Jeśli twoja babka została zgwałcona, daj to na jedynkę”, mawiała Cissy Patterson, hrabina Giżycka, naczelna „Washington Herald”, najbardziej znienawidzona kobieta Ameryki

Wyobrażała sobie średniowieczny zamek z wieżami, fosą i mostem zwodzonym w pakiecie. Plus, oczywiście, nowoczesna kanalizacja i centralne ogrzewanie – amerykańska panna dziedziczka była przyzwyczajona do wygód. Dostała neogotyckie domiszcze pilnie wymagające remontu oraz wołyńską wieś cztery dekady po zniesieniu pańszczyzny: błoto, brud, chłopi przygięci do ziemi ciężką pracą, chłopki całujące panią po rąbku sukni, i bosonogie, niedożywione dzieci – niektóre dziwnie podobne do jej męża Józefa Giżyckiego.

W jej nowym domu pokoje były niemal pozbawione mebli, a zdarte tapety zwisały ze ścian. W sypialni męża stał wielki stół, a na nim fotografie kobiet – niektóre w strojach do jazdy konnej, inne w sukniach balowych, a jeszcze inne zupełnie nagie. Jedna trzymała na ręku małe dziecko.

Cissy Patterson w późniejszym życiu zyska reputację osoby cynicznej, bezwzględnej i wrednej. Sama będzie mawiać, że woli „rozpętywać piekło, niż hodować warzywa”. Ale 22-letnia hrabina Giżycka przełknęła upokorzenie i dała się zaprowadzić do swojej sypialni.

A w tejże sypialni znalazła niemal jeszcze ciepłe rzeczy należące do kobiety z dzieckiem ze zdjęcia, angielskiej kochanki swojego męża, którą ten niedawno odprawił i nie uznał za stosowne niczego w jej pokoju zmieniać. Na łóżku leżała jej pościel, w umywalce jej włosy, na toaletce jej mydło. „To było okrutne”, powie Cissy. Hrabia chciał żonie pokazać, gdzie jest jej miejsce. I nie był w tym przesadnie subtelny.

Eleanor Cissy Patterson urodziła się 7 listopada 1881 roku. Jej dziadek, Joseph Medill, wydawał największy dziennik na Środkowym Zachodzie, „Chicago Tribune”, a wnuczka była jego oczkiem w głowie.

20-letnia panna została wysłana do Europy nabrać ogłady, i w Wiedniu, na aukcji koni, poznała Józefa Giżyckiego. Hrabia miał herb, dobra na Wołyniu, kawalerski wąs i hazardowe długi. Amerykanka – ogniście rude włosy, głód przygody, ale przede wszystkim pieniądze. Giżycki uruchomił cały swój urok osobisty i przekonał Cissy do małżeństwa.

Rodzice byli sceptyczni. Sprawdzili przyszłego zięcia i się przerazili: hrabia miał reputację kobieciarza i alkoholika, był na krawędzi bankructwa. Ale Cissy się uparła i po dwóch latach wymusiła zgodę rodziców. Warunkową, bo ojciec odmówił posagu. Hrabia jednak nie zamierzał wracać do domu z pustymi rękami. Tuż po ceremonii ślubnej zniknął jak kamfora i odnalazł się na dworcu z ultimatum: albo dostanie posag, albo wyjeżdża sam. Ostatecznie teść podwoił sumę, którą miał wypłacać córce, do 20 tysięcy dolarów rocznie – obecnie to jakieś trzy miliony.

W noc poślubną hrabia znów żonę zostawił, ale tym razem wrócił z własnej inicjatywy. Nad ranem. I brutalnie wyegzekwował obowiązki małżeńskie. „Potraktował mnie jak ukraińską chłopkę”, napisze potem Cissy w autobiograficznej powieści „Fall Flight”; waszyngtońskim dziedziczkom, uważała, z automatu należy się lepsze traktowanie. Jej mąż takich uprzedzeń nie miał – wszystkie kobiety traktował równie okropnie.

