Francuska lewica zapowiedziała marsze przeciwko rosnącej w siłę skrajnej prawicy. Media spekulują o możliwych zamieszkach. Coraz wyraźniejsze napięcia społeczne to efekt sporu politycznego, który nad Sekwaną nie opadł po wyborach europejskich. Przeciwnie, jest coraz poważniejszy.

Wszystko za sprawą przedterminowych wyborów parlamentarnych, które na nowo rozbudziły emocje Francuzów. Prezydent Emmanuel Macron ogłosił je tuż po klęsce swojego bloku politycznego w wyborach europejskich. Wyborcy do urn pójdą w pierwszej turze już 30 czerwca. Zanim do tego dojdzie, muszą wiedzieć na kogo głosują. To z kolei nie jest takie oczywiste, bo klasa polityczna pogrążyła się w chaosie przedwyborczych układanek.

Zanim wyjaśnimy zawiłości sojuszy, wskażmy głównych aktorów paryskiej sceny. W eurowyborach, przy ponad 50-procentowej frekwencji, zwyciężyło skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe z wynikiem 31,4 proc. Prezydencka partia Odrodzenie dostała 14,6 proc. Partia Socjalistyczna dostała 13,8 proc., a skrajnie lewicowa Francja Nieujarzmiona 9,9 proc. Rządowy sojusznik Odrodzenia – centroprawicowi Republikanie dostali 7,3 proc. Po 5,5 proc. zgromadzili natomiast Zieloni i skrajnie prawicowa Rekonkwista.

Francja. Kto z kim, czyli chaos koalicji wyborczych

Teoretycznie z powyborczej mozaiki wyłaniają się naturalni sprzymierzeńcy. Ale spór o koalicje w ciągu kilku dni doprowadził do kryzysów przywództwa i zamętu przede wszystkim na prawicy, co początkowo dawało przewagę prezydentowi.

– Emmanuel Macron na to liczył, że rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego i pozostawienie krótkiego czasu na prowadzenie kampanii wyborczej sprawi, że będziemy mieć bardzo dużo ruchów, które doprowadzą do minieksplozji wewnętrznych w poszczególnych partiach lub koalicjach wyborczych – mówi Interii Amanda Dziubińska, analityczka ds. Francji w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

– W najkorzystniej sytuacji jest skrajna prawica; Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, której sytuacja obecnie jest dosyć jasna. Dwa opublikowane w tym tygodniu sondaże dają jej nadal przewagę wyborczą – zaznacza ekspertka.

Najnowszy sondaż dla BFMTV daje Zjednoczeniu Narodowemu 31 proc. poparcia. W innych partiach prawicowych pojawiły się głosy o budowie wspólnego bloku prawicy z ZN. W tym miejscu dochodzimy do sedna zamieszania.

– Lider Republikanów we wtorek stwierdził, że należy rozważyć sojusz z ugrupowaniami skrajnej prawicy. Chwilę później przestał być liderem tej partii. Kierownictwo zdecydowało się go wykluczyć, ale sam Eric Ciotti uważa, że ten ruch był niezgodny ze statutem partii i że nadal jest przewodniczącym – wskazuje Dziubińska.

– Mamy jeszcze drugą skrajnie prawicową partię (Rekonkwistę), kierowaną przez Erica Zemmoura, której członkini – Marion Marechal (liderka ugrupowania w wyborach europejskich), optowała za tym, żeby dogadać się ze Zjednoczeniem Narodowym, ale lider ZN Jordan Bardella powiedział, że Zemmour jest dla niego niewiarygodny i nie będą chcieli z nim tworzyć koalicji – tłumaczy dalej analityczka PISM.

Wybory we Francji. W górę nie tylko prawica

Emmanuelowi Macronowi rzeczywiście udało się wywołać chaos, ale jego problem polega na tym, że teraz zaczął na tym chaosie tracić. Najpierw on zaskoczył wszystkich rozwiązaniem parlamentu, natomiast chwilę później lewica zaskoczyła prezydenta niespodziewanie spójnym stanowiskiem.

Lewica bardzo szybko się dogadała. Ostatnie miesiące skłaniały raczej do twierdzenia, że jest tyle politycznych różnic między partiami lewicowymi, mamy Partię Socjalistyczną, Partię Komunistyczną, Zielonych i skrajnie lewicową Francję Nieujarzmioną, że niemożliwe będzie sformowanie koalicji. Tak się nie stało. Już we wtorek rano lewica ogłosiła, że do wyborów pójdzie razem – wskazuje Dziubińska.

Wspomniany sondaż daje blokowi lewicy 28 proc. poparcia. Na ludzi Macrona chce zagłosować jedynie 18 proc. wyborców. Republikanie mają 6,5 proc.

– Partia prezydencka jest w zawieszeniu. Nie wie, w którą stronę pójść. Macron przyjął politykę konfrontacyjną, uderza mocno w prawe skrzydło sceny politycznej, ale również w skrajną lewicę, a tym samym uderza w cały blok lewicowy. Nawet jeśli ostateczne wyniki wyborów umożliwiłyby sformowanie szerokiej koalicji centrowo-prawicowej lub centrowo-lewicowej, to Macron na pewno nie robi sobie dobrego podłoża pod przyszłe rozmowy koalicyjne – podkreśla nasza rozmówczyni i dodaje, że jej zdaniem scenariusz współpracy Odrodzenia, Republikanów i lewicy jest nierealny.

