Mają niesamowity urok osobisty, wdzięk i czar. Nie wyglądają na wrogów, którzy zrujnują nam życie. I właściwie nie do końca wiadomo, jak rozpoznać socjopatów.

Prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy ds. psychiatrii, proponuje prosty test: – Proszę sobie wyobrazić, że nastawiacie zwrotnicę. Jeśli skierujecie pociąg na prawy tor, zginie jedna osoba. A jeśli na lewy, zginie 10 osób. Zakładam, że wybierzecie prawy tor, tak? A teraz druga część zadania: stoicie na moście z najbliższą sobie osobą. Jeśli zrzucicie ją na tory, pociąg się wykolei i nie przejedzie 10 osób, które siedzą na torach. Co zrobicie?

– Nie zrzucimy.

– A socjopata zrzuci. Bo wyliczy, co jest dla niego bardziej opłacalne.

– Jak to?

– Chodzi o to, że ta najbliższa osoba jest mu tak samo obojętna jak obca. Proszę pamiętać, że słowo „kocham cię” w ustach socjopaty znaczy tyle, co „potrzebuję 100 złotych”.

– To może być kolega z pracy, który ukradł twój pomysł i przedstawił jako własny. Szef, który uwielbia poniżać podwładnych. Partner, który mówi, że kocha, i jednocześnie cię zdradza. Wszyscy znamy takich ludzi. Podziwiamy ich inteligencję, dowcip i charyzmę. Do czasu, aż zniszczą naszą wiarę w ludzi, odbiorą majątek, a czasem życie – mówi dr Martha Stout, psycholog kliniczny z USA, autorka wydanej właśnie w Polsce książki „Socjopaci są wśród nas”.

Zajmuje się socjopatami od ponad 25 lat i doszła do wniosku, że to ludzie, którzy niszczą wszystko, co napotkają na swojej drodze. I którzy nie mają sumienia. – To jest najtrudniejsze do zrozumienia dla przeciętnego człowieka: jak to możliwe – nie mieć sumienia? Przecież to oznacza, że taki człowiek nie zna także miłości, a jedyne, co umie, to kontrolować innych ludzi. I kłamać, dla samej przyjemności kłamania – tłumaczy Martha Stout. Z jej badań wynika, że mniej więcej jedna na 25 osób to socjopata. To więcej, niż jest w populacji chorych na schizofrenię i anoreksję. To już prawdziwa epidemia tego nieuleczalnego zaburzenia osobowości, częściej znanego pod nazwą psychopatia.

– Czy socjopata wie, że jest inny? Tak. Myśli: jestem inny, lepszy. Nie cierpi z powodu swego zaburzenia, bo nie zdaje sobie z niego sprawy. Nie ma empatii, nie potrafi wczuć się w uczucia innych ludzi. Ale zna je, nawet potrafi je symulować. Ma tak zwaną empatię kognitywną: wie, że w konkretnej sytuacji powinien coś poczuć – mówi dr Bogdan Lach, emerytowany biegły policyjny psycholog i wykładowca na Uniwersytecie SWPS.

I podaje przykład: do szpitala do chorej matki przychodzi młody człowiek. Ale już po kilku minutach wyciąga telefon i zaczyna na nim grać, wysyła SMS-y. – Na pozór to osoba empatyczna, bo przyszła odwiedzić matkę. Ale jak się przyjrzeć, wyraźnie widać, że jest tam ze zgoła odmiennych motywacji. Wie, że taka wizyta może mu przynieść korzyści, przede wszystkim materialne. Wie, że musi zabiegać o względy matki – tłumaczy.

W swojej pracy dr Lach miał do czynienia z wieloma socjopatami, ale uważa, że postawienie im diagnozy nie jest proste. – Nie ma narzędzi, które by idealnie mierzyły to zaburzenie. Trzeba przeanalizować zachowanie pacjentów. Problem polega na tym, że oni świetnie manipulują. Wiedzą dokładnie, co powiedzieć albo jak odpowiadać w testach, żeby wyszło, że mają zdrową osobowość – mówi dr Lach.

Ma dla socjopatów określenie: drapieżniki społeczne. – Oczarowują ludzi, a potem nimi bezwzględnie manipulują. Pozostawiają dużo złamanych serc, niespełnionych oczekiwań, a często także puste portfele.

– Socjopata jest podstępny jak wąż. Porusza się wolno, zachowuje delikatnie, nie wygląda na wroga, który zrujnuje nam życie. Wręcz przeciwnie, ma niesamowity urok osobisty, wdzięk i czar. Kiedy wchodzimy w nową grupę, to często okazuje się, że osoba, która zrobiła na nas największe wrażenie, z którą czujemy wręcz pokrewieństwo dusz, jest socjopatą – mówi doktor Beata Dutczak, psycholog i psychoterapeuta z Sopotu.

