Terapia genowa, ultradźwięki i grzyby halucynogenne. Naukowcy testują nowe metody leczenia uzależnienia od alkoholu, bo obecnie stosowane są mało skuteczne.

Makaki miały w klatkach po dwa kurki. Jeden z wodą, drugi z alkoholem. Bardzo szybko zaczęły wybierać ten z alkoholem i upijały się. Po kilku tygodniach naukowcy zakręcili kurek, z którego płynął alkohol. Zwierzęta zmuszone były pić wodę, ale cały czas podejmowały rozpaczliwe próby uruchomienia kranu z alkoholem. Gdy wreszcie po kilku dniach naukowcy odkręcili kurek z alkoholem, makaki się na niego rzuciły. Uczeni jeszcze kilka razy zamykali i odkręcali kurek z alkoholem. Zauważyli, że po każdej przerwie w dostawie alkoholu zwierzęta wypijały go coraz więcej. Uzależniły się tak samo jak uzależnieni bywają ludzie.

Wtedy naukowcy wszczepili makakom w rejon mózgu, który kontroluje emocje i motywacje, gen kodujący białko GDNF. Białko to zwiększa produkcję dopaminy odpowiedzialnej za odczuwanie przyjemności. – Po wypiciu alkoholu w tym miejscu wydzielana jest duża ilość dopaminy, ale przewlekłe picie zmniejsza uwalnianie dopaminy. To sprawia, że ludzie uzależnieni od alkoholu, aby mogli odczuwać przyjemność z picia, muszą pić coraz więcej – tłumaczy prof. Krzysztof Bankiewicz z Ohio State University oraz University of California San Francisco.

Miesiąc po podaniu makakom białka GDNF doszło do uaktywnienia genu. – Efekt tego był taki, że kiedy po tej terapii odkręciliśmy kurek z alkoholem, ani jedna małpa go nie dotknęła – tłumaczy prof. Bankiewicz. Przez wiele miesięcy zwierzęta piły wodę i całkowicie unikały picia alkoholu. W ten sposób uczony wraz z zespołem wykazał, że terapia genowa, podobna do tej, jaka jest stosowana obecnie w leczeniu osób z chorobą Parkinsona, może radykalnie zmniejszyć spożycie alkoholu.

Wyniki tego badania naukowcy opublikowali rok temu w „Nature Medicine”. – Jeszcze nigdy nasza praca nie spotkała się z tak dużym zainteresowaniem – przyznaje prof. Bankiewicz, główny autor badania. Teraz przed naukowcami kolejny etap prac – badania z udziałem ludzi. – Jestem do tego przygotowany, bo gen ten podaję dzieciom dotkniętym AADC. Jest to rzadka choroba uwarunkowana genetycznie, która powoduje, że organizm chorych nie wytwarza m.in. dopaminy. Z tego powodu dzieci dotknięte AADC w ogóle nie rozwijają się fizycznie. Obecnie stopuje mnie tylko jedna rzecz – nie wiemy, jakie będą długoterminowe konsekwencje aktywności tego genu. Istnieje ryzyko, że może dojść do zmiany charakteru człowieka – mówi prof. Bankiewicz. – Prymatolodzy co prawda nie zauważyli żadnych zmian w zachowaniu makaków, ale zwierzę to nie człowiek, a poza tym okres obserwacji nie był długi – mówi prof. Bankiewicz.

Naukowcy pracują zatem nad metodami, które w razie problemów pozwoliłyby ten gen wyłączyć. Mają nadzieję, że w ciągu najbliższych pięciu lat rozpoczną badania z udziałem ludzi. – Będzie to jednak metoda dla osób bardzo ciężko uzależnionych od alkoholu, dla których nie ma już żadnej deski ratunku – dodaje prof. Bankiewicz. – Operowanie zdrowego makaka jest też czymś innym niż operowanie osoby z chorobą alkoholową, która choruje od 10 czy 15 lat. Naczynia krwionośne chorego są inne niż u osoby zdrowej, a zatem ryzyko zabiegu też jest większe.

Bardziej bezpieczną i dostępną dla szerszego grona pacjentów może stać się metoda leczenia uzależnień, którą zaproponowali naukowcy z Ecole Polytechnique Fédérale de Lausanne. Chodzi o przezczaszkową stymulację ultradźwiękową, która jest nieinwazyjna, co oznacza, że ​​nie ma potrzeby przeprowadzania operacji ani wszczepiania elektrod. Urządzenie jest umieszczane na głowie pacjenta i emituje ultradźwięki, które mogą oddziaływać na głębokie struktury mózgu z niespotykaną dotąd dokładnością, a leczenie może być dostosowane do indywidualnych problemów pacjentów.

