– Bycie rodzicem dziecka, które wyłamuje się ze stereotypu swojej płci, jest na pewno sporym wyzwaniem. Ale nagroda też jest wielka – przywilej patrzenia, jak staje się ono coraz pewniejszą siebie, szczęśliwą, otwartą osobą – mówi Scott Stuart, autor książek dla dzieci.

Scott Stuart: Rzeczywiście chciałbym, aby spełniała taką rolę. Na pewno pomoże rodzicom, którzy wychowują dzieci wyłamujące się z płciowych stereotypów, bo zobaczenie bohatera, który jest „taki jak ja”, ma ogromne znaczenie dla budowania samoakceptacji.

Inni rodzice mogą wykorzystać tę opowieść, by pokazać swoim dzieciom, że istnieje inność i że ona jest OK – każdy jest jakiś, każdy jest inny, a różnorodność może manifestować się także w taki sposób, że chłopiec nie chce trzymać się stereotypowo pojmowanych granic swojej płci i nosi sukienki.

Dostaję sporo takich właśnie wiadomości od rodziców, także od nauczycieli, którzy wykorzystują książkę jako pomoc dydaktyczną – zachęcają dzieci, by narysowały swój cień, odzwierciedlający ich prawdziwe Ja, to, czego pragną, o czym marzą.

– Bardzo świadomie zadbałem o to, by w mojej książce nie było żadnego elementu nękania czy wyśmiewania dziecka, które jest w czymś odmienne, przez rówieśników. Cała walka bohatera, jego wątpliwości rozgrywają się w jego własnym umyśle – jest w nim strach, że nie zostanie zaakceptowany przez swojego ojca. Generalnie mam taką obserwację, że wśród cztero-, pięcio— czy sześciolatków, dla których jest przeznaczona ta książka, poziom akceptacji dla inności jest zaskakująco wysoki. Wiele razy byłem świadkiem sytuacji, w której mój syn Colin ubrany w sukienkę dołącza do jakiejś grupy swoich rówieśników. „O, masz sukienkę” – to wszystko, jedyny komentarz. A po nim wspólna zabawa. Dzieci są gotowe przyjąć odmienność w naturalny sposób. Dopiero później zmieniają się, gdy poznają koncept, że coś jest właściwe czy niewłaściwe z punktu widzenia normy, a raczej stereotypu. A poznają ten koncept od nas, dorosłych. To my odpowiadamy za to, że jakieś dziecko będzie nękane czy wyśmiewane z powodu swojej odmienności. Bo to znaczy, że nie nauczyliśmy dziecka akceptacji.

Wracając do pytania: tak, mam nadzieję, że będzie pomocna, bo tę rozmowę o akceptacji musimy przecież zacząć od rozmowy z samym sobą. To czasem niełatwe, wszyscy mamy jakieś rany, deficyty. Chciałbym wierzyć, że opowieść o ojcu, który decyduje się okazać synowi akceptację, gdy ten łamie stereotyp dotyczący płci, może komuś dodać odwagi. Albo przynajmniej skłonić do refleksji: czego ja się tak naprawdę boję?

Co mnie powstrzymuje? Strach o bezpieczeństwo dziecka jest zrozumiały. Ale ulegając lękowi, rezygnujemy po pierwsze, z szansy na to, że nasze dziecko zostanie całkowicie i głęboko zaakceptowane takim, jakie jest naprawdę i będzie miało wspaniałych przyjaciół. A po drugie, odcinamy mu możliwość pełnej ekspresji swojego Ja i radości, szczęścia, jakie taka swobodna ekspresja daje.

– Wychowałem się środowisku, w którym obowiązywały bardzo surowe wzorce dotyczące płci. Były rzeczy dla chłopców/mężczyzn i takie dla dziewczynek/kobiet i nie należało tych granic przekraczać. Bardzo często w młodości czułem się krytycznie oceniany. Gdyby istniały mistrzostwa świata w osądzaniu, to moja rodzina mogłaby się ubiegać o medale olimpijskie. Ciągle żyłem w takim nie zawsze uświadomionym strachu: „co pomyślą o mnie inni”, „jak ocenią moje zachowanie”. Więc gdy mój syn po raz pierwszy powiedział, że chce założyć sukienkę, a miał wtedy chyba cztery lata, to owszem, tym, co mnie powstrzymywało przed natychmiastową zgodą, był w jakimś stopniu strach o to, że spotka go coś przykrego, ale tak naprawdę większy lęk – i nie jestem z tego dumny – dotyczył mnie samego: co pomyślą inni o mnie jako o rodzicu, jako ojcu? Dość szybko jednak zdałem sobie sprawę, że są ludzie, którzy zawsze będą nastawieni krytycznie. Moja mama zasypywała mnie pytaniami typu: „Nie boisz się, że będzie prześladowany? Nie wiesz, że on jest chłopcem? Dlaczego mieszasz mu w głowie w kwestii jego płci?”. Zrozumiałem, że mnóstwo tego krytycznego podejścia w jej przypadku wynika z… miłości. Bardzo kocha swojego wnuka, martwi się o niego. W końcu odbyłem z mamą dość trudną rozmowę: jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować go takim, jaki jest, to nie możesz być w jego życiu. To takie proste, choć takie trudne. Ta rozmowa zmieniła wszystko, choć na pewno nie przyszło to mojej mamie łatwo. Teraz jednak ma w sobie pełną akceptację dla wnuka.

