Jeszcze w VII-VIII w. n.e. Słowianin znad Łaby mógł się bez trudu porozumieć z tym znad Wołgi. Prasłowiański język odniósł olbrzymi sukces i bardzo szybko rozprzestrzenił się na jedną czwartą Europy. Jak to się więc stało, że dziś Polacy i Bułgarzy mówią zupełnie inaczej? Kształtowanie się języka polskiego to fascynujący proces.
W Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu przechowywany jest niezwykły wolumin. „Księga henrykowska”, napisana w XIII w. przez niemieckiego mnicha po łacinie, zawiera kilka słów bezcennych dla Polaków. W jednym z fragmentów księgi czeski rycerz Boguchwał zwraca się do swojej żony, Polki, mielącej ziarna: „Day ut ia pobrusa, a ti poziwai”, co musiało brzmieć jako: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”.
Dzisiaj słowa te zna każdy uczeń, bo to pierwsze w naszej historii pełne zdanie zapisane w języku polskim. Historia polszczyzny jest jednak o wiele dłuższa. Zanim doszło do zapisania słynnych słów w „Księdze henrykowskiej”, język polski, podobnie jak cała grupa języków słowiańskich, przeszedł interesującą ewolucję. Dzięki badaniom lingwistycznym, historycznym i archeologicznym naukowcy mogą coraz precyzyjniej prześledzić rozwój polszczyzny, która jeszcze nie tak dawno miała niewiele wspólnego z naszą współczesną mową.
Pradziejowe śledztwa
Z całą pewnością nie zrozumielibyśmy dziś ani słowa z języka będącego praprzodkiem wszystkich języków używanych w Europie i zachodniej Azji – praindoeuropejskiego. Jednak jego ślady zachowały się w językach współczesnych. Do niedawna nie wiadomo było nawet, z którego konkretnie rejonu starożytnego świata praindoeuropejski pochodzi. Ustalił to dokładnie dopiero w zeszłym roku międzynarodowy zespół naukowców lingwistów i genetyków pod kierownictwem dr. Russela Graya z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maksa Plancka w Lipsku. Zweryfikowali oni dwie dominujące dziś w nauce teorie powstania pierwszych języków, które wydzieliły się z języka praindoeuropejskiego – jedna z nich mówiła, że stało się to na azjatyckich stepach około 6 tys. lat temu, a druga – że 9 tys. lat temu w rejonie Żyznego Półksiężyca, czyli w kolebce cywilizacji rolniczej.
Foto: fot. Hardy PL/Wikimedia Commons/CC BY 4.0
Naukowcy na podstawie danych historycznych, starych zapisków w językach już wymarłych oraz analizy języków współczesnych opracowali nowy zestaw danych zawierający podstawowe słownictwo ze 161 języków indoeuropejskich, w tym 52 języków starożytnych lub historycznych. Do tego przeprowadzili modelowanie komputerowe, pokazujące, jak rozprzestrzeniały się ludy mówiące dziś językami z rodziny indoeuropejskiej. Z tych badań wynika, że część języków indoeuropejskich narodziła się na północnych krańcach Żyznego Półksiężyca, na południe od pasma górskiego Kaukazu – od północnej Persji po Anatolię, leżącą dziś na terytorium Turcji. Stało się to, według szacunków zespołu dr. Graya, około 8,1 tys. lat temu. Ten prajęzyk i jego powstające z upływem czasu dialekty wraz z migrującymi ludami rozpowszechniły się w epoce kamiennej w całej Eurazji.
O językach, jakimi mówiono w Europie, w tym na ziemiach należących dziś do Polski, przed dotarciem tu języków indoeuropejskich, nie wiadomo nic. – A takie języki musiały tu być, bo obecność człowieka współczesnego na naszych terenach sięga przecież znacznie dalej niż parę tysięcy lat wstecz – mówi dr Marek Majer, specjalista w dziedzinie historii języków słowiańskich z Uniwersytetu Łódzkiego. Naukowcy nie są w stanie wykluczyć, że z tych prastarych języków mogły pochodzić nazwy naszych rzek, choćby Odry, Narwi, Noteci, Drawy czy Drwęcy. – Nie są one słowiańskie, ale mogą mieć swój rodowód w innych językach indoeuropejskich – uważa dr Majer. Naukowcy w każdym języku natrafiają na wyrazy, których rodowód jest zupełnie niejasny. Wtedy można podejrzewać, że powstały na niwie lokalnej, wymyśliła je lokalna ludność, ale jej motywacja została na tyle zatarta, że naukowcy nie są w stanie odtworzyć źródeł tego słowa. Może to też być zapożyczenie z języka, który wcześniej istniał na tym terenie, ale nie został po nim ślad.
