Im tragiczniejsza i boleśniejsza jest historia pacjenta, tym bardziej możemy być pewni, że jego część mówi: mam szansę, mam nadzieję. Naszym zadaniem jest poszukanie kodów dostępu do tej nadziei i siły do zmiany – mówi psychoterapeuta ericksonowski Krzysztof Klajs.

Krzysztof Klajs: Terapia może pomóc, ale najważniejsza jest motywacja pacjenta, czyli to, czego on chce. Terapeuta nie jest kimś, kto wywiera presję, popycha do zmiany. Jest tym, kto współpracuje z energią pacjenta, która chce zmiany.

Większość osób się waha, trochę chce, a trochę się boi. To naturalne, bo też najczęściej boimy się rzeczy nowych, nieznanych. Właśnie te lęki powstrzymują nas przed rozstaniem. Nie wiemy przecież, jak ułożymy sobie życie, kiedy zostaniemy sami. Nie wiemy też, jak nam będzie z nową osobą. Skoro jednak pacjent przychodzi do terapeuty, ma nadzieję, że zmiana jest możliwa. Terapia to dialog z tą jego częścią, która jej chce, która wierzy, że jest ona dobra. Terapeuta pozwala pacjentowi do tej nadziei dotrzeć i zrobić z niej dobry użytek.

– Przyszła do mojego gabinetu kobieta, u której po śmierci męża zdiagnozowano objawy depresyjno-lękowe. Czuła smutek, że nie ma już dla niej przyszłości. Ponieważ jednak przyszła, to znaczyło, że ma nadzieję. Gdyby tak nie było, siedziałaby w domu i zamartwiała się. Powiedziała, co prawda, że to córka ją przekonała do terapii, ale przecież sama musiała przyjść do gabinetu. Im tragiczniejsza i boleśniejsza jest historia pacjenta, tym bardziej możemy być pewni, że jego część mówi: mam szansę, mam nadzieję. Naszym zadaniem jest poszukanie kodów dostępu do tej nadziei i siły do zmiany. To ważne, bo wiele osób boi się podjąć próbę zmiany zasad panujących w ich związkach, bo lepsza wydaje się im śmierć niż samotność. Terapeuta widzi, że osoba, która przychodzi z lękami przed zmianą czy rozstaniem, przychodzi z tym, że boi się samotności.

– Są różne szkoły psychoterapii, m.in. takie, które kierują uwagę na lęk: skąd się wziął? Czego tak naprawdę dotyczy? Kiedy się pojawił? Szkoła, w której nurcie my pracujemy, skupia się na tym, że zmiana jest możliwa. Terapeuta wspólnie z pacjentem poszukuje w historii jego życia i życia ważnych dla niego ludzi takich sytuacji, kiedy postąpili ku zmianie mimo lęku i byli zadowoleni z efektu. Kierujemy uwagę pacjenta w inną stronę niż lęk. A więc na przykład ku cioci, która rozwiodła się z przemocowym mężem i wyszła za miłego florystę.

Jeśli z kolei pacjent boi się wystąpień publicznych, można go zapytać: „A w dzieciństwie kogo z bliskich najbardziej się pan bał?”. „Kto najczęściej rzucał na pana te zaklęcia: nie jesteś wystarczająco dobry?”. Można jednak też powiedzieć: „Przecież nie zawsze pan słuchał krytyków. Czy oni zawsze i we wszystkim mieli rację? Nikt nie ma zawsze racji! W jakiejś kwestii na pewno nie mieli. A skoro tak, to może nie ma powodu, żeby nadal ich we wszystkim słuchać, czy kierować się lękiem przed tym, co oni powiedzą”. Pacjent może wtedy przypomnieć sobie, że nie zawsze słuchał rodziców i przynajmniej raz wyszedł na tym dobrze. Kiedyś wrócił do domu bardzo późno, bo był na boskiej randce. Nasłuchał się wtedy na swój temat, ale była to cena warta zapłaty. Może więc lęk przed krytyką ignorować i czuć się bosko. To ważne doświadczenie, bo nie chodzi o to, żeby się nie bać, ale żeby działać mimo lęku.