– Bardzo chciałbym powiedzieć, że akceptacja była moim pierwszym i natychmiastowym odruchem, ale niestety rozminąłbym się z prawdą. Gdy mój syn po raz pierwszy wyraził chęć założenia sukienki, czułem się z tym bardzo nieswojo. Nigdy nie dałem mu tego po sobie poznać, ale wcale nie byłem taki akceptujący. Myślę, że wynikało to mojego wychowania – choć nie uświadamiałam sobie tego wcześniej, to jednak silne było we mnie przekonanie, że to, co kobiece, nie przystoi mężczyźnie, bo jest w jakiś sposób gorsze. Okropnie mi teraz wstyd przyznawać się do tego, ale musiałem sam sobie to szczerze powiedzieć: kiedy byłem dzieckiem, narzucono mi taki sposób myślenia.

– Po pierwsze, uświadomienie sobie, że ja tak myślę o kobietach i że to straszne. Potem przypomniałem sobie wszystkie te chwile z własnego dorastania, kiedy potrzebowałem akceptacji rodziców i jej nie dostałem. I powiedziałem sobie: a co, jeśli się zgodzę? Tak na próbę? Co takiego się stanie, jak Colin założy sukienkę? Nikt tego nie zobaczy, będziemy przecież w domu. A potem on tę sukienkę założył i ten wyraz natychmiastowej, bezgranicznej radości na jego twarzy… Problemy z akceptacją jego pragnień minęły w tamtej chwili. Jak mógłbym stać między nim a tą radością? Jak mógłbym mu ją świadomie i celowo odebrać? To są pytania, na które naprawdę łatwo jest odpowiedzieć, kiedy kochasz swoje dziecko. To nie znaczy, że już nigdy nie miałem wątpliwości, czy słusznie robię. Kolejny moment walki przyszedł, gdy Colin chciał wyjść w sukience poza dom – znów musiałem odbyć sam ze sobą nieprzyjemną rozmowę na temat tego, co mnie powstrzymuje przed wyrażeniem zgody.

– Nie, bo za każdym razem, gdy rosła we mnie taka pokusa, podszyta lękiem i niepewnością, czy ja na pewno dobrze robię, to znów patrzyłem na mojego syna i widziałem nie tylko jego szczęście, ale też ogromną pewność siebie. Miałbym mu to odebrać? W imię własnej niepewności? Deficytów, które mam w wyniku takiego, a nie innego wychowania? No nie! Praca jest do zrobienia po mojej stronie, to ja muszę się wyrwać z tej toksycznej wizji męskości, którą mi tłoczono do głowy, a nie formatować mojego syna zgodnie z jakimiś kulturowymi uwarunkowaniami, które mnie samego uwierają!

Przełom nastąpił, gdy byłem kiedyś w parku z synem, on oczywiście w sukience i podchodzi do mnie facet, na pierwszy rzut oka typ macho, samiec alfa. I pyta mnie: „To twój syn, ten w sukience?”. Oho, myślę sobie – zaraz się zacznie. Więc z taką rezygnacją mówię: „Tak, mój” i czekam na wykład, że powinienem syna uczyć, „jak być mężczyzną”. Tymczasem ten wielki, wytatuowany, męski do granic mężczyzna zaczyna szlochać i mówi: „Boże, mogę tylko marzyć, by dane mi było w dzieciństwie zaznać takiej akceptacji”. Zamurowało mnie, ale pomyślałem też, że chyba jednak coś robię jako rodzic dobrze. Od tamtej pory znacznie rzadziej dopadają mnie wątpliwości.

– Z pewnością. Jednak na nas, rodzicach, ciąży odpowiedzialność za przygotowanie dziecka do samodzielnego życia. Warto więc zadać sobie pytanie: kogo chcemy wychować? Kogoś pewnego siebie, szczęśliwego, żyjącego w zgodzie ze sobą? Czy osobę pełną lęków, ukrywającą swoje pragnienia? Koszt braku akceptacji jest straszny – wstyd, problemy emocjonalne, depresja czy nawet samobójstwa. To są konsekwencje, których jako rodzice powinniśmy się bać, a nie tego, że ktoś nas źle oceni.

– Wspaniale. Nie widzę ani jednej sprawy, która zmieniłaby się na gorsze w wyniku tej decyzji.

– Zdarzyło się kilka razy. Chciałem w ten sposób umocnić Colina, choć w przeciwieństwie do niego ja w sukience nie czuję się pewnie. Ale nikt nie powiedział, że bycie ojcem nie dostarcza człowiekowi wyzwań.

Scott Stuart — mieszka w Melbourne, pisze książki, które dają dzieciom siłę. Projektuje, ilustruje, tworzy animacje. Pracował m.in. dla Disneya, Warner Bros. & Dreamworks. Ambasador wychowania w otwartości bez stereotypów płciowych, wspierania dzieci w ich indywidualnych wyborach. W Australii został okrzyknięty Ojcem Roku.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version