Na pytanie: „Kim chcesz być, kiedy dorośniesz?” dzieci w Gruzji jeszcze niedawno odpowiadały, że marzą, by należeć do mafii. To pytanie zostało zadane kilkanaście lat temu uczniom i uczennicom gruzińskich szkół przez profesjonalny ośrodek sondowania opinii publicznej. Dokładna odpowiedź, której udzielili, brzmiała: „Chcę zostać »worem w zakonie«”. Pojęcie „wor w zakonie” powstało w latach 30. XX w. Odnosi się do członków mafii, którzy zaskarbili sobie autorytet wśród innych grup przestępczych. „Wor w zakonie” nie był więc zwykłym bandytą, był częścią przestępczej elity. Stała za nim „przestępcza tradycja”, posługiwał się czymś, co charakteryzowano jako „kryminalny kodeks moralny”. Bywało, że szanowała go nawet część społeczeństwa (w tym inteligencja).
Grup przestępczych na miarę „worów w zakonie” nie było w żadnym innym, poza Związkiem Radzieckim, zakątku świata.
W służbie rewolucji
Przestępczość zorganizowana istniała w całym Związku Radzieckim – od Lwowa po Władykaukaz. Kryminaliści działali w czasach stalinowskich, ale zaczęli rozwijać skrzydła w okresie chruszczowowskiej odwilży. W ZSRR wciąż panował silny autorytaryzm, jednak państwo nie kontrolowało już wszystkich sfer życia obywateli, łatwiej więc było zostać bandytą, nie bez znaczenia pozostawał także fakt, że za złamanie prawa nie szło się z automatu pod ścianę. W Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej bandyci często należeli do klubów sportowych (ich ulubioną dyscypliną była piłka nożna), dlatego też nazywano ich „sportowcami”. O „sportowcach” można mówić także w kontekście Białorusi czy Rosji. Zupełnie inaczej było w Gruzji, w której przynależność do mafii była czymś w rodzaju rodzinnej tradycji (gruzińską mafię często porównuje się np. z sycylijską).
„Są temperamentni” – często mówi się o ludności Kaukazu Północnego i Południowego. Owym „temperamentem” część historyków tłumaczy wybuchające niezwykle często w tym rejonie świata wojny. Gruzini i Ormianie potrafili wspólnie tańczyć lezginkę (tradycyjny kaukaski taniec), pić wino i jeść szaszłyki, ale jeśli tyko dochodziło do sprzeczki, najczęściej nie kończyło się na słowach, ale rękoczynach. Bywało, że wyciągano z pochwy kindżały i padali zabici. Taki klimat rozwiązywania sporów sprzyjał tworzeniu się grup przestępczych. W XIX-wiecznej Gruzji powstawały one jak grzyby po deszczu. W latach 20. XX w. symbolem gruzińskiej przestępczości był niezwykle temperamentny Gruzin o twarzy pokrytej krostami, mówiący po rosyjsku z niezwykle silnym kaukaskim akcentem. Chodzi o Józefa Stalina, którego do dziś Gruzini darzą niezwykłym szacunkiem. Jako młody rewolucjonista Josif Dżugaszwili trudnił się „zdobywaniem finansów” na przeprowadzenie przewrotu bolszewickiego w carskiej Rosji. Dziś powiedzielibyśmy, że Josif Wissarionowicz należał – ni mniej, ni więcej – do mafii. On i jego poplecznicy trudnili się m.in. „eksami”, czyli (z języka rosyjskiego) „wywłaszczeniami”, w prostych słowach: kradli ludziom, co tylko można było ukraść. Zdobyte towary spieniężali i przeznaczali na walkę przeciwko światowej burżuazji. Stalin napadał także na pociągi, sklepy, banki. Josif Wissarionowicz był dobrze znany carskim organom ścigania. Za swoją przestępczą (a także polityczną) działalność nieraz trafiał na zsyłkę na Syberię.