Taką zagadką jest dla badaczy Wisła. – To nazwa, która nie tylko z pewnością nie jest słowiańska, ale nie da się jej przypisać też żadnemu językowi z rodziny indoeuropejskiej. Czy słowo „Wisła” mogło być przejęte od dawniejszej, przedindouropejskiej ludności? Nie można tego wykluczyć, lecz jest to czysta spekulacja – mówi dr Majer.
Prasłowiańskie czy germańskie?
Dopiero około 3,5 tys. lat temu z języków praindoeuropejskich wyodrębnił się język, który naukowcy uważają za przodka wszystkich języków słowiańskich. – Nazywamy go umownie prasłowiańskim. Jeszcze ok. 1,3 tys. lat temu wszyscy Słowianie posługiwali się tym jednym językiem – mówi dr Majer. Języki słowiańskie pojawiły się na terenie dzisiejszej Polski w VI-VII w n.e., a wcześniej dominowały tu języki germańskie, którymi posługiwali się obecni na tych terenach Goci, ale także celtyckie, bałtyjskie czy irańskie Do dzisiaj w polszczyźnie pozostały ślady po tych językach. – Germański rodowód mają prawdopodobnie nazwy miejscowości zakończone na -ądz, takie jak Grudziądz, albo nazwy pomniejszych rzek zakończonych na -bok (Kłodobok, Ołobok). Mają one postać, która wskazuje na germańskie elementy słowotwórcze (odpowiednio -ing-, -bak-, – to ostatnie oznacza „strumień”), które jednak poprzez zmiany głosek, typowe dla języka prasłowiańskiego, przyjęły swoją dzisiejszą postać -ądz, -bok – mówi dr Majer.
Tych słów pochodzenia germańskiego w językach słowiańskich jest całkiem sporo. I nie chodzi tutaj o zapożyczenia z niemieckiego, tzw. germanizmy, które możemy skojarzyć jako słowa pochodzenia niemieckiego, np. szlauf, jarmark, cukier czy kartofel. Te wyrazy wówczas nie istniały w dialektach plemion germańskich. – Prastare germanizmy to słowa, których my już nie rozpoznajemy jako germańskie, np. wyraz „ksiądz”. To słowo pochodzenia germańskiego, które jest pokrewne germańskim określeniom na króla. Prasłowianie przejęli ten wyraz od Germanów w znaczeniu właśnie władcy, czy to cywilnego, czy potem kościelnego. Słowo to zostało przyswojone na tyle wcześnie, że osobom, które nie są językoznawcami, trudno je rozpoznać – mówi dr Majer.
Syn i wdowa wśród najstarszych
Z pewnością jednak język Słowian należał do grupy języków indoeuropejskich, podobnie jak języki germańskie, którymi mówiono na naszych terenach przed pojawieniem się kultury słowiańskiej. Dowody na praindoeuropejskie pochodzenie języków słowiańskich obecne są w naszej mowie do dziś. To np. „syn” i „wdowa”, które w sanskrycie (języku starożytnych Indii) brzmią odpowiednio sūnuh i vidhavā. – Praindoeuropejskie słowo określające syna rekonstruujemy jako *suhnus (gwiazdka * oznacza formę rekonstruowaną przez językoznawców). We wczesnej prasłowiańszczyźnie, ok. V w. n.e., wyraz ten brzmiałby *sūnu (gdzie ū oznacza długie u). Kilkaset lat później, w późnej prasłowiańszczyźnie z ok. IX w. n.e., brzmi już *syn (gdzie na końcu należy czytać mniej więcej jak nieakcentowane angielskie e). W okresie wyodrębnienia się polszczyzny, na przełomie I i II tysiąclecia n.e., to już syn, jak dzisiaj – tłumaczy dr Majer.
