weźmie sprawy we własne ręce, ale otoczenie premiera nie ma pewności, czy to na pewno dobry pomysł. Lider KO jest jedyną osobą, która może to zrobić bez ustalania strategii ze sztabem, ale skoro nie zdecydował się na taki ruch do tej pory, to oznacza, że postanowił nie mieszać się w rozgrywkę. Rafał Trzaskowski mówił w wywiadzie dla „Newsweeka”, że to jest jego walka i nie potrzebuje wsparcia zza pleców. To prawda, bo jeśli przegra, to będzie to porażka wyłącznie jego i sztabowców.
