Świat relacji w naszej pracy i życiu to nieskończone źródło interakcji, w których kluczową rolę odgrywa jasna komunikacja. Jednak wciąż w naszych spotkaniach z innymi ludźmi i z samymi sobą duża część komunikacji odbywa się w ukryty sposób. Co powoduje, że znając zasady dobrej komunikacji, wybieramy różnego typu gry?

Poszukując miejsca pracy, każdy z nas wybiera je nie tylko pod kątem wysokości wynagrodzenia. Często na liście naszych kryteriów wyboru pracodawcy znajdują się dodatkowe pozycje, które stanowią ważną dla nas osobiście walutę: możliwość rozwoju, podejmowania decyzji (potrzeba wpływu), niezależności (autonomii), osiągnięć, różnorodności itp. Istnieją firmy i organizacje, w których oparte na jasnych zasadach środowisko pracy pozwala nam te pozycje realizować. Ale nawet w takich okolicznościach zawodowych zamiast jasnej komunikacji ludzie wybierają granie. Dlaczego? Eric Berne, amerykański psychiatra, twórca koncepcji analizy transakcyjnej, wyjaśnia, że to dlatego, iż gry są jednym z dwóch najistotniejszych (obok intymności) przejawów życia społecznego.

Gry psychologiczne to powtarzające się, choć niezadowalające interakcje z innymi ludźmi, prowadzące do osiągnięcia ukrytego, ale konkretnie określonego celu.

Ich obecność według Berne’a świadczy o dość wysokim poziomie efektywności funkcjonowania danej grupy. Wyższy może przynieść tylko pójście w kierunku intymności, do której prowadzi rozwój samoświadomości czy np. podnoszenie poziomu bezpieczeństwa psychologicznego. Powszechna obecność gier w kontekście zawodowym staje się bardziej oczywista, gdy uświadomimy sobie, że prawdziwa intymność wymaga dużego poziomu otwartości i szczerości, na jakie często w pracy jest zbyt mało miejsca. Autor teorii analizy transakcyjnej uważa, że gry to substytuty intymności i z tego powodu są najczęstszą i najbardziej atrakcyjną formą w istotnych dla nas interakcjach społecznych. Każda interakcja to transakcja, w ramach której chcemy coś uzyskać, często coś innego, niż jawnie deklarujemy. Gry tak naprawdę pozwalają realizować nasze różne potrzeby, choć w nie do końca jawny sposób.

Co ciekawe, bywają dziedziczone w rodzinie albo uczymy się ich w kontekście społecznym, np. w środowisku, w którym funkcjonujemy (także w środowisku pracy), i dlatego często, zanim je zidentyfikujemy, toczą się na poziomie nieświadomym. Pozwalają zająć czas, są wyrazem potrzeby stymulacji (gramy, by było ciekawie), a także drogą do przeżywania emocji, które znamy z przeszłości (najczęściej z dzieciństwa). Pojawiają się często tam, gdzie otoczenie nie sprzyja dojrzałym formom realizacji potrzeb i osiągania celów w postaci np. negocjacji, priorytetyzacji albo gdy brakuje zasobów własnych w postaci samoświadomości i znajomości własnych przekonań, ról, wartości, potrzeb. Badania realizowane w środowisku pracy pokazują, że dla wyższej efektywności warto gry namierzać i zastępować bardziej świadomymi strategiami służącymi realizacji potrzeb członków zespołów.

Ta gra może pojawiać się częściej w środowisku, w którym ludzie przekonali się, że łatwiej osiągną swoje cele, wybierając zamiast dojrzałej, dorosłej komunikacji, jedną z trzech ról tworzących tzw. trójkąt dramatyczny – ofiary (użalanie się nad sobą), prześladowcy (atakowanie innych) i ratownika (ratowanie, wyręczanie innych). Każdy z uczestników tej gry zakłada, że ktoś „nie jest OK”. Grający nie wierzą w czyste intencje innych osób, nie ma między nimi zaufania. Nie ma tu także miejsca na sytuację win-win. Dla wielu osób ta gra to sposób na uniknięcie konfrontacji lub dyskomfortu wynikającego z otwartego zakomunikowania własnych potrzeb. Za tym może kryć się obawa przed oceną, zlekceważeniem czy nawet odrzuceniem. Na polu zawodowym często stanowi ona formę oszczędzenia czasu i emocji zwykle potrzebnych do argumentowania czy negocjowania.