Rodzice byli sceptyczni. Sprawdzili przyszłego zięcia i się przerazili: hrabia Giżycki miał reputację kobieciarza i alkoholika, był na krawędzi bankructwa. Ale Cissy się uparła

Batalię o hrabiankę Felicię prasa opisywała z lubością i detalami. Dziewczynkę, fotogenicznego blond aniołka z loczkami, porwał jej ojciec, polski hrabia o niewymawialnym nazwisku, i nie chciał oddać amerykańskiej matce. Cissy, która mawiała, że dewizą jej wydawniczej rodziny jest „jeśli twoja babka została zgwałcona, daj to na jedynkę”, niewątpliwie doceniłaby rynkowy potencjał tej dramy. Pewnie bawiła ją dużo mniej, gdy sama była jej bohaterką.

Z mężem wytrzymała cztery lata. Zimą 1908 roku, po kłótni zakończonej rękoczynami – jej ojciec właśnie zakręcił kurek z pieniędzmi i hrabia nie znosił tego najlepiej – spakowała córkę i przeniosła się do Londynu. „Pragnęłam uciec od tego mężczyzny, którego nienawidziłam i życzyłam śmierci – jemu albo sobie – chciałam być wolna od człowieka, który stał się moim panem od dnia, w którym go poznałam”, napisze.

Ale Giżycki nie zamierzał poddać się tak łatwo: porwał córkę i dopiero interwencja prezydenta USA u cara zmusiła go do oddania Felicii. A 28-letnia Cissy wróciła do domu. Z dzieckiem, którym będą się zajmować głównie nianie i alergią na romantyczną miłość.

Następne dwie dekady spędziła rozrywkowo. Polowała na jelenie na ranczu w Wyoming i wpływowych mężczyzn na waszyngtońskich salonach. Znajomi najczęściej porównywali Cissy do kota: pełnego gracji, ale bezwzględnego drapieżnika.

Romansowała z mężem i kochankiem byłej przyjaciółki, córki prezydenta Alice Roosevelt (gdy Alice wysłała rywalce jej własne szpilki do włosów, które znalazła na podłodze w bibliotece, Cissy odpisała, żeby zajrzała na żyrandol, bo zgubiła też majtki) i z niemieckim dyplomatą podejrzewanym o szpiegostwo.

W 1925 roku wyszła za mąż za prawnika Elmera Schlesingera głównie po to, by wkurzyć swoją antysemickę rodzinę. Mąż numer dwa, dla odmiany człowiek dobry, cierpliwy i kochający, wytrzymał z nią cztery lata, po czym zmarł na atak serca.

Z córką nie dogadywała się spektakularnie. „Łatwiej pokierować zaprzęgiem młodych łosi. Cały czas muszę pamiętać, że jest w połowie Polką”, narzekała Cissy. Po wyjątkowo burzliwej kłótni na ranczu, z szarpaniem za włosy włącznie, Felicia wskoczyła na konia, pogalopowała na oklep do najbliższego miasta, wyciągnęła pieniądze z banku i wsiadła w pociąg.

W Salt Lake City dogonił ją zakochany w niej Drew Pearson, przyszła legenda politycznego dziennikarstwa. Felicia uważała go jednak za nudziarza, więc jemu też się urwała i pojechała, sama, do San Diego, gdzie przez pół roku pracowała jako kelnerka. Niezmordowany Pearson i tam ją odnalazł, i zaproponował układ: spróbujmy małżeństwa na trzy lata, jak się nie spodoba, rozwiedziemy się. Giżycka zgodziła się głównie dlatego, że małżeństwo było formą ucieczki od matki. I dokładnie trzy lata później wniosła o rozwód.

Była młoda, ładna, sławna i zamożna, trwały szalone lata 20., Felicia wolała się bawić. Jak powie: odkryłam, że po drinku lub dwóch mogłam się zrelaksować, tańczyć, śmiać się. Czuć się popularna. Czuć się akceptowana.

