Raz, dwa i trzy: wyciągamy dłoń zwiniętą w pięść. Kamień łamie nożyce, ale papier owija kamień. Raz, dwa i trzy: wyciągamy płaską dłoń. Papier tną nożyce. Wielu z nas zna tę grę, wielu z nas gra w nią także w relacjach z innymi. Z jakim skutkiem?

grze w kamień – papier – nożyce próbujemy przewidywać kolejny ruch naszego przeciwnika, znaleźć sens w losowości gry, wedrzeć się w głąb procesu myślowego, by wyprzedzić następstwa własnego ruchu. Podobnie się dzieje, gdy próbujemy grać w nią w relacji z innymi. Czy jesteśmy jednak aż tak genialnymi strategami, jak nam się wydaje?

„Kaśka znowu nie odbiera. Co z niej za przyjaciółka!” – moglibyśmy pomyśleć, kiedy kolejny raz łączymy się z jej pocztą głosową. Faktem tutaj jest to, że Kaśka nie odebrała od nas telefonu. Jednak wszystkie myśli na temat powodu takiego stanu rzeczy to już nasza interpretacja. Znamy Kaśkę, zatem wiemy, że nie jest ona najbardziej kompatybilna ze swoim telefonem – jest wiecznie wyciszony, wrzucony gdzieś w ciemne czeluście jej torby. Jeżeli jednak oddalibyśmy się swobodniejszym interpretacjom faktu, że nie odbiera telefonu, moglibyśmy roztoczyć wizję fatalnego wypadku, który uniemożliwił jej komunikację z nami (jeżeli oddamy się katastrofizacji, możemy nawet zobaczyć oczyma wyobraźni szpitalną salę, głęboką śpiączkę i te wszystkie inne sceny podpatrzone w serialach typu „Ostry dyżur” czy „Chirurdzy”).

A może Kaśka znalazła sobie lepsze towarzystwo od naszego? Tak, nie warto jej było ufać, tylko się ośmieszamy, próbując nawiązać z nią kontakt.

Może nas także zalać fala złości i postanowimy już nigdy więcej nie odzywać się do Kaśki, skoro decyduje się tak fatalnie nas traktować.

Te wszystkie następstwa powstają w wyniku myśli i interpretacji pewnego faktu. Dopóki nie uzyskamy potwierdzenia, że Kaśka faktycznie (odpukać) wylądowała w szpitalu, zdecydowała się zaangażować w relację z kimś innym lub po prostu bez słowa zakończyła kontakt, myśli są tylko naszymi hipotezami, które mogą mniej lub bardziej opisywać rzeczywistość.

A co należy robić z hipotezami? Testować.

Zamiast interpretować i zagłębiać się w myśli, na które próżno szukać potwierdzenia w prostym fakcie nieodebrania telefonu, możemy zdecydować się na działanie prowadzące do weryfikacji hipotez. Piszemy zatem SMS o treści: „Kaśka, oddzwoń!”.

Istnieje tu dalej wiele możliwych scenariuszy: być może Kaśka oddzwoni i powie jak zwykle, że nie słyszała telefonu, na co przewrócimy oczami i przejdziemy do dyskusji o czymś niecierpiącym już ani chwili zwłoki. Być może odpisze: „Nie chcę z tobą gadać” albo: „Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwoń za tydzień”. Moglibyśmy napisać opasłe tomisko rozwijające różne scenariusze, ale reakcja (lub jej brak) staną się faktem. Dopiero na podstawie faktów możemy trafniej decydować o tym, co zrobimy.

Jeżeli rzeczona Kaśka nie odbiera telefonu, bo jak zwykle wrzuciła go na dno torby, to od nas zależy kolejny komunikat. Możemy zaakceptować, że Kaśka tak ma, bo każdy z nas coś ma, i po prostu wkalkulować to w koszty tej relacji. Możemy jednak wyjawić, jakie intencje z naszej strony stoją za próbą komunikacji z nią: czy dzieje się coś, w czym potrzebujemy wsparcia, czy i dlaczego to dla nas ważne, aby być z nią aktualnie w bardziej regularnym kontakcie.

W bliskich relacjach zazwyczaj dla obu stron ważne jest, by czuć się widzianym, słyszanym i ważnym. Wszak potrzeby bezpieczeństwa i przynależności są budulcem przede wszystkim takich kontaktów, którymi chcemy się otaczać. Nazwana potrzeba ma szansę być usłyszana, chociaż odpowiedzialność za wdrażanie jej w życie dzierżą obie strony.

Wyobraźmy sobie, że wysyłamy mail z ważnym i złożonym komunikatem. Do poszczególnych części komunikatu dodajemy stosowne załączniki, które pieczołowicie opisujemy. Dokładamy wielu starań, by wszystko, co zawarte w wiadomości, było jak najbardziej klarowne dla odbiorcy. W końcu klikamy: „wyślij”. Komunikat pędzi przez meandry internetu i trafia do skrzynki odbiorcy. W momencie naciśnięcia „wyślij” straciliśmy kontrolę nad tym, co stało się z wysłanym przez nas mailem. Czy odbiorca sprawdza aktualnie skrzynkę, a może zobaczy mail dopiero nazajutrz? Czy zdecyduje się go otworzyć teraz, czy poczeka na inny, być może bardziej dogodny moment? Czy pobierze załączniki? Czy będzie mieć możliwość przeczytania całości z uwagą i skupieniem? Teraz (prawie) wszystko w rękach odbiorcy.