Po zwycięstwie rewolucji ojczyzna Stalina stała się jedną z republik radzieckich. Alexander Kupatadze, znawca kryminalnej historii tego północnokaukaskiego kraju, zwraca uwagę, że wraz z ustanowieniem dyktatury proletariatu z Gruzji nie znikła zorganizowana przestępczość. Północnokaukascy kryminaliści (należący do „worów w zakonie”) w Kraju Rad otrzymywali prestiżowe posady i robili lukratywne interesy. Zajmując się przemysłem ciężkim, handlem, działali na styku prawa i świata przestępczego. W Gruzji powstała ogromna szara strefa, wszystko można było załatwić, trzeba było jedynie mieć znajomości i pieniądze. W czasach niedoboru na sklepowych półkach leżały jedynie konserwy rybne i kefir, biedy nie zaznał jednak żaden mieszkaniec Gruzji mający wśród bliskich krewnych bądź przyjaciół „worów w zakonie”.
Dżaba
Czy można być równocześnie przestępcą (odsiadującym wyrok za morderstwo) i wytrawnym literatem, znawcą teatru? Czy można od dziecka biegać z procą (a w późniejszym wieku z pistoletem) w dłoni i piąć się po szczeblach naukowej kariery? Przykład Dżaby Ioselianiego pokazuje, że tak.
Każdy Gruzin zna nazwisko Ioselianiego, stał się on częścią kultury masowej. Dżaba urodził się w niezwykle malowniczo położonym zakątku Gruzji, w leżącym u podnóża gór miasteczku Chaszur. W tych rejonach wioski poutykane są na nizinach i składają się z małych domków i rodzinnych kaukaskich baszt. Chłopczyk szybko stracił ojca, a zajęta pracą matka nie mogła oddać się jego wychowaniu, obowiązek ten spadł na starszą siostrę. Charakterny Dżaba, zamiast słuchać jej poleceń, spędzał czas na podwórku, szybko wstąpił do lokalnej bandy. Chłopcy – poprzez różnorakie figle – utrudniali życie mieszkańcom wioski. Ze wszech miar starali się łamać obowiązujące społecznie normy, mówili, że przestrzegają „zasad podwórka”. Niby nic groźnego, podobnych łobuzów spotkać można pod każdą szerokością geograficzną, jednak grupa Ioselianiego z czasem zaczęła kraść i podnosić pięści na każdego, kto śmiał jej się przeciwstawić. Szybko okazało się, że Ioseliani wiedzie prym wśród zbuntowanych wyrostków. W wieku 15 lat miał już na koncie poważne zatargi z prawem i był bacznie obserwowany przez milicję.
Często trafiał na „dołek” (za pobicia, kradzieże). Po którymś z rzędu przesłuchaniu służby porządkowe uznały, że mają dość kłopotliwego wyrostka. Miarka się przebrała – Dżaba trafił do zamkniętego zakładu dla nieletnich, który dziś nazwalibyśmy poprawczakiem. Próżno było szukać u Ioselianiego pokory. Pobyt w ośrodku wcale nie nakłonił go do zmiany postawy, wręcz przeciwnie. Dżabie udało się uciec, a jego fotografie z krótką adnotacją: „poszukiwany” pojawiły się w komisariatach w całym kraju. Trudno zliczyć wszystkie zatargi Ioselianiego z prawem. W swym przestępczym temperamencie przypominał trochę Stalina. Był w gorącej wodzie kąpany, lubił się bić. Co paradoksalne, Ioselianiego w równym stopniu ciągnęło do bijatyki i do nauki. Za kratami jego ukochanym zajęciem była lektura książek, zaczytywał się w poezji, klasyce, zgłębiał wiedzę o teatrze. II wojnę światową przesiedział (za kolejny z rzędu rozbój) w więzieniu, na wolność wyszedł w 1948 r., postanowił opuścić Gruzję i osiąść w Petersburgu. Zdał egzaminy wstępne na jedną z lepszych radzieckich uczelni (Leningradzki Uniwersytet Państwowy) i oddał się zgłębianiu literatury pięknej. Wkrótce sam zaczął pisać teksty literackie, a pióro miał dobre. Nazywano go „otlicznikiem”, czyli wzorowym studentem. Ioseliani nie umiał jednak poskromić swojego charakteru, na trzecim roku studiów wdał się w bójkę i został relegowany z uniwersytetu. Przez kilka lat prowadził życie niebieskiego ptaka.