Później krążyła między Europą a Ameryką, okazjonalnie pisząc – wydała dwie autobiograficzne książki, w obu są straszne matki – ale głównie pijąc, balując i romansując. Miała jeszcze dwóch mężów i własnego okropnego polskiego hrabiego Alfreda Potockiego. „Felicja wyjeżdża za granicę – znów trzeba będzie po nią pojechać i wygrzebać z kolejnego romansu”, będzie wzdychać Patterson.

Jej trzeci mąż szefował klubowi anonimowych alkoholików. Felicja skorzystała z tej terapii i po raz pierwszy od lat wytrzeźwiała. Ale to małżeństwo także skończyło się rozwodem. „Spędziłam tak dużo czasu, nienawidząc matki. Jak mogłam naprawdę kogokolwiek pokochać?”, podsumowała córka Cissy.

– Pewnie myślicie, że to jakiś żart, ale spróbujmy się dogadać. A, i nie musicie przy mnie nosić marynarek – tak nowa szefowa przywitała redakcję „Washington Herald”. Miała 48 lat, w życiu niczym nie zarządzała, a jej doświadczenie w pracy w mediach sprowadzało się do obserwowania dziadka i pisaniu felietonów do gazety brata. Była też pierwszą kobietą na stanowisku naczelnej stołecznego dziennika.

Nikt nie wróżył temu eksperymentowi sukcesu. Nawet legendarny magnat prasowy William Randolph Hearst, który w 1930 roku zatrudnił Cissy, zrobił to głównie dlatego, żeby wbić szpilę konkurencji, konkretnie jej bratu i kuzynowi. Kuzyn, Robert McCormick, przejął po dziadku „Chicago Tribune” i przesunął redakcję mocno w prawo: przeciwników politycznych wyzywał od histerycznych kastratów i polował na komunistów. Joe Patterson z kolei na tle rodziny był wręcz lewakiem – popierał prezydenta Franklina Delano Roosevelta i Nowy Ład – a jego gazeta, pierwszy amerykański tabloid „New York Daily News”, miała być dziennikiem dla mas pracujących.

Cissy specjalnie politycznych sympatii nie miała – interesowała ją głównie ona sama – ale też odziedziczyła po dziadku dryg do mediów. Hearst z kolei wiele nie ryzykował, czytelnictwo jego dwóch stołecznych gazet, porannego „Washington Herald” i popołudniowego „Washington Times”, i tak szorowało po dnie.

Nowa naczelna politykę połączyła z tematami społecznymi i waszyngtońskimi plotkami. Zatrudniała kobiety: konkurencja drwiła z „kurnika Cissy”, ale czytelniczki doceniły. Nie wahała się też używać kolumn gazety do załatwiania prywatnych waśni, a odszkodowania wypłacała z własnej kieszeni.

W gabinecie zawsze miała butelkę szkockiej, której sobie nie żałowała, języka używała barwnego, a zwalniała bez sentymentów. Jak to ujął jeden z reporterów, miała czerwony pedicure i temperament w podobnym kolorze.

– Problem ze mną jest taki, że jestem starą mściwą irlandzką suką – mawiała. I dodawała: – Nie da rady być jednocześnie dobrym reporterem i damą. Ja tam wolę być reporterem.

W 1939 roku Patterson odkupiła od Hearsta obie gazety, zrobiła z nich jedną, „Washington Times-Herald”, wypuszczała 10 wydań dziennie, a sprzedaż skoczyła do prawie 200 tysięcy egzemplarzy.

A potem wybuchła wojna.

Wnuki Josepha Medilla może i miały różne polityczne sympatie, ale co do jednego się zgadzały: Ameryka nie powinna się mieszać w żadne zagraniczne awantury. Stany Zjednoczone powinny pozostać neutralne. I przez dwa lata na łamach swoich gazet drukowały antywojenną propagandę.