Ponownie: możemy ustalić strategię, która ułatwi nam komunikację. Możemy pogadać o tym, co sprawia, że jednej stronie łatwiej będzie zrozumieć, co chciała przekazać druga. Możemy ustalić pory komunikacji, aby przebiegała ona jak najpłynniej, lub różne stopnie regulujące priorytet czasu reakcji. Ale to, czego nie możemy zrobić, to przejąć całej odpowiedzialności za nadawanie i odbieranie własnych komunikatów.

Mówiąc prościej: do tanga trzeba dwojga. Nawet Pawlak i Kargul z legendarnej komedii „Sami swoi” niechętnie i z różnym nastawieniem musieli podejść do płota, aby się usłyszeć. Kiedy jeden odchodził, drugi darł się wniebogłosy, ale przez zamknięte drzwi chałupy dobiegały tylko strzępy komunikatów. Aby się dogadać (albo chociaż dyskutować), i jedna, i druga strona musiała się spotkać, by usłyszeć argumenty i dojść do ewentualnych konkluzji. W relacji nie ma szans na ponoszenie odpowiedzialności za jej całość wyłącznie przez jedną ze stron. Przynajmniej nie na długo.

W radzeniu sobie ze złożonością zachowań i tego, jak je interpretujemy, z pomocą przychodzą popkulturowe etykiety. „Ghosting”, „narcyz” i „toksyk” to popularni przedstawiciele gatunku. Bycie zghostowanym (od angielskiego ghost – duch) oznacza nagłe zaprzestanie kontaktu jak duch – ktoś nagle ulatnia się bez wyjaśnienia lub wskazania przyczyny.

Gili Freedman i współpracownicy na łamach „Journal of Social Psychology” opublikowali badanie dotyczące zarówno doświadczenia bycia zghostowanym, jak i praktykowania takiej formy końca relacji romantycznej („Emotional experiences of ghosting”, 2022). Osoby, które zadeklarowały, iż zdarzyło im się kogoś w ten sposób potraktować, istotnie częściej przypisywały temu doświadczeniu poczucie winy oraz ulgę, podczas gdy ich ofiary wyrażały poczucie zranienia, smutek, a także straty w wymiarze bardziej fundamentalnych potrzeb człowieka, takich jak poczucie własnej wartości (ang. self-esteem), poczucia kontroli czy przynależności.

Wróćmy jeszcze do Kaśki. Wyobraźmy sobie, że jednak nie odpisała nam, czyli zdecydowała się nas zghostować. To znaczy – moglibyśmy to w ten sposób zakwalifikować. Być może było jej trudno powiedzieć nam, że nie chce kontynuować naszej relacji? A być może mówiła nam wielokrotnie, że obecnie zmaga się z czymś, co jest dla niej trudne i nie będzie mieć dla nas czasu w nadchodzących tygodniach, a my postanowiliśmy to zignorować?

Czy to oznacza, że jesteśmy toksyczni, bo nie przyjmujemy komunikatu koleżanki, która poprosiła o spokój? A może jesteśmy „narcyzami” stawiającym swoje potrzeby nad potrzeby innych? Widzimy już pułapkę etykiet? Zatem zastanówmy się…

Zamiast: „Jest mi smutno, czuję się oszukana i zraniona”, mówimy: „Kaśka mnie zghostowała”. Być może łatwiej jest nam przerzucić to, co trudne, w tę dobrze rozpoznawalną, popkulturową etykietę, niż przyjrzeć się temu, co dzieje się w nas w kontekście straty ważnej relacji? Czy łatwiej będzie nam przypisać Kaśce pewne intencje, niż zajrzeć do wewnętrznego świata i zaopiekować się tym, co się w nim dzieje?

Nagłe zerwanie kontaktu staje się faktem. Jego przyczyny nie będą nam najpewniej znane. Myśl „czy zrobiliśmy coś źle?” nie dostanie jasnej odpowiedzi, ale może przerodzić się w palącą ranę na poczuciu wartości, stać się kamyczkiem do ogródka potencjalnych negatywnych przekonań na temat nas samych. Niemniej strata smuci i boli. Czy zatem łatwiej jest zapakować owo cierpienie i nakleić na opakowaniu jakąś szeroką etykietę? Być może tak. Co jednak dzieje się z zawartością tej szczelnie zapakowanej paczki? Czy wówczas boli mniej, czy to próba upchnięcia emocji i doświadczeń, uniknięcia opieki nad zranioną właśnie częścią nas samych?

W badaniu Freedman i współpracowników osoby, które dopuściły się ghostingu, odczuwały z tego tytułu poczucie winy. Czy to, jak traktujemy innych, jest zawsze wymierzone w drugą stronę, czy stanowi jednak jakąś refleksję na temat tego, jak my sami potrafimy tworzyć relacje z innymi ludźmi? A może jest wypadkową tego, jakie komunikaty nadajemy oraz czy, gdzie i przez jaki filtr je otwieramy?

To nie jest wyjaśnienie dla ghostingu, który, jak wskazują badacze, jest raniący dla osób, które go doświadczyły.

Jak widać, relacje składają się z wielu medali, z których każdy ma, jak na medal przystało, dwie strony. Tworzenie relacji „na medal” wymaga pracy duetów, tercetów i całych zespołów, zarówno w życiu zawodowym, jak i rodzinnym czy osobistym.

Nie zawsze uda się znaleźć jedną i skuteczną strategię na sukces. Dokładnie tak jak w grze kamień – papier – nożyce.

Joanna Gutral — doktorka psychologii, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna (cert. PTTPB nr 896), psychoedukatorka. Dydaktycznie i badawczo związana z Uniwersytetem SWPS w Warszawie i Centrum Działań dla Klimatu i Transformacji Społecznych 4Cast. Prowadzi warsztaty, szkolenia i psychoedukacyjny podcast „Gutral Gada”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version