W czasie Rady Naczelnej PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wyszedł z koncepcją, która dawno została w koalicji pogrzebana. A jednak ludowcy chcieliby teraz wrócić do rozmów o wspólnym kandydacie na prezydenta. Powód tego nagłego zwrotu jest dość oczywisty.

Jedna lista opozycji była zmorą kampanii przed zeszłorocznymi wyborami do parlamentu. Rok rozmawialiśmy o tym, w jakiej formule cztery partie tworzące dzisiaj koalicję 15 października powinny iść do wyborów. Były nawet apele i badania, które miały udowodnić, że tak będzie najlepiej. To właśnie PSL i Polska 2050 uznały, że z lewicą jest im zupełnie nie po drodze i że mają „jedną listę spraw do załatwienia”. Tak powstała Trzecia Droga. Obaj liderzy i Władysław Kosiniak-Kamysz, i Szymon Hołownia uznali, że po pierwsze jeśli wejdą na jedną listę z Tuskiem, to na tym przegrają a po drugie, że po wyborach będą mieli znacznie mniej do powiedzenia.

Minął rok i nagle jak królik z kapelusza wyskakuje pomysł jednego kandydata na prezydenta.

— Potrzebujemy dziś wspólnego działania partii koalicyjnej. O to chciałbym poprosić i do tego chciałbym zaprosić naszych partnerów, żebyśmy już dziś wspólnie wyłonili kandydata na prezydenta. Polski nie stać na ryzyko — oznajmił lider ludowców.

Skąd wziął się u prezesa Kosiniaka-Kamysza ten zaskakujący pomysł? Otóż z wyniku sprzed czterech lat i z politycznej chłodnej kalkulacji. Wicepremier już sam zrezygnował ze startu w wyborach prezydenckich, przekazując tę rolę Marszałkowi Sejmu Szymonowi Hołowni drugiemu liderowi Trzeciej Drogi. Kosiniak-Kamysz po ostatnim starcie cztery lata temu do tej pory ma polityczną traumę. Jego zdaniem to Rafał Trzaskowski odebrał mu głosy i „upokorzył go” zostawiając z wynikiem na poziomie 2,5 proc. Startujący wówczas pierwszy raz Szymon Hołownia miał trzeci wynik w stawce i dostał prawie 14 proc. głosów. Dlatego tym razem PSL od razu zrezygnowało z wystawienia własnego kandydata i doszło do wniosku, że najlepiej przynajmniej do czasu wyborów prezydenckich utrzymać jeszcze Trzecią Drogę i niech Szymon Hołownia jeszcze raz spróbuje.

Na razie marszałek Sejmu jest nastawiony na start. Ale dla tak doświadczonego polityka jak Władysław Kosiniak-Kamysz musi być oczywiste, że Szymon Hołownia nie ma szans ani na lepszy wynik niż cztery lata temu, ani na pewno na wejście do II tury. Lider ludowców doskonale wie, że ta kampania będzie najbardziej spolaryzowanym wyścigiem ostatnich lat i na końcu będzie liczyło się tylko dwóch graczy. Ten z PiS i ten z KO. Stąd koncepcja, żeby wybrać jednego kandydata, bo wtedy Trzecia Droga będzie mogła na mecie także zakrzyknąć „wygraliśmy”.

Zaproponowanie rozmów o wspólnym kandydacie pod koniec października, kiedy wiadomo od kilku dni, że Donald Tusk chce zaprezentować kandydata Koalicji już 7 grudnia, jest po prostu polityczną zagrywką. Podszytą zapewne nadzieją, że kandydat wspólny musiałby być kandydatem kompromisu, a zatem nie za bardzo lewicowy.

W oczach PSL i Trzaskowski, i tym bardziej kandydat lewicy są ekstremalni i nie przyciągnęliby wyborców ze skrzydeł konserwatywnych. A zatem w grę wchodziłby właściwie tylko Szymon Hołownia. Może jeszcze Radosław Sikorski, ale PSL zapewne chciałoby przewalczyć swojego kandydata. PSL generalnie kompromisy rozumie jako realizację swoich postulatów, co pokazuje choćby w dyskusji o związkach partnerskich.

Lider ludowców, proponując jednego kandydata opozycji, zapomniał chyba także o tym, że będzie on musiał odpowiedzieć na pytania poirytowanych i zawiedzionych wyborców, którzy chcą związków partnerskich i legalnej aborcji. Chyba że wicepremier doskonale wie, że takie pytania padną w kampanii i wie też, jak bardzo kluczenie kandydata Trzeciej Drogi będzie dla wyborców, a zwłaszcza wyborczyń, nie do zaakceptowania.

Premier dość szybko odpowiedział, przy okazji wbijając drobną szpileczkę Marszałkowi Sejmu: „Wspólna strategia Koalicji 15X na wybory prezydenckie musi być zbudowana na trzech fundamentach: partie wystawiają najlepszych kandydatów, nie atakujemy swoich w I turze, wszyscy popieramy (jednoznacznie!) tego, kto przejdzie do II tury. Wygrać utrzymując jedność — to nasz cel” — napisał Tusk na X.

x.com

Cztery lata temu bowiem poparcie Hołowni dla Trzaskowskiego było bardzo teoretyczne i nad wyraz niedopowiedziane. Hołownia po prostu uważał — podobnie jak Władysław Kosiniak-Kamysz, że „przez Trzaskowskiego nie został prezydentem”. Logika tego była taka, że gdyby do drugiej tury wszedł Hołownia, a nie Trzaskowski, to na pewno wygrałby z Andrzejem Dudą. W tej politycznej koncepcji jakoś umykało, że zanim wejdzie się do tury drugiej, trzeba wyjść z pierwszej, a to udało się właśnie Trzaskowskiemu.

Propozycja PSL, która w założeniu miała być game changerem, została odrzucona błyskawicznie, bo w tych wyborach KO i Tusk nie potrzebują partnerów. Ich kandydat wejdzie do II tury, czy ją wygra, zależy wyłącznie od tego, czy Tusk postawi na właściwego konia. Premier nie zamierza brać odpowiedzialności za to, że koalicjantom wydaje się, że mogą coś ugrać i teraz pokazać, że jednak liczą się w poważnej rozgrywce.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version