Miała pacjentkę, która wyszła za mąż za takiego człowieka. Przez znajomych był uważany za idealnego partnera i ojca, ale w domu był tyranem. O byle co wszczynał awanturę. Kiedy prosiła go o cokolwiek, odmawiał. Na jej wymówki reagował agresją i obelgami, a potem wychodził z domu i znikał na całe noce. Kiedy wracał, potrafił powiedzieć: „Jesteś beznadziejna. Nigdy cię nie kochałem”.

Najgorszą awanturę zrobił jej tuż przed porodem. Bo nie zdążył sobie wyprasować koszuli, a ona nie chciała na niego poczekać, spieszyła się do szpitala. – Powiedział, że z nią nie pojedzie. Kiedy rodziła, wysyłał jej okropne, obraźliwe SMS-y. Już po wszystkim nie zapytał, jak się czuje, nie zainteresował się córką. A ona i tak szybko się z nim pogodziła, wystarczyło, że zrobił skruszoną minę. Odeszła od niego dopiero po dwóch latach i wielu kolejnych awanturach – mówi psychoterapeutka.

– Jak możemy socjopatów rozpoznać? Trudne pytanie – przyznaje dr Maja Polikowska-Herman, psychiatra i psychoterapeutka z Instytutu Amici. Próbuje odpowiedzieć: po pierwsze, trzeba zawierzyć intuicji. – Trzeba się zastanowić, co czujemy po spotkaniu z takim człowiekiem. Jeśli jesteśmy zrelaksowani, zadowoleni, możemy uznać, że relacja jest normalna. Ale kiedy zderzamy się z socjopatą, zawsze coś w nas zostaje. Najczęściej poczucie niedowartościowania, winy, że coś źle zrobiliśmy. Socjopaci działają trochę jak wampiry energetyczne, zabierają nam siłę – wyjaśnia. Po spotkaniu z nimi człowiek cierpi na ból głowy i żołądka, nadmierną senność albo wręcz przeciwnie – ma trudności z zasypianiem.

Dr Dutczak zwraca uwagę, że socjopata stara się nie wzbudzać podejrzeń. – Pierwsze oznaki zaburzeń można zauważyć dopiero przy bliższym poznaniu. Znam wielu psychiatrów i psychoterapeutów, którzy potrafią w pracy zdiagnozować socjopatię, a w codziennym życiu tracą tę umiejętność. I zdarza im się nawet wchodzić w związki z socjopatami.

Katarzyna, wykładowca akademicki z Wrocławia, pierwsze podejrzenie, że coś jest nie tak, miała już trzy miesiące po ślubie. – Mój miły, sympatyczny i uczynny mąż powiedział coś, co sprawiło mi ogromną przykrość i nie czuł się winny. Twierdził, że to ja go sprowokowałam. Ale trzy miesiące po ślubie nie robi się z czegoś takiego afery, raczej się racjonalizuje: miał gorszy dzień, zdenerwował się – opowiada.

Pół roku po ślubie mąż znowu miał gorszy dzień: pobił ją. Wtedy już nie racjonalizowała: wezwała policję, a potem wyrzuciła go z domu. – Ale on dzwonił i namawiał na spotkanie. Zgodziłam się. Miałam nadzieję, że przeprosi, że będzie żałował. Nic z tego. Ale był tak miły, tak sympatyczny, że miałam ochotę na następne spotkanie – opowiada. Spotkali się raz, potem następny i w końcu wrócili do domu.

Gorsze dni wciąż się zdarzały. Kiedy Katarzyna gdzieś wyjeżdżała, słyszała: „jedziesz tam, żeby się podupczyć”. Albo pogardliwe: „a kto cię będzie z taką gębą chciał dupczyć”. Po powrocie milczenie, izolacja. – A potem nagle zaczynał być miły, jakby się nic nie stało. Albo robił wspaniałą kolację. I to było miłe, tak po prostu miłe. Człowiek traci wtedy czujność. Przez jakiś czas jest fajnie, ale potem znów wszystko się powtarza. Huśtawka to jeden z najbardziej skutecznych mechanizmów uzależnienia od siebie – Katarzyna tłumaczy, dlaczego nie odchodziła od męża, mimo że zdawała sobie sprawę z jego zaburzenia.

Trudno uwierzyć – dodaje – że człowiek, którego się wybrało, jest „innego gatunku”. – Trudno przyznać się do takiego błędu. Przecież chcemy dobrze wybierać i dobrze o sobie myśleć. Poza tym socjopata dba o to, by obniżyć nasze poczucie wartości. Na tyle, na ile jest to możliwe, przekonać ofiarę, że jest tak okropna, brzydka i głupia, że nikt jej już nie zechce – wspomina.

Potrzeba było jeszcze wielu gorszych dni, by się rozwiodła. Dziś mówi, że nadal nie rozumie, dlaczego tak długo wytrwała z socjopatą. Może dlatego, że miał poczucie humoru, był błyskotliwy, wykształcony? A może dlatego, że kiedy czuł, iż chce odejść, robił wszystko, by ją zatrzymać?

