Zacząłem z przytupem od miętowo-cytrynowego Mavericka. 25 mg nikotyny daje kopa jak trzy papierosy. Dwadzieścia woreczków schodzi w półtora dnia. Wkładam je pod wargę nawet na lekcjach.
Joanna o snusach usłyszała od córki, uczennicy drugiej klasy warszawskiego liceum. – Latem organizowała urodziny na schodkach nad Wisłą – wspomina Joanna. – Zadzwoniła przestraszona około 22, czy może przywieźć do nas nieprzytomnego kolegę. Tłumaczyła, że „przedawkował snusa i ma zjazd”. Kazałam natychmiast odstawić go do domu i poinformować rodziców, co mu zaszkodziło.
Tuż po telefonie od córki Joanna wrzuciła w google hasło „snus”. Wyskoczyło kilkadziesiąt stron. Niektóre dotyczyły zabronionych w Polsce tzw. woreczków tytoniowych, których używa się, wkładając niewielką, wypełnioną tytoniem saszetkę między wargę a dziąsło. Jednak większość stron była poświęcona tzw. białemu snusowi, czyli saszetkom nikotynowym. Są używane w taki sam sposób jak tytoniowe, ale w odróżnieniu od nich zawierają włókna nasączone nikotyną, są „dosłodzone” i nasączone rozmaitymi aromatami, np. coca-coli, gumy balonowej, jałowca, a nawet szampana. Producenci, np. polskie firmy Iceberg i Cuba, zachwalają, że to zdrowa alternatywa dla tradycyjnych papierosów. Mają być smaczniejsze od kupowanej w aptekach nikotynowej terapii zastępczej i umożliwiać zaspokajanie głodu nikotynowego bez wdychania szkodliwych substancji smolistych.
Są tanie – pudełko z 20 saszetkami kosztuje niespełna 20 zł. I łatwo dostępne: można je kupić nie tylko za pośrednictwem kilkunastu sklepów internetowych, ale też w stacjonarnych salonach z wyrobami tytoniowymi, w wybranych punktach z prasą, ale przede wszystkim w żabkach.
– Przeraziło mnie, że są na wyciągnięcie ręki, ale nie podlegają żadnym regulacjom prawnym – przyznaje Joanna. – Nie ma obowiązku umieszczania na nich ostrzeżeń o potencjale uzależniającym i że produkt nie nadaje się dla dzieci. Nie są objęte podatkiem akcyzowym.
W internecie można bez problemu kupić saszetki nawet z ponad 100 mg nikotyny. Przyjmując, że jeden papieros ma średnio 12 mg, to równowartość prawie ośmiu i pół tradycyjnego papierosa. Media podają, że do zatrucia nikotynowego może dojść już po wypaleniu czterech.
Z etykiety na opakowaniu, po którym kolega córki Joanny zaliczył zjazd, wynikało, że saszetka zawierała 20 mg nikotyny. Ale włożył między wargę a dziąsło dwa snusy. Miało kopać i – jak mówi córka – wystrzeliło kolegę w kosmos.
Łagodny, końcowy spływ
Janek z siódmej klasy podstawówki spróbował już snusa. Z dwoma kolegami zrzucili się po 10 zł. – Pod żabką zaczepiliśmy chłopaka, który wyglądał na 19 lat – mówi Janek. – Poprosiliśmy o puszkę snusów.
Wybrali opakowanie z sześcioma kropkami, czyli najmocniejsze w serii: po 20 mg nikotyny na woreczek. Równowartość prawie dwu papierosów. W internecie do dostania za 17 zł, ale po co czekać na dostawę, skoro w żabce kosztują niespełna dwa złote więcej. – W nagrodę daliśmy mu 10 zł i poszliśmy na boisko sprawdzić, czy z tą zachwalaną w internecie, niezwykłą mocą miętowego Velo jest coś na rzeczy – mówi.
Przed snusem Janek nie eksperymentował z nikotyną. Raz tylko wziął od kolegi bucha jednorazowego vape o smaku arbuza, ale nie posmakowało mu. Tym razem miało być inaczej. Od umieszczonej pod wargą saszetki zaczęło go lekko szczypać dziąsło. Po kilku minutach – nikotyna ma uwalniać się do krwiobiegu przez pół godziny – zakręciło mu się w głowie. Potem, jak mówi, złapał fazę: wszystko go bawiło. Miał ochotę skakać, biegać – jakby ktoś podłączył go do prądu. Po mniej więcej godzinie – opowiada – zaliczył zgon.
