W Prawie i Sprawiedliwości słychać także głosy, że wybory teraz byłyby, po pierwsze, niezrozumiałe dla elektoratu, a po drugie zbyt ryzykowne.

— Wyborcy drugiej strony nie mają jeszcze poczucia zawodu. Minęło za mało czasu. Raczej doszliby do wniosku, że jakimiś niejasnymi kruczkami odebrano im zwycięstwo, a to mogłoby tylko ich zmobilizować — zastanawia się głośno rozmówca z PiS.

Dlatego po pierwszym „szoku”, że politycy PiS jednak trafili za kraty, na Nowogrodzkiej zaczyna ewoluować przekonanie, że lepsza od rozwiązania Sejmu będzie eskalacja konfliktu. Coraz więcej głosów z PiS sugeruje, że partia wykorzysta wszystkie możliwości zablokowania prac Sejmu, rządu i urzędów, które obsadziła nowa władza. Metody będą tak brutalne, jak tylko się da.

— Jesteśmy największym sejmowym klubem. Mamy naprawdę wiele możliwości działania. Możemy przedłużać pracę, składać wnioski formalne, poprawki, projekty. Ale też po prostu możemy budować emocje na sali plenarnej — mówią nasi rozmówcy.

Oczywiście. Tylko dokładnie to samo przez 8 lat robiła w roli opozycji obecna władza i jest to zwyczajnie nieskuteczne. W polskim systemie, jeśli sejmowa większość jest stabilna, a na razie tak jest, opozycja może krzyczeć, nie przychodzić, protestować i nie da rady niczego zmienić.

— Jak patrzyłem na tę akcję pod aresztem czy więzieniem, to tam nie było więcej ludzi, niż przychodziło, jak my wyciągaliśmy ludzi z komend po protestach w sprawie praworządności czy aborcji — dodaje inny nasz rozmówca z KO. — Na razie to są tylko działacze i bardzo zaangażowani sympatycy. Zobaczymy, jak będzie wyglądał protest przed Sejmem, ale ja bym zakładał, że będzie nawet 10 tys. ludzi, tylko że to nadal nic nie zmienia.

Wystarczy przypomnieć demonstracje w obronie sądów i Sądu Najwyższego. Były duże, były częste, były pełne energii i nic nie zmieniały. Jedna demonstracja przed Sejmem też nic nie zmieni. Jak twierdzą politycy Koalicji Obywatelskiej, ale też pozostałych partii koalicji rządzącej, na razie dzieje się wszystko to, czego oczekiwali wyborcy.

— Jest tak, że na pięć osób podchodzących do mnie na ulicy, cztery mówią: „super, tak robić”, „jechać z nimi” a tylko jedna: „przegięliście” — przekonuje senator koalicji i dodaje, że najważniejsze jest wyczuć, kiedy ta emocja się odwróci. Dlatego wszystkie najtrudniejsze sprawy trzeba załatwić od razu.

Podobnie mówią politycy PiS — wyczuć emocje i ich zmianę. Policzyć się. Zobaczyć, czy można liczyć na wyborców, czy tylko na działaczy. Budować atmosferę zagrożenia ze strony nowej władzy, jednak jednocześnie mówią: „będzie trudno”. Przede wszystkim, czego nie ukrywają nasi rozmówcy, to dlatego, że TVP już nie jest takie, jakie było. Co prawda sąd odmówił wpisania do KRS Tomasza Syguta jako prezesa TVP, ale to właściwie niczego nie zmienia, bo został złożony kolejny wniosek o wpisanie likwidatora i ten powinien zdaniem polityków opozycji być skuteczny.

— Pan prezydent na pewno ma świadomość zamieszania, które powstało i chciałby to uporządkować. Powiedział, że powinna być jasność w obszarze tego, do kogo media należą i kto bierze za nie odpowiedzialność. Powiedział, że ta opcja polityczna, która wygrywa wybory, przejmuje władzę w mediach i bierze za nie odpowiedzialność. Stwierdził, że powinno być jasne i skoro Polacy zdecydowali, że taka opcja wygrywa, to bierze media, tak jak spółki Skarbu Państwa — mówił w rozmowach z mediami członek Rady Mediów Narodowych Marek Rutka z Lewicy po spotkaniu w Pałacu Prezydenckim. Trzeba jednak zaznaczyć, że to spotkanie odbyło się przed zatrzymaniem Kamińskiego i Wąsika, a to sprawia, że prezydent będzie znacznie mniej przychylnie patrzył na działania rządu.

Media publiczne są kluczowe, bo nawet wyniki oglądalności TV Republika czy subskrypcje na YouTube nie dają możliwości dotarcia do takiej liczby wyborców jak telewizja publiczna. Z jednej strony PiS zdaje sobie z tego sprawę, z drugiej słychać głosy, że przecież TVP już jest nie do odzyskania i im dalej w las, tym będzie trudniej docierać do ludzi. Niektórzy politycy PiS zwyczajnie boją się, że TV Republika nie udźwignie nagłej popularności. Nie rozwijała się przez 8 lat, kiedy mogła korzystać z przychylności spółek i rządu, a teraz, zwłaszcza po wycofaniu się części reklamodawców, będzie trudniej. Zaraz widzowie, którzy nie należą do najtwardszego elektoratu, mogą wrócić do TVP i TVP Info i już nie da się ich odzyskać, jeśli nie będzie wielkich emocji. Dlatego niektórzy mówią: „trzeba działać szybko, teraz, już, bo za pół roku już nie dotrzemy do wyborców”.

Czwartek jest dla PiS ważny, bo po pierwsze zobaczy, czy demonstracja przed Sejmem będzie sukcesem, ale także Sąd Najwyższy ma ogłosić, czy wybory z 15 października były ważne. Nikt właściwie nie zakłada, że SN mógłby uznać wybory za nieważne, ale zawsze jakiś promil nadziei w politykach PiS się tli.

— Byłby gamechanger, nie? — pyta rozmarzony polityk PiS. Byłby, ale raczej zostanie w sferze marzeń.

Różnica między byłą a obecną władzą polega na tym, że PiS zdemolowało polski wymiar sprawiedliwości i ma swojego prezydenta. Może liczyć na opór instytucjonalny, wprowadzanie zamieszania i rozkręcanie emocji nie tylko w Sejmie. Wyborcy lubią oceniać sprawczość swoich posłów. Jeśli władza zaczyna buksować i tonąć w problemach, wyborcy od razu zaczynają mieć wątpliwości. Jeśli nowa władza „nie dowiezie” sprawy Kamińskiego i Wąsika, może ją to kosztować zdecydowanie zbyt wiele.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version