– Ma sens, nawet kiedy nie wiemy, że się boimy! Często przychodzą do mojego gabinetu ludzie, którzy nie uświadamiają sobie swoich lęków. Mają je głęboko ukryte. Jednak ich ciała dają znać, że coś jest nie tak. Rozum można oszukać, ale ciała nie. Ono wie. Przychodzą więc na przykład pacjenci z tym, co nazywają kołataniami serca, które nie mają medycznej przyczyny. No a jak serce zaczyna bić, to człowiek odczuwa niepokój. Ciało daje więc sygnał o lęku, ale rozum go nie rozpoznaje. Dlatego zazwyczaj wtedy ludzie zaczynają zajmować się ciałem, a nie emocjami. Na przykład dziecko często wymiotuje, kiedy się boi, ale nie wie, jaki jest prawdziwy powód torsji. Jeśli nikt z dorosłych nie odgadnie ich przyczyny, to rodzice zajmą się żołądkiem dziecka, a nie lękiem. Dziecko poczuje się bezpiecznie, kiedy rodzice się nim zajmą i wymioty się uspokoją. Objaw zniknie, ale jeśli przyczyna nie zostanie znaleziona, nie będzie nazwany i rozwiązany problem, jaki ma dziecko, to lęk nie minie, przejdzie w inne objawy. Już nie torsje, ale problemy ze skórą, alergie czy właśnie na przykład kołaczące serce.

– Nie traktować go jak kłopotu, bo jest niedoskonałe. Nie ma być doskonałe. Serce opowiada nam w ten sposób o jakimś naszym lęku. Terapię zaczynam zazwyczaj od pytania: „Co pan chce z tym sercem zrobić?”. Pacjent odpowiada: „Nie rozumiem”. Mówię wtedy: „Przychodzi pan z kłopotem, który stwarza serce. Dlatego pytam, co by pan z nim zrobił?”. „Chciałbym, żeby było spokojne, biło równo!”. Kontynuuję wtedy: „A rozmawiał pan ze swoim sercem? Czy wie pan, co by to serce uspokoiło?”. Może wtedy serce powie, że chce drugiego serca, że nie chce budzić się samo. Wtedy możemy je uspokoić, zapytać, czy to serce może chwilkę poczekać? Czy to drugie serce musi być natychmiast? Serce wtedy zapyta, ale jak długo ta chwila potrwa? Pacjent tak odkrywa, że nigdy z sercem nie rozmawiał. A jeśli ktoś jest dla nas ważny, to trzeba z nim rozmawiać. Poznać, zrozumieć. Rozmawiając z sercem, pacjent zaczyna rozmawiać ze sobą, budować zaufanie do siebie i do serca. A to często jest najlepsze lekarstwo na lęk.

– Od rozmowy z sercem zaczyna się rozmowa o emocjach. I tu możemy wrócić do pierwszej części rozmowy, kiedy wspomniałem o tym, że gdy dziecko płacze, a dorośli nie pomogą mu nazwać tego, co czuje, nie będzie umiało rozpoznawać uczuć jako dorosły człowiek. Jeśli nie nauczą go akceptacji tego, co czuje, a także sposobów postępowania z emocjami, będzie przed nimi uciekać. Podczas psychoterapii staramy się te braki nadrobić, uczymy nazywać emocje, także lęk czy złość, akceptować je, radzić sobie z nimi. Potrzebna jest cierpliwość.

– Taki, który pomaga także wtedy, gdy okazuje się, że racjonalny umysł pacjenta i ta jego część, która wypowiada się poprzez serce, mają inne zdania. Terapeuta pomaga to dostrzec, zaakceptować i wejść w dialog między rozumem i sercem. Przypomina pacjentowi o sytuacjach, kiedy posłuchał serca. Było to wtedy, kiedy zakochał się, kiedy zachwycił go zachód słońca w górach. Pomaga mu przypomnieć sobie, że to wtedy czuł skrzydła u ramion. Dzięki temu pacjent dociera do przestrzeni wewnętrznej, która do tej pory była bezgłośna, ignorowana przez niego. Także dlatego, że od dzieciństwa ta część była przerażona pomysłem dorosłych, że musi być doskonała.

