Polityka migracyjna nie istniała, a dziury w systemie łatano w ramach doraźnych potrzeb, co dawało przestrzeń do łamania prawa i korupcji. Raport NIK poświęcony aferze wizowej potwierdza wszystkie najgorsze przypuszczenia.

Kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli badali dokumenty związane polityką wizową do lipca tego roku. Część ustaleń miażdżącego dla PiS raportu opisała właśnie „Gazeta Wyborcza”. Według kontrolerów wizy wydawano bez należytego sprawdzenia osób, które je otrzymywały, często niemal automatycznie. Lista zaniedbań, nadużyć i naruszeń przepisów jest bardzo długa. Raport potwierdza też wiele ustaleń komisji śledczej ds. afery wizowej.

Wraz z załącznikami dokument przygotowany przez NIK ma liczyć ponad 300 stron. Najważniejsze ustalenia są spójne z tym, na co zwracaliśmy wielokrotnie uwagę w „Newsweeku”: „działania podejmowane przez MSZ w zakresie nadzoru nad komponentem wizowym działalności konsularnej były niezgodne z prawem, niecelowe i nierzetelne oraz spowodowały niegospodarne rozdysponowanie środków publicznych. Z dokumentacji wynika, że minister spraw zagranicznych nie nadzorował w sposób rzetelny tego, jak wydawane są wizy”.

Mówimy więc o poważnych nieprawidłowościach i setkach tysięcy podejrzanych wiz. Tymczasem podczas posiedzeń komisji badającej aferę wizową przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy przekonywali, że cała sprawa jest rozdmuchiwana z powodów politycznych i chodzi o zaledwie 600 przypadków (ta liczba nie wzięła się znikąd – tylu przypadków niezgodnego z przepisami wydania wiz dotyczyło śledztwo prokuratury w sprawie korupcji w MSZ).

Jak wynika z opisanego przez dziennikarzy „GW” raportu, w latach 2018-2022 Polska wydała blisko 6,5 mln wiz (NIK wyliczył, że ponad 366 tys. z nich otrzymali obywatele krajów muzułmańskich oraz afrykańskich, przed którymi szczególnie przestrzegał PiS). Według kontrolerów w systemie informatycznym MSZ panuje chaos. Dane są przechowywane krótko, a 17 tys. wiz studenckich w ogóle nie da się zweryfikować. To ważny wątek – wizy studenckie prywatnych polskich uczelni były jednym ze sposobów półlegalnego przedostawania się na teren Polski oraz UE.

W raporcie NIK uwagę zwraca jednak szczególnie to, że Polska w ostatnich latach praktycznie nie miała praktycznie żadnej polityki migracyjnej. System wizowy był skrajnie niewydolny. Nie kontrolowano, komu wydawano zezwolenia na pracę (stąd słynne uzyskanie polskich wiz przez ekipę podającą się za filmowców z Bollywood, które opisał Onet). Nie ustalono, kto ma dostawać wizy w pierwszej kolejności. Ba, nie istniały nawet normy regulujące wydawanie wiz. Na problemy reagowano punktowo – często naciskano na konsulów, aby wiz wydawali jak najwięcej, bo jest na to zapotrzebowanie. Firmy pośredniczące w załatwianiu wiz wyspecjalizowały się w blokowaniu dostępu do systemu informatycznego e-konsulat, który teoretycznie miał ułatwiać życie interesantom.

Obszernie relacjonowaliśmy to w tekście „Choreograf nie umiał tańczyć. Producent sprzedawał warzywa” [KULISY ZAŁATWIANIA FAŁSZYWYCH WIZ]”. Zeznający przed komisją śledczą konsulowie z Indii przyznali, że kiedy próbowali interweniować, MSZ przysłał do placówki kontrolę. Do konsulatu w Mumbaju przyleciał Paweł Majewski, zastępca dyrektora biura prawnego MSZ.

– Wizytację Majewskiego odebrałem wprost jako formę nacisku. (…) Pan dyrektor Majewski przyznał, że chodzi o sprawę „filmowców”, wobec których trwało postępowanie odwoławcze. (…) Sugerowano, aby wydać im przynajmniej wizy dwukrotnego wjazdu – zeznawał przed komisją śledczą były konsul generalny Damian Irzyk.

Autorzy raportu prześwietlili też działalność programu Poland Business Harbour, któremu poświęcono kilkanaście posiedzeń komisji śledczej ds. afery wizowej. Najistotniejszy zarzut NIK jest formalny – program (którego celem w założeniu było przyciągnięcie do Polski specjalistów z Białorusi) działał bez podstawy prawnej. Nie było też jednego ministra, który by go nadzorował. Prowadziło to do chaosu, a „rola konsula w procesie rozpatrywania wniosku o wizę została sprowadzona praktycznie do jej udzielenia”.

