Wojna jest wydarzeniem katastrofalnym. Koszmarem cierpienia ludzi i koszmarem ogromnych kosztów dla państwa. Zwłaszcza wojna na dużą skalę, jak teraz ta pomiędzy Rosją i Ukrainą, czy potencjalna pomiędzy Polską i Rosją, czy szerzej NATO i Rosją. Absolutnie podstawowym celem istnienia sił zbrojnych jest więc do wybuchu wojny nie dopuścić. Bo nawet jej bohaterskie wygranie jest opcją gorszą, niż po prostu jej niestoczenie. Po to istnieje koncepcja odstraszania. Czyli bycia na tyle silnym, aby przeciwnik uznał, iż otwarte zadzieranie z nami nie ma sensu.

Z niedawnej wypowiedzi Szefa Sztabu Generalnego generała Władysława Kukuły wynika jednak, że w odstraszenie Rosji nie wierzy.

Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa. I nie zamierzam, ani ja, ani nikt z was, przegrać tej wojny. Wygramy ją.

Mówił do młodych podchorążych na rozpoczęciu roku akademickiego w Akademii Wojsk Lądowych. Jego słowa zacytował później Sztab Generalny w mediach społecznościowych. Nie był to więc przekaz na zamkniętym spotkaniu dla wojskowych, ale taki skierowany też do społeczeństwa.

Jeśli wojny nie unikniemy, to działajmy

Skoro więc generał Kukuła nie wierzy w odstraszenie Rosji, ale w nieuchronność wojny z nią w mniej więcej najbliższą dekadę (ma 52 lata, szefem SG może być do maksymalnie 2029 roku, a w ogóle służyć do 2032 roku, lub za specjalną zgodą do 2037 i 65. roku życia), to czy państwo polskie nie powinno podjąć radykalnych przygotowań? Bo najwyraźniej już zarządzone rozbudowanie wojska do sześciu dywizji, 300 tysięcy ludzi i zamówienie znacznych ilości broni na kredyt nie jest wystarczające. Abstrahując od tego, jak efektywnie i z jakim sensem są te obecne działania prowadzone, oraz czy ich realizacja jest w ogóle wykonalna, przy braku nadzwyczajnej mobilizacji państwa ze względu na choćby demografię. Najwyraźniej nie ma też nadziei na to, że połączona siła NATO odstraszy Rosjan.

Czy wobec tego nie powinniśmy więc poważnie rozmawiać o odwieszeniu poboru? Przygotowaniu specjalnych ośrodków szkoleniowych zdolnych szybko i efektywnie szkolić rekrutów? Takich, które funkcjonowałyby nie w już istniejących brygadach, ale poza nimi, pozwalając im zająć się własnym szkoleniem? Poważnym i na szeroką skalę szkoleniu rezerw? Odbudowaniu Obrony Cywilnej? Krajowym programie budowy schronień dla ludności cywilnej? Intensywnej budowie umocnień na wschodzie kraju (na razie tylko dużo powiedziano na ten temat)? Rozpoczęciu autentycznego i systemowego przyswajania wniosków z wojny w Ukrainie? Choćby nasyceniu wojska dronami rozpoznawczymi i uderzeniowym na niższych szczeblach? Zapewnieniu funkcjonującej i pewnej łączności bez użycia komórek? Zajęciu się szczątkowymi możliwościami polskich wojsk walki radioelektronicznej?

Wymieniać w ten sposób można by długo. Polska mogłaby jeszcze dużo zrobić, aby zwiększyć swój potencjał obronny. Zwłaszcza że to, co robimy teraz, najwyraźniej nie jest wystarczające, aby wojny uniknąć. Czy nie jest to więc czas na radykalne działania, a nie zadowolenie ze zwiększenia wydatków na wojsko do około 4 procent PKB, oraz osiągnięcia jego liczebności rzędu 200 tysięcy ludzi (przy odrobinie kreatywnej księgowości)? Co nam po tym samozadowoleniu, skoro to nie pozwoli nam odstraszyć potencjalnego agresora?

