Czy jest gatunek filmowy odpowiedni do opisania starości? Bartosz M. Kowalski, specjalista od mocnego kina, w filmie „Cisza nocna” postawił na horror.
Ma wprawę. W debiutanckim „Placu zabaw” z 2016 r. poszedł na całość. W niemal dokumentalny sposób, nasuwający skojarzenie z „Krótkim filmem o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego, pokazał brutalne zabójstwo, którego dokonują dwaj nastolatkowie. Dlaczego zabijają małego chłopca? Nie wiadomo. Z braku uwagi ze strony rodziców, z nudy, z frustracji, że muszą przejmować role dorosłych? Reżyser przygląda im się w prozie codzienności. Pozornie wszystko działa. Rodziny, szkoła, koledzy, ale w rzeczywistości nic nie działa. Coś wisi w powietrzu. Drobne akty przemocy prowadzą do finału. Morderstwo obserwujemy z dużej odległości. Łatwo odwrócić wzrok. A jednak ta beznamiętnie opowiedziana zbrodnia wlewa się w nas czarnym osadem, którego trudno się pozbyć.
Horror Bartosza M. Kowalskiego to opowieść o horrorze, do którego zmierzamy przez całe życie
To siła obrazów Kowalskiego, który nakręcił później dwa horrory, by teraz w tym gatunku opowiedzieć o horrorze, do którego zmierzamy przez całe życie.
Śni mi się taka sytuacja. Syn w towarzystwie ciężarnej żony odwozi do domu starców ojca, emerytowanego aktora. Żegnając się, mówi mu, że zostanie tu tylko na jakiś czas. I w pewnym sensie mówi prawdę. Kto z nas nie boi się takiej sytuacji?
Lucjan, w tej roli fenomenalny Maciej Damięcki, przekracza próg ładnego dworku i trafia do rzeczywistości zawieszonej poza czasem. Składanka przypadkowych mebli pamiętających PRL, wnętrza wytarte przez czas. Mieszkańcy wydają mu się dziwni. Pani przesiadująca na korytarzu w płaszczu i z walizką upiera się, że zaraz przyjadą po nią dzieci. Współlokator tęskniący za erotycznymi przygodami, których namiastką jest możliwość zobaczenia za pięć dych biustu pielęgniarki.
Lucjan próbuje zwrócić na siebie uwagę pensjonariuszy. Kiedyś grał w tym miejscu Szekspira wraz z samym Krzysztofem Kowalewskim. Gdyby pan grał z Marilyn Monroe, tobyśmy wiedzieli, kto to jest – słyszy od Edwarda, współlokatora, w tej roli Zdzisław Wardejn. Dawny bawidamek, trzykrotnie żonaty, czuje, że życie przeleciało mu między palcami. To już po wszystkim? Starość odziera ze złudzeń, blednie wszystko, co kiedyś miało znaczenie.
Starzy ludzie, odcięci od rodzin, próbują zbudować coś własnego, przetrwać horror, który skończy się, wiadomo jak. Będą padać jak muchy, zgodnie z regułami gatunku. Kto jest winien ich śmierci? Lucjan jest na liście podejrzanych. Pensjonariusze nie chcą pogodzić się z myślą, że w ich wieku umiera się ze starości. Lucjan nie jest pewny swoich zmysłów. Ale jak można być pewnym siebie w miejscu, do którego zostaliśmy wrzuceni na siłę i z którego już nie wyjdziemy? Aktor słyszy fragmenty tekstów, które kiedyś mówił ze sceny, sny mieszają mu się z jawą. W podziemiach budynku trafia na drzwi, za którymi mieszka stwór okupujący piwnice. Kim lub czym jest zwierzoupiór? Strachem głównego bohatera, potworem z horroru, starością czy po prostu śmiercią? Kowalski nie dopowiada. Każdy z nas może podłożyć swój lęk. A jest się czego bać. Dożywanie ostatnich dni w przedśmiertnej poczekalni jest horrorem.
Muzyka Jimka, dźwięk autorstwa Radosława Ochnio i Piotra Pastuszaka budują napięcie. Słabym ogniwem jest wygenerowany komputerowo potwór. Nie lubię horrorów. Drażnią mnie i często śmieszą. Ale Kowalski, wzorem współczesnych mistrzów gatunku, takich jak Jordan Peele, autor świetnego „Uciekaj”, opowiada o rzeczywistości społecznej. Biedzie DPS-ów, samotności starych ludzi i przede wszystkim lęku przed śmiercią. W filmie Kowalskiego nie ma dosłowności, nie widzimy przewijania, karmienia, przemocy. Nie ma demonicznych opiekunów. Rutynowe pytania personelu budzą strach i podejrzliwość podopiecznych. I to jest właśnie starość. W miejsce traconych zmysłów pojawiają się lęki, pozbawione logiki podejrzenia. Świat staje się wrogi, bo przestajemy sobie z nim radzić. Psychologiczna warstwa filmu jest najciekawsza. Maciej Damięcki nie zdążył zobaczyć swojej roli. Zmarł przed ukończeniem filmu. Wspaniale oddaje narastające wyobcowanie i zagubienie Lucjana. Nie ustępują mu Anna Nehrebecka, Włodzimierz Press i Zdzisław Wardejn. Czujemy strach ich postaci. Może ich własny?
„Cisza nocna” nie jest filmem doskonałym, ale mnie przeraża bardziej niż kolejna wersja „Obcego”. Moment, kiedy dla świata stanę się obca, rzeczywistość wymknie się moim możliwościom poznawczym i w końcu sama przestanę się rozpoznawać, będzie największym horrorem mojego życia.