Co więcej – jak relacjonowaliśmy w „Newsweeku” – program szybko rozszerzono o Rosjan. „Dzięki temu do Polski wjechało co najmniej kilka tysięcy Rosjan, choć mogło być ich znacznie więcej. Jak można było się dowiedzieć podczas przesłuchań byłych szefów agencji przed sejmową komisją śledczą powołaną do wyjaśnienia afery wizowej, takich rekomendacji było prawie 85 tys. Według danych Straży Granicznej skorzystało z nich niewiele ponad 13 tys. osób”.

Co się stało z resztą? Ilu zrezygnowało z wyjazdu, ilu wjechało do Polski przez inne kraje UE, albo do tych krajów wyjechało z Polski – nie wiadomo. Nikt tego nie liczył, nie sprawdzał, nie analizował, nie raportował. Nikt nie sprawdzał też, czy Rosjanie, którzy wjechali do Polski, rzeczywiście podjęli pracę w naszym kraju w sektorze usług informatycznych. Działo się tak do stycznia tego roku, kiedy program został zablokowany przez nowego szefa MSZ Radosława Sikorskiego.

W dokumencie nie brak też wątku korupcyjnego, czyli sprawy Edgara Kobosa oraz Piotra Wawrzyka – zdaniem NIK w ministerstwie mieliśmy do czynienia z „korupcjogennym mechanizmem”. Jak wynika z raportu minister Wawrzyk (któremu cała sprawa przetrąciła potem karierę), według własnego widzimisię przekazywał współpracownikom całe listy osób, których procedura wizowa miała być przyspieszona.

O tym też pisaliśmy na łamach „Newsweeka”. Proces był banalnie prosty: Edgar Kobos, współpracownik wiceministra Wawrzyka, wysyłał jego asystentce z MSZ listy zagranicznych nazwisk na szyfrowanych komunikatorach. Ta przekazywała je do departamentu konsularnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Działania polityków raport NIK cytowany przez dziennikarzy „GW” nazywa „dysfunkcyjnymi”. Jak twierdzą autorzy dokumentu, „spowodowały one istotne i bezprecedensowe zagrożenie dla interesów Rzeczypospolitej Polskiej o bezpieczeństwa obywateli”. Wśród wytycznych na przyszłość kontrolerzy wymienili konieczność „niezwłocznego opracowania polityki migracyjnej”.

Do raportu NIK zdążył już się odnieść premier Donald Tusk. We wpisie na platformie X premier napisał: „Kiedy polscy żołnierze i strażnicy graniczni narażali zdrowie i życie, chroniąc nas przed zorganizowaną przez Putina i Łukaszenkę falą nielegalnej migracji, rząd PiS wpuścił, także za łapówki, 366 tys. ludzi z Azji i Afryki. Raport NIK potwierdził nasze najgorsze podejrzenia”.

Oczywiście, tweet zawiera pewne nadużycie – nie wiadomo ciągle (wyjaśnia to dokładnie prokuratura), ile ze wspomnianych wiz zostało wydanych w procedurze korupcyjnej, a ile decyzji wynikało z niewydolności systemu. Jednocześnie trudno się nie zgodzić z faktem, że polityki migracyjnej brakowało, a raport NIK tylko potwierdza to, co podejrzewano – dziury w systemie łatano chałupniczo, a całość przypominała powiązaną drutem konstrukcję, działającą siłą rozpędu i podatną na łamanie przepisów.

I o tym mówili na komisji śledczej polscy dyplomaci. Konsul Mateusz Reszczyk przyznawał przed nią, że przez ostatnich osiem lat nie było żadnej wizji polityki migracyjnej. – Zezwolenia na pracę są drukowane jak w fabryce w każdym urzędzie wojewódzkim. Może je dostać tak samo łatwo pracownik wykwalifikowany, jak terrorysta.

– Do naszego kraju wjeżdżał, kto chciał, państwo nie wiedziało, jaka jest skala tego zjawiska. Politycy PiS mieli usta pełne frazesów o bezpieczeństwie, ale tak naprawdę było ono na ostatnim miejscu wśród priorytetów ludzi Kaczyńskiego – powiedział „Gazecie Wyborczej” Michał Szczerba, dziś europoseł, wcześniej przewodniczący komisji śledczej ds. afery wizowej.

Z prezentowanymi w raporcie NIK liczbami nie zgadza się natomiast poseł PiS, Zbigniew Bogucki, również były członek komisji. – Ta kłamliwa liczba pojawiała się w ustach pana premiera Donalda Tuska i pana marszałka Tomasz Grodzkiego, który przygotował nawet w tej sprawie orędzie. Kłamali po to, by zdobyć władzę – powiedział dziennikarzom, dodając, że za rządów PiS służby odpowiednio zareagowały na sytuację.

Tutaj ważna uwaga – i to jest niestety półprawdą. Bo choć służby specjalne faktycznie zatrzymały Piotra Wawrzyka i jego współpracowników, ciągle bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego wiceminister mógł działać tak długo. W toku prac komisji śledczej udało się ustalić, że wiedzą na temat procederu w MSZ Mariusz Kamiński dysponował już od lata 2022 r. Wawrzyka utrącono dopiero jesienią, ale roku 2023. Na chwilę przed wyborami parlamentarnymi.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version