W poniedziałek 7 października mija rocznica ataku Hamasu na Izrael, który zapoczątkował eskalację konfliktu na Bliskim Wschodzie. Dał on początek izraelskiej operacji militarnej w Strefie Gazy i doprowadził do destabilizacji w całym regionie. Jemeńscy Huti zakłócają żeglugę na Morzu Czerwonym i co jakiś czas atakują z powietrza Izrael, trwa też wymiana ognia między libańskim Hezbollahem a Izraelem. Także Iran przeprowadził atak rakietowy na Izrael z użyciem blisko 200 pocisków.

Zobacz wideo Bombardowania w stolicy Libanu. Konflikt Izraela z Hezbollahem eskaluje

„Inicjatywa jest po stronie izraelskiej”. Tak może rozwinąć się sytuacja

Na Bliskim Wschodzie z każdym dniem, a właściwie z każdą godziną, robi się coraz goręcej. W ciągu ostatniej doby Jemen wystrzelił na Izrael rakietę ziemia-ziemia. Libański Hezbollah także atakuje Izrael z powietrza. Izraelskie wojsko przeprowadziło m.in. „ukierunkowany atak” na południowych przedmieściach Bejrutu. Konflikt nie zbliża się więc do deeskalacji. Jak wskazuje w rozmowie z Gazeta.pl Marek Matusiak, koordynator projektu „Projekt Izrael-Europa” z Ośrodka Studiów Wschodnich, nic nie wskazuje na zmianę tej dynamiki.

– Inicjatywa jest teraz po stronie izraelskiej. Izrael nie wywołał tej sytuacji, chociaż oczywiście trzeba wziąć pod uwagę kontekst okupacji, ale nie bylibyśmy w miejscu, w którym jesteśmy, gdyby nie zamach sprzed roku. Mimo to Tel Awiw ma poczucie, że jego przeciwnicy zostali bardzo mocno osłabieni – tłumaczy w rozmowie z nami ekspert. – Hamas co prawda nie został pobity, ale bardzo mocno osłabiony. Tak samo Hezbollah. Dlatego myślę, że po stronie izraelskiej jest poczucie wyjątkowej szansy na zmianę układu sił w regionie. Izrael nie ma interesu się zatrzymać. Będzie szedł za ciosem – przewiduje.

Celem ma być przede wszystkim Iran. To wokół tego państwa wkrótce mogą być skupione głównie działania izraelskie. Zdaje sobie z tego sprawę m.in. polska dyplomacja. Szef MSZ Radosław Sikorski wezwał Polaków przebywających w Iranie do natychmiastowego opuszczenia tego kraju. Iran przeprowadził atak rakietowy na Izrael i cały świat w napięciu czeka na izraelską odpowiedź. Mało kto zakłada, że jej nie będzie, a gdy przyjdzie, rozpęta się prawdziwe piekło. 

Rośnie napięcie między Iranem i Izraelem

– Oczekujemy na to, jak Izraelczycy odpowiedzą na ostrzał irański. Jestem przekonany, że taka odpowiedź nastąpi, i że będzie bolesna. Zobaczymy, co będzie po niej. Zdziwiłbym się, gdyby Irańczycy nie czuli się zobowiązani do tego, żeby odpowiedzieć. Będą walczyli o swoją twarz i będzie im bardzo trudno przyjąć izraelski atak i się zatrzymać. Spodziewam się, że to będzie się dalej, mówiąc bardzo potocznie, kręciło i wchodziło na coraz większy szczebel eskalacji i coraz bardziej będzie to przybierało postać takiej bezpośredniej konfrontacji izraelsko-irańskiej – opowiada nam ekspert. 

Według Marka Matusiaka może być to bardzo korzystne, bo „od zawsze powtarzali, że źródłem wszystkich problemów jest Iran i to on jest głową ośmiornicy”. – Binjamin Netanjahu próbował przekonywać Zachód i przede wszystkim Stany Zjednoczone do jak najmocniejszych działań antyirańskich. Teraz znalazł się w tym miejscu, w którym chciał. W oczach świata irański ostrzał z początku tygodnia wygląda jakby to Izrael znienacka i bez przyczyny został zaatakowany, chociaż ta sytuacja jest bardziej skomplikowana – tłumaczy ekspert OSW. 