– Można go nazwać: ukryte zwierzenie rodzica na swój własny temat. To skutek dramatu rodzica, który nie był, a chciał być doskonały. Nie był, bo to jest niemożliwe. Zmagał się więc z własnym lękiem przed tym, że taki nie jest. Ponieważ go to przerażało, ukrywał ten lęk w nieświadomości, od własnego dziecka wymagając tego, czego sam nie miał. Niedoskonałość dziecka, całkiem naturalna, podsycała w nim to poczucie, że nie jest doskonałym rodzicem, skoro jego dziecko jest takie niezręczne, płaczliwe, nieuważne, a to wzmacniało ten lęk.

– Podstawowa prawda brzmi, że człowiek nie składa się z samej świadomości. Znacznej części swojej historii nie jesteśmy świadomi. Nie możemy być, gdyż zagroziłoby to naszemu zdrowiu psychicznemu, a nawet życiu. Pewna młoda kobieta zgłosiła się na terapię, gdyż nie była w stanie pisać pracy dyplomowej. Zawieszała się, traciła poczucie rzeczywistości. To mogły być objawy lęku, który nie jest uświadomiony, wynika z traum wypartych do nieświadomości. W czasie terapii odkryliśmy, że nie może tej pracy skończyć, bo jej tematem są traumy podobne do tych, jakich sama doświadczyła, będąc niemowlęciem i dzieckiem. Jeszcze nie była gotowa na spotkanie ze swoją przeszłością, nie była gotowa, by ją unieść.

– Łatwiej nam żyć, kiedy przestaniemy pamiętać. Jest wiele mechanizmów, które pomagają nam w życiu po traumie, jednym z nich jest niepamięć. Kłopot polega jednak na tym, że wtedy nie rozumiemy, co się z nami dzieje. Czegoś nie możemy, mamy ataki paniki – jak się nam wydaje – bez powodu. Niestety, niepamięć pokrywa wtedy zbyt duży obszar przeszłości. Człowiek mówi, że nie pamięta nic z okresu przed pójściem do szkoły. Kilka migawek i nic więcej. Dla terapeuty to sygnał, że coś się musiało zdarzyć, że pacjent nie pamięta tego okresu.

– Można nadal nie pamiętać. Pracujemy wtedy w przestrzeni nieświadomej, robiąc wszystko, co możliwe, żeby pacjent nie obciążył się świadomością tego doświadczenia. Dlaczego? Inny jest ciężar doświadczenia przemocy seksualnej, jeśli zadawał ją dziecku obcy człowiek, nawet przez kilka miesięcy, bo był w tym czasie jego opiekunem. Jeśli jednak to na przykład matka seksualnie wykorzystywała dziecko i to przez lata, przypomnienie sobie tego może być zbyt trudne nawet dla dorosłej już córki. Umysł wymazuje więc traumę, żeby obronić zdrowe zmysły. Ciało jednak o niej wie, nie chce porzucić traumy, nie chce zanegować cierpienia, domaga się więc uważności przez różne objawy. Ciało domaga się uznania, że to, co się zdarzyć nie mogło, jednak się zdarzyło. Terapia jest konieczna, gdyż pacjent sam nie udźwignie tego, czego doświadczył. A dla odzyskania zdrowia konieczne jest zintegrowanie tego, co wie ciało, z tym, co wie umysł.

– W sytuacji publicznego wystąpienia powtarza się coś z klasy szkolnej, może poniżające wypowiedzi nauczyciela: „Orłem to ty nie jesteś”? Może wyśmiewanie przez inne dzieci? Nie mówiąc o takim przypadku, kiedy nauczyciel każe dziewczynce pisać od góry tablicy, a ona jest w krótkiej spódnicy i widać jej majtki. Inne dzieci zaczynają się z niej śmiać… Jest to tak zawstydzające i upokarzające doświadczenie, że kiedy ta dziewczynka, już jako dorosła kobieta, ma stanąć przed audytorium złożonym z pracowników i klientów jej firmy, czuje tak paniczny lęk, że nie jest w stanie słowa wykrztusić.