Dr Maja Polikowska-Herman zauważyła, że kobiety dopiero po latach takiej wyniszczającej i toksycznej relacji zdają sobie sprawę, z kim miały do czynienia. – Bo początkowo jest idealnie: facet obsypuje je kwiatami i komplementami, otacza szczególną opieką, jest niezwykle troskliwy. Dopiero później dochodzi do przemocy psychicznej, regularnego obrażania, a w skrajnych sytuacjach do przemocy fizycznej – mówi.

I jeszcze jedna prawidłowość: socjopata zawsze przerzuca winę na partnerkę. – Wybierze jakieś zdarzenie z przeszłości i będzie je wypominał. Na przykład partnerka wyjechała na wycieczkę z koleżanką, nie mogła odbierać telefonu, bo nie miała zasięgu. – Więc on mówi: „Wszystko było dobrze, dopóki nie wyjechałaś na tę wycieczkę i nie miałem z tobą kontaktu. Poczułem, że mnie odrzuciłaś”. Będzie ją ignorował, przestanie się z nią spotykać. Później powie, że robi to, by jej pokazać, jak ona potraktowała jego. Czysta mściwość, ale jego zdaniem uzasadniona, bo jemu zrobiono krzywdę, więc ma prawo odpłacić pięknym za nadobne.

Dr Beata Dutczak często słyszy od pacjentek, że sobie na złe traktowanie zasłużyły. – Są przekonane o własnej winie i wciąż uważają, że ich partner jest wyjątkowy – mówi. Po latach pracy z socjopatami i ich ofiarami wie jedno: to najbardziej wyniszczająca relacja, jaka istnieje.

Wśród pacjentów ma zdecydowanie więcej partnerek socjopatów niż ich samych. Statystyki też to potwierdzają: socjopatia trzykrotnie częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet. Zresztą oni bardzo rzadko przychodzą na terapię z własnej woli. – Jeżeli już zwracają się do psychologa czy psychoterapeuty, to przeważnie pod naciskiem partnera albo rodziny. Albo kuratora czy sądu, który wydał nakaz podjęcia psychoterapii.

Przychodzą więc i opowiadają, jak są pokrzywdzeni przez innych. Chcą się dowiedzieć, jak tych innych zmienić. Bo siebie nie zamierzają. – Nigdy nie przyznają się do winy. Kary na nich nie działają, uczą tylko, jak ich w przyszłości uniknąć. Jeśli partnerka dowie się, że on ją zdradza, to on zrobi wszystko, by następnym razem nie dać się złapać – mówi dr Dutczak. Uważa, że rokowania w przypadku socjopatów nie są zbyt dobre, bo oni zazwyczaj nie czują potrzeby zmiany.

Elżbieta Grabarczyk, psycholog i terapeuta z Warszawy, jest pesymistyczna. – Nie istnieje taka forma terapii, która mogłaby im pomóc. Z prostego powodu: osoba, która zgłasza się na terapię, musi dostrzec, że ma problem. A ona nie zauważa niczego niepokojącego w swoim zachowaniu – mówi. Czytała kiedyś książkę o psychopatach i uderzyła ją taka historia: mężczyzna, który kogoś zranił nożem, był bardzo tym przejęty. – Ale nie współczuł ofierze, tylko użalał się nad sobą. Bo ona spędzi najwyżej kilka miesięcy w szpitalu, a on kilka lat w więzieniu.

Dr Paweł Holas, psychiatra i psychoterapeuta, adiunkt na Wydziale Psychologii UW, ostrzega, że terapia może być wręcz ryzykowna. – Bo gdy tacy pacjenci nauczą się pewnych umiejętności emocjonalnych i społecznych, mogą być jeszcze groźniejsi i jeszcze skuteczniej innymi ludźmi manipulować. – Najlepiej w ogóle nie wchodzić z nimi w żadne relacje, bo bardzo trudno jest się z nich wycofać. Receptą jest ucieczka i całkowita izolacja. A najbardziej skuteczne jest wywołanie w socjopatach przekonania, że się nie jest ich godnym. Wtedy odpuszczają – dodaje dr Bogdan Lach.

Blogerka Valkiria też wiele lat zastanawiała się, dlaczego szybciej nie uciekła od socjopatycznego męża. „Gdzie wtedy była moja siła, konsekwencja i upór?” – pisze na blogu wbrew4przykazaniu.pl. Odpowiedź ma prostą: potrafił ją zaczarować. „Taki krótkodystansowy drapieżnik, który zaczyna taniec godowy wtedy, gdy ofiara choć trochę mu się opiera. Zrobi wszystko, by ją zdobyć, będzie nawet udawać płacz, żeby zmiękczyć jej serce. A kiedy już mu się to uda, zaczyna ją niszczyć” – analizowała.

Ona też rodziła sama. Mąż przyszedł do szpitala dopiero następnego dnia, do tego na kacu. Nie zapytał, jak się czuje żona i córka, tylko: „Dlaczego ona ma czarne włosy?”. I szybko zaczął ją zdradzać, ale kiedy go o to zapytała, zaczął ją dręczyć. Nazywał pospolitą kurwą, która zdradza go, z kim popadnie. Któregoś dnia zgwałcił.

W końcu zażądała rozwodu. Jak mówi, 20 lat za późno.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version