Cały czas pozostawał na bakier z prawem. W 1956 r. dokonał rozboju i zabił człowieka. Sąd skazał go na 25 lat pozbawienia wolności. Karę miał odbyć w południowej Rosji. Jak wielka legenda stała za Ioselianim i jak dużym musiał cieszyć się szacunkiem w ojczyźnie, skoro jego siostrze Lili udało się wyciągnąć go z więzienia? Lili – reżyserka i wykładowczyni – zaktywizowała rzeszę gruzińskich humanistów (pisarzy, malarzy, teatrologów, reżyserów), by ujęli się za Dżabą. Kiedy na ręce urzędników trafiła petycja, w której zasługi Ioselianiego dla gruzińskiej kultury nie miały końca, wyrok Dżaby został skrócony. Za kratami odsiedział tylko dziewięć lat, po wyjściu na wolność znów rzucił się w wir nauki – studiował (zdobył tytuł profesora), tworzył i wykładał. Stał się zażartym antykomunistą i nacjonalistą. Zaangażował się w antyradziecki i antykomunistyczny ruch – nic więc dziwnego, że w maleńkim kaukaskim państwie drogi jego i Zwiada Gamsachurdii (pierwszego prezydenta niepodległej Gruzji) się spotkały. Ich przyjaźń nie przetrwała jednak próby czasu, Ioseliani szybko zaczął publicznie krytykować Gamsachurdię i nazywać go tchórzem.
Gruzińscy bojownicy osłaniają wejście do Narodowej Galerii Obrazów podczas konfrontacji zbrojnej między zwolennikami prezydenta Zwiada Gamsachurdii a jego przeciwnikami, Tbilisi, przełom 1991 i 1992 r.
Foto: fot. Patrick Robert/Sygma/CORBIS/Sygma via Getty Images
Okulary przeciwsłoneczne, łyse głowy
Wbrew powszechnym twierdzeniom Związek Radziecki nie rozpadł się bezkrwawo. Upadkowi imperium zła towarzyszyły wojny domowe, konflikty na tle narodowościowym i otwarte wojny między republikami (jak np. konflikt Armenii i Azerbejdżanu o Górski Karabach). Gruzja zaangażowała się w wojnę w Osetii Południowej (którą wspierały siły rosyjskie) i Abchazji. Regułą jest, że podczas zbrojnych zawieruch rodzą się grupy przestępcze i kwitną takie patologie, jak: handel bronią, żywym towarem, narkotykami. Tak stało się także w Gruzji.
Koniec lat 80. był w Związku Radzieckim czasem przełomu. Kraj Rad pogrążony był w głębokim kryzysie. W Ukrainie doszło do wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu, stojący na czele Kraju Rad Michaił Gorbaczow zapewniał radzieckich obywateli, że są bezpieczni. Kłamał w żywe oczy: normy radioaktywnego promieniowania były wielokrotnie przekroczone. Radziecka gospodarka planowa stawała się coraz mniej wydolna, na sklepowych półkach brakowało podstawowych towarów, a w radzieckich republikach rozpoczynał się ferment na tle narodowościowym. Z każdym rokiem rządów Gorbaczowa stawało się jasne, że głoszone przez niego głasnost i pierestrojka stają się jedynie pustymi sloganami. W powietrzu czuło się, że idea komunizmu się wypaliła, a innej nie było. Jej poszukiwaniem zajęła się młodzież. Tak w Gruzji powstał ruch Mchedrioni – było to skrajnie nacjonalistyczne ugrupowanie. Alexander Kupatadze zwraca uwagę, że wśród członków organizacji znaleźli się studenci, inteligencja, ale także byli członkowie Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. W sierpniu 1991 r. (czyli na kilka miesięcy przed upadkiem ZSRR) Mchedrioni zgromadzili się na tbiliskim stadionie Dynama. Spośród skandowanych haseł i nazwisk jedno wybrzmiewało najgłośniej: Ioseliani. Zbuntowani młodzi Gruzini – którzy wkrótce staną się kołem napędowym historii – nie wyobrażali sobie innego przywódcy. Uwodziły ich kryminalna legenda Ioselianiego i jego intelekt. Uwodziły jego nacjonalistyczne poglądy. I tak Dżaba Ioseliani stanął na czele ugrupowania, które odegra jedną z ważniejszych ról we współczesnej historii Gruzji. Był już nie tylko „worem w zakonie”, intelektualistą, ale i politykiem.
