Wypowiadając imigrantom prawo do azylu, Donald Tusk robi to, w czym czuje się najlepiej: próbuje osłabić PiS, żeby wygrać wybory.

Tak jaskrawych podziałów nawet w tej wielokolorowej, tęczowo-zielono-żółto-niebieskiej koalicji dotąd nie było. Podczas głosowania nowej strategii imigracyjnej na posiedzeniu rządu czworo ministrów z Lewicy było przeciw, zaś przedstawiciele Polski 2050 zagłosowali za, ale głośno zgrzytając zębami. W strategii zapisane zostało czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu, czyli w praktyce uniemożliwienie złożenie wniosku azylowego przez imigrantów, którzy nielegalnie przekroczyli polską granicę. Lewica otwarcie twierdzi, a Polska 2050 półgębkiem potwierdza, że wprowadzenie takich przepisów to naruszenie praw człowieka.

Prace nad strategią trwały dobre pół roku. Biorąc pod uwagę, że czysto hipotetycznie rozważane było nawet zakwestionowanie konwencji genewskiej z 1951 r. – przyznającej uchodźcom szczególną ochronę – to skończyło się zapisami mimo wszystko znacznie bardziej stonowanymi. Poza embargiem wizowym Tusk zapowiedział sprzeciw wobec paktu imigracyjnego Komisji Europejskiej, który zakładał relokację uchodźców po całej Unii. Tyle że w ów pakt nie wierzy nawet sama Bruksela – Tusk nie jest jedynym przywódcą, który się mu sprzeciwia, bo Polska uczestniczy w nieformalnym sojuszu kilkunastu państw.

Swoją drogą, gdy do Sejmu trafią pod głosowanie ustawy realizujące zapisy strategii, przekonamy się, czy sprzeciw tudzież zgrzytanie ministrów Lewicy i Polski 2050 nie są tylko polityczną pozą.

Tusk wiele nie ryzykuje. Zdecydowana większość wyborców KO – tych popierających prawa kobiet, związki partnerskie, integrację z UE, ekologię – podchodzi z niechęcią do imigrantów

Donald Tusk pozuje na obrońcę granic i nie waha się sięgać po antyimigracyjną nutę. Ale nie jest to nowość. Wszak już rok temu w kampanii wyborczej dokonał zwrotu i z krytyka twardych działań PiS wobec imigrantów na granicy stał się zwolennikiem ograniczenia imigracji. Wykorzystał do tego aferę wizową w rządzie PiS, czyli proceder handlu wizami przez ludzi z otoczenia wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka. Afera odebrała PiS wiarygodność w kwestii bezpieczeństwa na granicach i przyczyniła się do porażki Kaczyńskiego.

Już po przejęciu władzy Tusk konsekwentnie szedł antymigracyjną ścieżką. Wzmacniał mur na granicy, który za swych rządów zbudowało PiS, wbrew Platformie zresztą. Zmusiły go do tego ataki imigrantów na polskich żołnierzy patrolujących granicę – jeden z nich zmarł po ataku nożem. Gdy Tusk przeprowadził ustawę ułatwiającą bezkarne użycie broni w takich sytuacjach, już wtedy Lewica zawyła. Wcześniej z list KO do Parlamentu Europejskiego premier wyeliminował aktywistkę humanitarną Janiną Ochojską, która twardo broniła prawa imigrantów do nielegalnego przekraczania granicy.

A zatem antyimigracyjny Tusk nie narodził się dziś tylko w kampanii, żeby wygrać wybory. Dzisiejsze pomysły też są obliczone na ruszającą kampanię wyborczą.

Ma też premier dobre tło do nowej strategii – akurat ukazał się świeżutki raport NIK, wedle którego za rządów PiS niemal 400 tys. wiz dla obywateli państw muzułmańskich i afrykańskich zostało wydanych w podejrzany sposób.

Szkopuł w tym, że od czasów PiS napór imigrantów z Afryki i Azji na granicę od strony Białorusi znacznie zmalał. To nie jest przypadek. W bezprecedensowym akcie współpracy rząd przygotował prezydenta Dudę do rozmowy na ten temat z chińskim liderem Xi Jinpingiem, który ma przełożenie na Putina. Duda napomknął Xi, że jeśli nadal Putin i jego pomagier Łukaszenka będą ściągać imigrantów i przepychać ich przez granice, to Polska będzie musiała całkowicie zamknąć szlaki handlowe na Wschód, na czym Chiny bardzo by straciły. Wygląda na to, że podziałało.

W tym sensie dziś Tusk bardziej politycznie – i w Polsce, i wewnątrz UE – gra zawieszeniem azylu, niż go potrzebuje, żeby powstrzymać presję Azji i Afryki na granicę wschodnią.

Jak na antyimigracyjną retorykę lidera KO zareaguje jego elektorat? Rok temu co bardziej lewicowo-liberalni wyborcy byli w lekkim szoku, gdy Tusk uderzył w PiS, domagając się wzmocnienia granicy i ograniczenia imigracji z krajów muzułmańskich. Ale machnęli ręką – gotowi byli zgodzić się na wszystko, byle tylko odsunąć Kaczyńskiego od władzy.

Dziś Tusk wiele nie ryzykuje. Najnowsze badania prof. Przemysława Sadury oraz Sławomira Sierakowskiego pokazują, że zdecydowana większość wyborców Koalicji Obywatelskiej – tych popierających prawa kobiet, związki partnerskie, integrację z UE, ekologię – jednocześnie podchodzi z niechęcią do imigrantów. Jednym słowem: liberalizm wyborców KO jest wysoce selektywny.

A zatem Tusk nie fałszuje. Swój antyimigrancki song wykonuje całkowicie świadomie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version