W środowisku biznesowym ta gra może występować pod nazwą „nękanie”. Polega na obsesyjnym wręcz pilnowaniu przestrzegania ustalonych reguł. W firmach, zespołach, grupach zawodowych zdarzają się osoby, które z lubością poszukują nawet małych uchybień, bo te za każdym razem są dla nich okazją zawołania: „Teraz cię mam!”. Wchodzenie w interakcję z osobami, które grają w tę grę, niesie w sobie element ryzyka, bo głównym jej celem jest usprawiedliwienie własnego agresywnego zachowania i nierzadko również wyładowanie agresji na innej osobie, a na poziomie niejawnym uniknięcie konfrontacji z własnymi wadami. Można powiedzieć, że ta gra jest wyrazem kompletnego braku zaufania do innych i chęcią przyłapania kogoś na gorącym uczynku, będącego potwierdzeniem tego przekonania. Często występuje w wysoko rywalizacyjnych grupach albo środowiskach pracy.

To nic innego jak poszukiwanie potwierdzenia naszych negatywnych przekonań o sobie samych opisywanych w analizie transakcyjnej jako pozycja życiowa „jestem nie Ok”. W tej grze szukamy dowodów na to, że coś z nami jest nie tak. W pracy może być to forma poszukiwania potwierdzenia, że nie nadajemy się do wyznaczonego zadania, na wyznaczone stanowisko etc. Grający w tę grę często nieświadomie znajdują się w sytuacjach, w których zasługują na kopniaka w postaci krytyki albo nawet wykluczenia np. z powodu nieprzestrzegania obowiązujących zasad firmowych. Przykładem takiej gry może być np. spóźnienie się pierwszego dnia do wymarzonej pracy i zawalanie zadań podczas okresu próbnego. Ukryta wypłata z tej transakcji to potwierdzenie tego, co już podejrzewaliśmy odnośnie do samych siebie – że to dla nas za wysokie progi. Grając w „kopnij mnie” człowiek nieświadomie poszukuje potwierdzenia swoich różnych przekonań na własny temat, np. że jest za młody, za mało doświadczony, za mało wyedukowany itp. Do osiągnięcia tego samego celu może wykorzystywać także grę nazywaną „dlaczego to musi się przytrafiać właśnie mnie?”. Ta odmiana z kolei służy mu dodatkowo do ustalenia pierwszeństwa w swoim nieszczęściu, czyli wygrania swego rodzaju zawodów z innymi pokrzywdzonymi.

Ukryty motyw, czyli potrzeba, którą ta gra ma realizować, to potwierdzenie własnej „wspaniałości”. W tej rozgrywce nie mamy szansy na wygraną z jej inicjatorem. Zaczyna się od zgłoszenia przez niego sprawy, kwestii, tematu, zadania, z jakim teoretycznie nie może sobie poradzić. Jednak po każdej naszej propozycji rozwiązania w zgłoszonej przez niego sprawie usłyszymy: „tak, ale…”, bo jego celem nie jest wcale znalezienie rozwiązania, ale udowodnienie „własnej lepszości” od innych. Może stąd wziął się żart mający w sobie ziarno prawdy – że „ale” kasuje wszystko, co przed nim.

