Jesteśmy zaprogramowani do miłości i bliskości. Pragniemy być kochani, doceniani i akceptowani. Przynależność daje nam poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty. Zdarza nam się jednak zatracić w niej bez pamięci, gubiąc przy tym jakąś część siebie. Jak realizować potrzebę przynależności, pozostając autentycznym sobą?

Meryl Streep w jednym w wywiadów powiedziała: „Kiedyś wchodziłam do pokoju pełnego ludzi i zastanawiałam się, czy oni mnie lubią. Dziś wchodzę i zastanawiam się, czy ja ich lubię”. W życiu niektórych z nas przychodzi taki moment, kiedy przestajemy przejmować się tym, co powiedzą o nas inni.

Przekierowujemy soczewkę uwagi do wewnątrz. Stajemy się świadomi swoich potrzeb i wartości. Jesteśmy czujni na to, co sygnalizują nam emocje. W końcu potrafimy rozróżnić, co jest dla nas naprawdę istotne, a co możemy puścić bez żalu. Znacznie bardziej interesuje nas to, jak my sami o sobie myślimy oraz jak się ze sobą czujemy, niż to, jak postrzega nas otoczenie.

Nie zabiegamy już o zewnętrzny poklask. Potrafimy dać go sobie sami. Świadomość tego, kim jesteśmy, życiowe doświadczenia oraz wynikająca z nich mądrość pozwalają nam z empatią spojrzeć wstecz na wszystkie lata, które upływały nam na szukaniu akceptacji w cudzych oczach. Na przeglądaniu się w opinii innych jak w lustrach, które miały nam pokazać, czy jesteśmy właściwi, wartościowi i wystarczający.

Dochodzenie do życia autentycznego, do samoakceptacji to długi proces, który wymaga od nas uważności, cierpliwości, wysiłku i zaangażowania. Świadomość, jak bardzo zmieni to jakość naszego życia, sprawia, że dużo łatwiej jest nam wytrwać w tej zmianie.

W bezrefleksyjnej pogoni za przynależnością często nie dostrzegamy, kiedy zaczynamy się dopasowywać, modyfikować, formować na nowo. W imię poczucia bezpieczeństwa automatycznie podporządkowujemy się innym ludziom oraz konwenansom. Zakładamy kolejne maski, by spełniać oczekiwania. Wierzymy, że tylko w ten sposób zdobędziemy akceptację i miłość, których pragniemy. Dlatego zaczynamy kontrolować siebie, albo – jak powiedziałaby amerykańska pisarka i aktywistka Glennon Doyle – „zaczynamy siebie poskramiać”. Swoje emocje, intuicję, odwagę i wyobraźnię. Czyli to wszystko, co sprawia, że doświadczamy witalności, radości i przyjemności wynikających ze zgody na siebie.

Normy społeczne, kody kulturowe oraz surowe wychowanie zasiewają w nas zgubną i dewastującą myśl, że to, kim jesteśmy, nie wystarcza; że nasze otoczenie oczekuje od nas więcej lub czegoś innego. I chociaż czujemy, że udawanie kogoś, kim nie jesteśmy, drenuje nas z energii, wciąż w to brniemy. Dlaczego? Powody mogą być różne. Część z nas robi to z lęku przed odrzuceniem. Inni – ze strachu przed porażką. Są też tacy, których paraliżuje wstyd. To on sprawia, że poddajemy się myśli, iż nasze niedoskonałości czynią nas gorszymi, mniej wartościowymi. Tymczasem nie są one niczym złym. Nie definiują nas, tylko niosą prawdę o nas.

„Kiedy jesteśmy niedoskonali, pokazujemy się od prawdziwej strony” – pisze w jednej ze swoich książek amerykańska badaczka związków międzyludzkich Brené Brown. Każda z naszych niedoskonałości jest częścią nas, jest częścią naszej historii. Odrzucając ją, odrzucamy również siebie. Tak właśnie działa wstyd. Nie pozwala nam pokazać się od prawdziwej strony, oducza nas mówienia o swoich słabościach bez strachu, skrępowania i poczucia winy.