Dopiero gdy w 1941 roku Japonia zbombardowała bazę amerykańskiej marynarki wojennej w Pearl Harbor, Pattersonowie patriotycznie zaoferowali prezydentowi wsparcie. Ale Roosevelt pomoc odrzucił, obrażając przy okazji rodzeństwo. Miał tego pożałować, bo zamiast sojuszników dostał śmiertelnych wrogów. „Mam ich dość – Cissy, jej brata i kuzyna – moim zdaniem są stuknięci. Ciągle się mnie czepiają”, skarżył się Churchillowi.

Tak bardzo starali się osłabić prezydenta, że ich krytycy zastanawiali się, po czyjej są stronie. W 1942 roku, w czasie bitwy bitwy o Midway, gazety Cissy i jej brata opublikowały teksty o tym, że Stany Zjednoczone posiadały wcześniejszą wiedzę na temat ruchów japońskich sił. Nie napisali wprost, że USA złamały kody japońskiej marynarki, ale trudno było nie dojść do tego wniosku. Prezydent chciał wręcz oba dzienniki pozwać za szpiegostwo.

A magazyn „Collier” nazwał Cissy „najpotężniejszą kobietą Ameryki” i „najbardziej znienawidzoną”.

Ale marynowanie się we własnym jadzie, wojny z córką – w 1945 roku Felicia się z matką oficjalnie „rozwiodła”, deklarując, że jej matka „bardziej dba o swoje pudle niż o mnie” – i alkohol pity w ilościach przemysłowych przestały Patterson służyć. Uważała, że wszyscy chcą tylko jej pieniędzy i jej gazety, a już najbardziej McCormick. Rozpowiadała, że jeśli umrze w podejrzanych okolicznościach, będzie to oznaczało, że kuzyn ją zamordował.

Testament zmieniała kilkakrotnie, głównie po to, żeby zrobić na złość spadkobiercom. Kiedy po raz kolejny wyliczyła córce, dlaczego nie ma ochoty zostawić wszystkiego jej, Felicja wybuchła: „Obyś smażyła się w piekle, o ile istnieje. Z mojego życia zrobiłaś jedno wielkie piekło od czasów, gdy byłam niemowlęciem, głupia suko. A swoje pieprzone pieniądze możesz sobie wsadzić”.

24 lipca 1948 roku pudle Cissy wyły całą noc, ale pani domu znana była z tego, że zwalniała służbę z byle powodu, więc nikt nie ośmielił się sprawdzić dlaczego. Rano lokaj znalazł ją martwą w skłębionej pościeli. W akcie zgonu zapisano atak serca, córka ekspresowo zarządziła kremację. Cissy Patterson miała 66 lat.

McCormick był wtedy w Paryżu, więc miał alibi, ale podobno na wieść o śmierci kuzynki zaczął śpiewać. Miał powody, bo Patterson zostawiła gazetę siedmiu redaktorom, a ci bardzo szybko ją sprzedali właśnie McCormickowi. Ale Cissy najwyraźniej przeklęła „Washington Times-Herald”, bo ani siódemka redaktorów, ani jej kuzyn nie zdołali powstrzymać spadku nakładu.

McCormick w końcu sprzedał go właścicielowi „Washington Post”, a ten go wchłonął.

***

Historia Kobiet to podcast o kobietach, które zmieniały świat, a przy okazji poszerzały granice tego, co wolno i wypada. Królowe i kurtyzany, rewolucjonistki i rowerzystki, naukowczynie, polityczki i skandalistki – każdy odcinek to opowieść o fascynującej bohaterce, która zazwyczaj nie zmieściła się w podręczniku do historii. Podcast przybliża wyzwania i triumfy, pasję i ciężką pracę kobiet, które odważyły się wyjść z przypisanej im roli i realizować własne marzenia.

Premiera nowego odcinka w każdy piątek o godz. 8 na Newsweek.pl oraz w Onet Audio.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version