Friends with benefits, czyli „przyjaźń z korzyścią”, tłumacząc dosłownie, bo znośnej polskiej nazwy brakuje. Korzyścią jest tutaj seks. Istota relacji wymyka się spod kontroli, bywa powodem kłótni i dramatów. Czy FwB to przejaw równości i liberalizmu, ucieczka od odpowiedzialności, czy wygoda i konsumpcja?

Oboje byliśmy po rozwodach. Miałam 45 lat, on też. Nie nazywaliśmy tego relacją friends with benefits. Ale rzeczywiście się przyjaźniliśmy i nigdy nie byliśmy parą, przynajmniej z mojego punktu widzenia – opowiada z kwaśnym uśmiechem Grażyna, 50-latka, która pracuje w kancelarii podatkowej. – Znamy się ze studiów, z politechniki. Piotr bywał często gościem w moim domu, także ze swoją żoną. Rozwiedli się mniej więcej w podobnym czasie, jak my z mężem. Kiedyś piliśmy drinki w barze, pocieszając się nawzajem, narzekając na samotność i podły los. Żona zostawiła go dla innego, a mnie mąż dla innej. Klasyka. Zapytałam, czego mu najbardziej brakuje. Odpowiedział, że seksu. Wyznałam, że mi też.

Od słowa do słowa, po kolejnych kilku drinkach, wylądowali w jej łóżku. Było zaskakująco dobrze. Rano niezręczna cisza. Piotr szybko poszedł do siebie. Odważyła się i zadzwoniła, aby o tym porozmawiać. Dziś mówi, że nie chciała stracić przyjaciela, ale też nie czuła wtedy, że mogliby stworzyć udany związek. Zresztą na jakikolwiek związek było dla niej za wcześnie. Marzyła, aby odsapnąć po zdradach i rozwodzie, pochodzić na randki, odżyć. Piotr zaproponował, że w tej sytuacji mogą nadal się przyjaźnić i czasem uprawiać seks. Co ona na to? Pomyślała chwilę. „Spróbujmy”, roześmiała się.

– To trwało prawie rok. Stopniowo zauważyłam, że Piotr chce spędzać ze mną każdą wolną chwilę, a seks schodzi na dalszy plan. To zaczęło przypominać związek: wspólne zakupy, przytulanie podczas oglądania serialu, pocieszanie się po trudnym dniu w pracy. Kiedy chodziliśmy po mieście, chwytał mnie za rękę. Raz całowaliśmy się w parku jak nastolatki. Jednak coś mi nie grało. Tęskniłam za bliskością z drugim człowiekiem, ale Piotra nie widziałam w roli partnera, tylko wciąż przyjaciela. Powiedziałam mu to. On na to, że się we mnie zakochał, nawet nie wie, kiedy i jak – relacjonuje Grażyna.

Pojawiły się problemy. Czuła, że chce być z kimś innym, ale może jeszcze nie teraz. Nie z nim. Układ friends with benefits, który zaproponował Piotr, przestał się sprawdzać w momencie, w którym wyznał Grażynie miłość. Widziała, że było mu przykro. Przestali się spotykać. Po paru miesiącach spotkała go przypadkiem w centrum handlowym: szedł objęty z kobietą. – Zakłuło mnie – Grażyna markotnieje. – Zaczęłam myśleć, że chciałabym z nim być… Gdybyśmy nie poszli do łóżka, nadal miałabym w Piotrze przynajmniej oddanego przyjaciela. Seks wszystko nam popsuł. Straciłam i przyjaźń, i szansę na związek z nim.

– W moim odczuciu relacja typu friends with benefits wymaga dużej dojrzałości – mówi Stach Borawski, psycholog, wykładowca Uniwersytetu SWPS. A dlaczego? – Przyjrzyjmy się zjawisku już na poziomie językowym. Friends to przyjaciele, zaś benefits— korzyści, w tym kontekście seksualne. Czyli dwie zaprzyjaźnione osoby uprawiają seks, czerpiąc korzyści intymne, a równocześnie nie tworzą związku. Jest bliskość i seks, a to przywilej pary. Lecz jednocześnie nie ma zobowiązań, które występują w związku, jak choćby zasada wyłączności. Dla mnie jako psychologa jest to więc relacja typu „jeść ciastko i mieć ciastko” – uśmiecha się Borawski.

Z jego perspektywy w ogóle związki i bliskie relacje, generalizując, nie są łatwe. Ani w budowaniu, ani w utrzymaniu. Psycholog zauważa, że relacja o charakterze friends with benefits może się okazać podwójnie trudna, nawet trudniejsza niż związek. – Jako społeczeństwo mamy konkretnie ustalone modele kulturowe związków. Wiemy, przynajmniej w teorii, jak powinny wyglądać, z czego się składać. A w Polsce friends with benefits to wciąż pojęcie dość enigmatyczne. Nie znamy powszechnie takich relacji. Osoby w takich związkach raczej nie mówią o nich głośno, z obawy przed ostracyzmem. Każda z nich zresztą i tak jest inna – twierdzi.