Terapia ultradźwiękami polegała na tym, że do skóry głowy ochotników naukowcy przymocowali dwie pary elektrod. Jedna para była ustawiona na częstotliwość 2000 Hz, a druga na 2080 Hz. Pozwoliło to wytworzyć wewnątrz mózgu słabe pola elektryczne. Dzięki szczegółowym modelom obliczeniowym elektrody były tak rozmieszczone na skórze głowy, aby sygnały z nich płynące przecięły się w rejonie mózgu, który odpowiada za kontrolę emocji, motywację i pamięć. Zaletą tej terapii są minimalne skutki uboczne. Większość uczestników badań zgłaszała jedynie łagodne nieprzyjemne odczucia na skórze.

– Do tej pory za pomocą technik nieinwazyjnych nie mogliśmy celować w wybrane rejony, ponieważ pola elektryczne o niskim poziomie stymulowały wszystkie obszary między czaszką a głębszymi strefami, co czyniło takie działania nieskutecznymi. To nowe podejście pozwala nam selektywnie stymulować głębokie obszary mózgu, które są ważne w zaburzeniach neuropsychiatrycznych, w tym w uzależnieniach – tłumaczył na łamach „Nature Human Behaviour” dr Pierre Vassiliadis z Ecole Polytechnique Fédérale de Lausanne.

W leczeniu alkoholizmu pomocna może się też okazać psylocybina, związek psychoaktywny występujący w niektórych gatunkach grzybów nazywanych halucynogennymi. Naukowcy z New York University wykazali, że terapia z użyciem tej substancji prowadzi do zwiększonej aktywności w rejonach mózgu zaangażowanych w podejmowanie decyzji i regulowanie emocji. Zaobserwowali zmniejszoną aktywność w obszarach związane z pragnieniem. – Zmiany te sugerują, że psylocybina może tak poprawiać nastrój osób uzależnionych, że nie jest im do tego potrzebny alkohol – mówi dr Broc Pagni, neurobiolog z Langone Center for Psychedelic Medicine New York University. Uczony zapewnia, że efekty terapii były widoczne już następnego dnia po podaniu tego związku i utrzymywały się po zaledwie jednym lub dwóch zastosowaniach. Podkreśla jednak, że leczenie psylocybiną będzie najbardziej skuteczne, jeśli podczas jej stosowania pacjent otrzyma wsparcie psychoterapeutyczne.

Zanim jednak substancja ta zacznie być wykorzystywana do leczenia osób uzależnionych od alkoholu, potrzebne są badania z udziałem większej grupy pacjentów. W tym badaniu było ich zaledwie 11. – Dopóki większe badania nie powtórzą naszych ustaleń, psylocybina nie powinna być wykorzystywana w terapii osób uzależnionych od alkoholu – uważa dr Pagni.

Według Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Polsce uzależnionych od alkoholu jest około 900 tysięcy osób

Obecnie podstawą leczenia alkoholizmu jest psychoterapia. – Polega ona na pracy nad objawami pierwotnymi i osobowością, która doprowadziła do alkoholizmu. Bez psychoterapii uzależnień, która jest leczeniem przyczynowym, nie ma mowy o skutecznym zerwaniu z nałogiem – mówi dr Piotr Sulik, psychiatra z Centrum Medycznego Magwise w Warszawie. – Trzeba się też liczyć z tym, że leczenie choroby alkoholowej jest procesem rozłożonym na lata. Zajmuje pięć, czasem 10 lat, a może się zacząć od pobytu na oddziale stacjonarnym, który trwa 4-6 tygodni.

Dobrze jest, gdy pacjent trafia do ośrodka, który znajduje się daleko od jego miejsca zamieszkania, najlepiej w głuszy, z dala od siedzib ludzkich. – Ma to znaczenie terapeutyczne. Osoba uzależniona zostaje wyrwana ze swojego środowiska, które podtrzymuje jego nałóg. Nie ma kolegów, którzy namawiają do picia, czy sklepów, w których można dostać alkohol na kredyt. Pobyt daleko od domu wymusza trzeźwość i zachęca do refleksji nad sobą – mówi dr Sulik.

W Polsce leczeniem uzależnienia od alkoholu zajmują się ośrodki publiczne oraz prywatne, których powstaje coraz więcej. Jednym z tego powodów jest zbyt długi czas oczekiwania na przyjęcie do ośrodka w ramach NFZ. – Jednego dnia pacjent jest zdecydowany się leczyć, ale następnego może być już nietrzeźwy. W takim stanie do placówki publicznej nie zostanie przyjęty – mówi dr Sulik.

Jeden z najlepszych stacjonarnych ośrodków leczenia uzależnienia od alkoholu, który znajduje się w Otwocku, nowych pacjentów będzie przyjmował dopiero w styczniu przyszłego roku. – Aby tam się dostać, trzeba mieć skierowanie od lekarza POZ. Takie skierowanie powinien też wystawić szpital, w którym pacjent był poddawany detoksykacji – mówi Andrzej Troszyński z Narodowego Funduszu Zdrowia.