Mchedrioni łatwo można było rozpoznać po ubiorze: nosili dżinsy, swetry, marynarki. Okularów przeciwsłonecznych nie ściągali czy to zima, czy lato. Dla jednych byli patriotami, każdy nowy członek organizacji przysięgał bowiem, że zrobi wszystko, by „ocalić gruziński naród”. Na szyi każdy członek organizacji nosił medalion. Z jednej strony wytłoczono na nim jego imię i grupę krwi, a na drugiej widniała podobizna św. Georgija. Jak każda organizacja nacjonalistyczna Mchedrioni mieli bliskie związki z Kościołem. Błogosławieństwo dawała im Gruzińska Cerkiew Prawosławna.
Związki Mchedrioni ze światem polityki pozostawały niezwykle bliskie. Zdawali sobie sprawę, że w radzieckim imperium władzę ma ten, kto posiada dostęp do broni jądrowej, dlatego snuli plany zdobycia dostępu do wzbogaconego uranu. Po upadku Związku Radzieckiego (1991 r.) Mchedrioni wzięli na celownik Zwiada Gamsachurdię, choć przecież jeszcze nie tak dawno Gamsachurdia i Ioseliani się przyjaźnili. Zresztą nawet pobieżna analiza poglądów głoszonych przez prezydenta i członków Mchedrioni uzmysławia, że przyświecały im podobne cele polityczne. Prezydent również był zażartym nacjonalistą, w swoich przemówieniach podkreślał, że Gruzja jest państwem, które powinna zamieszkiwać ludność wyłącznie gruzińskiego pochodzenia. Dał się poznać jako przeciwnik islamu, uważał, że wszystkie meczety w kraju należy zamienić na cerkwie (z Gruzińską Cerkwią Prawosławną utrzymywał zresztą bliską relację). Ogłosił, że Tbilisi pozostaje w stanie konfliktu z Osetią Południową.
Mchedrioni w swej założycielskiej legendzie nawiązywali do gruzińskich średniowiecznych wojaków, którzy chlubili się zwycięstwami w pojedynkach z Persami. Bić się lubili (zaangażowali się choćby w konflikt gruzińsko-abchaski). Byli także świetnymi politycznymi intrygantami, to właśnie Mchedrioni przyczynili się do obalenia Gamsachurdii i utorowali drogę do władzy Eduardowi Szewardnadze. Kiedy tylko w Gruzji miały miejsce wiece poparcia dla polityki prowadzonej przez Gamsachurdię, Mchedrioni wysyłali tam swoich członków, by rozpędzili mityng. Mchedrioni angażowali się nie tylko w politykę, zajmowali się również pospolitymi przestępstwami. Zresztą w Gruzji jeszcze nie tak dawno handel narkotykami, porwania dla okupu, kradzieże były na porządku dziennym.
***
Od pewnego czasu czołówki polskich gazet informują o powrocie przestępczości rodem z lat 90. XX w. Chodzi o kradzież aut, okradanie mieszkań, pobicia i wyłudzenia. Statystyki mówią, że owych czynów dokonuje gruzińska mafia. Być może wśród owych przestępczych grup znajdują się mężczyźni w średnim wieku, którzy kilkanaście lat temu jako uczniowie deklarowali, że ich marzeniem jest stać się „worem w zakonie”?