Koledzy wymiotowali, u niego skończyło się na obfitym ślinotoku. Ale miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi, oddychał z trudem. Ledwo dojechał do domu. – Na szczęście saszetki, w odróżnieniu od papierosów, nie pozostawiają żadnego zapachu. Miałem tylko lekko miętowy posmak w ustach. Jak po żuciu gumy – mówi. – Mamie powiedziałem, że coś mi zaszkodziło, i poszedłem spać.
Nikomu nie zależy na ostrzeganiu nastolatków przed ogromnym potencjałem uzależniającym snusów. A przecież zawarta w nich nikotyna błyskawicznie uderza w mózg, który szybko zaczyna „wołać” o więcej – Adam Nyk, specjalista terapii uzależnień, kierownik warszawskiej poradni Monar
Po kilku dniach znów się zrzucili. Tym razem na o połowę słabsze pomarańczowe „dziesiątki” (10 mg nikotyny w saszetce, równowartość jednego papierosa). Zachwalane na stronie producenta jako saszetki dostarczające wyjątkowo mocnego mrowienia w ustach. Zagrali va banque: Janek jako najwyższy z całej trójki poszedł je kupić w żabce. Sprzedawca, na oko dwudziestoparolatek, sprzedał mu Velo Orange Spark bez pytania o wiek.
I znów poszli na boisko i wzięli „pod warę”. Tym razem, jak mówią, „końcowy spływ” był mniej bolesny, a kop mocniejszy. Wystarczyło, żeby nabrać ochoty na kolejne saszetki. Kupili przez internet, a tu nikt nie pyta o dowód: wystarczy wejść na stronę jednego z kilkunastu sklepów ze snusami, kliknąć „Mam osiemnaście lat lub więcej” i zapełnić wirtualny koszyk. Opakowanie „na dobry start” kosztuje nawet 2 zł. Jeszcze tego samego dnia było w paczkomacie.
Musi kopać
– Niech snus będzie z wami! – witają się członkowie jednej z zamkniętych grup poświęconych saszetkom. Kilka dni temu dyskutowali o skutkach ubocznych snusowania – m.in. łuszczeniu się i schodzeniu skóry na dziąsłach. Ktoś wrzucił zdjęcie swojej zakrwawionej i cofniętej linii dziąseł. Ktoś żalił się na posnusowe kołatanie serca, brak apetytu i ogólne rozbicie. Mimo to dziś na tapetę trafia temat zwiększania mocy. Użytkownicy (patrząc po profilach: nastolatki) przyznają, że ich tolerancja na woreczki nikotynowe wzrosła już po kilku tygodniach stosowania.
– Zacząłem od najsłabszych na rynku o smaku coca-coli, czyli jednorazowo brałem „pod warę” 5 mg nikotyny – pisze jeden z nich. – Po kilku dniach zamówiłem równowartość słabego papierosa, czyli miętową „ósemkę”. Co kilka miesięcy zwiększałem dawkę. Po roku doszedłem do najmocniejszego, dostępnego tylko przez internet Iceberga o smaku zielonego jabłka i cytryny – prawie 100 mg na woreczek. Może dla kogoś to dużo, ja nie poczułem większego kopnięcia.
– A ja do Iceberga dojrzewałem przez pół roku – pisze kolejny. – Zacząłem z przytupem, czyli od miętowo-cytrynowego Mavericka, 25 mg na saszetkę. Dawało kopa jak prawie trzy papierosy. Dwadzieścia woreczków, czyli jedno opakowanie schodziło mi w półtora dnia. Ultramocne Icebergi biorę po 4-5 dziennie. Wrzucam „pod warę” nawet na lekcjach. Trzymam przez 45 minut, wypluwam na przerwie.
– U mnie pudełko z „dziesiątkami” Velo pykło w 7 godzin. Na imprezie – chwali się następny – wziąłem 20 saszetek, jedną po drugiej. Myślałem, że się przekręcę. Następnego dnia zacząłem brać „dziesiątkę” na przemian z nikotynową gumą do żucia o mocy prawie 4 mg. Kopało, ale już nie muliło.
Moc saszetek – jak przekonują członkowie grupy – rośnie razem z niedyspozycją użytkownika. Kopnięcie „snusika” jest tym mocniejsze, im bardziej osłabiony organizm. – Raz jak byłem chory i wziąłem czereśniowego Cuba (43 mg nikotyny na saszetkę), to się prawie wyjebałem, jak wstałem z łóżka – przyznaje użytkownik z wilkiem na zdjęciu profilowym. – Ale było zajebiście i teraz jak jestem chory, to zawsze biorę. – Ja wziąłem dwie saszetki Pablo (24 mg nikotyny w woreczku, smak sernika truskawkowego) dwanaście godzin po operacji kolana – dorzuca użytkownik z czarnym kwadratem w miejsce profilowego zdjęcia. – Skończyło się kołataniem serca i wymiotami, ale było warto: nigdy wcześniej nie miałem takiego odlotu. – A ja podczas grypy wrzuciłem na ruszt cztery Garanty Extreme po 32 mg nikotyny na sztukę. Nieźle mnie sklepało – pisze inny członek grupy. – Słyszałem, że niedawno na rynek trafiły snusy o mocy prawie 250 mg nikotyny na jedną saszetkę. To dopiero musi być kop. Chętnie wypróbuję i wrzucę tutaj reckę.
