Książki z serii „Rodzina Monet” kolejny rok utrzymują się na listach bestellerów. Czytają je setki tysięcy fanek, głównie dziewczynek poniżej 16. roku życia. Czy rodzice powinni na to pozwalać?
Oliwka ma 12 lat i na koncie wszystkie pięć tomów powieści z serii Weroniki Anny Marczak. To jej rekord życiowy, bo lektury – m.in. „Dzieci z Bullerbyn” i „Akademię Pana Kleksa” zna ze streszczeń.
– Jestem książkarą i moneciarą – mówi z dumą i jak na moneciarę przystało, sprawnie nakreśla historię głównej bohaterki „Rodziny Monet”. W dużym skrócie brzmi tak: 14-letnia Hailie traci w wypadku mamę i babcię. Trafia z rodzinnej Anglii do USA, gdzie – jak się dowiaduje – ma ojca (prawdopodobnie mafiosa) i pięciu starszych braci, którzy pracują w tajemniczej Organizacji. Bracia są przystojni i muskularni (jeden ma tatuaże), przeklinają, a w domu jest pełno broni. Pilnują Hailie jak oka w głowie. Nie pozwalają na noszenie krótkich sukienek, sprawdzają jej Instagram, a kiedy zaczyna się spotykać z chłopakiem ze szkoły, spychają go ze schodów. Hailie wpada w zaburzenia odżywiania, ale Oliwce podoba się, że Monetowie są tacy opiekuńczy. Są też obrzydliwie bogaci, mają kilka samochodów i superwypasioną – niczym z reality show MTV Cribs, czyli programu kręconego w domach gwiazd – willę w lesie. Hailie dostaje ochroniarza, ale udaje jej się przespać z chłopakiem. – Pęka im prezerwatywa, ale ogólnie jest fajnie – mówi Oliwka. Ostatnia część jest w ogóle git, bo dużo się dzieje: Hailie jest porwana, cudem unika gwałtu, broni się przed napastnikiem, używając noża. Ginie jej ukochany ochroniarz, ale i tak jest OK.
Moneciary lubią mieć ciary, bać się, płakać. I czekać na kolejną książkę 27-letniej Weroniki Anny Marczak: byłej studentki dziennikarstwa, która wyjechała do Hiszpanii, gdzie „przesiadywanie z laptopem, czarną kawą i czekoladowym croissantem w jednej z barcelońskich kawiarni stało się jej tradycją”. Efektem tego była – publikowana pierwotnie najpierw na Wattpadzie, czyli platformie do wrzucania swoich prac – seria o Monetach.
„Powieść nie jest odpowiednia dla młodszych czytelników, ponieważ może utrwalać złe wzorce zachowań i nie jest dostosowana do ich rozwoju emocjonalnego” – ostrzeżenie na stronie biblioteki w warszawskim Wilanowie
Oliwka zna Marczak z TikToka, gdzie co jakiś czas wrzuca filmiki o sobie i książkach. Przed wakacjami użyła na przykład tzw. random number generatora i pobawiła się z fankami w przepowiednie: wylosowana przez system liczba oznaczała numer strony, a pierwsze jej zdanie było wróżbą na wakacje. Oliwka akurat miała pod ręką drugą część sagi i wylosowała kawałek, w którym Hailie szuka w domu podpasek, ale trafia na same prezerwatywy. Wróżba się sprawdziła: Oliwka dostała pierwszy w życiu okres. Podzieliła się tą wiadomością na jednym z kilkunastu działających na FB czatów moneciar. Te młodsze żałowały, że same jeszcze nie mają. Starsze przywitały ją w klubie. – Mama kupiła mi pierwsze w życiu podpaski, ale o tym, o czym jest „Rodzina Monet”, mimo że sama mi dała te książki, nie ma pojęcia – mówi Oliwka. I może lepiej, bo na początku każdej serii jest ostrzeżenie: „niektóre motywy i zachowania opisane w książce mogą urazić uczucia odbiorców, zalecamy ostrożność podczas czytania”. A na okładce (od drugiej części serii) pojawia się napis: „Książka dla czytelników 16+”.