– Pojawiają się pytania: skoro jesteśmy przyjaciółmi, ale z korzyścią seksualną, to do jakiego stopnia mamy o siebie nawzajem dbać? W którym momencie to się staje już „związkowym” opiekowaniem? Czy kiedy komuś jest smutno, może zadzwonić do swojego przyjaciela „od benefitów”, aby dostać pocieszenie? A co z pomocą przy codziennych trudnościach, np. zakupach? Zwróćmy uwagę, że nawet nazwa tej relacji zawiera na pierwszym miejscu słowo „friends”, czyli przyjaźń! W Polsce ma ona zresztą znacznie silniejszy wydźwięk niż w cywilizacji zachodniej – podkreśla Borawski.

Rzeczywiście. U nas przyjacielem/ przyjaciółką nazywa się jedną, góra kilka osób, a w anglosaskim świecie (i w języku) „friends” oznacza po prostu znajomych. Poza tym nadal brakuje odpowiedniej polskiej nazwy FwB.

Samo zjawisko „przyjaźni z bonusem”, wbrew pozorom, nie jest nowością. Kluczową rolę odegrała rewolucja seksualna lat 70. i 80. XX w. oraz wpływ ruchu feministycznego, promujące liberalizm, wolność seksualną, równe prawa, niezależnie od płci— relacjonowały kilka lat temu w dokumencie „Związki Friends with Benefits — przegląd badań” Ewa Włodarczyk i Jolanta Chanduszko-Salska z Zakładu Psychologii Zdrowia w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego.

Badaczki przypominają, że FwB to hybryda, która zawiera pewne cechy przyjaźni (bliskość, wsparcie, zaufanie) oraz związku romantycznego (powtarzalne kontakty seksualne). A skoro przyjaźń jest osią relacji, a kontakty seksualne – odwołując się do nazwy friends with benefits – stanowią dodatkową korzyść, to tym różni się ona od poliamorii czy przygodnego seksu.

W teorii wszystko brzmi czytelnie, klarownie. Trudne staje się jednak w pewnym momencie odróżnienie siebie jako przyjaciół od siebie jako… pary. Czym w takim razie FwB różni się od związku w praktyce?

– Z założenia w relacji FwB jako partner nie jestem „związany” tak jak w związku, znowu zwróćmy uwagę na język – mówi psycholog z Uniwersytetu SWPS. – W idealnym wyobrażeniu FwB zaspokaja potrzebę emocji, seksu, jednocześnie otwierając furtki do innych działań szerszych niż w związkach, dając poczucie autonomii.

Wszystko zależy od tego, czego w takim układzie chcemy, czego oczekujemy i na ile znamy siebie. – Jeśli wzajemne potrzeby zostały wypowiedziane, lubimy się i szanujemy, jest OK – mówi Stach Borawski. – Niebezpiecznie robi się moim zdaniem wtedy, gdy dwie strony nie są świadome, na czym ta relacja polega lub nie zgadzają się co do definicji.

Tak jak zdrada i wiele innych pojęć, tak i FwB może mieć różne definicje. Dla kogoś zdradą może być pójście do łóżka z kimś innym, a innej osobie wystarczy pocałunek z obcą osobą lub oglądanie pornografii. Jedni w FwB poszukują pocieszania i przytulania, zaś inni długich rozmów i głębszego kontaktu towarzyszącego seksowi.

Czasami relacja FwB świadomie (ale nie zawsze!) jest „poczekalnią” przed wejściem w „prawdziwy związek”. Sprawdza się, dopóki sobie kogoś nie znajdziemy (kogoś, w domyśle, lepszego…). Ale również, jak mówi psycholog, bywa rozwiązaniem dla osób, które nie chcą wchodzić w żadne mniej lub bardziej poważne związki, bo na przykład wolą eksperymentować.

Tak jak Mikołaj, 28-letni instruktor tenisa i nurkowania, wolna dusza. Przez kilka ostatnich lat podróżował po Azji i Europie, imał się dorywczych prac. Miewał, nie kryje, różne przygody seksualne. Właściwie wszystkie bez zobowiązań. Zdarzyło się, że jedna z kobiet zauroczyła się nim, chciała kontynuacji relacji, ale przerwał to. Mikołaj jest zadowolony, że spróbował seksu w trójkącie oraz seksu z 20 lat starszą partnerką. Uważa, że od tego jest młodość.

Kiedy wrócił do Polski, na Tinderze poznał kilka lat młodszą dziewczynę. Dobrze im się rozmawiałało podczas pierwszej randki, szybko wylądowali w łóżku. – Nie byłem zakochany, ale chciałem się z nią widywać. Świetnie się z nią omawiało problemy, jak ze starym przyjacielem. Potrafiła znaleźć pozytywne aspekty w każdej sytuacji, to cenne. Kiedy powiedziała: OK, możemy się spotykać, uznaliśmy, że rozwiązanie friends with benefits jest idealne. Oboje spaliśmy czasami z kimś innym – opowiada.