Zanim bowiem pacjent trafi na oddział stacjonarny leczenia uzależnień, musi być czysty – nie może mieć alkoholu w organizmie. – Tym zajmują się oddziały detoksykacyjne, na które można się dostać bez skierowania i jest się od razu przyjmowanym – zapewnia Andrzej Troszyński. W ubiegłym roku w ramach NFZ oddziały detoksykacyjne przyjęły niewiele ponad 33 tys. osób, a oddziały leczenia uzależnień od alkoholu – 39,3 tys. pacjentów. To niewiele, bo według Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Polsce uzależnionych od alkoholu jest około 900 tysięcy osób.

Część tych pacjentów trafia do prywatnych placówek, w których obowiązują bardziej elastyczne kryteria przyjęcia niż w ośrodkach publicznych. Przyjmowani są tam pacjenci nietrzeźwi, którzy dopiero na miejscu zostają poddani detoksowi, a potem rozpoczynają terapię. – Należy podkreślić, że detoks nie jest leczeniem uzależnienia. Jest to tylko oczyszczenie organizmu z alkoholu i niwelacja skutków odstawiennych – mówi dr Sulik.

Zdarza się też, że prywatne ośrodki przymykają oko na łamanie niektórych zasad przez pacjentów, np. chory odmawia udziału w zajęciach i personel nic z tym nie robi. – W placówkach publicznych obowiązuje dość ortodoksyjne podejście, które czasami jest potrzebne w terapii. Pacjent musi zachować trzeźwość i spełniać zasady, które obowiązują na oddziale. Jeśli z premedytacją będzie naruszał panujące tam wymagania, zostanie wypisany – mówi dr Sulik, który przez kilka lat pracował w publicznym ośrodku leczenia uzależnień w Otwocku. – Można tam zamieszkać w pokoju z osobą z innej grupy społecznej, także z osobami bardzo zdegenerowanymi. Uważam, że jest to dobre dla terapii. Bo alkoholizm to choroba demokratyczna. Może dotknąć i profesora medycyny, i sędziego, i księdza, i żula. To spostrzeżenie, że jest się na równi z osobą zdegenerowaną, może być dodatkowym bodźcem terapeutycznym i odstręczyć od alkoholu.

Jednak w nawet najlepszych ośrodkach leczenia uzależnienia od alkoholu efektywność terapii nie jest imponująca. – Jedynie 15-20 proc. pacjentów udaje się wyzwolić z nałogu. Pozostali nie osiągają pełnej trzeźwości. Kończą terapię z obietnicą poprawy, ale z czasem wracają. Dlatego potrzebne są terapie wspierające – uważa dr Sulik.

Opieka podtrzymująca po wyjściu z oddziału stacjonarnego polega na psychoterapii i udziale w tzw. grupach samopomocowych, do jakich należy Wspólnota Anonimowych Alkoholików. Przydatne są też terapie wspierające – farmakoterapia oraz TMS, czyli przezczaszkowa stymulacja magnetyczna, która polega na tym, że specjalne urządzenie wytwarza pole elektromagnetyczne oddziałujące na wybrany obszar mózgu. Wybór miejsca w mózgu zależy od zgłaszanych przez pacjenta objawów, ale zazwyczaj jest to kora przedczołowa.

Pacjent siedzi i przez 10 minut ma się nie ruszać. Takim sesjom jest poddawany 10 razy dziennie co godzina przez 5 dni. – W tym czasie wykonujemy z reguły 50 zabiegów TMS. To bardzo intensywna terapia, ale niektórzy pacjenci już po ostatniej sesji czują mniejszą potrzebę sięgnięcia po alkohol. Natomiast większość zaczyna odczuwać poprawę tydzień lub dwa po zakończeniu terapii – mówi dr Sulik. Terapia TMS działa przeciwobsesyjnie, co sprawia, że zmniejsza potrzebę picia, oraz przeciwdepresyjnie i przeciwlękowo. Z dotychczasowych danych wynika, że przynosi ona efekt u około 60 proc. pacjentów uzależnionych od alkoholu.

– Terapia TMS jest leczeniem objawowym. Za jej pomocą nie wyleczymy nikogo z uzależnienia, ale zmniejszymy u niego głód alkoholowy, poprawimy mu nastrój, zmniejszymy uczucie lęku – mówi dr Sulik i dodaje, że jest jeden warunek, aby tak się stało – pacjent cały czas musi uczestniczyć w psychoterapii. – Są osoby, które po 10 latach trzeźwości mogą powiedzieć, że pokonali nałóg i nie muszą już uczestniczyć w terapii, ale przez pierwsze lata trzeźwości stała psychoterapia uzależnień jest absolutnie konieczna – mówi dr Sulik.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version