Amerykańska kampania prezydencka jeszcze potęguje pewność siebie Izraela. – Izrael ma teraz mandat do tego, żeby odpowiadać. Ma poczucie, że Amerykanie są po jego stronie. Dla Amerykanów to jest bardzo niedogodny moment, bo mają kampanię wyborczą. Ich sprawstwo jest mniejsze, gdyby nowa administracja została dopiero co wybrana – opowiada Marek Matusiak. Według niego to składa się na „okno możliwości”, które widzi Izrael, by „wyjść z uścisku irańskiego”. 

Jaki jest najgorszy scenariusz rozwoju konfliktu na Bliskim Wschodzie?

Niestety są to także okoliczności do zrealizowania się czarnego scenariusza dla tego konfliktu. – Irańczycy coraz bardziej obawiają się o eskalację. Mają poczucie, że są wewnętrznie osłabieni, popularność reżimu jest bardzo niska, mają problemy gospodarcze, a do tego ich sojusznicy w regonie są osłabieni. Mogą nabrać w pewnym momencie obawy, że walczą o przetrwanie. Wtedy będzie niebezpiecznie, bo rzeczywiście może ich to skłonić do desperackich kroków i wojny na wielką skalę – mówi nam Marek Matusiak.

Z drugiej strony wyhamowanie izraelskiego entuzjazmu może doprowadzić do deeskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie. Paradoks jest jednak taki, że aby to się stało, najpierw musi dojść do jeszcze większej eskalacji. Wskazuje na to analityk OSW.

– Izrael ma poczucie wiatru w żagle. Żył w cieniu ataku rakietowego Hezbollahu. Obawiał się, że gdy będzie chciał osłabić tę organizację, to będzie narażony na tysiące rakiet, które polecą w jego stronę. Jednak udało się osiągnąć sukcesy w zwalczaniu Hezbollahu relatywnie niskim kosztem, bo właściwie nie ma wielkich strat poza kilkoma żołnierzami, którzy zginęli w izraelskim ataku w Libanie. To zachęca go do pójścia dalej – opowiada Marek Matusiak. Podkreśla, że irańskie ostrzały nie miały wielkiego wpływu na Izrael. Gdyby jednak to się zmieniło, zmieni się też podejście Tel Awiwu.

Izrael się wycofa, bo nie będzie miał pieniędzy? To możliwe

– Gdyby Izraelczycy nagle poczuli koszt tego wszystkiego i skalę ryzyka, dynamika mogłaby się zmienić. Gdyby irańskie salwy rakietowe przyniosły większe zniszczenie po stronie Izraela, gdyby zginęli ludzi albo zostały trafione rafinerie, port, lotnisko czy bazy wojskowe, to wtedy Izraelczycy mieliby poczucie, że to bardzo ryzykowna gra i nie wyjdą z niej bez szwanku. Być może wtedy zmieniliby kalkulacje – zauważa w rozmowie z nami analityk OSW.

Innym czynnikiem, który może zmienić dynamikę tego konfliktu, są pieniądze. – Wojna dużo kosztuje. Izraelczycy nie mają niewyczerpanych zasobów finansowych i gospodarczych. Mają setki tysięcy rezerwistów, którzy są pod bronią i nie pracują. Nie uczą się i nie mają normalnego życia. To nie może się ciągnąć w nieskończoność. Izrael musi mieć poczucie, że sukces jest potrzebny szybko, ale nie chce też utrzymywać państwa w stanie permanentnego prowadzenia wojny na siedmiu frontach. Nawet dla państwa przyzwyczajonego do konfliktów zbrojnych jest to zbyt kosztowne i wyczerpujące – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marek Matusiak. Puentuje to jednak zdaniem, że „ryzyk i znaków zapytania jest tyle, że trudno przewidywać przyszłość sytuacji na Bliskim Wschodzie”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version