Podobnie jest ze słowem „wdowa”. – We wczesnej prasłowiańszczyźnie V w. n.e. mielibyśmy tu *vidavā (gdzie znów ā oznacza długie a). Późna prasłowiańszczyzna IX w. miała tu już postać *vdova (gdzie należy czytać mniej więcej jak krótkie angielskie i). A w okresie na przełomie tysiącleci, w początkach samodzielnej polszczyzny, brzmiało ono już tak jak dzisiaj – mówi dr Majer. Lingwistyczna historia słowiańszczyzny wskazuje na to, że ta rodzina języków pojawiła się w wyniku migracji ludności w VI w. n.e.
W tym czasie język prasłowiański zaczyna się rozprzestrzeniać na duże obszary wschodniej i południowej Europy, częściowo wypierając istniejące tam wcześniej języki. – Wiemy o nim stosunkowo dużo. Nie jest co prawda zapisany w piśmie, lecz języki słowiańskie są do siebie na tyle zbliżone – a w dodatku niektóre z nich są udokumentowane w piśmie na tyle niedługo po wyodrębnieniu się z prasłowiańskiego – że możemy go rekonstruować z dość dużą precyzją i odnajdywać w nim ślady łączące go z innymi językami indoeuropejskimi – tłumaczy dr Majer. Naukowcy rekonstruują ten język, analizując najstarszą dokumentację języków południowosłowiańskich, wschodniosłowiańskich, zachodniosłowiańskich, porównują je, szukają regularności oraz różnic fonetycznych, składniowych czy leksykalnych. To pozwala ustalić, jak brzmiał ów pierwotny przodek języków słowiańskich.
Badania te pokazały, że w językach współczesnych Słowian wciąż są ślady tej pierwotnej mowy. W którym najwięcej? – Trudno powiedzieć, choć wiele nacji spiera się o to, czyj język jest najbliższy temu pierwotnemu, najbardziej „oryginalny” – mówi dr Majer. – Np. w prasłowiańskim istniały samogłoski nosowe ą i ę – i mają ją wciąż język polski i kaszubski, ale nie mamy kategorii liczby podwójnej, która zachowała się w językach słoweńskim i łużyckich. W bułgarskim i macedońskim z kolei najlepiej zachowały się pierwotne formy czasu przeszłego, podobne do staropolskich form mołwich (powiedziałem) czy idziecha (poszli), ale za to języki te utraciły odmianę przez przypadki. Bułgarzy i Macedończycy wykształcili też rodzajnik określony, zupełnie obcy pierwotnej słowiańszczyźnie. Każdy współczesny język słowiański ma więc coś starego i coś nowego – podsumowuje dr Majer.
Narodziny nowych języków
Jeszcze w VII-VIII w. n.e. Słowianin znad Łaby mógł się bez trudu porozumieć z tym znad Wołgi, a Słowianin osiadły nad Bałtykiem dogadałby się z tym z wybrzeży Morza Egejskiego. Prasłowiańszczyzna była wszędzie dość jednorodna. Naukowcy do dzisiaj głowią się nad tym, jak to właściwie było możliwe. Jakim cudem w ciągu dosłownie 100 lat nowy język rozprzestrzenił się na obszarze jednej czwartej Europy? O ile w przypadku terenów Polski można to jeszcze zrozumieć, bo w VI w. nastąpiła tu zapaść demograficzna, a centralną Europę opuściły – najprawdopodobniej z powodu nagłych zmian klimatycznych – ludy germańskie, to w przypadku krajów bałkańskich sprawa jest już trudniejsza. – To były kraje, które w momencie przybycia Słowian miały wiele stuleci rozwoju za sobą, kulturową spuściznę starożytnej Grecji i Rzymu, były na zupełnie innym poziomie rozwoju niż Słowianie – mówi dr Majer. Niemożliwe jest więc, że prymitywni Słowianie ze stepów i bagien starli się z bałkańską ludnością i po prostu przegnali ją z jej ziem. – Z jakiegoś powodu te kraje przyjęły kulturę słowiańską i język tego ludu. Być może struktura społeczna Słowian czy też ich sposób życia okazały się na tyle atrakcyjne, że ludność, która zamieszkiwała Bałkany, była gotowa się zasymilować, przynajmniej językowo – sądzi dr Majer.