Pasztety, do boju!
– Takie zalecenia ostrożności są niewiele warte – mówi bibliotekarka z biblioteki publicznej warszawskiej dzielnicy Wilanów (wybiera anonimowość). – Ta książka nie powinna trafić w ręce dzieci poniżej 16. roku życia, a to one najczęściej o nią pytają. Usłyszały o niej na TikToku, przeczytały na Instagramie albo wpadły na nią na Wattpadzie, gdzie liczba wyświetleń pierwszych części sagi Weroniki Anny Marczak idzie w miliony.
Foto: Rafał Maslow / Newsweek
Dziewczynki, które chcą wypożyczyć „Rodzinę Monet”, bibliotekarka odsyła do domu. Mają wrócić z rodzicami, którzy sami zdecydują, czy to właściwa lektura dla ich dzieci. Dziewczynki rzadko przychodzą ponownie, ale kiedy pojawiają się z mamą albo tatą, pracownice biblioteki przekonują ich, że „Rodzina Monet” to nic innego, jak ładnie przypudrowana przemoc i toksyczne relacje.
Hailie, czyli główna bohaterka książki, jest do tego stopnia nękana przez braci, że boi się chodzić po domu. Niepokoi duża liczba wulgaryzmów, pokazywanie scen, w których Hailie obsesyjnie dba o wagę i odkrywa świat dorosłych (jeden z braci, niewiele od niej starszy, uprawia seks oralny z pokojówką, drugi ma seks w szkolnej szatni). A wszystko to dzieje się w książce z okładką przypominającą serie dla dzieci: stojąca tyłem, ubrana w pastelowe sukienki dziewczynka bardziej niż do story o córce mafiosa pasuje do serii książek o Ani z Zielonego Wzgórza.
– Mówimy o tym rodzicom. Niektórzy szeroko otwierają oczy i zabraniają dzieciom czytać. Ale była też matka, która wypożyczyła Monetów kilkuletniej córce – opowiada bibliotekarka. Na stronie internetowej biblioteki dała ostrzeżenie: „Powieść nie jest odpowiednia dla młodszych czytelników, ponieważ może utrwalać złe wzorce zachowań i nie jest dostosowana do ich rozwoju emocjonalnego”. To głównie informacja do rodziców. Dzieciom zaś, które pytają o Monetów, proponuje powieści stosowne do ich wieku: tym młodszym „Strażników zamku Penhallow” Holly Webb. Jest tam historia dziewczynki, która, tak jak Hailie, traci bliskich. Portret psychologiczny dziecka przeżywającego żałobę jest jednak wiarygodny, a przygody pozbawione seksu i przemocy. Dzieci, które szukają w „Rodzinie Monet” egzotycznych podróży (Haile leci prywatnym odrzutowcem np. do Tajlandii), powinna zainteresować powieść o chłopcu i uratowanym przez niego kangurze („Kuba i Kanga” Ursuli Dubosarsky).
A najstarszym czytelniczkom, czyli rówieśnicom 14-letniej Haile, może się spodobać francuska powieść o dojrzewaniu, czyli „Pasztety, do boju!” Clémentine Beauvais. Problem w tym, że dziewczyny 16+ rzadko pytają o Monetów. Bohaterka – mimo że w ostatniej części sagi kończy 18 lat – jest dla nich za młoda, a Monetowie zbyt grzeczni.
Więcej bad boyów!
12-letnia Oliwka nie zamierza opowiedzieć mamie, że imponuje jej Hailie i najchętniej przeczytałaby więcej mocnych kawałków z bad boyami, czyli czarnymi charakterami, w rolach głównych. Dlatego, jak tysiące moneciar, zagląda na Wattpada, gdzie inne książkary piszą fan fiction, czyli historie oparte na wydarzeniach z „Rodziny Monet”.