Macron rozwiązał parlament, bo musiał

Z perspektywy dzisiejszych sondaży, rozwiązanie parlamentu wydaje się być ruchem nieprzemyślanym. Szczególnie, że zaskoczyło również polityków Odrodzenia.

– Partia Macrona była zszokowana decyzją o rozwiązaniu parlamentu. On konsultował ją z wąską grupą bardzo bliskich doradców, którzy pracowali w Pałacu Elizejskim nad tym scenariuszem od ostatnich kilku tygodni i to wiemy z doniesień francuskiej prasy. Natomiast dla partii, rządu to było bardzo duże zaskoczenie. Nikt nie był do tego przygotowany – podkreśla Dziubińska.

Co prezydent chce osiągnąć? – Macron liczy na to, że wyborcy się opamiętają. Po raz pierwszy będą postawieni przed pytaniem nie „za lub przeciw polityce rządu”, ale „za lub przeciw skrajnej prawicy u władzy”. To duża zmiana na francuskiej scenie politycznej. Prezydent liczy na to, że wyborcy dojdą do wniosku, że skrajna prawica to zbyt duże ryzyko dla francuskiej demokracji i zdecydują się oddać głos kogoś innego – wyjaśnia eksperta.

– Tylko, że niechęć wyborców do Macrona, ich gniew jest tak silny, że bardzo trudno będzie mu podnieść się ze sromotnej porażki w wyborach europejskich. On chce zmobilizować więcej wyborców, ale wcale nie jest pewne, że ta mobilizacja przyczyni się akurat na korzyść obozu prezydenckiego. Trend wznoszący dotyczy w tej chwili skrajnej prawicy i lewicy. Jedyne co teraz traci, to polityczne centrum, w którym Macron od 2017 roku próbuje się rozpychać. Prezydent może być zakładnikiem iluzji posiadania kontroli nad sytuacją polityczną w kraju – mówi dalej Dziubińska.

Po co więc Macronowi to całe zamieszanie? Jego polityczna tragedia polega na tym, że gdyby parlamentu nie rozwiązał, za kilka miesięcy Odrodzenie mogłoby być w jeszcze gorszej sytuacji.

Macron myślał, że robi ruch wyprzedzający. Gdyby wybory nie zostały teraz rozpisane, to rzeczywistość polityczna potoczyłaby się prawdopodobnie w takim kierunku, że w drugiej połowie roku głosowany byłby budżet na kolejny rok. Budżet, który byłby dla każdej opcji opozycyjnej bardzo kontrowersyjny. Również dla Republikanów. Mogliby złożyć wniosek o wotum nieufności i miałby duże szanse na poparcie w Zgromadzeniu Narodowym, co doprowadziłoby do upadku rządu. To byłaby sytuacja katastrofalna dla obozu prezydenckiego. Macron chce zachować to co ma i więcej nie tracić. A być może na fali opamiętania się, jeszcze trochę zyskać – zaznacza rozmówczyni Interii.

Francja przed historyczną zmianą

Słabe wyniki Odrodzenia, a co za tym idzie – malejące perspektywy na rządzenie, to z jednej strony efekt niezadowolenia z rządów Emmanuela Macrona, z drugiej ogromna praca jaką populiści włożyli, by zmienić swój wizerunek w oczach wyborców.

– Główną osobą, która się do tego przyczyniała była Marine Le Pen, której udało się zdediabolizować jej własną postać i wyborcy zaczęli postrzegać ją i partię jako taką, która jest w stanie rządzić krajem i która nie zagraża demokracji – uważa Dziubińska.

Zdaje się, że Francuzi wychodzą z założenia, że dali już rządzić socjalistom. Zawiedli się. Dali rządzić prawicy republikańskiej. Zawiedli się. Ostatnio zagłosowali silnie na polityczne centrum, reprezentowane przez Macrona. Nadal nie są zadowoleni. Dlaczego w takim razie nie dać szansy skrajnej prawicy, która przestaje być tak bardzo skrajna, przynajmniej w sferze deklaracji – wskazuje analityczka PISM.

Dziubińska podkreśla też, że Zjednoczeniu Narodowemu udało się poszerzyć bazę wyborczą. Dotychczas głosowały na nich wsie, małe miasta i robotnicy. Teraz do tej grupy doszli mieszkańcy metropolii, kadra menadżerska i emeryci.

Jednak ewentualna zmiana rządu Francji nie musi oznaczać przewrócenia polityki Paryża w każdym obszarze, co ma szczególne znacznie z perspektywy Polski i zagrożeń ze Wschodu.

– System polityczny Francji jest skonstruowany w taki sposób, że mocno sprzyja głowie państwa. Pozycja prezydenta jest bardzo silna, do niego należy w większej mierze domena polityki zagranicznej, obronności, bezpieczeństwa. Prezydent Macron byłyby dalej gwarantem stabilności obecnego kursu Francji. Ale różnice polityczne między jego obozem i skrajną prawicą są duże w kwestiach wsparcia Ukrainy i polityki wobec Rosji, więc to siłą rzeczy doprowadzałoby do sporów na poziomie krajowym i pogłębiających się debat na przykład na temat dalszego wsparcia Ukrainy – zaznacza w rozmowie z Interią Amanda Dziubińska.

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version