Mózg woła o więcej
– Nastolatkowie, bo to oni są głównymi użytkownikami snusów, żyją chwilą i nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, w jakie się ładują – mówi Adam Nyk, specjalista terapii uzależnień, kierownik warszawskiej poradni Monar. – Nie traktują tzw. snusowania jako problemu, ale jako zdrową alternatywę dla papierosów konwencjonalnych i elektronicznych. Sprzedawane w pudełkach przypominających opakowania cukierków snusy wydają się im bezpieczne. Smakują zresztą podobnie. Niestety, nikomu nie zależy na ostrzeganiu nastolatków przed ogromnym potencjałem uzależniającym snusów. A przecież zawarta w nich nikotyna błyskawicznie – poprzez kontakt ze błoną śluzową – uwalnia się do krwiobiegu i uderza w mózg. A ten szybko zaczyna wołać o więcej.
Adam Nyk słyszał o nastolatkach, którzy błyskawicznie wskoczyli od najniższych na najwyższe dostępne na rynku stężenia nikotyny. W ten sposób stali się – jak mówi Nyk – zakładnikami wielkich koncernów tytoniowych, które produkując snusy, zapobiegają spadkowi sprzedaży tradycyjnych papierosów. Uzależniając młodzież od nikotyny, wychowują idealnego przyszłego użytkownika swoich pozostałych produktów.
– Papierosy są niebezpieczne, ale zawierają stałą, opisaną na każdym pudełku, ilość nikotyny – dodaje pedagog specjalny, socjolog i logoterapeuta prof. dr hab. Mariusz Z. Jędrzejko. – Na naszym dzikim rynku saszetek brak przyjętych ustawowo widełek, w których powinna się zmieścić dopuszczalna na jeden woreczek zawartość nikotyny. Producenci nie mają żadnych norm: wypuszczany na rynek produkt ma „załapać”. Z moralnością i etyką nie ma to nic wspólnego. Z chciwością, owszem.
Prof. Jędrzejko przyznaje, że brak regulacji rynku saszetek nikotynowych to kolejna porażka Polski w walce z uzależnieniami dzieci i młodzieży. Poprzednie dotyczyły dzikiego rynku dopalaczy, energetyków, dostępnych bez recepty tzw. leków OTC i zwiększonej podaży małych opakowań z alkoholem. – Snusy trafiły do Polski trzy lata temu – mówi prof. Jędrzejko. – Kolejne rządy nie zrobiły nic, żeby uratować przed nimi młodzież, nie było żadnej kampanii profilaktycznej w mediach publicznych. Dopiero w tym roku zaczęły się pojawiać informacje o przygotowywanym przez Ministerstwo Finansów opodatkowaniu saszetek. Wiadomo również, że Ministerstwo Zdrowia zastanawia się nad ich całkowitym zakazaniem. Ale czy władza potrzebuje aż pół roku, aby wprowadzić regulacje prawne? Przecież ta powolność wygeneruje kolejne tysiące młodych uzależnionych od nikotyny!
Energetyk pod wargą
X, właściciel sklepu internetowego z elektronicznymi papierosami i woreczkami nikotynowymi, przyznaje, że branża śledzi media i powoli przygotowuje się do objęcia saszetek akcyzą.
– Producenci i handlowcy szybko dostosują się do zmian – mówi. – Uciekną do Europy. Już jedna hurtownia snusów przeniosła się do Czech.
Tymczasem niektórzy z producentów woreczków, jak przekonuje X, znaleźli kolejną lukę w prawie. Przeszli ze snusów nikotynowych na produkcję działających na podobnej zasadzie woreczków energetycznych. Jeden woreczek ma 80 mg kofeiny, czyli równowartość ćwierćlitrowej puszki energetyka. W paczce jest takich woreczków 20. Kosztują niespełna 20 zł. Sprzedaż napojów energetycznych dzieciom i młodzieży poniżej 18 lat jest zabroniona, ale polskie prawo nic nie mówi o zażywaniu energetyzujących snusów.
Siódmoklasista Janek już planuje połączenie saszetki nikotynowej i energetycznej. To dopiero będzie odlot.