– Taki sen oznacza, że wycofujemy się przed jakimś lękiem. We śnie, który nas budzi, wyraża się wewnętrzna mądrość, która uznała, że dzieje się w nim coś tak niepokojącego, że lepiej się obudzić, bo za bardzo się tego boimy. Przykład: przerażający sen o spadaniu budzi kogoś co noc, dlatego przychodzi do terapeuty. Wiemy, że sen, który się powtarza, mówi o doświadczeniu, które domaga się uwagi. Terapeuta może wtedy zaprosić pacjenta, aby na sesji wszedł w ten sen tak, jak go pamięta i jak dalece ma odwagę go kontynuować. Zadaje wtedy pacjentowi pytanie: „A co może być najgorszą konsekwencją tego spadania”? „To, że zginę, że nie będę żył”. Wtedy terapeuta pyta: „A co jest najgorszego w tym, że pan nie będzie żył?”. Pacjent może powiedzieć: „Że taki młody i już umarł”. „A co jest najgorszego w tym, że taki młody i już umarł?”. „Że życia nie zaznał!” – stwierdza pacjent, a wtedy terapeuta wie, że są w miejscu, w którym powinni się znaleźć. Pyta więc dalej: „A co to znaczy: zaznać życia?”. Pacjent może dotrzeć do tego, co budzi jego lęk – że życie, jakie prowadzi, jest realizacją zlecenia jego rodziców. Poszedł na studia, jakie wskazali mu rodzice, pracuje w ich firmie, zaręczył się z córką ich przyjaciół. Kiedy odkryje, że boi się, że traci własne życie z lęku przed przeciwstawieniem się im, przed ich krytyką i odrzuceniem, otwiera się na swoje własne życie.

– W podejściu naszej szkoły terapeutycznej pracujemy nad fobiami, szukając sytuacji, kiedy mimo lęku pacjent postąpił inaczej, niż uciekając. Kierujemy i skupiamy jego uwagę na tym momencie, kiedy atak fobii mija. Są terapie stosujące ekspozycyjne uwrażliwianie, czyli stopniowe oswajanie pacjenta z tym, czego się boi, by zobaczył, że nie ma czego. Fobie to często wynik wychowania, bo też, jeśli rodzice się czegoś bali, to istnieje prawdopodobieństwo, że my też będziemy mieli podobną fobię.

– Lęk jest tak powszechnym doświadczeniem, że terapeuci wielu szkół mają dużą wprawę w pracy z lękiem. I to pierwszy powód, dlaczego warto. Drugi: świat nabiera kolorów, dźwięków, staje się wielowymiarowy. Choćbyśmy nie wiem, jak długo nosili ciemne okulary, to jeśli je zdejmiemy, doświadczymy przestrzeni pełnej kolorów, odcieni, barw. Podobnie, kiedy oswoimy lęk, poszerzy się skala odbieranych przez nas dźwięków.

Widzimy to, na co patrzymy, i słyszymy to, w co się wsłuchujemy. Im bardziej wpatrujemy się i wsłuchujemy we własne ograniczenia, tym mniej mamy swobody i wolności. Im bardziej zdobywamy się na odwagę, aby rozejrzeć się wokół, tym więcej dostrzegamy przestrzeni i radości.

KRZYSZTOF KLAJS — specjalista psycholog kliniczny. Psychoterapeuta i superwizor Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz psychoterapeuta i superwizor Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Certyfikowany psychoterapeuta EAP (European Association for Psychotherapy). Przewodniczący Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Jest członkiem Zarządu The International Society of Hypnosis (ISH), członkiem M. Erickson Gesellschaft für Klinische Hypnose e.V. w Monachium oraz Advisory Board Jane A. Parsons-Fein Training Institute w Nowym Jorku. Prowadził zajęcia szkoleniowe z zakresu hipnozy i terapii ericksonowskiej w Austrii, Chinach, Francji, Iranie, Kanadzie, Niemczech, USA, Wielkiej Brytanii, w RPA, Meksyku, Nepalu, Hiszpanii, na Litwie i w Szwecji. Współzałożyciel i dyrektor Polskiego Instytutu Ericksonowskiego

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version