Na początku tego roku zdarzyło się coś, czego Mikołaj kompletnie się nie spodziewał. Zakochał się tak mocno, jak nigdy wcześniej. Obiektem jego gorących uczuć stała się 31-latka, która przyszła do niego na trening tenisa. Mikołaj mówi, że nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, a właśnie ta mu się przytrafiła. Okazało się, że obustronnie. Zaczęli się spotykać poza kortem. – Wtedy postanowiłem jej wyznać, że mam przyjaciółkę, z którą uprawiam seks. I chcę to przerwać. Bałem się jej reakcji, ale przyjęła to ze zrozumieniem. Kiedy oznajmiłem „przyjaciółce od seksu”, że muszę zakończyć naszą relację, wpadła w szał. Nie płakała, ale była wściekła, wyzywała mnie od oszustów i podrywaczy. A wydawało mi się, że mamy wszystko ustalone…

– Z moich obserwacji wynika, że tego typu relacja działa wtedy, gdy obie strony uzgodniły zasady, porozmawiały o nich, a także mają spójne oczekiwania. I, uwaga: jeśli obie strony są czujne i gotowe na zmiany. Może się bowiem zdarzyć, że na jakimś etapie ta relacja przestaje komuś pasować. Jedna osoba może się zakochać w tej drugiej albo w innej, albo po prostu ma dość FwB. I to też trzeba zaakceptować – mówi Borawski.

Radzi, aby o tym rozmawiać i na bieżąco sprawdzać, czy wszystko obu stronom pasuje. Czy zmieniły się oczekiwania i potrzeby? Jeśli tak, to co można z tym zrobić? I potem zadecydować, czy FwB nadal trwa, czy lepiej skończyć relację. – W teorii to brzmi łatwo, ale zdarzają się dramaty, kłótnie, problemy. Każda relacja jest nieprzewidywalna w swojej istocie, każda może się rozpaść lub trwać. I FwB nie jest tu wyjątkiem – podkreśla.

Nikt nie wie i właściwie nie da się oszacować, ilu Polaków żyje w relacji „przyjaźni z korzyścią”. Po pierwsze, mało kto o tym opowiada, po drugie, relacje tego typu bywają płynne i, jak się okazuje, złudne. Wydaje się, że częściej występują w popkulturze. Sztandarowym przykładem na to jest wciąż lubiany film, „Sex story” (reż. Ivan Reitman) z 2011 r., który, jak zauważają recenzenci, zmienia się w „Love story”. Fabuła z udziałem gwiazd: Natalie Portman i Ashtona Kutchera, wciąż jest dowodem na to, że mimo nieporozumień i perturbacji układ FwB może przerodzić się w miłość. Na plakacie reklamującym „Sex story” umieszczono hasło: „Taka przyjaźń ma swoje plusy”. Para bohaterów przyjaźni się, ale nie chce wchodzić w żadne głębsze relacje (po fatalnych doświadczeniach miłosnych).

– Myślę, że FWB jest w pewnym sensie przeniesieniem modelu konsumpcyjnego na relacje – komentuje Stach Borawski. – Nawyk nabywania usług i dóbr przeszedł do związków oraz kontaktów międzyludzkich. Niekiedy relacja FwB jest konsumpcyjnym odbiciem kapitalistycznego myślenia: ktoś wybiera osobę jak produkt. Korzysta z niej, a po pewnym czasie, kiedy ta osoba powszednieje lub na horyzoncie pojawia się inna, ciekawsza postać, to ten ktoś odchodzi. Nie oceniam, bo to nie moja rola, ale uczulam: wchodząc w relację z drugim człowiekiem, warto się upewnić, czy nie wchodzimy zbyt silnie w rolę konsumenta. I czy zbyt mocno nie korzystamy z „benefits”, ignorując „friends”. I mam taką refleksję, wynikającą z własnej obserwacji świata oraz tego typu relacji, że w relacji friends with benefits czasami zbyt mocno skupiamy się na „benefits”, czyli korzyściach, a za mało na przyjaźni, więzi. Seks jest oczywiście ważny, ale w moim odczuciu to przyjaźń powinna stanowić tutaj bazę – dodaje psycholog.

Przyznaje, że nie lubi określenia „rynek matrymonialny”; to również kojarzy mu się z podejściem konsumpcyjnym. – Warto podkreślić, że biznes rządzi się jednak innymi prawami niż bliskie relacje, które zakładają poszanowanie i wyczulenie na potrzeby własne oraz drugiej osoby. Relacja powinna być czymś więcej niż transakcją.

Czytaj też: Polki częściej oglądają filmy dla dorosłych. „U kobiet nastąpiły większe przemiany niż u mężczyzn”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version