Wstyd jest jednym z najbardziej powszechnych ludzkich doświadczeń. Wszyscy go odczuwamy. I wszyscy traktujemy jak tabu. Paradoks polega na tym, że im mniej o nim mówimy, tym większą ma on nad nami przewagę i w tym większym stopniu wpływa na nasze życie. Nie ma innej metody uporania się ze wstydem niż mówienie o nim i oswajanie się z tym, co dla nas wstydliwe.

Bycie prawdziwym bywa oczywiście trudne i wymaga od nas odwagi. Odsłonięcie swoich czułych i wrażliwych miejsc wiąże się z ryzykiem bycia zranionym, a to z kolei kojarzy się nam z bólem, którego za wszelką cenę staramy się uniknąć. Jednak im bardziej oddalamy się od siebie, tym bardziej izolujemy się od innych, co w konsekwencji przynosi nam cierpienie i dojmujące poczucie osamotnienia. A my potrzebujemy innych. W naszej naturze leży silna potrzeba poczucia przynależności, potrzeba bycia częścią jednej większej całości – rodziny, grupy społecznej czy kulturowej. Bez tego często czujemy się słabi, samotni i nieszczęśliwi.

Trwające ponad 75 lat badania prowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Harvarda nie pozostawiają w tej kwestii żadnych wątpliwości – zdrowe i harmonijne relacje sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi. To bez wątpienia wpływa na nasz emocjonalny i psychiczny dobrostan. Dlatego zaspokojenie potrzeby przynależności jest dla nas tak ważne. Ale równie silne jest pragnienie zachowania własnej niezależności, swoich indywidualnych poglądów, przekonań i osobistej przestrzeni. Ta dwoistość naszych potrzeb często wywołuje w nas wewnętrzny konflikt. Tymczasem przynależność wcale nie musi oznaczać rezygnacji z siebie.

Psycholożka i psychoterapeutka Natalia de Barbaro przekonuje: „Naszym moralnym obowiązkiem jest być wiernym sobie”. W tym musimy się ćwiczyć. Rezygnacja z tego, kim powinniśmy być, i akceptacja tego, kim naprawdę jesteśmy, prowadzi nas w kierunku autentyczności. To wymaga bycia w kontakcie ze sobą, namysłu: „Kim się staję, kiedy przestaję być sobą?”; „Czy to jest dla mnie dobre?”; „Czy to jest właściwe?”; „Czy to mi służy?”.

Bez niej nie da się żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, realizować swojego potencjału, doświadczać radości i odczuwać wewnętrznego spokoju, który wynika przede wszystkim ze zgody na siebie. Aby to wszystko mogło stać się naszym doświadczeniem, musimy najpierw polubić samych siebie. Zintegrować te części nas, które w sobie lubimy, jak i te, których nie akceptujemy. Każdy ma swoją ciemną stronę, swój cień, którego się wstydzi i trzyma w ukryciu – trudne doświadczenia, które pragniemy wymazać z pamięci; emocje, z którymi sobie nie radzimy. Odłączając się od tego, co czujemy, odłączamy się od siebie samych. A potrzebujemy życzliwości i empatii. Nasz dobrostan wymaga autentyczności.

Brené Brown zapewnia nas, że prawdziwe poczucie przynależności wcale nie musi oznaczać rezygnacji z siebie. Jest wręcz przeciwnie – tylko jeśli pozostaniemy sobą oraz zachowamy własną autentyczność, będziemy w stanie doświadczyć prawdziwego poczucia przynależności.

Kasia Malinowska — certyfikowany life coach. Trenerka umiejętności miękkich. Nauczycielka pewności siebie. Ekspertka Fundacji Sukces Pisany Szminką

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version