W tej grze z kolei występuje ktoś, kogo celem jest uzyskanie „uniewinnienia” poprzez znalezienie innego winnego. Źródłem nauki bywają tutaj często dziecięce potyczki, także pomiędzy rodzeństwem. Ile razy upiekło nam się, gdy oddaliliśmy od siebie podejrzenia albo przewinienia? Kto miał okazję przekonać się, że łatwiej rozwiązać konflikt z bratem albo siostrą, gdy poprosimy o arbitraż i włączymy do niego nieświadomego albo zaskoczonego dorosłego? Dzisiaj już wielu rodziców jest bardziej świadomych i wie, jak uniknąć zaproszenia do tej gry, ale na rynku pracy wciąż istnieje sporo pokoleń stosujących ją z powodzeniem. Zaczynać się może ona od słów kolegi z pracy (Marek): „Pozwólcie, że wam opowiem, co zrobiła …”. Na przykład: „Wczoraj, gdy mieliśmy wysłać prezentację z ofertą do klienta, Katarzyna spóźniła się i zapomniała komputera. Przez to nasza oferta nie dotarła na czas i nie wygraliśmy tego przetargu”. Na co Katarzyna może podjąć grę i odpowiedzieć: „Prosiłam Marka, byśmy wysłali ofertę poprzedniego dnia, bo obawiałam się, że może się coś wydarzyć, ale miał wizytę u lekarza”. Każda ze stron ma na celu odsunięcie od siebie winy poprzez przerzucenie jej na drugą. Gra pełni funkcję „usprawiedliwienia” i bywa realizowana w celu uzyskania potwierdzenia swojej racji.

Celem tej gry jest udowodnienie sobie (i innym), że nie było możliwe zrealizowanie naszego zamierzenia. Osoba grająca zadaje wewnętrzne pytanie jednocześnie w funkcji usprawiedliwienia: „Czego można spodziewać się po człowieku…” – tu można wstawić dowolnie: z drewnianą nogą, żyjącego w takim społeczeństwie jak nasze, pochodzącego w rozbitej rodziny, żyjącego w tak stresującym świecie itd.? To także sposób na potwierdzenie negatywnych przekonań, które uniemożliwiają nam realizację celu/zmianę. Na przykład:

„Czy widziałeś kiedyś kogoś, kto ma 50 lat i zmienia zawód? Czy ktoś z małego miasta został dobrym kierowcą?”.

To były przykłady gier destruktywnych. Istnieją także gry konstruktywne, odgrywane także w kontekście zawodowym, np. „będziecie jeszcze dumni, że mnie znacie”. W tej grze pracujemy ciężko, by udowodnić, że zasługiwaliśmy w przeszłości na szacunek, zaufanie, wsparcie, które ktoś nam okazał. Budując swój biznes albo pozycję zawodową, chcemy udowodnić, że ważne osoby z naszej przeszłości miały rację, stawiając na nas, dając nam szanse, otwierając drzwi do kariery. Choć oczywiście również i ta gra może przekształcić się w formę destrukcyjną, gdy ktoś kto w nią gra, za główny motyw obierze „wywarcie wrażenia” na ważnych innych, a nie inwestycję w osobisty wymiar sukcesu.

Wielu badaczy zajmujących się badaniem interakcji – transakcji międzyludzkich jest zdania, że gry różnego typu były, są i będą ważnym elementem krajobrazu społecznego w tym zawodowego. Jednak wiele zmian także w środowisku pracy wskazuje, że potrzebujemy większej otwartości i szczerości niż tej możliwej do uzyskania w ramach grania. W tym celu dobrze umieć – jak napisał prof. Bogdan de Barbaro w przedmowie do najnowszego wydania książki Erica Berne’a „W co grają ludzie” – „wyplątywać się z destruktywnych gier i dbać o bliskość z tymi, którzy są na tę bliskość gotowi. (…) Dzięki temu możemy uczynić krok ku dojrzałości i twórczemu podejściu do życia, którego istotną częścią jest poczucie sprawczości”. W pracy im go więcej, tym lepiej dla wszystkich: pracowników, menedżerów, zespołów i dla biznesu. //

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version