Ale w kolejnych dziesięcioleciach zaczynają zaznaczać się pewne drobne, lokalne różnice między słowiańszczyzną z północy i z południa. To wciąż jednak były tylko niuanse, może inny akcent. – Słowianin z terenów Polski z VIII w. przeniesiony na tereny ówczesnej Grecji z pewnością słyszałby, że tamci mówią trochę inaczej, ale bez problemu by się zrozumieli i dogadali – mówi dr Majer. W IX w. można już mówić o wyodrębnieniu się dialektów Lechitów. Do dawnych języków lechickich należał również wymarły język Słowian połabskich, z terenu dzisiejszych Niemiec, a także język pomorski z pozostałością w postaci kaszubszczyzny – to wszystko były dialekty lechickie, czyli najdalej na północny zachód wysunięty odłam języków słowiańskich.
O wykształcaniu się odrębnych języków w ramach słowiańszczyzny możemy mówić dopiero mniej więcej od końcówki pierwszego tysiąclecia naszej ery.
– Jest to proces związany przede wszystkim z kształtowaniem się trwalszych bytów politycznych – w naszym wypadku monarchii piastowskiej – mówi dr Majer.
W „Bulli gnieźnieńskiej”, dokumencie spisanym po łacinie w 1136 r., pojawia się już wiele nazw miejscowości ewidentnie należących do języka polskiego, w tym nazwa samego Gniezna.
Zapisać słowo
O zapiski w innych językach słowiańskich też nie było łatwo. – Najstarsza, znacząca dokumentacja piśmiennych języków słowiańskich to zapiski w języku zwanym dziś staro-cerkiewno-słowiańskim z IX w. n.e. – mówi dr Majer. Związane są one z działalnością dwóch bizantyjskich misjonarzy – Cyryla i Metodego, którzy przybyli do państwa Wielkich Moraw, położonego na terenach dzisiejszej Słowacji, częściowo Czech i Węgier. Książę wielkomorawski Rościsław wezwał tam misjonarzy z Bizancjum, aby pomagali krzewić chrześcijaństwo wśród poddanych w języku, który byłby dla nich zrozumiały. A Cyryl i Metody według źródeł dobrze posługiwali się słowiańską mową: „Słyszysz li filozofie, słowa te. Otóż dam ci dary mnogie, weź z sobą brata swego, ihumena Metodego, i idź. Jesteście bowiem Tesalończykami, a wszyscy Tesalończykowie czysto po słowiańsku mówią” – tak podobno rzekł cesarz bizantyjski Michał III do braci według „Żywota Św. Metodego” z 886 r.
Choć naukowcy do dzisiaj spierają się o pochodzenie etniczne Cyryla i Metodego, wydaje się, że jednak nie byli oni Słowianami, ale Grekami i mieszkali w mieście Tesalonika (dzisiejsze Saloniki). Istnieją też domniemania, że być może matka braci była Słowianką, stąd u nich wyjątkowo dobra znajomość słowiańskiej mowy. Nie zostało to jednak udowodnione.
Cyryl i Metody przetłumaczyli na słowiańską mowę Pismo Święte, a konkretnie Nowy Testament i fragmenty Starego Testamentu, zapisując go za pomocą wymyślonych przez siebie zestawu 38 znaków, nazwanych później przez historyków głagolicą. – Tak powstaje pierwszy pisany język słowiański, który staje się później podstawą rozwoju literatury, głównie w prawosławnych krajach słowiańskich, na południu i na wschodzie Słowiańszczyzny – mówi dr Majer. Jednak w ciągu kolejnych 300 lat pismo głagolickie, które stanowiło byt osobny i nietypowy, niewątpliwie trudny do nauki, zostało niemal wszędzie zastąpione alfabetem cyrylickim – czyli zasadniczo przystosowaną do zapisu głosek słowiańskich odmianą pisma greckiego. Trzeba pamiętać, że to język grecki i jego pismo uchodziły w świecie wschodniego chrześcijaństwa za najbardziej prestiżowe.
Wraz z różnicowaniem się języków słowiańskich i wyodrębnianiem państw pozostających w dwóch różnych strefach wpływów – zachodnioeuropejskiego i bizantyjskiego – nowe języki zaczęto zapisywać albo znakami łacińskimi, albo cyrylicą. One same również ewoluowały. I dziś, po tysiącu lat tej ewolucji, nie ma już szans na to, żeby Polak bez problemu zrozumiał Bułgara czy nawet Rosjanina, jeśli nigdy nie uczył się tych języków. Ale każdy Słowianin, słysząc nawet obco brzmiącą słowiańszczyznę, nie będzie miał wątpliwości, że jest wśród swoich.