Najbardziej lubi „When I met you – Tony Monet” – liczącą kilka tys. odsłon fan fiction autorki ukrywającej się pod pseudonimem Charlotte Devils. To historia jednego z braci Haile, który pachnie marihuaną oraz wodą kolońską, i jego dziewczyny, która wciąga amfetaminę. Okazuje się, że to brat Hailie sprzedaje jej amfę, mimo to kochają się aż do tragicznej śmierci dziewczyny. Narrator zaznacza: „Byli zbyt piękni, by móc razem żyć”.
W innym fanfiku (skrót od: fan fiction) autorstwa Macceli17 jej bracia podobnie jak koledzy z klasy grają na konsoli. Przeklinają też, jak jej koledzy: „Kurwa, nie oszukuj! Wyjmij kij z dupy i pogódź się z porażką, jełopie. Jebany cheater! Debile! Ej no, pierdolę, ty cipo”. Czytelnicy (Wattpad daje możliwość komentowania) komplementują: „Cudne! Jebnę salto!”.
– Ale najfajniejsza jest próba gwałtu. O wiele lepsza niż w książce – mówi Oliwka i na dowód otwiera Wattpada na scenie, w której Hailie zostaje porwana, przypięta łańcuchem do ściany, przypalona paralizatorem i pozbawiona bielizny.
„Zabawimy się, cipeczko!” – mówi porywacz.
Gwałty zdarzają się też w ulubionych przez moneciary role-playach (RP) – grach fabularnych, w których gracze dialogują, wcielając się w bohaterów powieści. Książkary umawiają się na RP głównie na Facebooku, gdzie działa kilka czatów poświęconych Monetom.
– Z jednej strony to fajna zabawa, nauka pisania i sposób na spędzanie czasu z innymi fankami. Z drugiej jednak bywa niesmacznie. Dziewczyny robią dramy, czyli kłócą się o swoje postaci. 10-letnie dziewczynki pisały o gwałtach na dzieciach – mówi Weronika, 16-letnia uczennica technikum ze Szczecinka, która sama gra w RP rodziny Monet. – Zrobiłam skan i wysłałam matce jednej z nich. Nie wiem, czy porozmawiała z córką, bo spotkałam ją na kolejnym RP.
Weronika czasem jest przerażona liczbą przekleństw używanych przez nastoletnie uczestniczki wirtualnego świata rodziny Monet.
Promocja patriarchatu czy nauka czytania?
– Świat przedstawiony przez panią Marczak jest patriarchalny – mówi Wybredna Maruda, czyli działająca w socjal mediach psychopedagog Marta Dąbkowska. – Bracia Hailie pokazani są jako wzorce i ideały. Ich decyzje są jedynymi poprawnymi, tymczasem Hailie kreślona jest na nieświadome i nieznające świata dziecko. Dodatkowo w tej rodzinie rządzą podwójne standardy: co wolno starszym braciom, jej nie przystoi. Chłopcy nie mają problemu z umawianiem się z dziewczynami na jedną noc, a Hailie nie wolno nawet porozmawiać z przedstawicielem płci przeciwnej. Bracia wymagają także od dziewczyny bezwzględnego posłuszeństwa. Młode czytelniczki mogą uznać, że wszystko, co robią bohaterowie tej patriarchalnej bajki, jest wyrazem troski. Być może będą zachwycone, gdy w przyszłości chłopak weźmie dla nich udział w bójce lub skrzywdzi przechodnia, tylko dlatego, że ten krzywo spojrzał? Tak zrobiłyby przecież postacie z ulubionej powieści.
Czy mówienie o pułapkach, w jakie mogą wpaść młode czytelniczki, coś zmieni? A może potrzeba jakiejś akcji społecznej?