Słowa mają znaczenie

Można jednak też przyjąć inną możliwość. Taką, że generał Kukuła, wypowiadając się w gronie wojskowych, wyraził się w sposób, który w jego zamierzeniu miał uzmysłowić jego słuchaczom powagę ich nauki i późniejszej służby. Podkreślić, że przyszłość będzie trudna i nie można wykluczyć po raz pierwszy od prawie wieku wojny na dużą skalę z udziałem polskich sił zbrojnych. Zapewnić, że podejmowane są wszelkie wysiłki, aby ci młodzi ludzie mieli dość narzędzi, aby ten konflikt wygrać, a nie, by polegli z honorem. Byłoby to jak najbardziej zrozumiałe. W końcu nikt nie jest teraz w stanie z całkowitą pewnością powiedzieć, czy w perspektywie dekady wojna będzie albo nie. Żołnierze natomiast z natury rzeczy koncentrują się na tym jak walczyć i wygrywać. Odstraszanie jest politycznym efektem ich możliwości.

Generał Kukuła zajmuje jednak kluczowe publicznie eksponowane stanowisko, które nie jest stricte wojskowe, ale będące już na pograniczu polityki. Jest najważniejszym reprezentantem polskiego wojska. Jego słowa mają więc znaczenie szczególne. Tym bardziej że sam Sztab Generalny przekazał je szerszej publiczności. Zrozumiane zostały tak, że sam usłyszałem od dwóch członków rodziny po raz kolejny pytanie połączone z oskarżeniem: „mówiłeś, że wojna nie jest przesądzona i mamy się nie bać”. Nawet szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Jacek Siewiera, który dopiero co sam mówił o wojnie w perspektywie trzech lat, generała Kukułę mitygował.

Bijmy na alarm gdy jest to naprawdę konieczne. Do tego czasu przede wszystkim wykonajmy rzetelną, nudną pracę nad nową architekturą armii.

Można by też pomyśleć o innym wytłumaczeniu. Generał Kukuła jest człowiekiem, który na swoim stanowisku nie znalazł się przypadkiem. Wie, jak używać słów do osiągnięcia zamierzonych celów. Można by więc pomyśleć, że wypowiedź o wojnie miała pobudzić nie tylko przyszłych oficerów, ale też społeczeństwo. Ludzi, którzy płacą na wojsko i od których nastawienia w znacznej mierze zależy to, w jakim stopniu uda się je zmodernizować oraz rozbudować. Wiadomo natomiast, że strach jest jednym z najlepszych bodźców skłaniających do poświęceń. Tylko czy na pewno jest to sposób pozwalający w długim terminie zapewnić wysokie finansowanie wojska, pozwalające na jego skuteczną modernizację oraz przebudowę? Strach owszem najpierw mobilizuje, ale po jakimś czasie człowiek się do niego przyzwyczaja. Zwłaszcza jeśli zagrożenie ma być albo za trzy lata, albo gdzieś w ciągu dekady, czy też pokolenia, a na dodatek nie widać radykalnych działań ze strony polityków oraz najwyższych rangą wojskowych.

Bo albo jesteśmy zagrożeni pewną wojną z Rosją i się na nią naprawdę intensywnie szykujemy całościowo jako państwo, albo idziemy utartym szlakiem, nie potrafiąc po trzech latach wojny u sąsiadów istotnie zwiększyć produkcji amunicji, uruchomić produkcji kluczowych bojowych wozów piechoty, a eksperymenty z użyciem dronów na podobnych zasadach jak w wojnie na Ukrainie zostawiając cywilnym entuzjastom i nielicznym żołnierzom przejawiającym samorzutną inicjatywę. Albo wojna za rogiem i działamy radykalnie, albo jednak nie jest to takie pewne i mamy czas na przykład na szanowanie podstawowych zasad negocjacji podczas zakupów broni za miliardy dolarów, czy choćby o priorytetowe potraktowanie polskich firm, co w dłuższej perspektywie będzie korzystną inwestycją.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version