– Pytanie brzmi, czy da się coś zrobić teraz, gdy „Rodzina Monet” opanowała social media, a na targach książki do autorki ustawiają się kilometrowe kolejki 10-latek? – zastanawia się Dąbkowska. – Możliwe, że jest już za późno. Osoby zainteresowane książkę przeczytały i możemy jedynie uświadamiać je, jakie negatywne cechy są w niej prezentowane. Można to zrobić, omawiając tytuł w ramach zajęć szkolnych, dodatkowych spotkań w bibliotece, pisać o tym w internecie, na profilach, które śledzą młodzi. Duża odpowiedzialność spocznie także na rodzicach, którzy wiedząc, że ich dziecko zaczytuje się w tej serii, powinni z nim porozmawiać i pomóc odróżnić dobro od zła. Może wypadałoby, aby i autorka zabrała głos i potwierdziła: „Tak, stworzyłam postać z negatywnymi cechami, nie postępujcie w ten sposób”?
– Ale przecież młodzi ludzie odróżniają, co jest fikcją, a co rzeczywistością! Nie traktują „Rodziny Monet” jako poradnika. Wystarczy o tym z nimi porozmawiać, a w starszym pokoleniu nadal pokutuje przekonanie, że dzieci i ryby głosu nie mają – mówi Anna Wyżykowska z Wydawnictwa Muza, redaktorka serii książek o rodzinie Monet. Od października ubiegłego roku, kiedy pojawiła się pierwsza książka o Monetach, jeździ na spotkania autorskie z Weroniką Anną Marczak. Rozmawia z nastolatkami stojącymi w kilometrowych kolejkach po podpis i „przytulas” z autorką. Rozmawia też z ich rodzicami, często z ojcami. Słyszy: – Dzięki tej książce moja córka zaczęła czytać! Ja również przeczytałem kilka części Monetów i teraz dzięki temu mamy wspólny temat do rozmów. Książka łączy też stojące w kolejkach nastolatki, które wymieniają się telefonami i umawiają na kolejne podpisywanie książek.
Wyżykowska dodaje: – Krytycy zarzucają „Rodzinie Monet” prosty język i oderwanie od polskich realiów, ale nastoletnim odbiorcom się to podoba. To język, którym mówią, łatwo się czyta, lektura staje się relaksem.
Redaktorkę Muzy interesowało, jak czytelniczki zareagowałby na osadzenie książki w polskich realiach. Zetknęła się z niechęcią. Czytelniczki stwierdziły, że do Bydgoszczy, Olsztyna czy Lądka-Zdroju mogłyby pojechać same, a do USA niekoniecznie. To, co wystarczająco kotwiczy książkę w ich realiach, to emocje i proste odniesienia do tego, co znane: używane przez bohaterów telefony komórkowe, Instagram, czy gry komputerowe. Reszta, łącznie z obcobrzmiącymi imionami bohaterów i prowadzoną przez braci tajemniczą Organizacją, ma być odrealniona. Na tyle, żeby można było – pochłaniając „Rodzinę Monet” – odpocząć nie tylko od szumu socjal mediów, ale też np. od trudów czytania lektur szkolnych.
– Matki naszych czytelniczek uciekały od monotonnej rzeczywistości, czytając „Pięćdziesiąt twarzy Greya” E.L. James. Dla wielu był to jednak powód do wstydu, podczas gdy czytelniczki „Rodziny Monet” są z tego dumne – mówi Wyżykowska.
Weronika Anna Marczak jest dumna ze swoich czytelników. Jak pisze w krótkim e-mailu (nie ma czasu na rozmowę, bo pracuje nad szóstą książką), nie śledzi wszystkiego, co pojawia się na jej temat w mediach. Szanuje opinie innych, jednak dla niej jest najważniejsze, co sądzą odbiorcy sagi o Monetach. W oczekiwaniu na ostatnią część serii ma krótkie przesłanie do czytelników i ich rodziców: „Wierzcie w siebie! Wszystko jest możliwe. Warto spełniać marzenia”.
Oliwka ma jedno. Chciałaby być jak Hailie: mieszkać w USA, być obrzydliwie bogata i otoczona silnymi mężczyznami. Nawet za cenę wolności. Bo, tak w sumie, o co z tą wolnością chodzi?